Pracuję, bo lubię pomagać i towarzyszyć dzieciom w odkrywaniu świata oraz ich własnych możliwości
Rozpoczęcie roku szkolnego jest dla dzieci i młodzieży wydarzeniem stresującym, dla niektórych wręcz lękowym. Presja, czas, niekiedy nowe środowisko. Jak wesprzeć dziecko w zwalczaniu napadów lękowych oraz zredukować jego lęk? Zapraszamy do rozmowy z psycholożką, Zenoną Sikorską.
Natalia Haus-Gołaszewska: Zacznijmy może od podstawowego pytania, czym są w ogóle lęki?
Zenona Sikorska: Lęk jest stanem nieprzyjemnym i długotrwałym. Różnica między strachem, a lękiem jest dosyć duża, dlatego że strach jest na ogół krótkotrwały. Boimy się raczej czegoś konkretnego, natomiast lęk jest bardziej uogólniony i trwa znacznie dłużej. Uczucie niepokoju, które nam towarzyszy wpływa na naszą somatykę, ponieważ żyjemy w nieustającym napięciu.
Skąd się biorą te lęki?
W bardzo dużej mierze wmontowuje nam się lęki. Proszę zwrócić uwagę jak często nadużywamy powiedzenia: „Nie bój się”. Wobec dzieci robimy to wręcz permanentnie – „Nie bój się, choć do mamusi/chodź do cioci”. Stale używamy zwrotu: „nie bój się” i wmontowujemy dziecku, że ten świat jest przerażający, lęki obserwujemy w życiu codziennym bardzo często, i tak, jak sami wmontowujemy te lęki dzieciom, tak możemy postarać się je samemu zredukować.
Ale w jaki sposób?
Pierwsza sprawa, jak we wszystkim zresztą, to jest profilaktyka - nie używać słowa „boisz się”. Tłumaczyć ten świat w sposób racjonalny. Da się to zrobić absolutnie we wszystkich sytuacjach, tylko trzeba się chwilę zastanowić, bo z kolei my też to mieliśmy wmontowane, prawda? Nam też mówiono „nie bój się”.
To prawda, tak jest od pokoleń…
Od pokoleń, dlatego jest to bardzo trudne do wyplenienia w sobie, ale możliwe.
Jak rodzic może poznać, że jego dziecko zmaga się z lękami?
Przez uważną obserwację, na ogół dziecko wycofuje się z aktywności, ze spontaniczności, jeżeli chodzi do szkoły, to następuje pogorszenie koncentracji pracy, pogorszenie ocen, trudności w uczeniu się. I to jest dosyć łatwo rozpoznać, trudniej jest dowiedzieć się z jakiego powodu to się stało. Bacznie obserwować i to też nie jest takie oczywiste, ponieważ dorośli dość powierzchownie obserwują dzieci i na ogół, jeżeli w szkole jest wszystko okej – zjadło drugie śniadanie, wstaje do szkoły, ubiera się to… wszystko jest w porządku, prawda?
Wobec tego jak rozmawiać z dzieckiem?
Musimy nauczyć dziecko od małego otwarcie mówić o swoich uczuciach i potrzebach. Proszę też zwrócić uwagę, jak często udzielamy odpowiedzi za dzieci, nie słuchamy ich uważnie. Ja w swojej pracy terapeutycznej z dzieciakami, którą nazywam po prostu towarzyszeniem dziecku w jego przeżyciach widzę jak one chętnie opowiadają, bo wiedzą, że będą wysłuchane, że ja nie będę im przerywała ani oceniała. Dzieci właśnie tego potrzebują, znacznie bardziej niż rad czy pouczeń.
Jak wspierać dziecko w zwalczaniu tego lęku?
Przede wszystkim afirmacyjnie traktować rzeczywistość, ale bez przesady, bo dzieci mają takie czujniki, prawdy i jeżeli im coś kadzimy lub lukrujemy rzeczywistość, wiedzą o tym doskonale. I o ile kadzenie odróżniają bardzo dobrze, to o tyle – ponieważ nie znają zagrożeń tego świata – straszenie odbierają na serio. Najfajniej jest jak dziecko samo udzieli sobie porady, w sensie wymyśli jakiś sposób na to, aby ten lęk zredukować. Na ogół to są takie lęki, które spokojnie można rozwiązać w rodzinie, natomiast, jeśli jest to już na tyle poważne, to wtedy rzeczywiście trzeba iść do specjalisty.
Czy przechodzić do porządku dziennego nad daną sytuacją? Nie roztrząsać napadu lęku, tylko iść do przodu?
Przede wszystkim dziecko potrzebuje zrozumienia, musi mieć poczucie, że jest rozumiane. Nawet jeżeli nie ma na to czasu, a wiemy, że dziecko może się czegoś w szkole bać, to budzimy je odpowiednio wcześniej, żeby mieć czas na łagodną rozmowę, spokojną pertraktację.
Sytuacja, w której dziecko się uprze i zupełnie nie chce iść do szkoły, oznacza, że lęk jest tak nasilony, że trzeba udać się do specjalisty. Nim to jednak zrobimy warto samemu zastanowić się, skąd to się wzięło? A może coś się wydarzyło w szkole? Bo przecież często nie mamy zielonego pojęcia, co się wydarzyło właśnie w szkole? Dzieci – tak jak wspominałam – wierzą w straszenia, a my nie wiemy, czy rówieśnik lub osoba dorosła na przykład czegoś zastraszającego nie powiedziała.
Znałam kiedyś dziecko, które usłyszało od kolegi: „Ja Cię wczoraj poczęstowałam śliwką z robakiem, który teraz urośnie Ci w brzuchu i Cię zabiję". I dlaczego miałby nie uwierzyć? To jest naprawdę trudne, jeżeli ktoś ma bardzo dobry kontakt ze swoim dzieckiem to jest szansa, że do tego dotrze, ale pewności nie ma…
Bagatelizować czy iść do przodu?
Trzeba dziecku uświadomić, że lęk i obawa jest czymś absolutnie naturalnym, co towarzyszy każdemu człowiekowi. Trzeba mu też wytłumaczyć, że jeżeli ktoś się czegoś boi, to jest to zupełnie naturalne, ale możemy pomyśleć, jak ten lęk z siebie wypędzić, co zrobić, żeby go nie było? I to też jest fajne, jak dziecko będzie uczestniczyło w wymyślaniu pomysłów na redukcję tego lęku. Często dzieci nie mają tych pomysłów, ale za to mają świadomość, że coś robią i przede wszystkim same sobie dają polecenia oraz rozkazy. My nie jesteśmy w stanie przecież przewidzieć tego czy na przykład w szkole dziecko się pogodzi z koleżanką i będzie już dobrze, czy nadal nie będą się kłóciły albo czy się przeproszą, a może dziecko nie jest gotowe do wykrztuszenia z siebie słowa: „przepraszam” i powiedzenia tego koleżance, która też jej dokuczała. To jest bardzo delikatna sprawa. Nie wolno pielęgnować lęku. Zamiast tego wskazane jest racjonalne podejście, przytulenie i rozmowa o tym, co dziecko czuje, czego się obawia. Rodzice najpierw montują niechcący pewne lęki, a później jeszcze utrwalają.
Zatem co robić w takiej sytuacji?
Rozmawiać, rozmawiać, rozmawiać. Reagowanie na każdy lęk i każdy niepokój u dziecka też nie jest dobre. W „małych” lękach dajmy dziecku powalczyć samemu. Obserwujmy i bądźmy obok. Dziecko musi wiedzieć, że ma za plecami kogoś, kto go kocha i wspiera, że jeśli będzie potrzebowało rady czy pomocy to ma do kogo się zwrócić. To jest najważniejsze, żeby miało wsparcie i mówiło nam o każdych swoich niepowodzeniach oraz o lękach.
Ale są dzieci zamknięte w sobie, nie zawsze powiedzą.
Są. To prawda.
I co wtedy? Jak z takich dzieci wydobyć informacje? Jak do takich dzieci podejść? Bo co innego, kiedy dziecko jest gadatliwe i mamy super kontakt. Ale co, jeśli dziecko było takie otwarte, a nagle stało się zamknięte i nie chcę nic powiedzieć, nawet najbliższej osobie.
To spróbować mówić za niego. Są dzieci, które mają zwyczajnie trudności w komunikacji, w wypowiadaniu się, niektóre mówią monosylabami czy odpowiadają jednym słowem.
W jaki sposób mówić za dziecko?
Trzeba opisywać, uruchomić swój słownik, ponieważ wtedy dziecko też się uczy opisywać swoje stany uczuciowe, bo może tego zwyczajnie nie umie.
- „Rozumiem, że czułeś się wtedy opuszczony, zlekceważony, niesprawiedliwie osądzony…” i wtedy dziecko wybierze.
Czy to nie jest wmawianie?
Nie. Jest bardzo subtelna różnica między wmawianiem, a podrzucaniem słów i określeń. Ja mam na przykład taki zestaw, w którym znajduje się: dziewięćdziesiąt różnych uczuć, a potem dziewięćdziesiąt różnych cech charakteru. Jak przychodzi do mnie dziecko, którego nie znam to czytam mu te cechy ludzkiego charakteru czy różne emocje i mówię:
- „Będę ci tłumaczyła, co one znaczą, a ty mi powiesz, czy to ci się zdarza, czy nie zdarza albo czy taki jesteś, czy taki nie jesteś?”
Nie ma w tym żadnej oceny, bo dziecko dokonuje wyboru. Tłumaczę co, to na przykład: drażliwość, chciwość czy spontaniczność, bo przecież dziecko nie musi tego wiedzieć i w ten sposób kilka pieczeni na raz jest upieczonych, czyli wzbogacamy słownik dziecka i jednocześnie sprawiamy, że zaczyna myśleć nad sobą oraz nad tym, jaki jest. I na tej zasadzie wypytujemy dziecko, które nie chce samo mówić. Dajemy wybór, dzięki czemu wiedza się wzbogaca, a samoocena robi się bardziej urealniona. Tłumaczymy to wszystko, w ten sposób można dotrzeć do dziecka, które nie lubi mówić i ma z tym problemu, ponieważ kiedy Ty mówisz, a dziecko się nie odzywa, to zachodzi proces wewnętrznego monologu.
Ważne jest także zdobycie zaufania, bo dziecko, o którym mówi się „jest nieśmiały”, „nic nie mówi”, czyli nie ma w sobie na tyle pewności siebie i odwagi, żeby zabrać głos w jakiejś sprawie. Jak wyposażymy dziecko w bogaty słownik, a robimy to poprzez rozmowę, to dajemy mu bardzo ważne narzędzie do ręki.
Czy można wyleczyć się z lęku? Jakie ślady po sobie zostawia?
Można lęk znacznie zredukować. Moim zdaniem gdzieś taki drobny ślad jednak pozostanie, jeżeli mamy lęki i je zredukujemy to słowo „zredukujemy” oznacza, że jakaś cząstka została. Wytłumaczę to na przykładzie lęku przed lataniem – nawet jeżeli już polecimy samolotem to będziemy ściskać rękę sąsiada albo polecimy, ale ten niepokój zawsze zostanie.
Co z terapiami?
Są oczywiście profesjonalne terapie, które nastawione są na redukcję i zwalczanie lęku, ale ja myślę, że w przypadku dzieci, jeżeli dziecko ma silny, długotrwały lęk to rodzic najpierw powinien sam pójść do psychologa dziecięcego. Jeżeli przeanalizują całą sytuację dziecka i rodzic dostanie od psychologa wskazówki, to warto, żeby sam próbował sytuację rozwiązać, bo to jest najlepsza z możliwych sytuacji. Bardzo często duża część dzieci ma takie poczucie, że jak idę do psychologa to znaczy jestem zepsuty, to znaczy, że ze mną jest coś nie tak, to znaczy, że nie spełniam jakiś oczekiwań. Całe szczęście to postrzeganie pomocy psychologicznej już się zmieniło, ale nadal można się spotkać z pewnego rodzaju ostracyzmem.
Rodzic najpierw powinien się umówić na rozmowę sam i spróbować włożyć pewien wysiłek, natomiast z mojego doświadczenia czterdziestopięcioletniego prawie wynika, że rodzic nie ma ani czasu, ani cierpliwości, żeby zastąpić psychologa i rozwiązać problem swojego dziecka. Psychologowi za to płacą i rodzice wychodzą z założenia, że to ja powinnam się tym zająć.
To jest trudne dla rodzica i wymaga dużo pracy od siebie, jest też nieprzyjemne, ponieważ trzeba się przyznać do pewnych błędów, trzeba potraktować nasze dziecko jako partnera i to też nie mówię w takim znaczeniu, że jesteśmy kolesiami, tylko po prostu potraktować dziecko osobowo, to jest jednostka, to jest osobowość, tak powinien postąpić odpowiedzialny rodzic. Najpierw pójść samemu po poradę, dowiedzieć się, co ewentualnie się nie tak zadziało, że dziecko w tej chwili funkcjonuje nie tak, jakbyśmy się spodziewali. Nie funkcjonuje na poziomie swoich możliwości i swojej osobowości. Co się dzieje, że zaburzyło to jego zachowanie i jego funkcjonowanie. Najlepiej oczywiście iść do psychologa szkolnego. Psycholog szkolny ma szansę zaobserwować dziecko w jego naturalnym środowisku, na przerwie, podczas lekcji może wejść do klasy, ma największą wiedzę na temat tego dziecka. Psycholog w poradni przeanalizuje teoretycznie sprawę. Warto poprosić o to, żeby psycholog porozmawiał z dzieckiem i tu znowu psycholog szkolny ma znacznie więcej szans, dlatego, że dziecko z psychologiem szkolnym jest oswojone, dziecko widzi, że jest to osoba znana, z jego środowiska i rozmawia ze wszystkimi, więc dziecko nie ma takiego poczucia, że jest z nim coś nie tak, że trzeba go na zewnątrz wyprowadzić. Znacznie lepiej jest to załatwić na poziomie szkoły, jeżeli się nie da, no to trudno, wtedy idziemy dalej.
A co w przypadku, kiedy taka terapia nie pomaga i trzeba wdrożyć leczenie farmakologiczne? Jak to wygląda u dzieci w ogóle? Czy też się stosuje? I kiedy jest to ostateczność?
To raczej pytanie do psychiatry dziecięcego. W skrajnych przypadkach stosuje się farmakoterapię.
Wydaje mi się, że można tak pracować z dzieckiem – mówię też o rodzicach, bo to jest wychowywanie, kochanie, ale również praca, żeby starać się tego uniknąć. Natomiast jeżeli terapia nie działa, to oznacza, że nie jest to do końca dobra terapia albo zaburzenie jest rzeczywiście bardzo głębokie i potrzebny jest psychiatra dziecięcy.
Im wcześniej zaczniemy działać, im wcześniej pójdziemy po poradę, tym lepiej. Wiele się teraz mówi o braku pomocy psychologicznej w szkołach i to jest prawda. W szkołach, które ja znam – a znam prawie wszystkie w dzielnicy Praga-Południe jeszcze ze swojej pracy w poradni – to w warszawskich szkołach nie jest źle. Gorsza sytuacja jest w szkołach w małych ośrodkach miejskich, natomiast w Warszawie są dzielnicowe poradnie psychologiczno-pedagogiczne, a w szkołach są psycholodzy.
Dobry terapeuta, dobry psycholog powinien sobie bez problemu poradzić, przy dobrej współpracy domu z wczesno wykrytym lękiem u dzieci, bo to jest podstawa. Gramy do jednej bramki. Rodzic musi współpracować, w końcu to on przebywa większość czasu z dzieckiem.
Przestrzegam przed prywatnymi terapiami, które ciągną się w nieskończoność. Nie ma takiej terapii, która się nigdy nie kończy, a tego się w tej chwili nadużywa. Myli się terapie z coachingiem. Coaching to jest doradztwo i to okej, natomiast jeżeli ktoś nazywa to terapią, to już nie jest w porządku.
Na jakie wsparcie może liczyć dziecko, które zmaga się z lękiem przed pójściem do szkoły?
To może powiem co ja bym zrobiła, gdyby do mnie trafiła mama i powiedziała, że dziecko boi się chodzić do szkoły? Najpierw zorganizowała bym spotkanie – mama, wychowawca i psycholog, czyli ja. I analizujemy sytuację, kiedy się boi? Jak to się objawia? Co o tym mówi? Rozpatrujemy każdy aspekt, co rodzica przywiodło do nas? Co go zaniepokoiło? Samo powiedzenie „nie chce iść do szkoły” to za mało. Nauczycielka-wychowawczyni mówi o tym, jak dziecko się zachowuje w klasie. Możemy sobie dać na przykład trzy dni na obserwację. Nauczycielka jak już wie, jaki jest problem, to obserwuje dziecko w każdej sytuacji, na przerwie w klasie, w relacjach, przy tablicy, w relacjach z dorosłymi, w relacjach z dziećmi pod każdym kątem. Uczulamy też nauczyciela w jakich aspektach ma obserwować to dziecko. Przez ten czas psycholog, jeżeli do tej klasy akurat nie wchodził zbyt często, to stara się jak najczęściej w tej klasie być, żeby inne dzieci też oswoić. Psycholog też powinien wejść do tej klasy parę razy tak, żeby wyrobić sobie zdanie, prosząc nauczycielkę o zorganizowanie takich zajęć, żeby to dziecko mogło się jak najbardziej wykazać i wtedy po prostu szukamy rozwiązań. Zwyczajnie. Takie wsparcie powinno być udzielone. Tak to powinno wyglądać.
Powinno.
Powinno. Ja na ogół dzieciom mówię otwartym tekstem:
- „Słuchaj, powiem ci uczciwie, rozmawiałam z twoją mamą. Mama mi powiedziała, że nie za bardzo lubisz chodzić do szkoły? To musi być niefajne, jak się nie chce iść tam, gdzie się musi iść, prawda? Do szkoły trzeba chodzić, więc chciałabym się razem z Tobą zastanowić, co możemy zrobić, żeby jakoś ta szkoła była mniej przykra, bardziej lubiana?
Dziecko powinno mieć w okól siebie dużo osób, które rozumieją ten lęk, ale też jednocześnie nie wspierają go w tym lęku, a wspierają w jego pokonaniu. Tak to powinno wyglądać.
Zgłaszać wychowawcy, jeśli chodzimy z dzieckiem do psychologa?
Nauczycieli jest z dzieckiem 1/3 dnia, w związku z tym nie można tego trzymać w ukryciu, żeby żaden nauczyciel czy wychowawcza nie poczuł się pominięty.
To może coś pozytywnego na koniec?
Mam ogromny apel. My, psycholodzy, psycholodzy szkolni czy psycholodzy z poradni bardzo się staramy, wspieramy dzieci, ale też bardzo byśmy chcieli, żeby rodzice z nami współpracowali, włożyli swój wkład i swój wysiłek, bo to są ich dzieci. My naprawdę możemy pomagać, ale bez rodzica nic nie zrobimy.
Zenona Sikorska, mgr psychologii z 45-letnim doświadczeniem w pracy z dziećmi. Przez ponad 30 lat pracowała w Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej, gdzie pełniła funkcję przewodniczącej zespołu orzekającego o potrzebie kształcenia specjalnego. Pracowała też 10 lat jako psycholog w szkole specjalnej i w szkole integracyjnej. Obecnie prowadzi zajęcia terapii psychologicznej z dziećmi z szeroko pojętymi zaburzeniami zachowania w szkole integracyjnej. Mówi: Pracuję, bo lubię pomagać i towarzyszyć dzieciom w odkrywaniu świata oraz ich własnych możliwości.
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- W 2025 roku nowe kryteria dochodowe w pomocy społecznej
- Rehabilitacja lecznicza Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. O czym warto wiedzieć
- Czego szukają pod choinką paralimpijczycy?
- Gorąca zupa, odzież na zmianę – każdego dnia pomoc w „autobusie SOS”
- Bożenna Hołownia: Chcemy ograniczyć sytuacje, gdy ktoś zostaje pozbawiony prawa do samodzielnego podejmowania decyzji
Dodaj komentarz