Wystarczy
Ograniczenia są wpisane w nasze życie. Na przykład niedostatek pieniędzy jest wpisany w ich definicję – pieniądze to jest coś, czego zawsze jest za mało. Do obiadu pijam bordeaux z Carrefoura za 50 złotych bez grosza i nie dolega mi to, że mnie nie stać na droższe wina od Mielżyńskiego po dwie stówy. A przecież są pewno tacy, co pijają takie wina regularnie. Są też tacy, których w ogóle na francuskie wino nie stać.
Głęboko czuję, że sztuka umiaru jest jedną z najważniejszych na świecie umiejętności. „Bogaty jest ten, komu wystarczy”. „Wystarczy wiedzieć, ile wystarczy”. Te dwa zwięzłe zdania z Tao Te Ching wystarczą (właśnie!) za życiowy drogowskaz.
No dobrze, ale czy te mądrości stosują się także do zdrowia? W moim wypadku kontuzja kręgosłupa (dyskopatia) powoduje, że nie nauczę się nigdy jeździć konno ani na nartach. Nie wrócę już do tenisa, w którego bardzo lubiłem kiedyś grać. Nawet jogę nie bardzo mogę ćwiczyć – próbowałem, ale zaszkodziłem sobie na ten kontuzjowany kręgosłup.
Moja niepełnosprawność wyklucza mnie z pewnych aktywności. Ale nie patrzę na to jak na jakąś życiową niesprawiedliwość. Nie mogę robić tego, czego nie mogę, i tyle. Swoje życie buduję na tym, co mogę. Poruszam się w spektrum możliwości.
„Kto ma mało, zyskuje dużo”. To znowu Tao Te Ching, moim zdaniem najmądrzejsza książeczka świata. Nasze życie jest znacznie bogatsze dzięki pogodzeniu się z losem niż dzięki nieograniczonym ambicjom, i im wcześniej się o tym przekonamy, tym dla nas lepiej.
To nie oznacza, że nie należy się starać. W życiu jest miejsce na pracę nad różnymi rzeczami, które są dla nas ważne, i osiągnięcia w tej pracy są dla nas źródłem radości. Chodzi o to, żeby nie tracić energii na bunt przeciwko ograniczeniom. W pewnym sensie realizm jest dla nas największą nagrodą.
Dobrze urządzone społeczeństwo jest inkluzywne. Pozwala uczestniczyć w życiu wszystkim swoim obywatelom. Niepełnosprawnych wspiera i otwiera się przed nimi. Jakiś czas temu w komunikacji miejskiej w Warszawie pojawiły się filmiki z podstawowymi pojęciami języka migowego. Moja mama, już niewstająca z łóżka, w ostatnich wyborach zagłosowała w formule korespondencyjnej.
Przy schodach wejściowych do gmachu PASTY przy ul. Zielnej, słynnego w Warszawie z powodu powstańczych walk, jest winda dla osób na wózkach. Na X piętrze PASTY mieści się Archiwum Mówione Domu Spotkań z Historią, z którym współpracuję. Mój szef z Archiwum porusza się na wózku elektrycznym. Niedawno był na wycieczce grupy niepełnosprawnych w Egipcie. Piramidy i Sfinks, Kair, Asuan i Luksor. Było to wyzwanie, bo tam ułatwień dla osób niepełnosprawnych raczej nie było. Ale mieli starających się opiekunów i dali radę.
Moja mama dożyła 92 lat. Przez ostatnich 10 lat życia jej możliwości stopniowo się zmniejszały. Na początku jeździła jeszcze taksówkami do fryzjerki i okulistki. Potem pod ramię z opiekunką schodziła ze swojego drugiego piętra bez windy na podwórze, tam siadała na rozkładanym krześle wędkarskim pośrodku trawnika i patrzyła na drzewa i słońce. Później zejście i wejście stało się już dla niej niemożliwe. Poruszała się po domu przy balkoniku. Kiedy dostała wylewu do oka, nie mogła już samodzielnie czytać ani oglądać telewizji. Kupiłem jej urządzenie zwane czytakiem, służące do odtwarzania audiobooków dla osób niewidomych i słabowidzących. I radio, na którym zaprogramowałem trzy programy: polityczny TOK FM, muzyczny Program Drugi i Trójkę z muzyką bardziej pop. Słuchała radia i książek aż do ostatnich tygodni życia. Czasem mówiła, jaką trudnością było dla niej upośledzenie wzroku, ale nie wpadała nigdy w ton prawdziwego narzekania. Umarła pogodzona ze sobą i z ludźmi. Też tak zamierzam zrobić, kiedy przyjdzie pora.
Artykuł pochodzi z numeru 2/2024 magazynu „Integracja”.
Sprawdź, jakie tematy poruszaliśmy w poprzednich numerach.
Zobacz, jak możesz otrzymać magazyn Integracja.
Komentarze
brak komentarzy
Dodaj komentarz