To moja misja
Polski Język Migowy (PJM) włączyła w swoją pracę 26-letnia doktorantka, polonistka i logopedka. Skąd taki pomysł? Jak biegnie zawodowa droga Katarzyny? Jakie są blaski i cienie pracy logopedy?
Dominika Kopańska: Katarzyno, czym się zajmujesz?
Katarzyna Niezręcka: Pracuję z dziećmi jako logopedka, nie tylko z tymi, które mają niedosłuch. W logopedii to jednak mój konik, ponieważ docelowo chciałabym pracować tylko z dziećmi z wadami słuchu. W logopedycznej pracy próbuję wprowadzać elementy języka migowego, czyli np. pracując z dziećmi słyszącymi, często bazuję na daktylografii, czyli liczbach i alfabecie palcowym, z którego korzystam zamiennie z gestami artykulacyjnymi.
Czasem przekształcam alfabet palcowy tak, żeby przypominał ruch artykulatorów, np. głoska G jest dla mnie charakterystyczna, bo tutaj „pstrykamy” środkowym palcem i kojarzy mi się to z cechą tej głoski, gdyż jest wybuchowa i zwarta. „Kombinuję” na swoje potrzeby. Mam też nawyk, żeby przy mojej mowie do dziecka był widoczny pewien ruch; staram się, by elementy języka migowego były obecne w mojej pracy.
W gabinecie na ścianie widać dużą grafikę, na której przedstawiony jest alfabet palcowy. Dlaczego? Dzieci zawsze o coś pytają, więc to dobry moment, żeby zagaić i poprowadzić rozmowę.
A skąd pomysł połączenia PJM z logopedią?
Jestem siostrą osoby z głębokim niedosłuchem, która namówiła mnie na naukę Polskiego Języka Migowego. Stąd moje zainteresowanie PJM, które postanowiłam połączyć z logopedią. Podczas nauki natrafiłam na wiele źródeł, które wręcz naciskały na oralizm. To mi trochę nie pasowało, ponieważ staram się, i nie tylko ja, wyczuć to, czego dziecko akurat potrzebuje, a nie skupiam się na tym, co ja bym chciała, żeby robiło.
Zaczęłam się interesować językiem migowym. Jako doktorantka robię badania, w których staram się logopedom i rodzicom pokazywać, że obawa przed posługiwaniem się językiem migowym jest niesłuszna. Od rodziców najczęściej słyszę, że obawiają się rozleniwienia dziecka, bo wybór języka migowego wydaje się łatwiejszy.
To rozleniwienie dotyczy nauki mowy fonicznej na rzecz języka migowego. Dlatego staram się otwierać umysły tym, którzy mają obawy.
W jednym z Twoich mediów społecznościowych mówisz, że chcesz być surdo-, ale nadal logopedą. Co miałaś na myśli? Jaki ma z tym związek Twój doktorat?
Bardzo chcę zostać surdologopedą, ale nie mam takiej możliwości, ponieważ jedyną opcją są studia podyplomowe o specjalizacji surdologopedycznej, które odbywają się online. To dla mnie nie do przyjęcia, więc mój doktorat jest pewną kombinacją, dzięki której mam możliwość prowadzenia badań i potwierdzenia osobom, które do mnie przychodzą na terapię, że mimo iż nie mam przedrostka surdo- i nie jestem neurologopedą, to znam się na tym, co robię.
Jest mały bałagan w nazewnictwie, ponieważ tworzeniem ustaw zajmują się chyba osoby, które nie mają pojęcia, jak wygląda nasza praca.
Od początku wiedziałaś, że chcesz być logopedką?
Nie, nie (śmiech). Chciałam zostać dziennikarką i pracować głosem. Pierwszym strzałem było dziennikarstwo radiowe, może telewizyjne, ale wyszło inaczej i trafiłam na kurs PJM. Warszawa mi „nie podeszła”, ale wiedziałam, że jeżeli dziennikarstwo nie w Warszawie, to będzie trudno w innym mieście.
Podczas kursu PJM uznałam, że chcę pójść w stronę pedagogiczną. Moja babcia jest emerytowaną nauczycielką, siostra – surdopedagożką, ale ja stroniłam od pedagogicznych kierunków. Dziś czuję, że jestem w dobrym miejscu i doceniam swój zawód.
Czy czujesz się doceniana w pracy? Jakie są „blaski i cienie” Twojego zawodu?
Przez sytuację związaną z tym, że logopedzi teraz protestują, to widzę cienie. Niestety, w pewnym sensie nasz zawód jest przez system obecnej edukacji nieco zagrożony, i w tym jest największy problem. Z tego powodu, że jestem logopedką ogólną i nie mam żadnego „przedrostka”, czasem czuję się gorzej traktowana, kiedy zdarzają się pytania od rodziców dotyczące tego, czy jestem neurologopedą.
Jak najbardziej je rozumiem, ponieważ rodzice mogą mieć obawy lub nie mają wiedzy dotyczącej naszego zawodu. Wtedy tłumaczę, że nie jestem neurologopedką i że logopedia jest dziedziną ogólną, a w jej środku są neuro-, surdo- itp., tak jakby poddziedziny i specjalizacje.
Takie sytuacje sprawiają, że czuję się trochę niedoceniana, ale na szczęście zdarzają się bardzo rzadko. Przez większość rodziców moich małych pacjentów czuję się doceniana.
W jaki sposób podnosisz kwalifikacje?
Żeby być surdologopedą, trzeba skończyć studia, a jak wspomniałam, odbywają się jedynie online. Ja sobie nie wyobrażam, żeby w ten sposób studiować, ale podkreślam – to moja opinia. Chcę doświadczyć, praktykować. Oczywiście na studiach z logopedii miałam przedmioty z zakresu niedosłuchu, ale nie było ich tak dużo, jak bym oczekiwała.
Jeżeli chodzi o podnoszenie kwalifikacji, to uczęszczam na różne kursy, które wzbogacą wiedzę z zakresu surdologopedii. Wybierając szkolenia, najpierw muszę wiedzieć, co mi się może w pracy przydać. Pisząc doktorat, zbieram na swoje logopedyczne konto wszystkie badania, artykuły i wystąpienia na konferencjach.
Moją grupą badawczą są przede wszystkim dzieci z wadami słuchu i dorośli z wadami słuchu. Takie mam sposoby na podnoszenie i wzbogacanie kwalifikacji.
Czy w karierze pomogło Ci to, że masz siostrę z głębokim niedosłuchem? Jeśli tak, to w jaki sposób?
Cieszę się, że mam takie doświadczenie i jestem siostrą niesłyszącej osoby. Poza tym, że mogę powiedzieć rodzicom dzieci to, co jest zawarte w podręcznikach akademickich, to jestem też w stanie im pokazać, że dziecko ma szansę na sukces i jest w stanie rozwijać się tak, jak słyszący rówieśnicy.
Obecna sytuacja, jeżeli chodzi o medycynę czy technologię, pozwala na to, żeby dzieci z wadami słuchu – niezależnie od stopnia jego ubytku – mogły rozwijać się na równi ze słyszącymi dziećmi.
Zdarza się, że spotykam dzieci z wadami słuchu i muszę się zastanowić, czy faktycznie są osobami słabosłyszącymi, ponieważ nie widzę aparatu słuchowego ani implantu ślimakowego, a dzieciaki świetnie sobie radzą. Mam doświadczenie jako siostra osoby niesłyszącej, która była zaaparatowana dopiero około 1. roku życia w czasach, gdy nie było przesiewowych badań słuchu, więc miała ten rok „w plecy” w rozwoju mowy.
Moja siostra została zaimplantowana dopiero w 13. roku życia, a drugi implant miała jako 20-latka, więc dość późno i w bardzo dużym odstępie czasu, dlatego widzę różnice w mowie. To dość charakterystyczne, ale wiem, że każde dziecko z wadą słuchu jest w stanie osiągnąć sukces i zawsze wspieram się doświadczeniem ze swojego życia z niesłyszącą siostrą, która pomimo wady słuchu skończyła studia, jest surdopedagożką (!) i pracuje z dziećmi.
Jako surdopedagożka?
Tak. To najlepszy przykład dla rodziców moich pacjentów. Dostaję od nich informację zwrotną, że trochę ich uspokoiłam. Uciszenie ich obaw sprawia, że inaczej zaczynają podchodzić do swoich dzieci i ich rozwoju. Dziecko podczas terapii często się stresuje, ponieważ czuje nacisk rodzica na to, żeby te pierwsze słowa w końcu się pojawiły.
Kto może zostać logopedą? Przychodzi mi do głowy stereotyp, że logopeda lub logopedka powinni mieć nienaganną dykcję. Czy logopedą może być osoba z ubytkiem słuchu? Obie wiemy, że osoby słabosłyszące są różnie „wyrehabilitowane” w mowie.
Żeby dostać się na studia logopedyczne, sprawdza się u kandydatów przede wszystkim predyspozycje artykulacyjne. Moje podejście trochę się zmieniło, dlatego że jakiś czas temu byłam przekonana, że jako logopedzi musimy świecić przykładem. Natomiast po pierwszym szkoleniu z panią profesor, której nazwisko przeplata się przez cały okres studiów logopedycznych, wiem, że artykulacja artykulacją, ale czasami logopedzi pracują nie tylko na kompetencjach językowych, ale także, komunikacyjnych.
Oprócz artykulacji ważne jest także to, czy kandydat jest w stanie poradzić sobie w kontakcie z drugim człowiekiem. Dlatego nawet osoby z wadami wymowy mają możliwość dostania się na takie studia. Są jednak zobowiązane do tego, by pracowały nad swoją wadą wymowy i zbliżały się do ideału.
Ja też mam pewne nieprawidłowości wymowy, ale codziennie ćwiczę z dziećmi i widzę poprawę. Jeśli chodzi o osoby z wadami słuchu, które straciły słuch w późniejszym okresie, to mimo iż zakończyły rozwój mowy, zachowały pamięć słuchową i artykulacyjną. W takich sytuacjach logopeda może być z wadą słuchu, ale powinien uczęszczać na terapie czy treningi słuchowe, by nauczyć się np. słyszeć przez aparat słuchowy lub implant ślimakowy.
Jak wygląda Twój dzień pracy jako logopedki, aktywnie też działającej na jednym z portali społecznościowych, i doktorantki?
Staram się to łączyć, ale odkąd jestem doktorantką, jest ciężko. Bardzo lubię swoją internetową działalność, ponieważ wiem, że namówiłam parę osób na studiowanie logopedii i pokazałam te studia troszkę z innej perspektywy. Wiem, że są zadowolone. Staram się być dostępna w mediach społecznościowych codziennie, choć to trudne.
To też moja praca, za którą nikt nie płaci, choć czasem pojawia się współpraca z wydawnictwami, których książki staram się dobierać pod kątem logopedycznej działalności. Działanie w social mediach daje mi dużo korzyści, gdyż mam kontakt z wieloma osobami: głuchymi migającymi, z wadami słuchu i z ich rodzicami.
To też moja pasja i misja, ponieważ chcę pokazać logopedię wzbogaconą o język migowy. Chcę dawać też wsparcie rodzicom. Jakiś czas temu przypięłam post na swoim profilu. Napisałam, że rodzice, jeśli mają jakikolwiek problem czy wątpliwość związaną z dzieckiem, zawsze mogą do mnie napisać.
Oprócz tego, że jestem dla dziecka, jestem też dla rodzica. Nie oczekuję, że dostanę za te rady wynagrodzenie, ale chcę być obecna po to, by dodać im otuchy. Życie z niedosłuchem dziecka jest na początku zwykle trudne, dlatego rodzice nie umieją sobie z tym poradzić i poukładać wszystkiego w głowie.
Oprócz działalności w social mediach bywam na uczelni i przede wszystkim w pracy, która pochłania najwięcej czasu, ale powtarzam: próbuję to wszystko połączyć, ponieważ czuję, że to moja misja i właśnie to chcę w życiu robić.
Bardzo dziękuję za rozmowę!
Katarzyna Niezręcka – logopedka ogólna, polonistka, doktorantka. Na co dzień pracuje z dziećmi w gabinecie logopedycznym. Szczególnym zamiłowaniem darzy diagnozę i terapię dzieci z wadami słuchu. Poza murami gabinetu zajmuje się badaniami naukowymi związanymi z zaburzeniami mowy o podłożu językowym w grupie osób z wadami słuchu. Swoje zainteresowania naukowe zawdzięcza starszej siostrze, która od urodzenia jest osobą niesłyszącą.
Twórczyni bloga internetowego o nazwie @surdologopedycznie, którego celem jest stworzenie przestrzeni pełnej wsparcia dla rodziców, którym przyszło zderzyć się z wadą słuchu u swoich dzieci.
Artykuł pochodzi z numeru 3/2023 magazynu „Integracja”.
Sprawdź, jakie tematy poruszaliśmy w poprzednich numerach.
Zobacz, jak możesz otrzymać magazyn Integracja.
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- W 2025 roku nowe kryteria dochodowe w pomocy społecznej
- Rehabilitacja lecznicza Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. O czym warto wiedzieć
- Czego szukają pod choinką paralimpijczycy?
- Gorąca zupa, odzież na zmianę – każdego dnia pomoc w „autobusie SOS”
- Bożenna Hołownia: Chcemy ograniczyć sytuacje, gdy ktoś zostaje pozbawiony prawa do samodzielnego podejmowania decyzji
Dodaj komentarz