Komfort jest prawem człowieka
20 lat temu za skorzystanie z toalety w restauracji w stolicy dużego kraju, który właśnie wszedł do Unii Europejskiej, kasowali od człowieka 2 złote. Potem nauczyli się, że konieczność fizjologiczna to konieczność fizjologiczna i że człowiek potraktowany życzliwie – czyli wpuszczony za darmo – być może wróci jako klient z pieniędzmi.
Potem zaczęli wpuszczać do knajp z psami. Na przystankach pojawiły się rampy i windy. Do niskopodłogowego autobusu komunikacji miejskiej można było przy pomocy kierowcy wjechać na wózku. Wicenaczelny „Gazety Wyborczej” Piotr Pacewicz rozkręcił akcję „Rodzić po ludzku”, która kompletnie zmieniła podejście w szpitalach położniczych do rodzących kobiet. W toaletach publicznych zaczęły się pojawiać przewijaki dla dzieci.
Teraz przyszła kolej na niepełnosprawnych dorosłych. Powstała koalicja NGO-sów „Przewijamy Polskę”, działających na rzecz ludzi z niepełnosprawnością. W publicznym konkursie wybrano nazwę dla tych pomieszczeń: komfortka.
Komfortka to fajne słowo. Lubię je. Ma tyle samo sylab, co angielskie changing place, a zwykle przecież angielszczyzna wygrywa językową ekonomicznością; komfortka jest nawet łatwiejsza w użyciu. Pierwsze skojarzenie odsyła oczywiście do komfortu. Jest też familiarnym zdrobnieniem, jak furtka (od furty) albo torebka (od torby). Coś miłego do codziennego użytku.
Na razie jest ich stosunkowo niewiele, ale są widoki na to, że komfortki rzeczywiście pojawią się w kraju w dużej liczbie. Minister rozwoju i technologii Waldemar Buda z PiS-u, co zaznaczam, żeby przyznać uczciwie, że i były rząd też potrafił czasem zrobić coś dobrego, wydał rozporządzenie, które upowszechni komfortki w budynkach użyteczności publicznej, w ośrodkach zdrowia, w centrach sportowych i handlowych, na dworcach kolejowych i lotniskach, na stacjach benzynowych przy autostradach i w większych blokach mieszkalnych.
Jesteśmy więc właśnie w trakcie komfortkowej rewolucji. Dorosłych ludzi korzystających z pieluchomajtek jest w Polsce podobno 150 tysięcy. Większość to pewnie ludzie sędziwi, niechodzący, nieopuszczający mieszkań. Tak było z moją mamą w ostatnich trzech latach jej 92-letniego życia. Ale problem dotyczy także ludzi, którzy mogliby wychodzić z domów na świat, lecz potrzebują do tego odpowiedniej infrastruktury.
W sierpniu 2006 roku, w wieku 39 lat, doznałem dyskopatii w kręgosłupie lędźwiowym i doświadczyłem tego, czym jest przykucie do łóżka i niemożność wstawania nawet do toalety. Przez trzy tygodnie załatwiałem się pod siebie. Musiałem pokonać wstyd i zatrudnić koleżanki i kolegów do wynoszenia toreb z moimi ekskrementami.
Wiedziałem jednak, że to jest ważne doświadczenie. Że to rodzaj przygotowania przed nadejściem starości, nadejściem, które jest nieuchronne. Poczułem, przez niezbyt długi co prawda czas, jak to jest być bezradnym ciałem.
Podstawowy komfort życiowy należy się każdemu człowiekowi, sprawnemu czy nie. Cywilizacja, w której żyjemy, jest cywilizacją praw człowieka i w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat Europa, a za nią Polska w swojej drodze do europejskiej normy, bardzo się zmieniły na lepsze.
Miarą jakości demokracji jest stosunek większości do mniejszości. Narodowych, językowych, dochodowych, politycznych, zdrowotnych, kulturalnych, seksualnych i wszystkich innych.
Wspólną pracą tysięcy ludzi zaangażowanych w NGO-sy, pracą samorządów i pracą centralnego rządu realnie zmieniamy Polskę na lepsze. Coraz bardziej Polska jest domem otwartym dla wszystkich, coraz bardziej chce się tu żyć.
Artykuł pochodzi z numeru 3/2024 magazynu „Integracja”.
Sprawdź, jakie tematy poruszaliśmy w poprzednich numerach.
Zobacz, jak możesz otrzymać magazyn Integracja.
Komentarze
brak komentarzy
Dodaj komentarz