Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Przychodzi baba do lekarza, a lekarz to robot

31.07.2023
Autor: Sylwia Błach, fot. Pexels
Źródło: Integracja 3/2023
Na fotografii widać część sylwetki i lekarza i ich dłonie.

Jak wielu z nas – wybrałam przychodnię najbliżej domu. To prosty wybór: chory człowiek chce jak najszybciej znaleźć się u lekarza, a nie przebijać przez miasto komunikacją miejską. Te kilka lat temu nie zastanawiałam się nad technologicznym wspomaganiem leczenia. E-recepta była nowością, a noszenie teczki z dokumentacją normalnym elementem wizyty u lekarza. I co z tego, że każdy lekarz z lękiem i znudzeniem patrzył na opasłe tomiszcze w mojej ręce, skoro historia choroby była tym, co zawsze musiałam mieć przy sobie.

Potem przyszła pandemia i zmieniła nasze życie. Dostęp do lekarzy stał się utrudniony, ludzie umierali (nie tylko od koronawirusa), a szpitale przeżywały oblężenie. Chcemy zapomnieć o tych trudnych czasach, to zrozumiałe. Ale jedną rzecz chciałabym przywrócić, choć nie mam na to żadnego wpływu: dostęp do e-medycyny dla tych, którzy tęsknią za nią tak jak ja.

Gdy zaczęła się pandemia, wprowadzono w przychodni, do której należę, wizyty telefoniczne. Mogłam umówić się na rozmowę, wyłuszczyć swoją sprawę i po kilku chwilach odebrać e-receptę lub e-skierowanie. Nie oszukujmy się – choć często potrzebujemy kontaktu z lekarzem, to są sytuacje, gdy nie musimy widzieć się z nim twarzą w twarz.

Podczas pandemii w „mojej” przychodni wydarzyło się coś jeszcze: uruchomiono specjalny adres e-mail, na który pacjent mógł wysłać prośbę o wypisanie stale przyjmowanych leków. To był prawdziwy XXI wiek – pisałam wiadomość, a kilka dni później e-recepta widniała w moim telefonie!

Skończyła się pandemia i wszystkie udogodnienia zostały wycofane. Znów przesiaduję godzinami w kolejce, by poprosić o skierowanie lub jeden podpis. I znów muszę chodzić z kartką i wrzucać ją do skrzynki pocztowej Przychodzi baba do lekarza , a lekarz to robot wiszącej przy drzwiach, by otrzymać receptę. Tak jakby ta technologia, mająca ułatwić życie nam wszystkim – i pracownikom, i pacjentom, parzyła kogoś w palce. Jakby zamiast ułatwiać i przyspieszać pracę, ją utrudniała. Ciągle się zastanawiam, o co chodzi, i nawet próbuję podpytywać, gdy wołam recepcjonistkę przez wysoki kontuar, zza którego mnie nie widać. A ona rozgląda się i wraca do pracy, chyba myśląc, że zaczyna słyszeć głosy.

Gdy rozmawiam o tym ze znajomymi z Poznania, często słyszę, że w „ich” przychodniach jest lepiej. Wiem, że w Polsce stopniowo uruchamiana jest usługa wydawania recept przez system e-pacjent. Śmieję się, gdy tata pyta, dlaczego nie użyję tej opcji, zamiast osobiście biegać po receptę. Sorry, tato, ale w Poznaniu ciągle wrzucamy papier do skrzynki.

Niedawno w Polsce było głośno o powstawaniu zintegrowanej historii choroby pacjenta. Wiele osób ogłosiło bunt, przerażonych, że każdy będzie wiedział wszystko o ich stanie zdrowia. Tworzenie takiej infrastruktury faktycznie wymaga potężnej wiedzy dotyczącej cyberbezpieczeństwa. A od nas, obywateli, zaufania do rządu i organów ścigania.

Spędziłam godziny, dyskutując z partnerem o wadach i zaletach tego rozwiązania. O wygodzie płynącej z cyfryzacji dokumentów. Niebezpieczeństwie kradzieży danych. O ograniczonym dostępie do plików. Szyfrowaniu. Zabezpieczeniach. O systemach sztucznej inteligencji automatycznie analizujących historię choroby. Możliwościach, które cyfryzacja nam daje, i ryzyku, które podejmujemy, zgadzając się na kolejne wprowadzane przez państwo cyfrowe usługi.

Niedawno, przerzucając kilkadziesiąt dokumentów przed kolejną wizytą u specjalisty, segregując je według daty i tematu, znów pomyślałam o cyfrowej dokumentacji. O algorytmie, który streściłby historię mojej choroby i wsparł lekarza w podejmowaniu decyzji.

Technologia zmieni nasze życie na lepsze, ale tylko wtedy, gdy podejdziemy do niej z głową, ostrożnością i ciekawością. A nie tak jak wtedy, gdy udostępniamy kolejny post przeciw nowym technologiom w medycynie. Na profilu na Facebooku, którego regulaminu ani polityki prywatności nigdy w życiu nie przeczytaliśmy.


Sylwia Błach – programistka, pisarka, blogerka, działaczka społeczna, modelka. Wyróżniona przez markę Panache w konkursie Modelled by Role Models Nowy Wymiar Piękna jako „Wzór do Naśladowania”. Pojawiła się na okładce ostatniej edycji magazynu „Harper’s Bazaar” jako finalistka konkursu „Evoque – I’m on the move” – dla kobiet wprawiających inne kobiety w ruch, i na okładce „Integracji” – w numerze o kulturze (5/2020). Tworzy sklepy i strony internetowe. Choruje na rdzeniowy zanik mięśni, porusza się na wózku. W 2017 r. znalazła się w I edycji Listy Mocy, publikacji wydanej przez Integrację, z sylwetkami 100 najbardziej wpływowych Polek i Polaków z niepełnosprawnością. W nr. 1/22 magazynu „Forbes Women Polska” znalazła się na liście 22 kobiet, które warto było obserwować w ubiegłym roku. Więcej: sylwiablach.pl


Artykuł pochodzi z numeru 3/2023 magazynu „Integracja”.

Sprawdź, jakie tematy poruszaliśmy w poprzednich numerach.

Zobacz, jak możesz otrzymać magazyn Integracja.

 

Dodaj komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin

Komentarze

brak komentarzy

Prawy panel

Wspierają nas