Integracja malowana dźwiękiem
- Na scenie, przed publicznością, jestem sobą, mogę wyrazić to, co czuję. Śpiewając, nie czuję niepełnosprawności – mówi niskorosły Krzysztof Duda, wieloletni uczestnik bocheńskiego Festiwalu „Integracja malowana dźwiękiem”.
- Festiwal jest dla mnie wytchnieniem, to nie miejsce, tylko ludzie i czas. Wykonawcy tworzą jedną chwilę, która trwa trzy dni, nie ma tam nocy ani przerw, cały czas tworzy się magia. Dniami na próbach staramy się nauczyć jak najwięcej, a wieczorem siadamy ze sobą i na spokojnie się bawimy, każdy może coś zaśpiewać i być sobą. Właśnie dlatego lubię tam wracać i nie wyobrażam sobie, że to kiedyś się skończy. Jeśli chodzi o marzenia związane ze śpiewaniem, to mam tylko jedno, bardzo proste: śpiewać – opowiada Krzysztof.
Parę lat temu wywalczył Grand Prix, w tym roku otrzymał drugie miejsce; startował w duecie z Kornelią Czerwiec. Dla niego był to już piąty występ na Festiwalu „Integracja malowana dźwiękiem”.
- Wiele osób mówi, że na scenie czuć wolność, ale ja nigdy tak na to nie patrzyłem. Wychodząc na scenę, czuję odpowiedzialność za ludzi, którzy wraz ze mną pracują, i za tych, którzy przyszli na chwilę uczestniczyć w koncercie. Jak staję na scenie z mikrofonem, to chcę wiedzieć, że mam co powiedzieć i że szczerze w to wierzę. Dlatego scena nie jest dla mnie wolnością, tylko powinnością.
Droga do gwiazd
Dla wszystkich przybywających na ten festiwal to niezwykłe doświadczenie wspólnego świętowania i radowania się życiem. Dodatkowym magnesem są warsztaty z gwiazdami, a w tym roku oprócz Marka Piekarczyka, współtwórcy festiwalu, młodzi ludzie mogli szlifować swoje umiejętności pod okiem m.in. Justyny Steczkowskiej, Ani Rusowicz i Janusza Radka.
- Zasady festiwalu są jasne: na początku maja ogłaszamy nabór i wtedy dostajemy zwykle kilkaset nagrań wideo z całej Polski – opowiada Jerzy Turek, dyrektor i pomysłodawca festiwalu.
- Kiedy mamy wszystkie zgłoszenia, ja i Marek Piekarczyk przystępujemy do ciężkiej pracy. Przesłuchujemy nagrania i wyłapujemy perełki, później tworzymy integracyjne duety, czyli do osoby z niepełnosprawnością dobieramy pełnosprawną, tak by razem mogły zaprezentować się publiczności. Początki festiwalu były skromne, impreza trwała jeden dzień, a zgłoszenia mieliśmy tylko z naszego województwa. Naprzemiennie śpiewali uczniowie z niepełnosprawnościami i ich pełnosprawni rówieśnicy.
Oczywiście śpiewali do podkładów muzycznych. W kolejnym roku Marek Piekarczyk, Marek Pacuła, Renata Przemyk i Maciej Zembaty poprowadzili jednodniowe warsztaty... a zgłoszenia mieli już z trzech województw.
Kategoria „Integracyjny duet muzyczny”, czyli wspólne występy osób z niepełnosprawnościami i pełnosprawnymi uczestnikami, powstała podczas czwartej edycji. Początkowo wszyscy, nawet jurorzy, mówili, że to się nie uda. Z biegiem lat okazało się, że festiwal właśnie z tego słynie. Atmosfera jest wspaniała. Tworzą się przyjaźnie, kontynuowane także po festiwalu. To prawdziwa integracja. Wielu uczestników w tych właśnie duetach występuje na innych festiwalach, konkursach i koncertach. Powstawanie i rozwój tej kategorii był procesem i trwał przez lata.
Pasja organizatora
Jerzy Turek nie tylko wymyślił formułę festiwalu, ale od lat ją udoskonala.
- Tak też było z oprawą muzyczną festiwalu. Przez dziewięć lat uczestnicy śpiewali do podkładów, ale podczas dziesiątej, jubileuszowej edycji towarzyszył im kilkuosobowy band, który z czasem rozrósł się do Orkiestry Festiwalowej. Kierownikiem muzycznym jest znakomity pianista i kompozytor Adam Jarzmik. Nasza współpraca trwa od siedmiu lat. Podczas Gali Laureatów z towarzyszeniem Orkiestry Festiwalowej śpiewają też jurorzy.
Ania Rusowicz, która zna ten festiwal, bo przyjeżdża tu od ponad 10 lat, po tegorocznej edycji powiedziała, że jeśli chodzi o uczestników z Polski, to osiągnęliśmy najwyższy poziom i powinniśmy starać się o więcej zgłoszeń i większą promocję za granicą. Mam nadzieję, że to się uda i powstanie nowa kategoria: „Integracyjny duet zagraniczny”.
Jerzego Turka cieszy fakt, że kopia festiwalu powstała w Saarlouis w Niemczech. Ma nadzieję, że uda się wyeksportować festiwal za kolejne granice.
Od kilku lat festiwal obudowany jest wydarzeniami towarzyszącymi. Swoje prace prezentują malarze z niepełnosprawnościami, w tym m.in. Stanisław Kmiecik i Martyna Gruca ze Światowego Związku Artystów Malujących Ustami i Stopami, odbył się koncert Grzegorza Płonki, pianisty z implantem, znanego m.in. z filmu biograficznego Sonata Bartosza Blaschke. Co roku są też wyświetlane moje – czyli Moniki Meleń – filmy i reportaże, a we wszystkich przybliżam widzom niezwykły świat ludzi z niepełnosprawnościami.
Tu spełniają się marzenia
- Na pewno chciałbym, żeby festiwal się rozwijał. Widać, że daje uczestnikom radość i spełnienie. Dla widzów jest wydarzeniem artystycznym na bardzo wysokim poziomie, dostarcza wielu wzruszeń i muzycznych przeżyć – stwierdza Jerzy Turek.
Znam dyrektora festiwalu od lat i jestem przekonana, że to marzenie się spełni, bo to niezwykłe wydarzenie rozwija się dzięki uczestnikom, którzy przyjeżdżają tu po coś więcej niż dobrą zabawę.
Konrad Wrocławiak od lat bierze udział w festiwalowych konkursach; dla niego to wielkie święto integracji.
- Festiwal w Bochni przyciąga mnie do siebie co roku obietnicą wspaniałych spotkań z wyjątkowymi ludźmi oraz jedynego w swoim rodzaju występu na scenie w towarzystwie Festiwalowej Orkiestry. Na scenę i do mikrofonu ciągnęło mnie od zawsze, a w pewnym momencie mojego życia muzyka, możliwość śpiewania, wyrażania siebie przez piosenki, stała się jego kluczowym elementem – uratowała mnie w okresie największego zwątpienia w istnienie jakiegokolwiek sensu.
Pomogła go odzyskać, a w końcu podarowała miłość.
- Bochnia od zawsze będzie mi się kojarzyła z powracaniem do korzeni tego, co najważniejsze, z przypominaniem sobie, po co jestem na świecie – a wydaje mi się, że jestem na nim po to, żeby być szczęśliwym i dzielić to szczęście z najbliższymi. Nie mogę myśleć inaczej, kiedy co roku odkrywam w uczestnikach festiwalu, wśród których są ludzie z niepełnosprawnościami fizycznymi i psychicznymi, a także w ich rodzinach i przyjaciołach, którzy im towarzyszą, że nadawanie życiu znaczenia to świadomy wybór, poparty ogromną determinacją, wysiłkiem w stawianiu kolejnych małych kroków, dzień po dniu, czasami wbrew okolicznościom.
Dlatego będąc w Bochni na festiwalu, przede wszystkim oddaję się rozmowom ze starymi znajomymi z poprzednich lat, ale też z osobami nowo poznanymi. Staram się poznać ich historię, zrozumieć, z czym muszą się mierzyć, i sam odkrywam na nowo, z czym tak naprawdę ja mierzę się dzień po dniu. Czy moje zmartwienia i ciężary są rzeczywiście tak wielkie, jak mi się wydaje? Nie chodzi o porównywanie się, „kto ma gorzej”. Chodzi po prostu o osadzenie własnych lęków i ograniczeń w odpowiednich proporcjach. Spojrzenie na to wszystko z właściwej perspektywy. Dlatego w Bochni przez trzy dni festiwalu żyje się i oddycha inaczej, czasami płacze się ze szczęścia, czasami z bezsilności w obliczu bezdusznego świata, pozbawionego empatii – a przeżycia i doświadczenia tam zebrane procentują w kolejnych dniach, tygodniach, miesiącach.
Konrad ma też prywatną festiwalową historię:
- W moim przypadku Bochnia zaprocentowała w jeden z najpiękniejszych sposobów. To właśnie tam, podczas mojego pierwszego festiwalu w 2019 r., powiedziałem o obecnej narzeczonej, że się z nią kiedyś ożenię. Gabrysia wygrała Bochnię rok wcześniej, w 2018 r., a jak zwykle w Bochni, laureaci z roku ubiegłego otwierali swoim występem Galę Finałową w roku następnym. I wtedy podczas prób przed galą padło z moich ust zdanie, które okazało się prorocze – na moje szczęście. Tak więc Bochnia podarowała mi miłość. Podobnie jak Gabie pomogła uwierzyć w siebie po raz pierwszy w życiu, więc chyba najważniejszy i szczery? Może powinniśmy tam zamieszkać?
Konrad Wrocławiak wystąpił w tym roku w niezwykłym duecie z Anną Wereszczyńską. Zaśpiewali piosenkę Kochana.
Ania jest niezwykłą kobietą, wspaniale śpiewa, mimo że stopniowo traci słuch. Jest też osobą słabowidzącą, urodziła się jako wcześniak, ale nie traktuje się jak osobę z niepełnosprawnością. Na festiwalu „Integracja malowana dźwiękiem” wystąpiła kolejny już raz.
- Bochnia to festiwal jedyny w swoim rodzaju, gdzie na pierwszym planie nie znajduje się rywalizacja, tylko integracja, przyjaźń i empatia. I właśnie to sprawia, że lubię wracać w to miejsce. Festiwal w Bochni ma duże znaczenie w moim życiu, bo oprócz cudownych ludzi dostajemy szansę, by zdobyć wiedzę, stanąć twarzą w twarz z ludźmi, którzy zaistnieli i istnieją na polskiej scenie muzycznej.
To, że wielcy polskiej sceny chcą podzielić się z nami wiedzą, przekazać swoje uwagi i po prostu poobcować z nami, jest dla mnie niesamowite. Oni bardzo często traktują nas jak równych sobie, dzięki temu ja i wielu z nas, niepełnosprawnych, odzyskuje wiarę w siebie. I widzimy sens walki o swoje marzenia.
Moje marzenia związane ze śpiewaniem? Chcę po prostu dzielić się z innymi tym, co robię, i czerpać z tego radość. Moim marzeniem jest to, by ktoś z wielkich polskiej sceny zaśpiewał mój autorski utwór. Oczywiście scena czyni mnie wolnym, na scenie znika niepełnosprawność, jestem jak wszyscy tu, mam skrzydła.
Odkrycia i zaskoczenia
Festiwal od kilku lat jest wizytówką Małopolski, na wydarzenia festiwalowe i koncert finałowy przychodzi wiele znakomitości; publiczność bawi się na nim doskonale. Oprócz występów nagrodzonych duetów uwagę skupiają także jurorzy. W tym roku na scenie wystąpili: Justyna Steczkowska, Grażyna Łobaszewska, Maurycy Polaski i Janusz Radek. W skład jury weszli ponadto: Anna Dymna, Alicja Węgorzewska i Marek Piekarczyk.
Jedna z jurorek festiwalu, Justyna Steczkowska, tak określiła to wydarzenie:
- To wyjątkowe święto, festiwal pełen wzruszeń. Byłam tutaj pierwszy raz i nie sądziłam, że będzie aż tak pięknie. Tu można zobaczyć prawdziwą integrację ludzi, którzy mają serce dla drugiego człowieka. Wiele duetów nadaje się wprost na scenę do „The Voice of Poland”.
Grand Prix festiwalu otrzymał w tym roku duet Aleksandra Nykiel i Filip Rychcik. Dla Oli czas spędzony w Bochni także jest niezwykły.
- Festiwal uważam za swój drugi dom, gdzie mogę realizować pasje i marzenia. Wiem, że tutaj ludzie doceniają mnie za osobowość, charyzmę, muzykalność, głos... a nie patrzą na moją niepełnosprawność. O czym marzę? Abym mogła dawać ludziom radość i wytchnienie, aby dzięki mojej muzyce poczuli się lepiej. Cieszę się, że udało się nam z Filipem wygrać i że nagramy teledysk – to piękna nagroda.
Dla Filipa Rychcika festiwal był wielkim zaskoczeniem; wystąpił tu po raz pierwszy.
- Nigdy wcześniej nie doświadczyłem takiej magii, wsparcia i wspaniałych emocji, jak podczas tych trzech festiwalowych dni. Dla mnie największą nagrodą było poznanie tylu zdolnych i pięknych ludzi.
Tegoroczny festiwal trwał trzy dni, odbywał się po raz 17., za rok wkroczy w pełnoletność. Zatem jakie mam dla niego życzenia? Oby trwał... Bo skrzydła marzeń są potrzebne każdemu z nas.
Artykuł pochodzi z numeru 3/2024 magazynu „Integracja”.
Sprawdź, jakie tematy poruszaliśmy w poprzednich numerach.
Zobacz, jak możesz otrzymać magazyn Integracja.
Komentarze
brak komentarzy
Dodaj komentarz