Ukryte szczęście
- Jest bardzo dużo dzieci niepełnosprawnych na naszym terenie, o których nawet nie wiedziałam. Ludzie bardzo długo to ukrywali. Tak dzieje się bardzo często, zwłaszcza wtedy, kiedy widać niepełnosprawność. Nie wiem dlaczego. Zastanawiam się czy rodzice rzeczywiście wstydzą się swoich niepełnosprawnych dzieci? - pyta mama chorej Kasi.
Polska wieś. Pola, łąki, ludzie krzątający się tak często, jak pozwala na to pora roku. W tygodniu praca, a w niedzielę wyjście do kościoła i odpoczynek, przed następnym tygodniem pracy. „Wsi spokojna, wsi wesoła” - chciałoby się powiedzieć. Pytanie - czy to prawda?
Fot.: Kinga Komorowska
Czego nie widać – tego nie ma
Tak przez lata wyglądała sytuacja osób niepełnosprawnych na wsi. Pozostawione same sobie, często przebywające przez całe dni w domach. Na podwórko wychodzą, kiedy już się ściemni – żeby nie było widać niepełnosprawności.
- Jako matka niepełnosprawnego dziecka nie wiedziałem, że w naszej miejscowości są jeszcze inne niepełnosprawne dzieci – mówi mama niepełnosprawnej Kasi. - Okazuje się jednak, że jest ich niemało. Ludzie dokąd mogą to ukryć - ukrywają. Ale przychodzi czas, że trzeba je ze sobą gdzieś zabrać, czy przyjdzie sołtys czy listonosz – ktoś to kiedyś zauważy. Nie wiem z czego to wynika. Czy rzeczywiście ludzie wstydzą się swoich chorych dzieci?
Fot.: Kinga Komorowska
Mama Ani uważa, że dziś na wsiach można zauważyć więcej chorych dzieci niż kilkanaście lat temu.
- Teraz tych dzieci jest więcej. A może teraz częściej je można zobaczyć. Nie wiem. Dawniej pewnie matka jak szła w pole, to zabierała dziecko ze sobą i wracała z nim prosto do domu. Dlatego nie dało się tego zauważyć - mówi.
Fot.: Kinga Komorowska
Z kolei mama Madzi twierdzi, że córka jest dziś bardziej akceptowana zarówno przez osoby dorosłe jak i rówieśników.
- Powoli te bariery znikają i ludzie przestają się bać chorych dzieci. Madzia często czuła się odrzucona. Może dlatego, że nie wiedzieli jak się przy niej zachować.
Lęk
Powodem trudnej sytuacji osób niepełnosprawnych na wsi jest lęk, jaki ludzie odczuwają w stosunku do takich osób. Często opinie sąsiadów czy znajomych są kluczowe w tej sytuacji.
- Przychodzi czasem do nas taka znajoma, której Kasia nie lubi, bo zawsze, kiedy się spotkają słyszy: „Ja bym Ci tyle jeść nie dawała, bo ty gruba jesteś”, albo „Ja bym Cię biła, bo matka Cię rozpuściła”. Kasia się denerwuje, i mimo że sama nie buduje zdań, potrafi przy niej powiedzieć „siedzi” dając do zrozumienia, że jest u nas zbyt długo. Ale trzeba przyznać, że w okolicy ludzie powoli przyzwyczajają się, że Kasia właśnie taka jest.
Fot.: Kinga Komorowska
Takie zachowania wynikają z faktu, że ludzie na wsi nie mają na co dzień kontaktu z osobami niepełnosprawnymi.
- Ludzie nie powinni tak robić – stwierdza mama Ani - Bo to nie jest właściwe zachowanie. Zapewne ci, którzy nie mają w rodzinie osoby niepełnosprawnej nie wiedzą jak się zachować. Uważam, że Anię wszędzie trzeba ze sobą zabierać, bo gdyby nigdzie nie wychodziła, jakie by miała życie. Chodzimy razem np. do kościoła, na zakupy. Dziś Ania bardzo się denerwuje, kiedy chodzimy do kościoła, więc staram się siadać w miejscach mniej zwracających uwagę. Ja się jej nie wstydzę, ale wiem, że ludzie często niepotrzebnie się jej przyglądają i to jest dla niej stresujące.
Fot.: Kinga Komorowska
Na szczęście istnieją instytucje, którym na sercu leży los osób niepełnosprawnych na wsi. Jedną z nich jest Stowarzyszenie na Rzecz Pomocy Rodzinie i Poszkodowanym w Wypadkach Komunikacyjnych w Zwoleniu.
Sytuacja osób niepełnosprawnych na wsi jest bardzo trudna - uważa Waldemar Urbański, przewodniczący stowarzyszenia - głównie ze względu na problemy finansowe i niezamożność tych rodzin. Osoby niepełnosprawne są najczęściej w domach, pozostawione same sobie. A przecież wiadomo, że takie osoby wymagają więcej troski niż osoby pełnosprawne. To prawda, że na co dzień nie widać tych osób. Rodzice też za bardzo ich nie eksponują. Wynika to z możliwości finansowych i z mentalności. Właśnie ta mentalność jest tutaj największym problemem. Wstydzimy się niepełnosprawności, a nasz wstyd wynika głównie z lęku.
Fot.: Kinga Komorowska
Szansa na zmianę
O zmianę trudno w każdej dziedzinie życia. A jeszcze trudniej w środowiskach, w których pewne sytuacje trwały przez lata. Szansa na zmianę to warsztaty terapii zajęciowej i inne ośrodki, w których osoby niepełnosprawne mogą się rozwijać. W powiecie zwoleńskim tą szansą stały się Warsztaty Terapii Zajęciowej w Zielonce Starej. Szansą na rozwój i na integrację ze społeczeństwem.
- Odkąd Kasia bierze udział w zajęciach stała się mniej nerwowa - mówi mama Kasi.- Zaczęła mówić pojedyncze wyrazy. Potrafi nawet posmarować chlebek masłem - tego wcześniej nie robiła. Najgorsze są soboty, niedziele i wolne dni, bo ona już przyzwyczaiła się do tych wyjazdów i zaczyna się denerwować, odgrażać, bo chciałaby już jechać do tej szkoły.
Mama Ani też zauważyła, że jej córka zmieniła się odkąd jeździ do ośrodka.
- Poznała nowe koleżanki i kolegów. Codziennie wraca z nowymi wrażeniami. Dzięki tym zajęciom, wie co może robić, a czego lepiej nie. Inaczej się zachowuje, przestała unikać ludzi, bo potrafi porozmawiać na różne tematy.
Fot.: Kinga Komorowska
Powołanie do życia warsztatów
Stowarzyszenia na Rzecz Pomocy Rodzinie i Poszkodowanym w Wypadkach Komunikacyjnych zdecydowało się utworzyć taką placówkę, ponieważ jego pracownicy zauważyli, że byłaby ona bardzo potrzebna, nie tylko samym osobom niepełnosprawnym i ich rodzinom, ale także całej społeczności.
- Wiedzieliśmy jak trudno jest osobom niepełnosprawnym, a także ich rodzinom, funkcjonować w tak małej społeczności - mówi Waldemar Urbański . - Chcieliśmy aby zajęcia prowadzone w naszej placówce przygotowały osoby niepełnosprawne do samodzielności nie tylko w domach, ale także poza nimi.
Fot.: Kinga Komorowska
Czekają przed domem
Wstają o 5.00 rano i czekają, bo przed 7.00 przyjeżdża bus, który zabiera je i dowozi do warsztatów.
Mama Kasi: - Kasia budzi się i od razu każe otwierać bramę, bo jedzie do szkoły. Tylko nie mówi „do szkoły” tylko „do koły”.
Mama Ani: - Ania jak jest weekend to już się nie może doczekać, „mamo jutro jadę, mamo jutro jadę” - powtarza.
Mama Madzi: - Madzia nie raz nastała się przed domem w oczekiwaniu na samochód, który zabiera ją do warsztatów, nie dlatego, że się spóźnił, ale dlatego, że nie mogła się doczekać przyjazdu i wyszła z domu dużo za wcześnie.
Fot.: Kinga Komorowska
Ukryte szczęście
Mamy Kasi, Ani i Madzi wiedzą, że dziecko niepełnosprawne to, podobnie jak dziecko sprawne, najcenniejszy dar dla rodziców. Dzięki zajęciom w warsztatach terapii zajęciowej odkrywają nowe zainteresowania, pasje i możliwości u swoich dzieci.
I choć dzięki placówkom takim jak warsztaty te osoby mogą wyjść z domu i poznawać świat, to wiele się jeszcze w świadomości społecznej musi zmienić, żeby nie były one dla rodziców ukrytym szczęściem.
Fot.: Kinga Komorowska
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- W 2025 roku nowe kryteria dochodowe w pomocy społecznej
- Rehabilitacja lecznicza Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. O czym warto wiedzieć
- Czego szukają pod choinką paralimpijczycy?
- Gorąca zupa, odzież na zmianę – każdego dnia pomoc w „autobusie SOS”
- Bożenna Hołownia: Chcemy ograniczyć sytuacje, gdy ktoś zostaje pozbawiony prawa do samodzielnego podejmowania decyzji
Dodaj komentarz