Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Transkrypcja podcastu „Edukacja włączająca”

26.03.2024
Autor: Jolanta Wiszowata
Mateusz Różański: Dzień dobry zapraszam na kolejny odcinek podcastu z każdym o wszystkim. Dzisiaj moją rozmówczynią jest Agnieszka Niedźwiecka, specjalistka od edukacji osób ze specjalnymi potrzebami. Dzień dobry. Tematem dzisiejszej rozmowy jest edukacja włączająca, czyli coś, wokół czego regularnie wybucha jakaś inba. Już naprawdę dowiedzieliśmy się bardzo wiele o edukacji włączającej, łącznie z tym że jest to jakaś utopia lewacka, że służy transformacji społeczeństwa, ogłupianiu społeczeństwa et cetera, et cetera. I teraz pytanie, czym ta edukacja włączająca naprawdę jest i o co w niej chodzi?
 
Agnieszka Niedźwiedzka: Edukacja włączająca to jest taka edukacja, która stawia na rozwijanie potencjału i mocnych stron wszystkich osób uczących się. I nie mówimy tutaj o rozwijaniu potencjału i mocnych stron wyłącznie osób, które zostały uznane za niepełnosprawne, posiadają jakikolwiek dokument potwierdzający albo stwierdzający, że mają jakieś indywidualne potrzeby. Ale mówimy o takim modelu edukacji, który stawia na rozwój mocnych stron i potencjału wszystkich uczestników, także tych dzieci, które mogą chwilowo doświadczać jakichś trudności, albo z drugiej strony mogą być w czymś bardzo uzdolnione. I edukacja włączająca stała się w Polsce faktem. My nie możemy negować tego, że w Polsce nie ma edukacji włączającej. Bo jak mówią dane z systemu informacji oświatowej większość uczniów, nawet tych ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi, stwierdzonymi orzeczonymi, uczy się w szkołach ogólnodostępnych. Co więcej, w szkołach ogólnodostępnych uczy się bardzo wielu uczniów, którzy mają jakieś swoje indywidualne potrzeby albo zdiagnozowane w szkole, albo potwierdzone jakąś opinią zewnętrzną. Więc to jest fakt i negowanie tego faktu jest po prostu bez sensu. My się nie cofniemy, my nie zabierzemy tych dzieci z indywidualnymi czy specjalnymi potrzebami ze szkół, w których one są. My nie możemy negować faktu, że bardzo wiele dzieci ma okresowe albo dłużej trwające trudności np. wynikające z pandemii czy przeładowania programem, czy też sytuacji rodzinnej. I te dzieci są i będą w polskich szkołach ogólnodostępnych.
 
No to pytanie, w czym w takim razie problem? Bo z jednej strony mówisz, że edukacja włączająca jest i że większość tych dzieciaków ze specjalnymi potrzebami w tych szkołach się uczy, to dlaczego jest dalej tak, że rodzice toczą jakieś niesamowite boje o to, żeby znaleźć dla swojego dziecka miejsce w szkole.
 
Wiesz co, przez to, że edukacja włączająca, stała się faktem, a moim zdaniem stała się faktem od 2015 roku w Polsce. Kiedy to w jednym z rozporządzeń Ministerstwa Edukacji Narodowej w rozporządzeniu w sprawie organizacji kształcenia dzieci niepełnosprawnych i niedostosowanych społecznie zawarto przepis, że w przypadku uczniów z niepełnosprawnościami sprzężonymi, ale też uczniów w spektrum autyzmu, zatrudnia się w szkole dodatkowych nauczycieli. I przed rokiem 2015 mieliśmy do czynienia z taką ścieżką, tak naprawdę uczniowie z orzeczeniami poruszali się głównie w dwóch ścieżkach edukacyjnych. Jedna to było szkolnictwo specjalne, a druga to były klasy integracyjne, bo w klasach integracyjnych był dodatkowy nauczyciel. Rodzice bardzo rzadko decydowali się na wysłanie dziecka z jakimiś specjalnymi, indywidualnymi potrzebami edukacyjnymi do szkoły ogólnodostępnej, ponieważ na dzień dobry bardzo często w tych szkołach słyszeli, że my nie wiemy, my nie znamy się, my nie możemy pomóc, dziecko sobie tutaj nie da rady. I w momencie, kiedy prawo wskazało jednoznacznie, że w przypadku kiedy w szkole ogólnodostępnej mamy ucznia w spektrum autyzmu albo ze sprzężeniem, należy zatrudnić dodatkową osobę, to rodzice zaczęli wybierać tę ścieżkę edukacyjną, czyli klasy ogólnodostępne. Ale należy pamiętać, że ta dodatkowa osoba, czy to będzie nauczyciel współorganizujący, czy to będzie pomoc nauczyciela, czy też nauczyciel specjalista, który towarzyszy takiemu dziecku w trakcie zajęć dydaktycznych, to nie jest rozwiązanie wszystkich trudności. Bo tak naprawdę te 9 lat pokazuje, że równie ważne, jak ta dodatkowa osoba wspierająca, są kompetencje, umiejętności, nastawienie innych nauczycieli.
 
Z mojej perspektywy coraz bardziej to się wydaje istotne, czyli nie to wsparcie jeden na jeden, czy też wsparcie dodatkowej osoby, ale odpowiednie podejście, wiedza, kompetencje, umiejętności wszystkich nauczycieli. To szczególnie odpowiednie podejście nauczycieli przekłada się po pierwsze na proces dydaktyczny, ale po drugie przekłada się na to, co jest też zadaniem szkoły, czyli na kwestie związane z opieką i z wychowaniem, na kształtowanie relacji rówieśniczych, na dojrzewanie i rozwój społeczny zarówno osób ze specjalnymi, indywidualnymi potrzebami, jak i tych dzieci, które tych potrzeb nie mają. I myślę, że bardzo wiele trudności, jakie my mamy z edukacją włączającą w tej chwili, wynika nie z tego, że nie mamy nauczycieli współorganizujących, czy nie mamy specjalistów, ale z tego, że nauczyciele przedmiotowcy, nauczyciele edukacji wczesnoszkolnej, są po prostu nieprzygotowani na pracę z takimi dziećmi, są nieprzygotowani do pracy z grupą ze zróżnicowanymi potrzebami.
 
Mamy pruski model szkoły. Wszyscy mają robić to samo, wszyscy mają siedzieć, grzecznie w ławkach i to, że jakieś dziecko pracuje wolniej, czy jakieś dziecko potrzebuje przerwy w trakcie lekcji, to tego nie załatwi nauczyciel współorganizujący. Nauczyciel współorganizujący nie załatwi tego, że jak mamy skomplikowane zadanie z chemii czy z fizyki, to on jest tylko pedagogiem specjalnym. Jego rolą nie jest wytłumaczenie tego skomplikowanego zadania uczniowi, który nie rozumie języka polskiego, uczniowi, który wcale nie ma orzeczenia, ale jest w dole normy intelektualnej na przykład. To nie jest rolą nauczyciela współorganizującego, tym bardziej że trzeba mieć świadomość, że nie zawsze w szkołach są zatrudniani pedagodzy jako nauczyciele współorganizujący. Zdarza się, że to wsparcie jest realizowane przez osoby bez przygotowania pedagogicznego. Więc bez tak naprawdę inwestycji w przygotowanie nauczycieli przedmiotowych do tego, żeby pracować z uczniami z bardzo zróżnicowanymi potrzebami, my nie będziemy mieli edukacji włączającej. Tak, specjaliści są ważni, ale 45 minut zajęć z integracji sensorycznej w tygodniu nie załatwi nam tego, że dziecko jest zagubione na lekcji WF-u, bo pan mówi głośno, a tak w ogóle jest pogłos w sali, on w ogóle nie rozumie, czego ten pan od niego chce, a potem jeszcze dzieci się przepychają, a w ogóle na sali śmierdzi i jest ich za dużo. I to nie dotyczy, tylko żebyśmy teraz, ten konkretny przykład lekcji WF-u tak, to nie jest tak, że tylko uczniowie z orzeczeniami mają trudności na WF-ie. Nie. Jak popatrzymy sobie na starsze klasy szkoły podstawowej, czy popatrzymy sobie na uczniów klasy średniej, szkół średnich, to te trudności na wf-ie, niechęć do zajęć z wychowania fizycznego dotyczy również dziewczynek w okresie dojrzewania, osób, których sylwetki nie wyglądają tak, jak z żurnala, które trochę wolniej się ruszają. I to jest rola nauczyciela, który prowadzi te zajęcia, żeby one były dostosowane do możliwości wszystkich.
 
Dobrze, to może zejdę z tematu WF-u. Wiele osób mógłby zapytać w takim razie, okej, super, no to czy nie lepiej tym uczniom byłoby np. w specjalnych szkołach, w specjalnych ośrodkach, gdzie w specjalnych placówkach, gdzie po prostu wszystko byłoby zrobione, pod nie. Te dzieci miałyby po prostu swoją super przestrzeń, specjalistów, którzy byliby po prostu przygotowani do pracy z konkretną grupą dzieciaków, z taką czy inną niepełnosprawnością?
 
A co po tej szkole? Specjalna praca, specjalny dom, specjalna renta może. Edukacja, jakby celem edukacji jest przygotowanie do samodzielnego na miarę możliwości życia, tak?
Nie da rady w szkole specjalnej, nauczyć się funkcjonowania w społeczeństwie, które nie jest specjalne, albo będzie to bardzo trudne. Kilka, kilkanaście lat temu, kiedy na koniec funkcjonowania gimnazjów zrobiono badania i badano uczniów ostatnich klas szkół podstawowych i ostatnich klas gimnazjów. W badaniu skupiono się na uczniach z orzeczeniem. Z jednej strony takich, którzy uczęszczali do klas integracyjnych i do klas ogólnodostępnych, a z drugiej strony na uczniach szkół specjalnych. I okazało się, że uczniowie z bardzo podobnymi deficytami, jeżeli chodzi o egzamin szóstoklasisty i egzamin gimnazjalny, to wypadali troszeczkę lepiej. Natomiast jeżeli badano ich kompetencje społeczne, to okazywało się, że te osoby są zagubione w codzienności, że pomimo ogromnych starań ich nauczycieli, pedagogów ze szkół specjalnych, one były nieporadne społecznie. I teraz pytanie, o co nam chodzi? Czy chodzi nam o to, żeby uczniowie z indywidualnymi potrzebami osiągali dobre wyniki na egzaminach zewnętrznych? Czy chodzi nam o to, żeby jak najlepiej ich przygotować do samodzielnego, na miarę ich możliwości życia?
 
Tylko pytanie, czy ten koszt ponoszony przez to dziecko w ogólnodostępnej szkole nie jest zbyt wysoki i czy to, co stanie się z jego psychiką, jego obciążenie. To, że np. w takiej szkole nie ma kolegów, nie ma przestrzeni do zabawy, ma przestrzeni np. do tego, żeby na spokojnie się zająć czymś, co to dziecko, np. bardzo lubi, bo jest zaraz klasówka z matematyki, jest impreza szkolna, ktoś puszcza muzykę z telefonu, pani pyta z chemii, no, mnóstwo tych wszystkich stresorów, które mogą np. sprawić, że to dziecko, no po prostu zwyczajnie nie będzie się dobrze czuło, że będzie zestresowane, przebodźcowane. Czy nie lepiej byłoby dla tego dziecka w szkole specjalnej, gdzie co prawda ono może nie będzie osiągało aż takich sukcesów w życiu dalszym, społecznym, ale będzie się po prostu zwyczajnie dobrze czuło. Wielu rodziców tak mówi. Właśnie zwracało na to uwagę, na kwestię dobrostanu, dobrego samopoczucia, też budowania więzi, więzi z rówieśnikami, więzi koleżeńskich, które często w tych szkołach ogólnodostępnych kuleją, no bo to dziecko może nie być atrakcyjnym kolegą dla kolegów pełnosprawnych.
 
Tak, ja rozumiem te wątpliwości i uważam, że nie ma na nie jednoznacznej odpowiedzi. Odpowiedź jest taka, to zależy. To zależy od dziecka i to wszystko, o czym ty mówisz, czyli te wszystkie dystraktory, przeciążenie sensoryczne, zbyt duża liczba dzieci w klasie. My jesteśmy w stanie jako dorośli te warunki dostosować. Ograniczenie bodźców sensorycznych nie jest istotne tylko dla dziecka z orzeczeniem. To, że w klasie jest miejsce wyciszenia, to z tego nie korzystają tylko dzieci z orzeczeniami. To, że takie kąciki wyciszenia są na korytarzach, to okazuje się, że to jest najpopularniejsze miejsce w szkole.
 
My realizując projekt Dostępna szkoła w Fundacji Instytutu Rozwoju Regionalnego w partnerstwie z Fundacją Fundusz Współpracy, m.in. wspieraliśmy szkoły w tworzeniu takich miejsc i przestrzeni wyciszenia. I okazuje się, że to jest w ogóle, ja nie umiem, trudno mi jest użyć innego słowa, więc zacytuję jednego z dyrektorów: "Proszę pani, to taki game changer". Bo okazuje się, że kącik wyciszenia w klasie służy wszystkim. Że jak mamy miejsca wyciszenia na korytarzach, to uwierz mi, jak pojechałam na wizytę do jednej ze szkół, to tam te kąciki wyciszenia to były takie domki drewniane, wyłożone miękkim materiałem w środku, bardzo mocno wygłuszające. Tam z boku na tym domku była tabelka: poniedziałek, wtorek – zaznaczone każde przerwy – i klasy się wpisywały. Były kolejki do kącików wyciszeń. Tak, one są potrzebne i to jest tylko przykład tego, że my w szkole ogólnodostępnej możemy stworzyć warunki, które pomogą zapewnić dobrostan nie tylko uczniom ze specjalnymi potrzebami. Bo jak się okazuje każde dziecko w pewnym momencie, może mieć jakieś specjalne potrzeby, np. potrzebę odcięcia się od bodźców, potrzebę wstania, potrzebę poruszania się, potrzebę funkcjonowania w mniejszym zespole klasowym, potrzebę siedzenia na trochę innym krześle i to są warunki i my te warunki możemy zmienić. I m.in. to nam pokazał ten projekt Dostępna szkoła.
 
No właśnie, powiedz coś więcej o tym projekcie. Bo Dostępna szkoła to komuś się może kojarzyć szkoła, gdzie jest winda, gdzie jest podjazd? A jak to jest w praktyce?
 
Projekt Dostępna szkoła to był projekt realizowany w latach 2019–2023 w ramach Programu Operacyjnego Wiedza Edukacja Rozwój. Jako pilotaż działań Szkoła bez barier w ramach programu Dostępność plus, czyli w ramach tego programu zakładającego bardzo szerokie i zróżnicowane działania kierowane do osób z niepełnosprawnościami. I w tym projekcie najpierw powstał model dostępnej szkoły, czyli zapis takich standardów, które potem były testowane w prawie 200 szkołach w Polsce.
 
Standardy były pisane przez teoretyków i praktyków, natomiast testowanie pokazało, że niektóre rzeczy musiały się w tych standardach zmienić. Więc po testowaniu powstał jeszcze jeden model i testowanie wyglądało w ten sposób, że szkoły tworzyły sobie plan poprawy dostępności i dostawały na tę poprawę dostępności granty. I wspomniałeś o windach. Tak, winda jest bardzo ważna i to jest bardzo ważny element dostępności i to jest element kluczowy. Bo brak windy oznacza, że niektóre osoby po prostu do tej szkoły nie wejdą. Albo brak dostosowanego wejścia, albo brak odpowiedniej łazienki.
 
No, umówmy się, funkcjonowanie dziecka w szkole, kiedy ono się nie może załatwić, jest niemożliwe. Nie, to jest potrzeba podstawowa i tutaj ja będę zawsze podkreślała, że jak zaczynamy mówić o dostępności, to musimy mieć dostępną toaletę. To jest podstawa. Natomiast ten projekt pokazał również, że te warunki fizyczne, ale też warunki organizacyjne szkoły my możemy bardzo mocno dostosować do aktualnych potrzeb dzieci. Jeżeli tylko dyrekcja, nauczyciele, organ prowadzący są otwarci na te potrzeby i są elastyczni. Tak, dostosowania bywają drogie. Tak, winda jest droga, umówmy się. Natomiast namiot, do którego wrzucisz materac i kilka poduszek, to nie jest jakiś ogromny wydatek, no proszę, tak?
 
Zorganizowanie lekcji w taki sposób, żeby nie trzeba było siedzieć 45 minut w klasie w jednym miejscu, to jest żaden wydatek. Po prostu pracujemy 25 minut, 3 minuty wszyscy się ruszamy, to nic nie kosztuje. Tylko to jest kwestia otwartości, elastyczności i uwagi na różnorodne potrzeby dzieci, nie tylko potrzeby dzieci, które mają jakiś dokument potwierdzający, że one są jakieś specjalne. Nie, bo tak jak mówiłam, w przypadku np. wszystkich przeciążeń sensorycznych potrzeba wyciszenia – nie, nie zależy od orzeczenia.
 
Dobrze, ale takim tematem, który chyba jest bodaj jednym z takich barier, jeśli chodzi o edukację dzieci ze specjalnymi potrzebami są AAC, czyli alternatywne, wspierające metody komunikacji. To jest chyba taka jedna z największych ścian. Właśnie brak tych metod sprawia, że dzieci nie odnajdują się w ogóle w żadnej szkole. Nie mówię o szkołach ogólnodostępnych, ale też integracyjnych czy specjalnych. To jest właśnie to czego bardzo, bardzo brakuje. Brak tego jest przyczyną, mówiąc po prostu wielu ludzkich tragedii. 
 
Ja się z tobą zgadzam i to jest kwestia jeszcze tego, że w niektórych specjalistach pokutuje takie przekonanie, że jak dziecko dostanie komunikację alternatywną i wspomagającą, to już nigdy nie będzie mówić. I to jest pierwsza przyczyna tego, o czym mówisz. Druga to jednak mowa. To, czy dziecko mówi, albo to, że dziecko nie mówi, dla rodziców jest ogromnym problemem. I akceptacja nawet po stronie rodziców tego, że dziecko nie komunikuje się werbalnie, albo nie komunikuje się werbalnie w sposób taki jaki jest adekwatny do jego wieku, też jest bardzo dużym problemem. Natomiast to się zmienia, żebyśmy mieli świadomość, to się zmienia. I ja od kilku lat obserwuję bardzo duże zainteresowanie rodziców dzieci z różnego rodzaju problemami w komunikowaniu się werbalnym, alternatywnymi, wspomagającymi metodami i formami komunikacji.
 
Natomiast my nie mamy żadnego rozwiązania dla tych osób. Jak ja rozmawiam ze specjalistami od AAC, to oni mi mówią, że to powinno być tak, że dziecko powinno być zbadane i powinien być dobrany jakiś system komunikacji, że powinno być wsparcie zarówno dla tego dziecka, jak i dla jego rodziców, w stosowaniu tego wybranego systemu komunikacji i potem dziecko idzie, nie wiem, otrzymuje orzeczenie, tak jak mamy orzeczenie o potrzebie kształcenia specjalnego, gdzie powinno być bardzo konkretnie wskazane, jaki system, w jaki sposób go używać. Dlaczego tak, a nie inaczej? I ponieważ to nie jest constans, tak? Dziecko, które się nie komunikuje i dostaje system do komunikacji, zaczyna rozwijać komunikację, więc ono wymaga cały czas wsparcia. Ono, ale też jego rodzice i też nauczyciele. My nie mamy żadnego takiego kompleksowego wsparcia dla tych osób, znaczy, mówię systemowego. Tak, bo oczywiście takie wsparcie oferują w ramach swoich prywatnych praktyk logopedzi, psychologowie czasami. Oni mają świetne rezultaty. Tylko mamy tutaj po prostu barierę finansową wejścia.
 
Nie każdego rodzica stać na takie wieloletnie wspieranie dziecka w komunikowaniu się i w rozwoju tego systemu komunikacji. Bo to jest tak, jak dziecko zaczyna mówić, tak? To nie jest tak, że dziecko od razu zna cały język werbalnie. Tak samo jest komunikacją. I tutaj mamy bardzo duże wyzwanie, ale też dla mnie jest to trudne. Ponieważ przez to, że nie mamy wsparcia systemowego, nie mamy też regulacji, więc dochodzi do wielu nadużyć. Ja pamiętam takie sytuacje, kiedy do nas się zgłaszali rodzice, np. dziecko ma książkę do komunikacji albo ma tablet, ale okazuje się, że w przedszkolu leży na szafie, na górze, bo zniszczy, albo inne dzieci mu zniszczą, albo dziecko ma jeden system komunikacji, ale właściwie nikt nie ma w szkole specjalistów od tego systemu, więc my zrobimy po cichu drugi. Takie sytuacje cały czas się zdarzają. Trochę, żeby wesprzeć to funkcjonowanie uczniów, którzy nie komunikują się werbalnie.
 
W podręczniku wdrożeniowym do modelu dostępnej szkoły zawarliśmy m.in. takie wskazówki, jak z takimi uczniami pracować w szkole. Bo to jest cały czas problem, ale jeżeli my mówimy o osobach, które się nie komunikują werbalnie, to mamy cały, przepraszam za wyrażenie, dysfunkcyjny i dyskryminujący temat edukacji Głuchych. I ja mam wielką nadzieję, że kolejny minister edukacji czy kolejne Ministerstwo Edukacji Narodowej znajdzie w sobie siłę, aby kwestię edukacji Głuchych, edukacji dwujęzycznej Głuchych uregulować. Bo nie może być tak, że w specjalnym ośrodku szkolno-wychowawczym dla dzieci z dysfunkcją słuchu nauczyciel nie zna języka migowego i do dziecka kompletnie głuchego mówi: t e r a z J a s i u b ę d z i e s z g r a ć n a f l e c i e. A tak się zdarza, tak się cały czas zdarza. I tak jak dużą trudnością, dużym wyzwaniem jest edukacja osób, które korzystają z alternatywnych, wspomaganych metod i form komunikacji. I tutaj nie mamy jeszcze gotowych rozwiązań, żebyśmy się dobrze zrozumieli, my musimy te rozwiązania wypracować.
 
To ciekawe, bo przecież edukacja osób Głuchych to jest od XVIII wieku, to przez te 300 lat sobie nie wypracowaliśmy?
 
Jak widać, nie. Głusi domagają się edukacji dwujęzycznej, dla nich język polski jest językiem obcym, oni potrzebują edukacji w polskim języku migowym, której my im nie zapewniamy. W związku z tym ta edukacja jest kiepskiej jakości. Tracimy bardzo duży potencjał tych osób, które przez brak odpowiedniej edukacji w dostosowanej do nich formie wychodzą ze szkół np. średnich, z bardzo nikłymi, po pierwsze z niewielką wiedzą, a też z niewielkimi umiejętnościami społecznymi. To środowisko mówi wprost: chcemy edukacji dwujęzycznej, chcemy edukacji opartej na polskim języku migowym. I my musimy się z tym zmierzyć. Mamy taką grupę osób, dla których ten polski, nasz polski język, nie jest językiem ojczystym i nie jest językiem pierwszym.
 
Dobrze i tutaj bym przyszedł do takiego podsumowania, czy raczej twoich rekomendacji. No, bo mamy nowe Ministerstwo Edukacji, nawet ministerstwo się zmieniło, bo zostało wydzielone, mamy nowe osoby sprawujące funkcję wiceministrów i wiceminister. W tym osobę dedykowaną jakby, czy osobę, która zajmuje się po prostu edukacją osób ze specjalnymi potrzebami. Teraz pytanie twoje rekomendacje? Pięć, żebyś wymieniła 5 rzeczy, które trzeba by było zmienić na już. 
 
Będzie więcej niż 5. Po pierwsze odchudzenie podstaw programowych i to jest moim zdaniem coś, co musimy zrobić jak najszybciej. Po drugie, odejście od oceniania, szczególnie oceniania zachowania na ocenę. Po trzecie musimy cały czas, i to tak naprawdę powinno być pierwsze, musimy cały czas inwestować w nauczycieli. Szczególnie nauczycieli przedmiotowych. I przez inwestowanie ja nie rozumiem kolejnych kursów, szkoleń, znaczy, to też, tylko musimy się przyjrzeć jakości tych kursów i szkoleń. Ale przez inwestowanie w nauczycieli, ja rozumiem również danie im wsparcia psychologicznego. My o tym w ogóle nie mówimy, nauczyciel nie może popełnić błędu. A nauczyciele są tak samo przepracowani, przebodźcowani i przemęczeni jak uczniowie. I musimy zadbać tak samo, jak o dobrostan uczniów, musimy zadbać o dobrostan nauczycieli. I to ja mówię z pełną odpowiedzialnością. Bo przemęczeni, sfrustrowani, ale też kiepsko wynagradzani nauczyciele nie będą dobrze pracować. Wypalenie w tym zawodzie jest powszechne, więc musimy zadbać o nauczycieli. Myślę, że powinniśmy stworzyć jakiś mechanizm, który by pozwalał na zmniejszenie liczebności klas. Uważam, że to jest w dłuższej perspektywie do zrobienia, jeżeli my odchudzimy podstawy programowe i jeżeli chociaż trochę zmniejszymy liczbę lekcji w siatkach godzinowych w planach lekcji, to być może znajdą się np. sale do tego, aby utworzyć jeszcze jeden oddział. Wydaje się, że w przypadku osób, które są w normie intelektualnej, a mają różnego rodzaju trudności, dobrym pomysłem byłoby tworzenie mniejszych, dedykowanych oddziałów w szkołach ogólnodostępnych. Ponieważ, umówmy się, szkoły specjalne nie są przygotowane na kształcenie osób w normie intelektualnej. 
 
No i pytanie, co one tam w ogóle robią w tych szkołach specjalnych?
 
To jest bardzo dobre pytanie. Uczą się tam, bo nie dały rady w szkołach ogólnodostępnych. To o to chodzi właśnie, że my nie mamy rozwiązania systemowego dla takich osób, a oświata jest bardzo skostniała, niedofinansowana. I tak jak ja mówiłam o dostosowaniu warunków fizycznych, my jesteśmy w stanie to zrobić, ale to kosztuje, więc powinniśmy inwestować też w całą infrastrukturę szkolną. Ja nie mówię o budowaniu nowych szkół, ale mówię o tym, że można wprowadzać zmiany, które, niektóre zmiany są drogie, to prawda, ale niektóre nie wymagają już tak wielkich nakładów finansowych. A na koniec wydaje mi się, że to jest bardzo duże wyzwanie dla nowego Ministerstwa Edukacji Narodowej, i mam nadzieję, że to zostanie zauważone, że Polska edukacja nie jest jednorodna.
 
To znaczy, zupełnie inaczej wygląda edukacja w szkołach wiejskich, gdzie bardzo mocno widać niż demograficzny i zupełnie inaczej wygląda edukacja w dużych miastach i w terenach wokół dużych miast. To jest zupełnie inna edukacja, wygląda zupełnie inaczej i też musimy znaleźć jakieś rozwiązania. Czerpać z tych doświadczeń, które mamy. Jak zrobić takie rozwiązania, które będą działały, będą jak najbardziej uniwersalne, ale być może będą wprowadzać też takie rozwiązania, które będą dedykowane określonym sytuacjom. W rozmowie o edukacji włączającej tak się utarło, że się skupiamy na szkołach podstawowych.
 
Ten projekt, o którym mówiłam, czyli wypracowaniu modelu dostępnej szkoły, też służył szkołom podstawowym. Natomiast edukacja włączająca na poziomie szkół średnich to jest bardzo trudna kwestia. I to wszystko, co się zadziało w szkołach podstawowych dobrego, nie zawsze dociera do szkół średnich. I ostatnią rzeczą, może nie w kontekście edukacji włączającej, ale edukacji uczniów ze specjalnymi, indywidualnymi potrzebami, to my nie mamy tak naprawdę na nich pomysłu w kontekście edukacji na poziomie szkół średnich. I to pokazuje też np. to, że większość absolwentów szkół przysposabiających do pracy, nie pracuje. Nie mamy rozwiązań na edukację zawodową osób ze specjalnymi czy indywidualnymi potrzebami. A w tej chwili mamy bardzo trudną sytuację na poziomie szkół średnich, dlatego że mamy bardzo dużo uczniów nie tylko z orzeczeniami, ale również z zaburzeniami i bardzo poważnymi problemami psychicznymi, którzy być może jeszcze te szkoły skończą, może im się uda. Ale co potem? To, co ja mówiłam na początku, edukacja służy do tego, aby przygotować człowieka do jak najbardziej samodzielnego na miarę jego możliwości życia. I szkoły średnie tego nie robią.
 
No właśnie chyba tutaj dotykamy takiego problemu, takiego wyzwania związanego z edukacją, że wykształciliśmy taki system, w którym szkoła jest po to, żeby... Szkoła jest dla nauczycieli, szkoła jest dla rodziców, szkoła jest dlatego, żeby uczeń miał gdzie spędzać czas. A troszkę mam wrażenie, że zapomnieliśmy o tym, że po szkole też jest jakieś życie. Czy to uczeń jest z czerwonym paskiem, czy uczeń, który na problemy z nauką, no to on nie zawsze będzie tym uczniem i nie zawsze będą takie problemy z nauką i nie zawsze będą te czerwone paski, tylko kiedyś taki człowiek stanie przed wyzwaniem np. podjęcia pracy i tutaj mam trochę wrażenie, że polski system edukacji kończy się. Jego myślenie kończy się w momencie, w którym człowiek dostaje ostatnie w życiu świadectwo i hulaj dusza, piekła nie ma.
 
No, zrealizowano podstawę programową i proszę, przepraszam, do widzenia. Jeżeli chodzi o edukację na poziomie średnim, to naprawdę te problemy osób z indywidualnymi specjalnymi potrzebami są bardzo różne. Chociażby mamy uczniów szkół zawodowych, mamy osobę, która ma jakieś potrzeby, być może ma chorobę czy niepełnosprawność i jej stan fizyczny, czy psychiczny ogranicza ją w wyborze zawodu. No, nie wiem, jeżeli ktoś ma potężne ograniczenia fizyczne, no to pewnych rzeczy, pewnych zawodów nie będzie wykonywać. Po prostu to jest trudne, tak? Albo czasami bywa niemożliwe i mamy szkołę średnią, jedyną zawodową, która kształci w jakimś tam zawodzie, ale ona jest 70 km od domu. I osobie tej się nie należy dowóz. I pytanie, czy 15-latek np. z niepełnosprawnością, czy z jakimiś ograniczeniami ma jeździć dwoma autobusami i pociągiem codziennie? Czy też jakiś internat? No, ale nie ma internatu. Stancja? No jak? Nie każda osoba w wieku 15 lat jest gotowa na to, żeby zamieszkać samodzielnie. Rozumiesz? Nie ma nic. To, co się przewija, np. w dyskusjach wśród nauczycieli. Uczeń z niepełnosprawnością intelektualną, w liceum. Lekką. No ma tak, jakoś tam napisał egzamin, dostał się. I nauczyciel się pyta, ale no jakby rolą liceum jest przygotowanie dziecka do matury i do dostania się na studia, a ta osoba i to nawet nie chodzi o orzeczenie.
 
Nauczyciele rozmawiają już po kilku miesiącach pracy z uczniem, ta osoba po prostu nie ma potencjału. Jakby to nie jest tak, że nie ma granic, no są jakieś granice. No i co z tą osobą w tym liceum? Jak ona sobie, ona sobie nie poradzi. Już teraz, w pierwszej klasie, tak? Dalej sobie też nie poradzi. No właśnie, ale co z tą osobą? Jak ta osoba? Lekarz medycyny pracy nie wyraża zgody na naukę w zawodach, które są w szkołach zawodowych w okolicy. A ta osoba na obowiązek nauki. I to jest, ja mam wrażenie, że my nie rozmawiamy albo rozmawiamy zdecydowanie za mało o edukacji osób ze specjalnymi, indywidualnymi potrzebami na poziomie średnim. I też mam wrażenie, że specjalistów akurat w szkołach średnich brakuje. I to te braki dużo bardziej wychodzą w szkołach średnich. Nie wiem, czy to jest kwestia tego, że obecni licealiści, czy uczniowie szkół średnich ten koniec szkoły podstawowej spędzili na edukacji zdalnej. Że oni mają bardzo duże problemy w relacjach społecznych, są niedojrzali.
 
Odsetek uczniów z problemami psychicznymi w liceach jest bardzo duży i o tym się nie mówi. I to nie jest tylko kwestia orzeczeń, bo ja mam wrażenie, że dużo większym problemem są uczniowie z różnego rodzaju zaburzeniami, kryzysami psychicznymi w szkołach średnich niż uczniowie z orzeczeniami. Bo uczeń z orzeczeniem, ma to orzeczenie, no wiadomo, co mu jest, coś tam u damy, coś mu zrobimy, tak? Ale co zrobić z dzieckiem, które się przez rok nie odzywa? I jest informacja do rodzica: Proszę dziecko skonsultować psychiatrycznie. A rodzic mówi: 8 miesięcy czekania albo 400 zł. – Nie, ja nie mam.
 
I tutaj właśnie pojawia się chyba największy problem edukacji, że edukacja jest nie dla szkoły, tylko jest dla życia. A myśmy chyba trochę o tym zapomnieli i zapomnieliśmy też o tym, że to życie bywa różne, straszne, ciemne, mroczne...
 
... Że każdemu może się zdarzyć kryzys i to jest w porządku.
Ale też kryzys nie oznacza, że człowiek już ma do końca życia być w tym kryzysie i żyć swoją traumą.
 
A wiesz, że w edukacji też nie mamy tak naprawdę rozwiązania na uczniów w kryzysie?
 
To chyba nie trzeba być specjalistą ani czytać miliony artykułów, żeby to wiedzieć.
 
Pół roku temu mój mąż rozmawiał ze znajomym dzieckiem. Dziewczynka w liceum. I ulało jej się, ponieważ gdzieś tam jechali wspólnie samochodem. Dziewczynka w kryzysie psychicznym nie potrafiła sobie poradzić z presją szkoły, w bardzo dobrej relacji z rodzicami. Więc rodzice podjęli próbę najpierw terapii, potem farmakoterapii, ale kryzys się pogłębiał i dziewczynka trafiła do ośrodka terapeutycznego, gdzie miała zarówno wsparcie psychiatrów, jak i terapeutów. Ustawiono jej leki, zrobiono porządną interwencję kryzysową. Dwa tygodnie była w tym ośrodku, potem jeszcze były jakieś ferie czy przerwa świąteczna, więc trochę nabrała dystansu i wróciła od razu do szkoły. To jest bardzo dobre rozwiązanie, tylko wiesz co, ono kosztuje 14 000. I młoda mówi tak: –"Wiesz (do mojego męża) ja i tak jestem w luksusowej sytuacji. Po pierwsze ja, odkąd zaczęłam się gorzej czuć, zawsze mogłam porozmawiać z rodzicami, po drugie oni mi wierzyli, po trzecie oni mają pieniądze na to, żeby mi zapewnić wsparcie. W mojej klasie są osoby w dużo gorszej kondycji psychicznej niż ja wtedy, które nie mają wsparcia, bo im rodzice nie wierzą, albo rodzice nie są w stanie dać im tego wsparcia".
 
I tutaj chyba możemy spiąć to pewną klamrą. Edukacja włączająca to nie jest edukacja, która będzie sprawiała, że osoby z niepełnosprawnością intelektualną, będą masowo wrzucane na lekcje fizyki i przez to ani się one nie nauczą, ani się ci pełnosprawni uczniowie nie nauczą. A tak naprawdę wszyscy skończą, jak w tym dowcipie o kolorowaniu drwala na maturze. Tylko edukacja włączająca to jest edukacja, w której rozumiemy, że człowiek nie jest swoją ostatnią klasówką z matematyki, ani nie jest swoim orzeczeniem, ani swoim IPET-em. Tylko człowiek jest człowiekiem od momentu narodzin do momentu śmierci i ...
 
... I się zmienia. 
 
I się zmienia, ale też w tym życiu, no musi coś robić. Bo w szkole specjalnej może nauczyć się różnych rzeczy, ale pytanie, czy pozwolą mu one na coś więcej, niż potem bycie klientem kolejnych WTZ-ów, DPS-ów i innych tego typu instytucji. A z drugiej strony czy nawet super genialny uczeń, dostający piątki i szóstki, to czy po prostu ta szkoła, którą my obecnie mamy, nie sprawi, że on będzie może w gorszej sytuacji w dorosłości, niż ten z niepełnosprawnościością intelektualną, bo będzie...
 
... Bo o każde wsparcie będzie musiał walczyć. Niestety tak jest, ja bym chciała jeszcze na koniec zaznaczyć, że edukacja włączająca nie oznacza porzucania edukacji specjalnej, edukacja włączająca oznacza proces edukacji dostosowany do potrzeb. I tak jak mówiłam o różnego rodzaju dostosowaniach, które jesteśmy w stanie wprowadzić, to niektórych dostosowań w szkołach ogólnodostępnych po prostu nie jesteśmy w stanie wprowadzić. I tutaj odpowiedzią są szkoły specjalne i mamy bardzo różne szkoły specjalne, mamy świetne szkoły specjalne i mamy takie mniej świetne szkoły specjalne. Ale to nie znaczy, że my mamy przekreślić szkolnictwo specjalne. Jak ktoś chce zobaczyć, jak wygląda dobra szkoła specjalna, to polecam Zespół Szkół Specjalnych w Wieluniu.
 
Dobrze, Wieluń nam nie płaci za naszą...
 
... Absolutnie Zespół Szkół Specjalnych w Wieluniu nam nie płaci za rekomendację.
 
Ale tutaj właśnie najważniejsze chyba zdanie, które zawsze musi padać w rozmowie o edukacji włączającej, edukacja włączająca to nie jest likwidowanie szkół specjalnych.
 
Nie, to nie jest najważniejsze zdanie, ale warto to podkreślić. 
 
Warto to podkreślić. Dziękuję, moją rozmówczynią była Agnieszka Niedźwiedzka z Fundacji Instytutu Rozwoju Regionalnego, specjalistka od edukacji osób ze specjalnymi potrzebami i specjalistka w projekcie Dostępna szkoła.
 
Dziękuję bardzo i do usłyszenia.
 
 

Dodaj komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin

Komentarze

brak komentarzy

Prawy panel

Wspierają nas