"Pimped by Futechstanza"
Olsztyn, zatłoczone centrum miasta. Na przystanku zatrzymuje się
autobus. Stanisław Zaręba przeciska się pomiędzy pasażerami, opiera
rękami o drzwi i wyskakuje z autobusu na nierówny chodnik. Nie
byłoby w tym nic nadzwyczajnego gdyby nie fakt, że pan Stanisław
porusza się na wózku inwalidzkim. Żółtym, przyciągającym uwagę
wózku z tajemniczym napisem „Pimped by Futechstanza”.
Rozszyfrowanie tego napisu nie jest tak trudne jak mogłoby się
wydawać. „Pimped by” oznacza w wolnym tłumaczeniu „stuningowany
przez” a Futechstanza to nazwa projektu, skrót sformułowania
„Future Technology Stanisław Zaręba”, czyli Technologie Przyszłości
Stanisława Zaręby.
Właśnie pod taką nazwą pan Stanisław chciałby założyć firmę, która
zajęłaby się produkcją i dystrybucją wózków inwalidzkich, które
pozwalają na takie ewolucje, jak właśnie skok z autobusu. Jednak
nie o same ewolucje tu chodzi.
- Przede wszystkim chodzi o komfort jazdy i użyteczność. Fabryczne
wózki często odstręczają od aktywności. Ja pokonuję dziennie ok. 8
km, robię zakupy w supermarkecie, bywam na plaży. Jestem
niezależny. A wszystko dzięki temu, że przerobiłem swój wózek –
opowiada Stanisław Zaręba.
Faktycznie jego wózek nie przypomina już standardowego modelu
Delight 780 z Rehapolu. Żółty wózek ze specjalnie przerobionym
siedziskiem, uchwytami, koszykami na zakupy, koszyczkiem na
rękawiczki i specjalnym stojakiem na kule jest zwężony, ma
podwyższone podłokietniki, dodany zagłówek i pochylone pod kątem
oparcie. Wszystkie te przeróbki kosztowały Stanisława Zarębę 150 zł
i dużo pracy prowadzonej metodą prób i błędów.
Cztery metry cierpienia
- Moje problemy z kręgosłupem zaczęły się już na początku lat
osiemdziesiątych. Stopniowo mój stan się pogarszał, bóle nasilały
się i musiałem zacząć chodzić o kulach. Jednak najgorsze nastąpiło
w 2001 roku – wspomina Stanisław Zaręba. – Wypadł mi dysk.
Skręciłem się z bólu i leżałem na podłodze. Byłem wtedy sam w
mieszkaniu. To stało się wczesnym popołudniem. Do telefonu
odległego o cztery metry doczołgałem się ok. ósmej wieczór. Udało
mi się zadzwonić po pomoc, ale otworzyć drzwi nie byłem już w
stanie. Na szczęście mieszkam na pierwszym piętrze, więc strażacy
weszli przez okno – dodaje.
Później była długa rehabilitacja. Na operację się nie zdecydował.
Uznał to za zbyt wielkie ryzyko. Choć jest w stanie poruszać się
jakoś o kulach, do sklepu oddalonego od domu o 100 metrów szedłby w
ten sposób pół godziny. Chcąc nie chcąc Stanisław Zaręba musiał
usiąść na wózku inwalidzkim.
Szybko okazało się, że nie spełnia on jego oczekiwań.
- Mieszkam na pierwszym piętrze bez windy, muszę sprowadzać wózek
na poziom ulicy trzymając go jedna ręką, a drugą opierając się na
kuli. W przypadku fabrycznego wózka nie było to oczywiście możliwe.
Za każdym razem musiałem kogoś prosić o pomoc – wyjaśnia Stanisław
Zaręba.
Podczas jazdy szybko odkrywał kolejne niedogodności: niewygodę,
zsuwanie się z wózka, kiepskie uchwyty na kule, niemożność
podjeżdżania pod górki, których w Olsztynie nie brakuje. Nie
wiedzieć jak i kiedy zaczął „ulepszanie” wózka.
Krok po kroku
Na pierwszy ogień poszło niewygodne siedzisko i oparcie.
- Zamontowałem podgłówek i odchyliłem oparcie nieco do tyłu. Dzięki
temu jest wygodniej i bezpieczniej. Do przedniej części siedziska
przymocowałem poduszkę przeciwodleżynową. To właśnie ona, wespół z
odpowiednio napompowanymi oponami pozwala mi na bezpieczne
„wyskakiwanie” z autobusu – opisuje zmiany konstruktor. – Producent
zaleca maksymalne ciśnienie w oponach wózka do 3,5 atmosfer. Ja
swoje pompuję do 4,5. Na flakach daleko nie zajedziesz. Dobrze
napompowane opony pomagają mi pokonywać wzniesienia i stromizny –
dodaje.
Oprócz tego Stanisław Zaręba zwężył wózek. Choć jest to zaledwie 8
milimetrów to ułatwia wciskanie się w wąskie drzwi.
Kolejne udogodnienia to krok w stronę samodzielności osoby na
wózku.
- Chciałem sam robić zakupy. Tu nie chodzi nawet o to żeby mieć
jedzenie w lodówce, bo przecież mógłby mi ktoś pomóc. Ważniejsza
dla mnie jest satysfakcja z tego, że sam dbam o swoje potrzeby –
wyjaśnia Stanisław Zaręba.
Zamontował więc w wózku dwa kosze na zakupy – jeden z przodu a
drugi z tyłu. Wystarczyło dobrać odpowiedni rozmiary koszy i
dokupić nakrętki i śruby. Teraz może przywozić samodzielnie do domu
kilkanaście kilogramów zakupów.
Pojedyncze uchwyty - tak samo niewygodne dla osoby pchającej wózek,
jak i dla samego użytkownika - Stanisław Zaręba usunął. Zastąpił je
jednym, półkolistym uchwytem. – Zrobiłem go z rurek hydraulicznych
– śmieje się konstruktor. – Oprócz tego, że na nim zamocowane są
koszyki i wieszaki na różne drobiazgi, przede wszystkim pozwala na
trzymanie, lub sprowadzanie wózka jedną ręką.
Do tych kluczowych modyfikacji dochodzi jeszcze szereg
drobniejszych zmian: podwyższone podłokietniki ułatwiające
wstawanie z wózka, większe, bardziej poręczne rączki hamulców,
koszyczek na zapasowe rękawiczki, no i oczywiście żółty kolor,
który nadaje wózkowi całkowicie odmiennego od oryginału
charakteru.
W górę i w dół
A jak to wszystko funkcjonuje w praktyce? By to sprawdzić
wybraliśmy się z konstruktorem na spacer po mieście.
Stanisław Zaręba zamyka drzwi kluczem i jedna ręką opierając się na
kuli drugą sprowadza swój żółty wózek po schodach. – Przed
tuningiem musiałem prosić o pomoc sąsiada, bo utrzymanie wózka za
pojedynczą rączkę nie jest możliwe. Nawet on, sprawny i silny
człowiek musiał się wysilić znosząc wózek. Teraz dzięki jej
przerobieniu i wydłużeniu, korzystając z niej jak ze swoistej
dźwigni sprowadzam wózek po schodach bez wysiłku – cieszy się
wynalazca.
Jesteśmy na ulicy. Pan Stanisław rusza ostro pod górkę. Sprawnie
wymija przechodniów. – Nie korzystam z trąbki na ulicy – mówi
wskazując na przymocowaną do wózka gumowa piszczałkę. – To się
przydaje na zakupach. Zdarza się, że ludzie w supermarkecie się
zagapiają i wpadają na wózek lub wręcz siadają mi na kolana. Wtedy
trąbię – śmieje się Stanisław Zaręba.
Pokonujemy szybko trzy przecznice: pod górkę, w dół i znów pod
górkę. Olsztyn to nie jest płaskie miasto. Gdy docieramy na
przystanek autobusowy jestem już zasapany. Podjeżdża autobus. Pan
Stanisław chce wjechać bez opuszczania platformy, aby zaprezentować
możliwości swojego wózka, ale kierowca autobusu jest nieprzejednany
i z zawodowym przekonaniem opuszcza platformę.
Gdy wysiadamy na następnym przystanku pan Stanisław wykonuje już
swój słynny skok na chodnik. – Nie ma co liczyć na przystosowanie
wszystkiego – mówi. – Dlatego ja dostosowałem swój wózek do miasta,
nie czekając aż ono dostosuje się do mnie. Dzięki temu mogę być
aktywny i chciałbym, aby inni brali ze mnie przykład –
podsumowuje.
Plany na przyszłość
Podzielenie się swoimi wynalazkami z innymi nie jest jednak łatwe.
Stanisław Zaręba stworzył ich wiele. Większość z dziedziny techniki
i wojskowości. Niestety procedury patentowe są w Polsce drogie i
bez sponsora Stanisław Zaręba nie może pokazać swoich niezwykłych
pomysłów światu.
- Jeśli chodzi o wózek to mam praktycznie gotowy projekt nowego.
Jego najważniejszym elementem jest zawieszenie, które pozwoli na
pokonywanie naprawdę wysokich przeszkód, oraz szybką i bezpieczną
jazdę z górki – wyjaśnia konstruktor.
Pytam czy próbował zainteresować swoimi wynalazkami producentów
wózków inwalidzkich.
- Jasne że tak. Próbowałem przekazać swoje koncepcje jednemu z
producentów za pośrednictwem właściciela miejscowego sklepu ze
sprzętem rehabilitacyjnym. Przedstawiciel producenta odpowiedział,
że po co ma udoskonalać wózki jak i tak wszystko się sprzedaje.
Ręce mi opadły - mówi Stanisław Zaręba.
Pozostaje więc tuningowanie własnego wózka i marzenie o sklepie w
którym mógłby dostosowywać wózki do konkretnych potrzeb i
preferencji klientów. – Chciałbym móc dawać ludziom, których
spotkało wielkie nieszczęście, choć trochę radości. Żeby mogli
jeździć wygodnymi i funkcjonalnymi, kolorowymi wózkami. Żeby mogli
aktywnie żyć – podsumowuje konstruktor.
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- W 2025 roku nowe kryteria dochodowe w pomocy społecznej
- Rehabilitacja lecznicza Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. O czym warto wiedzieć
- Czego szukają pod choinką paralimpijczycy?
- Gorąca zupa, odzież na zmianę – każdego dnia pomoc w „autobusie SOS”
- Bożenna Hołownia: Chcemy ograniczyć sytuacje, gdy ktoś zostaje pozbawiony prawa do samodzielnego podejmowania decyzji
Dodaj komentarz