Alternatywna motoryka zamiast niepełnosprawności
Taniec to nie tylko wielkie, skomplikowane figury, przekraczające możliwości większości ludzi. Taniec to również zaufanie do własnego ciała, zawieszenie na chwilę logicznego myślenia i czerpanie radości z ruchu, który może być czasem ledwie dostrzegalny. O naturze tańca, ruchu i artystycznym potencjalne niepełnosprawnego ciała mówi Tatiana Cholewa.
Dominika Filipowicz: Na sam początek chciałam Cię spytać o to, kiedy zaczęłaś tańczyć? Jaka wiąże się z tym historia?
Tatiana Cholewa: Pierwszym impulsem był dla mnie kontakt z tańcem towarzyskim, który sam w sobie zupełnie mi nie przypasował. Dotychczas nie miałam za bardzo styczności z tańcem. Do tego wydawało mi się, że taniec towarzyski musi opierać się na krokach, więc nie widziałam w nim dla siebie miejsca. Ostatecznie spróbowałam i wtedy w moim ciele zaczęło się dziać coś niezrozumiałego, ale niesamowicie ciekawego. Pomimo tego, że nie stawiałam kroków, to moje ciało chciało wyrażać się poprzez muzykę.
Ciekawość emocji, których doświadczyłam skłoniła mnie do eksploracji ruchu. Chciałam poczuć, jak ciało reaguje na emocje. Z czasem uświadomiłam sobie, że jest to świetny sposób na wyrażenie siebie. Zaczęłam poszukiwania siebie w ruchu. W czterech ścianach własnego mieszkania, rodziły się pierwsze intensywne próby przełożenia emocji na ruch. Z czasem odkryłam metodę ruchu autentycznego.
Ruch autentyczny oparty na świadomości siebie to narzędzie, które pozwala mi przekazać głęboko we mnie schowane emocje bez zbędnych słów. Kiedy zaczynałam było to dla mnie tym łatwiejsze, że dopiero od niedawna zaczęłam się poruszać na wózku. Taniec umożliwił mi oczyszczenie mojego wnętrza, wykrzyczenie emocji, wszystkich zebranych we mnie traum.
Haga DanceAble, fot. S. Derine
Chciałabym pociągnąć nieco dalej temat emocji. Podczas warsztatów taneczno-choreograficznych w Teatrze Pinokio, mówiłaś, że w ruchu chodzi o emocje. Ważne, by był kierowany ciałem, a nie dokładnie przeanalizowany i zaplanowany. Dlaczego podczas tańca mamy odpuścić logiczne myślenie?
Ponieważ nasz umysł jest nasiąknięty wszelkiego rodzaju formami narzucanymi przez społeczeństwo. Czujemy przymus tego, żeby się kontrolować. Nie możemy czegoś zrobić, bo boimy się, że ktoś się będzie z nas śmiał, że będzie nas oceniał. Przez te obawy pozwalamy umysłowi na kontrolowanie swojego ciała.
Chcąc wyrażać emocje czasami się zapominamy. Na przykład jak jesteśmy szczęśliwi - zaczynamy skakać, szaleć, wygłupiać się. Takie krótkie działanie pozwala wyrazić się ciału w sposób naturalny. Niemniej jednak natychmiast wracamy do formy, która nie odbiega od społecznych norm. Wchodzi kontrola.
Jeśli odpuścić umysł, to tak naprawdę ciało samo wie jak chce zareagować w danym momencie na określoną emocję. To jest lepsze zarówno dla ciała, jak i dla ducha. Kiedy przestajemy wtłaczać emocje w ustalone normy, możemy je swobodnie wyrażać. Są one naturalne dla nas, naszego ciała i dzięki temu dają nam prawdziwą i szczerą przyjemność.
Taniec najczęściej kojarzony jest z ciałami perfekcyjnymi, normatywnymi. Co taniec oferuje osobom z niepełnosprawnościami?
Wszyscy mamy wpojone przekonanie, że ciało taneczne musi być idealne. Wypracowane wieloma regulacjami i trzymające się w narzuconej normie. Ja myślę, że taniec może być też formą buntu wobec narzuconych norm. Przecież taniec to ruch, a ruch towarzyszy każdemu.
Zadajmy sobie pytanie: czy niepełnosprawne ciało może się ruszać w sposób artystyczny? Myślę, że jak najbardziej. Ciało osoby z niepełnosprawnością jest w dodatku bardziej wyraziste.
Ciała nieidealne są zaskakujące, nieoczywiste. W sztuce zawsze szukamy nowości. Jakiegoś niespodziewanego momentu. Wciąż jednak rzadko się zdarza by w sztuce występowały osoby o nienormatywnych ciałach, chociaż to one spełniają te odwiecznie poszukiwane artystyczne dążenia do oryginalności. Każda osoba z niepełnosprawnością jest indywidualnością. Pomimo tego, że zobaczymy dwie osoby poruszające się na wózkach inwalidzkich, to ich motoryka będzie zupełnie różna.
Czym właściwie jest ruch? Przecież on nie musi być wcale duży albo wyraźny. Elementami performatywnymi mogą być nawet najmniejsze gesty.
Zdecydowanie tak. Wszyscy myślą o tańcu jako o bardzo „szerokiej i dużej figurze”. Ale taniec to ruch, czyli również mimika twarzy, ruch gałek ocznych, czy nawet przyjęcie pewnej postawy ciała. To bardzo silne elementy, które również mogą być taneczne. Na moje warsztaty przychodzą bardzo różnorodne osoby, bardziej i mniej fizycznie ograniczone. Wyrazistość osób, które są ograniczone ruchowo, jest naprawdę absolutna. Wystarczy podnieść kącik ust, poruszać gałkami oczu. Smutek rysuje się na twarzy, radość rysuje się na twarzy i osoba wcale nie musi poruszać kończynami, by móc przejąć scenę.
„Gatunki Chronione” reż. R. Urbacki, fot. T. Zakrzewski
Uczestniczyłaś w bardzo wielu projektach i prawdopodobnie ciężko byłoby je wszystkie opisać w krótkim wywiadzie. Ale gdybyś mogła opowiedzieć mi o jednym czy dwóch takich, które miały dla Ciebie wyjątkowo duże znaczenie?
Pierwszym takim momentem było dla mnie spotkanie Rafała Urbackiego. Ogłosił on audycje do spektaklu „Gatunki Chronione”. Podjęłam to wezwanie po długim okresie częściowego obrażenia się na ruch, ponieważ moje wcześniejsze doświadczenia z twórcami nie były najlepsze.
To podczas pracy z Rafałem uświadomiłam sobie kim tak naprawdę jestem i co chce robić. Rafał krytykował w sposób konstruktywny, dzięki czemu budował, a nie podcinał skrzydła. Zadbał zarówno o mój rozwój jako tancerza i artysty, jak i o mój rozwój psychiczny. Można powiedzieć, że ponownie zbudował mnie od podstaw.
Drugi moment przełomowym było dla mnie pierwsze w których uczestniczyłam Laboratorium „Taniec i niepełnosprawność” odbywające się w bytomskim Teatrze Rozbark. Zostało zorganizowane przez Narodowy Instytut Muzyki i Tańca. Były to trzydniowe warsztaty, podczas których instruktorami byli zagraniczni i polscy goście.
Podczas laboratorium wybierane były osob, która miały pojechać do Maastricht na warsztaty z Adamem Benjaminem, współtwórcą pierwszego w Europie zawodowego zespołu performatywnego zatrudniającego osoby z niepełnosprawnościami („Candoco Dance Company”). Otrzymałam nominację do tego wyjazdu.
Podczas Laboratoriów spotkałam również Marc Brew. Spotkanie to było dla mnie przełomowe, ponieważ był to pierwszy tancerz, choreograf oraz dyrektor artystyczny, który jeździł na wózku. W Polsce nie mamy artystów/pedagogów w dziedzinie tańca współczesnego, performance`u, którzy prowadzą warsztaty dla osób z alternatywną motoryką. Będąc na warsztatach u Adama otrzymałam informację, że prowadzący Marc Brew wybrał miedzy innymi mnie do swojej rezydencji artystycznej w Hadze na Holland Dance Festival, jako tancerza.
To były dla mnie dwa bardzo ważne i przełomowe momenty. Pierwszy był Rafał, który mnie zbudował. A później laboratoria i Marc, który dał mi naprawdę świetne narzędzia. Nie otrzymałam ich niestety, w Polsce, ponieważ nie miałam od kogo. Narzędzia, które dostawałam na warsztatach czy przy udziale w projektach, były kierowane do osób pełnosprawnych. Chociaż chodziłam na warsztaty, to tak naprawdę bardziej je oglądałam, a dopiero później, w domu, potpatrzone techniki adaptowałam na własne ograniczone ciało.
Jak są traktowani artyści i artystki z niepełnosprawnościami w Polsce? Chodzi mi o przestrzeń tańca i performance’u.
Taniec nadal jest niszową aktywnością w polskiej przestrzeni artystycznej. Kiedy doda się do tego jeszcze osoby z niepełnosprawnościami powstaje takie bardzo trudne combo podwójnej marginalizacji.
Oczywiście, zaczyna się to zmieniać. Projekt „Taniec, niepełnosprawność” spowodował, że coraz więcej osób zainteresowało się ruchem. Tylko niestety te osoby mają bardzo ograniczoną możliwość rozwoju oraz występowania przed szerszą publicznością.
Jako artyści działamy głównie na zasadzie projektów, a one potrzebują dofinansowania. Projekty są często wyżej punktowane, jeśli w zespole artystycznym znajduje się osoba z niepełnosprawnością. Za jej obecność dostaje się tzw. dodatkowy punkt. I oczywiście wiele osób na tym korzysta. Jednak niektórzy biorą osoby z niepełnosprawnościami do swoich spektakli wyłącznie ze względu na punkty. Oznacza to, np. że w danym projekcie napisano, że brała w nim udział osoba z niepełnosprawnością, a w rzeczywistości jej obecność nie miała żadnego większego znaczenia dla spektaklu. Smutno, że wciąż tak to wygląda. Dzieje się tak, bo ludzie wciąż boją się dawać osobom z niepełnosprawnością prawdziwe role. Trzeba zaznaczyć, że jest też wiele osób, które naprawdę angażują osoby z niepełnosprawnością do swoich projektów, ufają im, wierzą w ich talent.
Jednak wtedy natrafiamy na kolejny problem. Projekt to jest tak naprawdę jednorazowy występ. A co dalej? Okazuje się, że dana osoba po premierze wraca do domu. Nie ma szansy na rozwój. Pomimo tego, że świetnie się spisała w danym projekcie nikt jej dalej nie poleca, nie angażuje. Zostaje pozostawiona sama sobie.
Oczywiście jest Teatr 21, który jest teatrem zawodowym i dużo wywalczył dla artystów z alternatywną sensoryką. W przypadku freelancer’ów takich jak ja jest naprawdę trudno. Jak wspomniałam, działamy na zasadzie projektów i są to wyłącznie projekty jednorazowe. Jeśli ktoś ma siłę, to wysyła i szuka kolejnego projektu. Jednak, jeśli ktoś nie ma jeszcze tyle chęci, nie jest wystarczająco pewien siebie pomimo swojego ogromnego talentu, to właściwie jest stracony dla kultury. Ta osoba nie wyśle zgłoszenia, nie będzie walczyć o siebie, jeżeli nikt jej dalej nie poleci.
Ta sytuacja zaczyna się zmieniać. Dużo się na ten temat mówi, np. na konferencjach czy sympozjach. Ale wciąż jesteśmy na etapie tego pierwszego kroku. Krzyczymy, mówimy i coś zaczyna się zmieniać, jednak jak na liczbę odbytych konferencji i dyskusji to ta zmiana jest wciąż bardzo powolna.
„Stało Się” reż. M. Skrupa, M.Cieżniak, fot. Sobota
Czy to jest trochę wina tego, że wielu artystów pełnosprawnych uważa cały czas artystów z niepełnosprawnościami za amatorów? Za tych, którzy tylko się bawią w sztukę, lub używają jej wyłącznie jako terapii.
Nie wiem, czy to jest powód… Moim zdaniem wszystko jest winą systemu. Ponieważ to system nas ocenia, stwierdza, czy jesteśmy zawodowymi artystami, czy też nie.
My, jako osoby z niepełnosprawnością, nie mamy możliwości ukończenia szkół artystycznych, przez co nie mamy możliwości uzyskania dokumentu potwierdzającego, że jesteśmy zawodowymi tancerzami czy aktorami. W takim momencie wszystko zależy od osób choreografujących, reżyserujących, tworzących oraz od tego jakie jest ich podejście. Czy zależy im tylko na dokumencie, czy chcą wspierać talent? Kiedy kontaktują się z osobą z niepełnosprawnością, to chcą mieć artystę czy ciekawostkę na swojej scenie?
To też powoli zaczyna się zmieniać. Często nadal jesteśmy traktowani jako ciekawostka, tego nie da się ukryć. Jeśli dostajemy miejsce np. w spektaklu, to zwykle po to, by pokazać naszą niepełnosprawność, a nie talent. W Polsce wciąż jeszcze patrzy się na osobę z niepełnosprawnością głównie przez pryzmat jej niepełnosprawności. Nie postrzega się jej jako np. na tancerza ze swoim indywidualnym archetypem ruchowym.
Mam nadzieję, że to się będzie zmieniać. Już coś zaczyna się ruszać, bo coraz częściej mówi się na ten temat, a jeszcze „parę lat” temu wcale o tym nie mówiono. Myślę, że zmiana systemu pozwoli na profesjonalne podejście do artysty z ograniczeniami. Na przykład w projektach, w których przyznawane są dodatkowe punkty za obecność osoby z niepełnosprawnością, mogłoby zostać zaznaczone, że przyjęta osoba ma aktywnie uczestniczyć czy też sama powinna uzupełniać formularz ewaluacyjny, co pozwoliłoby na ocenę jej udziału.
Jak system zacznie się zmieniać, to i ludzie zaczną inaczej myśleć. Wydaje mi się, że w tym momencie część twórców jeszcze ma obawy mentalne, ale też ograniczenia architektoniczne czy systemowe. Dlatego trzeba stawiać na zmiany systemowe, by dać możliwości zainteresowanym twórcom. Choć należy zauważyć, że wielu popiera i angażuje artystów z niepełnosprawnościami w swoich realizacjach. Są to osoby sojusznicze, które podejmują z nami walkę o zmiany.
Chciałabym jeszcze nawiązać do tematu publiczności. W jednym ze swoich wywiadów mówiłaś o tym, że artyści z niepełnosprawnością często nie dostają od publiczności szczerych opinii. Są podziwiani za sam fakt tego że „spróbowali”, wyszli na scenę, coś powiedzieli, potańczyli. Ale jednocześnie nie dostają szczerego feedbacku.
Zdecydowanie tak jest. To nawiązuje również do tego, że nie postrzega się nas przez pryzmat talentu, tylko przez pryzmat niepełnosprawności. Wciąż zakorzeniona jest w ludziach dawne przekonanie, że osoby z niepełnosprawnościami są biedne, zahukane, siedzące w domu. Ten kto wyszedł z domu jest postrzegany jako „superbohater”. A jak już na scenie stoi – to staje się niesamowite! Widownia jeszcze nie oswoiła się wystarczająco z samą obecnością osób z niepełnosprawnościami na scenie, nie nauczyła się patrzeć na nich jak na artystów. Publiczność daje brawa za odwagę, za to, że „niepełnosprawny znalazł się na scenie”.
Brakuje nam narzędzi do konstruktywnego krytykowania osób z niepełnosprawności. Wiele osób ma obawy co się stanie, jak powie coś krytycznego osobie z niepełnosprawnością. Weźmy na przykład mnie, jestem artystą na wózku. Osoba, która oceni mnie krytycznie, ale zaproponuje mi jakieś drogi rozwojowe, jednocześnie może się bać, że odbiorę jej krytykę personalnie odnosząc się do moich ograniczeń w ciele.
Krytyka osoby z niepełnosprawnością jest wciąż postrzegana jako coś złego. Bo jak można skrytykować osobę z niepełnosprawnością? Przecież ten „superbohater” wyszedł na scenę, więc ten sam fakt jest już wielką sprawą. Jak mu powiedzieć, że coś zrobił źle?
Musimy przede wszystkim wypracować pewne narzędzia krytyki, nauczyć się rozmawiać o artystach z niepełnosprawnościami. Mówię z własnej perspektywy, chcąc się rozwijać, potrzebuję szczerej, konstruktywnej krytyki. Jeśli będę dostawać same brawa i zawsze wszystko będzie ładnie i przyjemnie, to może się okazać, że zaczną się skupiać na rzeczach, które nie są rozwojowe. Na ten moment nie ma jeszcze w Polsce odpowiednich narzędzi, które by to umożliwiły. Mam nadzieje, że zaczną się one pojawiać, a społeczeństwo nauczy się nas oceniać przez pryzmat osobowości i talentu, a nie przez pryzmat niepełnosprawności.
„Gatunki Chronione” reż. R. Urbacki, fot. T. Zakrzewski
Osoby z niepełnosprawnością, zwłaszcza tą fizyczną, przyciągają wzrok – temu nie da się zaprzeczyć. Sztuka daje jednak szansę na bunt wobec tego spojrzenia, wobec stereotypów, na odwrócenie przekonań publiczności.
Na pewno tak. Ale nie wiem czy opór lub bunt to najlepsze słowa. Uważam, że przebywając na scenie, umożliwiam ludziom oswojenie się z niepełnosprawnością w tej świątyni teatru, która dotychczas nie była kalana ciałem różnorodnym. To prawda, że występowanie na scenie na dzień dzisiejszy jest po części walką. Ale jest to walka o widza. Żeby zrozumiał i zaczął odbierać mnie przez pryzmat mojej sztuki, a nie niepełnosprawności.
Na wszystkich sympozjach czy konferencjach, na które jestem zapraszana, staram się tłumaczyć, jak wygląda sztuka z perspektywy artysty z niepełnosprawnością. Często się nam zarzuca, że osoby z niepełnosprawnością grają tylko o niepełnosprawności. Bądź też skrajnie w drugą stronę – absolutnie uciekają od swojej niepełnosprawności, a przecież ta niepełnosprawność jest widoczna.
Ja uważam, że w sztuce każdy ma prawo grać to, co czuje. Jeżdżę na wózku i nie ma możliwości, żebym tego wózka nie pokazała na scenie. Nie mogę się odciąć od niepełnosprawności. Jeśli już mam niepełnosprawność, to niech będzie ona narzędziem do oswajania widowni. Tak, aby publiczność mogła się „napatrzeć” i dzięki temu oswoić. Ludzie są bardzo ciekawi. O pewnych sprawach nie mówi się publicznie, są zamknięte w czterech ścianach czyjegoś mieszkania. O tym jak osoba z niepełnosprawnością się przesiada, jak się rusza, gdy nie ma wózka.
Myślę, że opowiadanie o tym i zaspokojenie tej ciekawości pozwoli w końcu na to, by publiczność poznała danego artystę i zaczęła postrzegać go przez pryzmat jego sztuki, a nie jako osobę określaną przez swoją niepełnosprawność.
Na koniec chciałam Cię spytać o dostępność. Jak wygląda dostępność teatrów dla artystów i artystek z niepełnosprawnościami? Głównie jeśli chodzi o niepełnosprawność ruchową.
Zaczyna się coraz częściej poruszać ten temat, głównie ze względu na ustawę z 2019, która mówi o konieczności dostosowania m.in. teatrów i instytucji kultury dla osób z niepełnosprawnością ruchową. Wybudowano podjazdy, windy, toalety – ale tylko od strony publiczności. Czyli możemy już oglądać sztukę. Ale nie koniecznie w niej występować.
W ustawie jest zapisane, że trzeba zapewnić minimum dostępności, ale dobrze jest zrobić więcej. Niestety w większości miejsc jest minimum, czyli zapewniony jest podjazd i toaleta. Różnie już z dostępnością widowni. Co z tego, że przyjadę na widownię, skoro mogę usiąść tylko pod ścianą, ponieważ nie wymaga się aby w samej przestrzeni teatralnej znajdowały się miejsca dostosowane do potrzeb osób z niepełnosprawnościami?
Fajnie, że już można mieć kontakt z kulturą na żywo, nie tylko przez telewizję, radio czy Internet, nawet jeśli trzeba zadowolić się miejscem przy ścianie z powodu niedostosowanej widowni. Jednak co, jeśli chodzi o artystów z alternatywną motoryką takich jak ja? Niestety jest trudniej. Jeszcze niedawno w ogóle nie mówiło się o artystach z alternatywną motoryką ani w ogóle o niepełnosprawnych artystach.
Teraz czasy się zmieniają i oczywiście jak najbardziej na scenę wpuszcza się osoby z alternatywną sensoryką. Jednak artyści z alternatywną motoryką jedynie w niewielu teatrach w Polsce mogą korzystać z zaplecza scenicznego. Myślę, że jest to związane z nakładem finansowym. Osoba z alternatywną sensoryką może wejść do wnętrza teatru, nie ma problemu z przystosowaniem przestrzeni. Osoby poruszające się na wózkach wymagają przebudowy architektonicznej: większej łazienki, szerszego korytarza, szerszych drzwi, windy, pochylni przy stopniach bądź wyrównanego podłoża. Oczywiście teatry, które budują nowe siedziby, lub przenoszą się do innych, zaczynając remont myślą o tym, aby przystosować swoje zaplecze również dla artystów z niepełnosprawnościami. Jednak na ten moment wiele teatrów nie przyjmuje artystów z niepełnosprawnością ruchową. Albo przyjmują, jeśli artyści pozwolą np. wnieść się po schodach, tak że artysta wciąż zmuszony jest mierzyć się z barierami. Wciąż bardzo niewiele teatrów jest dostępnych architektonicznie dla artystów z alternatywna motoryką. Powoli się to zmienia. Artyści z niepełnosprawnością ruchową zaczynają być widoczni i coraz częściej jest dla nich przygotowywane zaplecze teatralne.
Laboratoria „Taniec i niepełnosprawność”, fot. M. Staromieyska
Chciałabym Cię jeszcze znać pojęcie alternatywnej motoryki. Używałaś go kilka razy podczas rozmowy. Co znaczy dla ciebie to pojęcie?
Promuję nurt alternatywnej motoryki, bo słowo niepełnosprawność jest wyraźnie nacechowane. Identyfikuje z czymś konkretnym, czyli z niepełnosprawnością. To słowo ukierunkowuje całą moją osobę na niepełnosprawność. Moim zdaniem Rafał bardzo trafnie stworzył określenia: alternatywność sensoryczna i motoryczna. Ja nie „posiadam niepełnosprawności”, tylko po prostu poruszam się inaczej się, czyli alternatywnie.
Kiedyś osoby z niepełnosprawnościami spotykały się z bardzo negatywnym traktowaniem. W tej chwili język się zmienia. Niemniej jednak słowo niepełnosprawność cały czas pozostaje. W zmienionej formie, ale pozostaje. Jak piętno, które jest nadawane.
Uważam, że pojęcie alternatywnej motoryki, czyli innego sposobu poruszania się, wyklucza pojmowanie mnie wyłącznie jako osoby z niepełnosprawnością. Jestem po prostu osobą, która inaczej się porusza. Każdy z nas inaczej się porusza. Jeden ma kulę, drugi inaczej stawia stopę, czy chodzi od pięt, czy od palców, wyżej podnosi kolana. Każdy człowiek ma indywidualny sposób poruszania się. I ja też poruszam się w sposób indywidualny - czyli mam wózek.
W podobny sposób można mówić o alternatywnej sensoryce, czyli innym sposobie odbierania świata. To też jest niesamowite, niestygmatyzujące, że ten kto jest np. w spektrum autyzmu po prostu inaczej odbiera świat. Myślę, że jakby promowano szerzej takie podejście to szybciej zaszłyby zmiany, ponieważ piętno niepełnosprawności zaczęłoby znikać.
Kiedy mówimy, że ktoś inaczej się porusza, nie wywołuje to litości. Ale kiedy mówimy „osoba z niepełnosprawnością”, to w tym momencie staje przed nami obraz biednej, nieudolnej życiowo osoby, zamkniętej w domu, którą się wyprowadza na spacer jak pieska. Alternatywna motoryka jest to dla mnie nurtem, w którym czuję się świetnie i dlatego głoszę tę ideę.
Myślę, że to bardzo dobre słowa na podsumowanie naszej rozmowy. Bardzo Ci dziękuję! I życzę powodzenia w dalszej działalności artystycznej.
Osobom, które chcą się dowiedzieć więcej na temat Tatiany Cholewy polecamy jej stronę internetową.
Komentarze
brak komentarzy
Dodaj komentarz