Inteligentny wózek zapali światło, wjedzie na krawężnik a nawet przepchnie samochód osobowy. O pasji zmienienia świata na lepszy i trudach napotykanych przez młodego wynalazcę rozmawiamy z Patrykiem Arłamowskim, który wraz z Kamilą Rudnicką zaprojektował inteligentny wózek.
Cyfrowa Integracja: Jak narodził się pomysł zaprojektowania wózka?
Patryk Arłamowski: Być może to zabrzmi dziwne, ale był to zupełny przypadek. Może też trochę wynik irytacji. Byłem wtedy na stypendium naukowym w Hiszpanii. Koleżanka zapytała mnie, czy mógłbym pomóc jej naprawić wózek jej syna, bo koszt naprawy w serwisie był bardzo wysoki. Oczywiście zgodziłem się. Co do tego miała irytacja? Gdyby sterownik wózka był skonstruowany „w normalny sposób”, zapewne skończyłoby się na jego naprawie. Ale producent specjalnie zaprojektował go w taki sposób, aby nie dało się zrobić nic innego poza kupnem nowego. I zirytowało mnie to do tego stopnia, że postanowiłem zaprojektować taki sterownik sam, zupełnie od nowa.
Jak wyglądał proces od pierwszego pomysłu do wyprodukowania prototypu wynalazku?
Najpierw powstaje tzw. „proof of concept”, czyli coś, co pokazuje, że rozwiązanie jest technicznie wykonalne, ma sens. Często jest to prototyp. Na tym etapie jesteśmy obecnie. Później należy go dopracować, nadać mu odpowiednie cechy. W naszym przypadku to np. dokończenie interfejsu (czyli tego, w jaki sposób urządzenie komunikuje się z użytkownikiem), stworzenie wersji nadającej się do produkcji, dodanie obudowy, etc.
A gdy prototyp jest gotowy?
Urządzenie w wersji „przedprodukcyjnej” musi zostać poddane testom. Jedne są bardzo zasadne (np. związane z bezpieczeństwem), inne zupełnie bezsensowne i istniejące najwyraźniej wyłącznie po to, aby ktoś na nich zarabiał, a jest też kilka takich, które powinny być obowiązkowe a nie są. To oczywiście generuje koszty i to nie małe. Podobno jestem optymistą, twierdząc, że niezbędne testy i certyfikaty sterownika, nad którym pracujemy wraz z kilkoma sensorami kosztować będą mniej niż pół miliona złotych, więc to dość duży wydatek.
W międzyczasie testów nanosi się poprawki, które zresztą często właśnie z nich wynikają. Gdy wszystko jest gotowe, na podstawie opracowanej i zatwierdzonej dokumentacji, produkuje się krótką serię, którą znowu testuje. Tym razem testerami są potencjalni użytkownicy. Na podstawie ich opinii i spostrzeżeń do produktu wprowadzane są poprawki, a następnie jest on znów testowany. Gdy wszystko działa jak należy, można ruszać z produkcją i rozglądać się, czy w Chinach już tego nie mają.
Jakie funkcje posiada prototyp?
Pomijając oczywistą funkcję, jaką jest jeżdżenie, prototyp na chwilę obecną wyposażony jest m.in. w specjalny komputer embedded, potrafiący komunikować się nie tylko z najbliższym otoczeniem (funkcja inteligentnego budynku), smartfonem i tabletem, lecz także centrum pomocy.
Odpowiednie algorytmy potrafią przekształcać ruch wirtualnego kursora wyświetlanego na ekranie na rozkazy dla napędów. Jeśli przesuniemy kursor, wózek przemieści się w odpowiednie miejsce. Na czym polega magia rozwiązania? Otóż kursor możemy przesuwać praktycznie każdym istniejącym już urządzeniem wejściowym (działa to jak kursor myszy w komputerze), lecz także w przyszłości każdym nowym urządzeniem, które wymyślimy. Nie ważne czy jest to dżojstik, czy będzie to encefalograf, czyli czujnik wykrywający fale elektryczne generowane przez ludzki mózg. Każde z tych urządzeń będzie mogło być kompatybilne z wózkiem, nad którym pracujemy.
Do tego sam sterownik jest bardzo wydajny – często osoby niepełnosprawne narzekają, iż wózki elektryczne, których używają są zbyt słabe by podjechać pod niewielkie wzniesienie. I często nie jest to wina napędu tylko samego sterownika. Ostatnio na potrzeby programu TVN Turbo sprawdzaliśmy, jak wydajny może być napęd zwykłego, popularnego wózka sterowanego tym sterownikiem. Przepchnięcie samochodu osobowego nie stanowiło żadnego problemu. A dzięki wspomnianym algorytmom i czujnikom, w które w przyszłości wyposażony będzie wózek, moc ta będzie pożyteczna a nie niebezpieczna – uchronią one osobę z niepełnosprawnością przed odniesieniem obrażeń – np. w przypadku, gdyby przez nieuwagę skierowała wózek na przeszkodę.
Skoro jesteśmy już przy napędach, uruchomiliśmy też system KERS pozwalający na odzyskiwanie energii podczas hamowania, dzięki czemu wózek ten będzie wymagał rzadszego ładowania. Zamiast tracić energię w formie ciepła, doładowujemy nią akumulatory.
Czy w przyszłości pojawią się jeszcze jakieś funkcje?
Tak, zdecydowanie tak. Cały czas wymyślamy nowe możliwości, w które chcielibyśmy wyposażyć urządzenie, ale na chwilę obecną, ze względu na ograniczone zasoby i czas, postanowiliśmy zaprzestać dodawania nowinek.
Do osób, z jakimi rodzajami niepełnosprawności skierowany jest Pański wynalazek?
Rozwiązanie, nad którym pracujemy przeznaczone jest dla osób, których stan zdrowia uniemożliwia lub utrudnia samodzielne poruszanie się. Dzięki temu, że możliwe jest jego dostosowanie do potrzeb danej osoby, poprzez m.in. stosowanie zamiennych sensorów (np. joysticka, czujnika wykrywającego ruch głowy lub gałki ocznej) wózek wyposażony w nasz sterownik może być wykorzystywany także przez osoby, dla których obsługa zwykłego wózka jest niemożliwa lub bardzo trudna.
Czy miał już Pan okazje zapoznać się z opiniami potencjalnych użytkowników?
Po emisji gali finałowej Polskiego Wynalazku, dostaliśmy ponad 200 wiadomości od osób z niepełnosprawnościami. Jedną negatywną i pozostałe naprawdę pozytywne. Przytoczę fragmenty dwóch wiadomości. Bez nazwisk, gdyż nie zapytałem o zgodę, ale myślę, iż anonimowo nikt nie będzie miał mi tego za złe.
"Mam wózek elektryczny, którego joystick jest zamontowany na specjalnym wysięgniku przystawianym do brody. Wadą tego typu rozwiązania jest konieczność trzymania brodą tego joysticka przez cały czas. Po kilku minutach takiej jazdy zaczynam odczuwać ból szyi i samej brody. Jestem zmuszony wtedy stanąć, aby chwilę odpocząć. Poza tym nawet minimalny ruch głowy w bok powoduje skręt całego wózka. Dlatego rozwiązanie, które zaprezentowałeś na konkursie powaliło mnie całkiem, bo daje mi nadzieję na to, że może moje marzenia o takim wózku mogą się kiedyś zrealizować."
oraz:
"Sam jestem emerytowanym architektem, który potrafi ruszać tylko głową. Do typowego wózka inwalidzkiego akumulatorowego dorobiłem sterownik zawieszany jak plecak na piersiach, którego joystick w kształcie grzybka poruszam brodą. Myślę, że Pana wynalazki są o wiele lepsze tylko jest to kwestia czasu, którego ja już wiele nie mam. Potrzebuję np. sterownik w formie obręczy zakładanej na głowę, której ruch głową zwierałby umieszczone na niej styki, i w ten sposób kierował ruchem wózka. Po drugie – potrzebuję sterownik do zmiany kanałów w telewizorze.”
To tylko dwie wypowiedzi, które pokazują jak duża jest potrzeba zmian w myśleniu o sterowaniu wózkami inwalidzkimi.
Inteligentny wózek wygrał organizowaną przez Ministerstwo Szkolnictwa Wyższego i TVP galę Polski Wynalazek 2014. Zdania jury konkursu były podzielone, ale o zwycięstwie decydowały głosy telewidzów. Jak Pan myśli, dlaczego akurat Pański wynalazek przypadł im najbardziej do gustu?
Przyznam, że sam byłem zaskoczony. Pozostałe projekty konkursowe prowadzone były przez duże uczelnie i ośrodki badawcze, reprezentowane przez profesorów, doktorów, etc. Stały za nimi zaplecza techniczne, działy PR oraz poparcie mediów. My przyjechaliśmy sami, pożyczonym samochodem, z walizką narzędzi, gdyby coś się zepsuło. Pod względem „przygotowania do finału” na tle konkurencji wypadaliśmy bardzo słabo. Nie mam pojęcia, co sprawiło, że wygraliśmy, ale to potwierdza, że nasza praca ma sens. A to doskonały impuls do działania.
Główną nagrodą w konkursie było 50 tysięcy złotych. Na co przeznaczy Pan tę sumę?
Na razie zapłaciłem podatek. Pieniądze mamy dostać prawdopodobnie w sierpniu. Planujemy kupić jedno z urządzeń do wykonywania prototypów obwodów drukowanych, które będzie bardzo przydatne przy prototypowaniu. Jednakże do tego czasu muszę znaleźć jeszcze ponad drugie tyle pieniędzy.
Czego w takim razie potrzebuje Pan teraz najbardziej, aby Pański wynalazek trafił do produkcji i jak długo, Pana zdaniem, może to potrwać?
Przydałby się numer telefonu do Billa Gatesa albo przynajmniej wiza do USA, której od jakiegoś czasu nie mogę dostać. Chciałbym tam znaleźć inwestora – najlepiej filantropa, który pomoże skończyć produkt i wdrożyć go do produkcji, ale tak, by nadal był przystępny finansowo (a takim może być), a nie po prostu „tani w produkcji”. Bo niestety na razie mam dziwne wrażenie, że rekiny biznesu w Polsce nie istnieją, za to wiele jest piranii. Takich, które głośno bulgoczą i mało z tego wynika. Kwestię pana posła, który zadzwonił do nas dzień po finale, by zaproponować abyśmy stali się (razem z wózkiem) twarzą kampanii wyborczej – przemilczę.
Wielokrotnie podkreślał Pan, że ideą powstania wózka było nie tylko usamodzielnienie poruszających się na nim osób, ale też zaoferowanie produktu w przystępnej cenie. Ile będzie kosztował inteligentny wózek?
Jeszcze raz chciałbym sprostować. Nie będziemy produkować wózków. Tym zajmuje się prawie 300 firm w Polsce – od dużych, zatrudniających po kilkadziesiąt osób, do małych, mieszczących się często w garażach. I robią to naprawdę dobrze. Za to każda z tych firm kupuje gotowe sterowniki, które instaluje w swoich wózkach. I one najczęściej pochłaniają znaczną część kosztu produkcji.
Nasz sterownik w podstawowej wersji ma być ponad czterokrotnie tańszy (różnica rzędu 2000 zł) od popularnych zachodnich sterowników wyposażonych w joystick – i o tyle mamy nadzieję, że stanieją wózki elektryczne. A dla osób niepełnosprawnych w Polsce to naprawdę dużo.
Dodaj komentarz