Wyjście do ludzi - przełamać bezradność
Cofnijmy się na chwilę myślami do października ubiegłego roku. Przypomnijcie sobie przestronne, monumentalne sale warszawskiego Pałacu Kultury i Nauki (PKiN). Już od czterech lat Urząd Miasta organizuje tu Międzynarodowe Targi Pracy - największą, stołeczną imprezę wystawienniczą w branży pośrednictwa pracy.
W tym roku zaproszono na nią ponad 130 (!) firm zagranicznych i krajowych, o zasięgu ogólnopolskim, regionalnym i lokalnym. Spytaliśmy pracodawców, jak często odwiedzały ich stoiska osoby niepełnosprawne. Odpowiedzi zastanawiają: kilka razy, rzadko, prawie w ogóle...
Jeśli szuka się posady, to uczestniczenie w każdych targach pracy nie jest bezwzględnie konieczne. Ale biorąc pod uwagę liczbę i różnorodność ofert zebranych w PKiN - od tych dla pracowników niewykwalifikowanych, po propozycje dla menedżerów - oraz szansę na krótką, ale bezpośrednią rozmowę z przedstawicielem pracodawcy, możemy uznać, że na tych właśnie targach naprawdę warto było się pojawić.
Zlokalizowano je w centralnym punkcie stolicy, więc tylko ci, którzy nie wyruszają w drogę bez asystenta, mogliby skarżyć się na trudny dojazd. Dodatkowo budynek i sale wystawiennicze zostały przystosowane do swobodnego poruszania się po nich osób z różnymi rodzajami niepełnosprawności. Gdzie więc podziali się zainteresowani?
Ci, którzy aktywnie szukają pracy, wpadli niemal na chwilę i w konkretnym celu. Przejrzeli zapewne wcześniej spis firm, wybrali te najbardziej dla nich interesujące, zdobyli od osób obsługujących stoiska potrzebne informacje, zostawili swoje CV i wrócili do innych zajęć.
Wśród „aktywnych" należy wyodrębnić osoby, które z różnych powodów nie mogły się osobiście pojawić na targach, choć miały taki zamiar. Pozostają ci, których los najbardziej nas zaciekawił. Którym przeszło może kiedyś przez myśl szukanie zajęcia, ale nie wiedzieli, gdzie odbywają się spotkania, podczas których mogliby zapoznać się z ofertami pracy.
Podklasa
Postrzega się ich jako bezradnych, zamkniętych w świecie
życiowego minimum, niezdolnych do podejmowania nie tylko
długoterminowych, ale też codziennych decyzji. Mówi się o nich, że
są nerwowi, sfrustrowani, potrafią być agresywni w słowach i
czynach.
Tak wynika z badań Instytutu Gospodarstwa Społecznego warszawskiej Szkoły Głównej Handlowej (SGH), przedstawionych na konferencji zorganizowanej w połowie listopada ub.r. z inicjatywy Stowarzyszenia Niepełnosprawni na Rzecz Środowiska EKON.
Mowa o osobach długotrwale bezrobotnych. Tych, którzy po ukończeniu szkół przez przynajmniej pól roku nie zaistnieli na legalnym rynku pracy, albo z różnych powodów: ekonomicznych lub zdrowotnych, utracili posady i nie są zatrudnieni dłużej niż rok.
Utrata pracy najpierw wywołuje szok, a potem zagubienie i niemożność odnalezienia się w nowej sytuacji. Przystosowanie się do nowych warunków następuje powoli. Bezrobotny dostrzega możliwość pobierania zasiłków z opieki społecznej lub renty, albo obu tych świadczeń jednocześnie. Z czasem bezrobocie staje się stylem życia. W taki sposób tworzy się nowa podklasa społeczna, często przekazująca wzorzec postępowania następnym pokoleniom.
Według danych Centrum Badań Opinii Społecznej, zestawionych na podstawie sondaży z lat 2003-2006, Polacy nie obarczają winą za pozostawanie w stanie bezrobocia samych bezrobotnych. W osobach dojrzałych widzą ofiary niekorzystnych przemian gospodarczych i mentalnych. Młodych usprawiedliwiają błędnym systemem edukacyjnym: „zostali przeszkoleni w zawodach nieprzydatnych w ogóle lub minimalnie na obecnym rynku pracy".
Jeszcze rok temu, naprzeciw tych przekonań postawilibyśmy stanowcze wówczas opinie pracodawców o bezrobotnych - że nie chce im się pracować, że są zdemoralizowani, że mają za niskie kwalifikacje, a za to zbyt wysokie oczekiwania płacowe.
Dzisiaj, jeśli nawet podobne oceny istnieją, to wypowiadane są z większą powściągliwością. Bo pracodawcy po prostu potrzebują nowych pracowników. W niektórych regionach kraju i w sektorach gospodarczych ręce do pracy są tak pożądane, że firmy, chcąc zainteresować ofertą poszukujących pracy, publikują je w formie rymowanek: „O bezrobotny, ty mój zbawco! Chcesz kierownikiem być czy sprzedawcą? Swoje CV wyślij do mnie już. Dam ci pensję, zapłacę ZUS".
Zablokowani
Obserwacje Instytutu Gospodarstwa Społecznego prowadzą do
smutnego wniosku, że efektem bezrobocia jest wykluczenie w kilku
podstawowych sferach życia. Im większy „staż" bezrobocia, tym
mniejsze szanse za stałe zatrudnienie.
Osoba bezrobotna zaczyna więc poszukiwać prac czasowych, „dorywczych". Ponieważ nie ma podpisanej żadnej stałej umowy, traci zdolności do kupowania bądź też kredytowania zakupu dóbr materialnych. Brak pieniędzy utrudnia jej dostęp do edukacji, która gwarantowałaby poszerzanie wiedzy i nabywanie nowych uprawnień zawodowych. Najbardziej bolesne staje się jednak wykluczenie towarzyskie.
W 1999 r. wspomniany Instytut przeprowadził wśród osób trwale bezrobotnych badanie na temat skutków bezrobocia. Najwięcej z nich wskazało właśnie na utratę dawnych przyjaźni i znajomości. Wprawdzie równie wielu deklarowało zawiązanie nowych znajomości, ale głównie wśród pozostających bez pracy.
„Nienawidzę wychodzić z domu", „Kolejny dzień z nikim nie rozmawiałem, nigdzie nie chodziłem"- czytamy w pamiętnikach spisanych przez bezrobotnych, a nadesłanych na konkurs organizowany przez Instytut. Utrzymywanie się ze świadczeń społecznych lub rentowych prowadzi do stanu, w którym osoba niepracująca zaczyna się przyzwyczajać, że „przecież można jakoś przeżyć". Ale „jakoś żyć", to znaczy bez realizacji nowych celów, bez zaspokajania nowych potrzeb. Długotrwały stan bezrobocia prowadzi do alienacji społecznej i osamotnienia.
Doradcy zawodowi i pracownicy działów pośrednictwa pracy w Centrach Integracja w Warszawie, Krakowie, Zielonej Górze i Gdyni wiedzą, że osoby, które zgłaszają się do nich po pomoc, to jedynie niewielka część wszystkich niepełnosprawnych bezrobotnych, którzy kiedykolwiek pomyśleli o tym, aby poszukać stałej pracy opartej na legalnej umowie.
Nie podejmują działań, bo zostali zablokowani strachem: „Co zrobię, jak się nie uda"; lub błędnym przekonaniem, niestety, często jeszcze pogłębianym przez najbliższych, o tym, że „do niczego się nie nadają"; albo nie wiedzą, „jak w ogóle zabrać się za to całe szukanie".
Co krok to kłopot
Zdecydowanie rzadziej bezrobotny znajduje się w sytuacji,
kiedy może szukać pracy spokojnie i długo. Zwykle proces ten
wymuszony jest koniecznością finansową - a to wynikającą z potrzeby
usamodzielnienia się, a to z faktu założenia rodziny, a to z powodu
utraty posady przez małżonka, partnera lub śmierci osoby, która
miała duży udział w tworzeniu domowego dochodu, lub w związku z
nagłym wzrostem kosztów utrzymania i powstającymi w efekcie
długami.
Zwykle też taka konieczność i taka myśl pojawia się nagle. Zainteresowany wyrusza więc „na łowy" spontanicznie, pełen nadziei, że na pewno mu się uda, ale też i chaotycznie. Wyrażenia: „metody aktywne" czy „najlepsze narzędzia" brzmią dla niego jak slogany. Myśli: „poradzę sobie bez tych wszystkich nowoczesnych wymysłów". Ale kiedy na każdym kroku napotyka kłopoty, szybko dochodzi do wniosku, że bez poznania tych „wymysłów" jednak się nie obędzie.
Cóż z tego, że według opinii większości doradców i z doświadczeń pracujących wynika, że najlepszym sposobem na szukanie posady jest skorzystanie z tzw. sieci kontaktów bezpośrednich, czyli poproszenie o pomoc bliskich i znajomych? Przecież długotrwale bezrobotny zwykle prawie w ogóle nie obraca się w kręgu osób pracujących.
Cóż z tego, że gazety pełne są ofert pracy, skoro on nie wie, które z nich są najkorzystniejsze? Jak ma odczytywać ogłoszenia, jak kontaktować się z pracodawcami, jak napisać CV, a jak list motywacyjny, ale też jak je przesłać do pracodawcy? Wreszcie - jak korzystać z internetu, skoro nie ma umiejętności ani sprzętu?
Czas na
polowanie!
Początek nowego roku to czas, kiedy zazwyczaj czynimy
postanowienia: o rzuceniu palenia, o zrzuceniu kilku kilogramów,
zdaniu zaległego egzaminu czy nawet byciu lepszym człowiekiem.
Dlaczego by więc nie postanowić: „znajdę pracę"?
Nie możemy, niestety, obiecać, że będzie łatwo, że na 100 procent ominą was chwile zniechęcenia, załamania czy porażki, że nie wyprzedzi was konkurencja.
Możemy zapewnić, że w poszukiwanie pracy będziecie musieli się zaangażować na kilka sposobów. Po pierwsze emocjonalnie, czyli odnaleźć sens swojej pracy, poprosić kogoś bliskiego, aby stał z „batem nad głową", mobilizował do działania, a nawet pilnował.
Konieczne też będzie przygotowanie dokumentów, uporządkowanie kwestii prawnych, nadanie życiu nowego biegu, nie ograniczającego się do zakupów i telewizji.
Warto też będzie poznać od podszewki owe „aktywne metody" i nabrać pewności siebie, poznać swoją wartość, znaleźć najlepsze miejsce. Niezbędne też będą inwestycje - co może być najtrudniejsze, np. w telefon komórkowy, który uczyni poszukującego dostępnym dla pracodawców.
Przede wszystkim jednak proponujemy, abyście poszukiwali pracy stosowanie do swych potrzeb i możliwości, a na owo polowanie wyruszyli uzbrojeni w odpowiedni oręż. Nasze rady i podpowiedzi nic nie kosztują, a mamy nadzieję, że uczynią was bardziej zdecydowanymi myśliwymi.
*****
Artykuł powstał w ramach projektu "Integracja
- Praca. Wydawnicza kampania informacyjno-promocyjna"
współfinansowanego z Europejskiego Funduszu Społecznego w ramach
Sektorowego Programu Operacyjnego Rozwój Zasobów Ludzkich.
Autorka: Magdalena Gajda
Źródło: Dodatek Praca 8/2008
Komentarze
brak komentarzy
Dodaj komentarz