Jestem dobrym przykładem
Sytuacja wydawała się beznadziejna. Nawet rodzice nie wierzyli, że syn, gdy dorośnie, da sobie radę w życiu. Udało się dzięki samodzielności. To był jego pomysł na życie, dowartościowanie się i znalezienie przyjaciół.
Dźwięk budzika zrywa Nicka z łóżka. Jak co dzień odsłania żaluzje, pociągając za sznurek trzymany w ustach. Podchodzi do drzwi, pewnie chwyta podbródkiem koniec opartego o ścianę kija golfowego, opiera go na plecach i mocno naciskając podbródkiem, unosi jego koniec, który idealnie uderza we włącznik zapalający światło. To chyba jedyny kij golfowy na świecie, służący do zapalania światła.
Dalej swe kroki - choć trudno je tak nazywać - kieruje do łazienki. Po krótkiej toalecie podchodzi do przymocowanej i zwróconej główką do góry elektrycznej szczoteczki do zębów i włącza ją podbródkiem. Ruszając głową we wszystkich kierunkach, dokładnie myje zęby, a potem postanawia zrobić to, co najbardziej lubi: popływać. W Kalifornii basen jest niemal w każdym domu, a wysokie temperatury sprawiają, że woda długo jest ciepła.
Widok wychodzącego do ogrodu Nicka bardzo cieszy jego psa Setha. Merdając ogonem, kładzie się na grzbiecie przed panem i czeka na drapanie po brzuchu.
Chwilę później Nick odbija się od krawędzi basenu i jak pocisk przebija taflę wody. Jego 34-kilogramowe ciało dociera niemal do dna basenu. Ktoś, kto widzi to po raz pierwszy, musi być przerażony. Nick nie ma bowiem rąk ani nóg. Może to oznaczać, że długo nie utrzyma się na wodzie. Sposób, w jaki rusza on w wodzie biodrami i tułowiem, przypomina ruchy kijanki. I wzbudza podziw. W utrzymaniu się na wodzie pomaga mu też mała stopa z dwoma palcami wyrastająca bezpośrednio z biodra.
- Bardzo się bałem, kiedy pierwszy raz spróbowałem pływać - wyznaje Nick. - Tata uczył mnie, jak utrzymywać się na powierzchni. Mam całkiem spore płuca w stosunku do małego ciała. Trzymane w nich powietrze utrzymuje mnie na wodzie niczym spławik. Gdy jeszcze wprawiam moją małą stopę w ruch jak turbinę statku, to płynę całkiem szybko. Czasem mam ochotę pójść na plażę, wysmażyć się na słońcu jak inni i pokąpać się w morzu. Ale chyba przestraszyłbym ludzi swym widokiem. A już na pewno gdybym zażartował i wybiegając z wody, zaczął krzyczeć: „Rekin, rekin, rekin!".
Wielu ludzi szokuje uśmiech na twarzy Nicka. Nie mogą zrozumieć, skąd w nim tyle radości życia.
Fot.: T. Mukoya/Reuters
W pokoju Nick suszy włosy elektryczną suszarką, a następnie przymocowaną do półki szczotką czesze je kilkoma wprawnymi ruchami głowy Spogląda jeszcze w lustro i postanawia zająć się swoim zarostem. W ustach przynosi grube oparcie z gąbki, kładzie na nim elektryczną maszynkę i przytrzymując ją ramieniem, przystawia.
Przed śniadaniem szybko sprawdza internetową pocztę, odpisuje na wiadomości palcem stopy i analizuje dane z rynku nieruchomości i giełdy. Gdy ukończył studia (rachunkowość i planowanie finansowe), zajął się sprzedażą akcji i papierów wartościowych. Największym jego marzeniem jest niezależność finansowa.
W domu Nick otwiera drzwi ustami, pociągając za sznurek przywiązany do klamki. Po domu zwykle przemieszcza się, „chodząc" na biodrach. Mała stopa pomaga mu w utrzymaniu równowagi. Czasem jeździ na elektrycznym wózku, na który sam wchodzi i którym kieruje. Gdy jest spragniony, czołem naciska spust kranika plastikowego pojemnika z wodą i napełnia kubek. Chwyta go ustami i przechyla. Sam przygotowuje sobie jedzenie. Na śniadanie lubi jajecznicę. Umyte wcześniej jajka chwyta pojedynczo w usta i mocno rzuca je na dno głębokiej miski. Łopatką trzymaną w ustach miesza jajka, potem przelewa je przez sitko, by oddzielić skorupki, i wylewa na patelnię. Większość domowych przedmiotów chwyta podbródkiem i ramieniem, albo ustami lub palcem stopy.
Nick ma sporą kolekcję filmów na DVD. Palcem stopy otwiera plastikowe pudełko z płytą, wyciąga ją, a potem wkłada do szuflady odtwarzacza. Podbródkiem chwyta z biurka pilota, upuszcza go na stopę i włącza palcem przycisk „play". Pasją Nicka jest komponowanie muzyki elektronicznej i gra na keyboardzie. Gra oczywiście palcem stopy.
Nick tak zaadaptował mieszkanie, aby w jak największym stopniu mógł samodzielnie funkcjonować. W wymyślaniu niektórych rozwiązań pomocna była mama. Wpadła np. na pomysł, jak Nick samodzielnie może nakładać szampon na głowę. Do pojemniczka z szamponem przymocowali rurkę z pompką podobną do tej, której używa się do dmuchania materaca. Nick stopą naciska pompkę, a powietrze wypycha spieniony szampon wprost na włosy. Aby dobrze rozprowadzić szampon, rozciera go jeszcze dzięki małej szmatce przymocowanej do prysznica.
- Chciałem być niezależny i nie pozwolić, aby cokolwiek przeszkodziło mi w podejmowaniu wyzwań - wyjaśnia Nick. - Są oczywiście bariery, których nie jestem w stanie pokonać. W takich sytuacjach w domu pomaga mi mama lub brat, a poza domem asystent. Zwykle najpierw wyobrażam sobie, jak coś zrobię, a potem zastanawiam się nad możliwościami zrealizowania pomysłu.
Dlaczego ja?
Niewiele wskazywało na to, że Nick będzie tak samodzielny. Jego rodzice, gorliwi protestanci, z niecierpliwością oczekiwali narodzin pierwszego dziecka. Na świat przyszedł w szpitalu w Melbourne w grudniu 1982 roku. Matka, gdy zobaczyła w rękach położnej swego synka, krzyknęła tylko: „O, mój Boże!". I rozpłakała się. Noworodek nie miał nóg ani rąk. Była w takim szoku, że w pierwszym odruchu poprosiła pielęgniarki, aby zabrały od niej dziecko. Zszokowani byli również lekarze. Nie potrafili wytłumaczyć rodzicom, dlaczego chłopczyk urodził się bez kończyn.
Fot.: Archiwum "Life Without Limbs"
Rodzice byli zdruzgotani. Ich wiara w dobro i miłosierdzie Boga została zachwiana. Dlaczego to im się przytrafiło? - zadawali sobie pytanie. Ojciec był przekonany, że w takim stanie dziecko długo nie pożyje. Jednak chłopiec był silny i zdrowy, nie stwierdzono u niego innych powikłań, choć podejrzewano, że może być upośledzony umysłowo. Rodzicom nie dawało spokoju pytanie -jakie życie będzie w stanie prowadzić ich syn, nie mając rąk i nóg?
Dorastający chłopiec nie miał kolegów, nie bawił się jak inni. Z każdym miesiącem i rokiem coraz dotkliwiej odczuwał swoją inność. Utwierdzały go w tym także dzieci w szkole, które często sobie żartowały. Jako kilkulatek miał niskie poczucie wartości i nawet depresję. Coraz częściej opuszczał zajęcia w szkole. Czuł złość, że nie może zmienić tego, jaki jest, że jest ciężarem dla otoczenia.
Mimo wsparcia w rodzinie jako 10-łajek miewał już myśli samobójcze. Wyobrażał sobie, że jedynym sposobem na zakończenie życia będzie skok z szafki lub krzesła i skręcenie karku. Nie miał jednak odwagi tego zrobić.
W takim stanie był przez dwa lata. Na szczęście, wspierany przez rodziców, zaczął myśleć o tym, aby stać się niezależnym człowiekiem. Doszedł do wniosku, że tylko rozwinięcie umiejętności i usamodzielnienie się, może zmienić tę sytuację. Dostrzegł w tym szansę dla siebie i sposób na zbliżenie się do innych.
- Gdy nauczyłem się samodzielnie robić wiele rzeczy, np. chodzić, pisać palcem stopy 43 słowa na minutę, pływać, ubierać się, myć, gotować, dzwonić, łowić ryby dzięki elektrycznemu kołowrotkowi i grać na syntezatorze, zrozumiałem, że to jest wystarczający cud - mówi Nick. - Nie mając rąk i nóg, mogę robić większość rzeczy jak zdrowi ludzie. Gdy inni widzieli moją samodzielność i umiejętności, byli pod ogromnym wrażeniem. Dla wielu osób to ja stałem się inspiracją do życia.
Mając 15 lat, Nick po raz pierwszy podziękował Bogu za to, że dał mu życie. Zrobił to przy współwyznawcach w kościele. Dwa lata później zachęcał innych i dodawał odwagi, aby nie poddawali się problemom, jakie pojawiają się na drodze ich życia. Odtąd słowa „inspiracja" i „zaufanie Bogu", stały się mottem jego życia.
Studia rozpoczął już jako inny człowiek pogodny, pogodzony, uśmiechnięty, aktywny i z wizją dalszego życia. Po ich ukończeniu założył organizację: „Zycie bez kończyn" („Life without limbs").
Dzielenie się odwagą
W 2002 roku Nick opuścił Australię i wyjechał do USA. Tutaj spotkał się z Joni, znaną niepełnosprawną Amerykanką, której historia i życie inspirują ludzi niepełnosprawnych na całym świecie.
Życie Joni pomogło także mamie Nicka po urodzeniu syna i jemu samemu. Czytając jej książkę o wypadku i o tym, jak się dźwigała do samodzielnego życia, czerpali siły dla siebie.
Joni zaproponowała Nickowi współpracę ze swą organizacją „Joni and Friends". Chciała, aby jeździł po świecie i inspirował innych niepełnosprawnych do aktywności oraz dawał im nadzieję.
Nick nie spodziewał się, jak bardzo jego historia będzie pomagała ludziom w obu Amerykach, Afryce, Azji. Na spotkania z nim przychodziło nawet 40 tys. ludzi. Wśród nich młodzież i dzieci niepełnosprawne. Zwykle byli zaskoczeni, widząc uśmiech u kogoś, kto nie ma rąk i nóg. Mieli trudności z pogodzeniem szczęścia na twarzy Nicka z jego kalectwem. W ich kulturze nie miało to sensu, było nielogiczne. Szczęśliwy kaleka mógł oznaczać jedno: wariat. Nick pomagał im stać się wariatami.
Fot.: P. Stanisławski
- W Afryce są kraje, gdzie rodzice, którym urodzi się niepełnosprawne dziecko, zabijają je - mówi Nick. - Opowiadam im, jak sobie radzę w życiu, jak staram się być niezależny i jak pomaga mi w tym wiara. Gdy widzą, że nie wstydzę się swojego kalectwa, ani nie jest ono dla mnie napiętnowaniem, zaczynają inaczej myśleć o sobie. Nawet w Ameryce, gdy jadę na elektrycznym wózku, ludzie są poruszeni, widząc moją pogodną twarz. Dzieci przyglądają mi się i pytają o różne rzeczy. Jedno z nich zapytało: „Co ci się stało?". Odpowiedziałem: „Widzisz, to papierosy".
Nick, odkąd przestał wstydzić się swojej niepełnosprawności, tryska humorem. Duży palec swojej stopy nazywa udkiem kurczaka. Jego pies oprócz tego, że lubi być nim drapany po brzuchu, to czasem chyba widzi w nim smakowite udko.
Nick skończył właśnie 26 lat. Najbardziej marzy o kupnie i prowadzeniu samochodu, i o niezależności finansowej. Nie jest to proste, gdyż kierownicę musiałby zastąpić mały joystick, podobny do tego, jaki ma w wózku. Problemem pozostaje obsługa kierunkowskazów, świateł, wycieraczek itp.
Na razie Nick skupia się więc na dokończeniu swej pierwszej książki: „No Arms, No Legs, No Worries!”. Może, gdy ją wyda, zaprosi go do programu Oprah Winfrey? Nick od dawna o tym marzy. I jeszcze o założeniu rodziny.
- Nic nie dzieje się przypadkowo - kończy opowieść o swoim życiu. - Wierzę, że Bóg ma swój plan dla każdej niepełnosprawnej osoby, i przez nią może dokonać czegoś potrzebnego i ważnego. Oczywiście to, że nie mam nóg i rąk, nie oznacza, że rozumiem ból każdego człowieka. Moim celem jest dodanie innym odwagi, by nie rezygnowali z życia i swoich marzeń. Jestem dowodem na to, że walka z własnymi słabościami potrafi dać siłę. Jeśli masz pasję do dokonania czegoś i jeśli jest to wolą Bożą, w odpowiednim czasie tego dokonasz.
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- W 2025 roku nowe kryteria dochodowe w pomocy społecznej
- Rehabilitacja lecznicza Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. O czym warto wiedzieć
- Czego szukają pod choinką paralimpijczycy?
- Gorąca zupa, odzież na zmianę – każdego dnia pomoc w „autobusie SOS”
- Bożenna Hołownia: Chcemy ograniczyć sytuacje, gdy ktoś zostaje pozbawiony prawa do samodzielnego podejmowania decyzji
Dodaj komentarz