„Król deszczu”. Rafał Wilk z brązowym medalem igrzysk
Rafał Wilk wywalczył brązowy medal igrzysk w Paryżu w wyścigu handbike’ów ze startu wspólnego (H4). To piąty medal paralimpijski Wilka w historii jego startów na igrzyskach paralimpijskich, po trzech złotych w Londynie 2012 i Rio 2016 oraz srebrnym w Rio.
- No to teraz mam wszystkie kolory medali do kolekcji. Jestem zadowolony i uważam ten medal za sukces, bo przyszedł wbrew temu, co pokazuje PESEL – mówił Wilk, który w grudniu skończy 50 lat.
Zaślepieni medalami
- Wyścig nie zaczął się dla mnie dobrze, bo pierwsza grupa odjechała. Ale potem nadrobiłem to konsekwencją i kontrolowaniem rywali, którzy ze mną jechali. W pewnym momencie trener Kuba Pieniążek powiedział mi, że mam tylko 40 sekund straty do zawodnika na trzecim miejscu. Wtedy postawiłem wszystko na jedną kartę. Na przedostatnim podjeździe pojechałem fulla, bo już widziałam, że on trochę słabnie. I już nie odpuściłem do samego końca! – opowiadał.
Czwartkowy wyścig miał dramatyczny przebieg. Ukończyła go tylko ósemka z 11 kolarzy. Trasa był ciężka i niebezpieczna, bo padało i było bardzo ślisko. Od razu na samym początku, po kilkuset metrach Francuz Joseph Fritsch wylądował na ogrodzeniu.
- Trzeba było bardzo uważać. Wiedziałem, że daje mi to jakąś przewagę nad rywalami, z racji lepszej techniki, bo człowiek łatwiej sobie radzi na przykład w zakrętach. Wiedziałem, że mogę trochę poprzeciągać rywali – opowiadał Wilk.
- Rafał to „król deszczu”. Paru zawodników na początku wyścigu pokazało, że nie panuje nad nerwami, zaślepiła ich chęć zdobycia medalu i przypłacili to wypadkami. Rafał zawsze zachowuje zimną krew. W tak trudnych warunkach jazdy wygrywa umiejętnościami zjazdów i opanowaniem, które ma jeszcze z czasów startów w zawodach żużlowych. Jest jednym z najlepszych zawodników radzących sobie w deszczowych warunkach. Dziś ani razu się nie poślizgnął, nie miał najmniejszego problemu na żadnym rondzie – komentował trener kadry kolarskiej, Jakub Pieniążek.
Dostał i jedno, i drugie
Rywale mieli mniej szczęścia. W tył uciekającego Belga Jonasa Van de Steene’a wjechał Amerykanin Matt Tingley. Obaj nie ukończyli wyścigu.
- Zdarza się. Też tak miałem, że na pucharze świata dostałem strzał w tylny zderzak i rywal wywiózł mnie w pole kukurydzy – wspominał Wilk.
Z kolei Szwajcar Fabian Recher miał defekt. Złoty medal zdobył Holender Jetze Plat, srebrny – Austriak Thomas Fruehwirth ze stratą do zwycięzcy 31 sekund. Trzeci był Wilk ze stratą 5 minut i 35 sekund.
- Ten medal, choć brązowy, smakuje równie słodko, jak tamte złote. W Tokio pech i złośliwość sprzętu pozbawiły mnie medalu, więc los mi odpłacił – mówił Wilk.
- Szczerze mówiąc, mnie ten medal Rafała nie zaskoczył. Inaczej: wiedziałam, że o podium będzie bardzo ciężko, bo w kategorii Rafała – H4 – rywalizacja jest na bardzo wysokim poziomie, ale w nie wierzyłem. Wierzyłem, bo wiedziałem, jak wiele pracy włożył w przygotowania przez ostatnie trzy lata od igrzysk w Tokio, gdzie nie udało mu się zdobyć medalu. Wiedziałem, że jest świetnie przygotowany fizycznie i będzie potrzebował tylko dobrych warunków i troszeczkę szczęścia. Dostał i jedno, i drugie – mówił trener Pieniążek, który następnego dnia o 4 rano rusza na wyścig Vuelta a España, przygotować ekipę Israel-Premier Tech do „czasówki”.
Nowy etap
Czy po medalu na czwartych igrzyskach Rafał Wilk powalczy za cztery lata w Los Angeles na piątych?
- Motywacji na pewno mi nie braknie. Jestem związany ze sportem od najmłodszych lat, najpierw w żużlu, a od 14 lat w kolarstwie paralimpijskim. Ciężko mi będzie rzucić ściganie. Zobaczę, jak będzie ze zdrowiem – mówił Wilk.
- Nawet rozmawialiśmy o tym w samochodzie po powrocie z wyścigu – kiedy emerytura itd. Prawda jest taka, że PESEL nie jest sprzymierzeńcem Rafała. Kolarstwo to sport wytrzymałościowy, ciężko mu będzie utrzymać parametry wydolnościowe. Ale góruje nad rywalami doświadczeniem, determinacją, wolą walki. Zobaczymy, jak będzie wyglądać polska kadra za cztery lata. Czy pojawią się następcy Rafała – podkreślił trener Pieniążek.
Na razie obaj z Wilkiem przygotowują się z marszu do mistrzostw świata w Zurychu, które rozpoczną się już za dwa tygodnie.
- Cieszę się z tego medalu także dlatego, że po raz kolejny udowodniłem ludziom, że wypadek w życiu człowieka to tylko zamknięcie pewnego etapu. To nie koniec świata, ale to może być początek kapitalnej przygody. Jak ta moja – mówił Wilk, który w maju 2006 r., podczas meczu żużlowego KSŻ Krosno – GTŻ Grudziądz, uderzył w bandę, nie opanował motocykla i upadł. Jadący za nim Słowak Martin Vaculik nie zdołał go ominąć, uderzył Polaka w plecy, w wyniku czego Wilk stracił władzę w nogach.
- Tak na to patrzę, że otworzyłem wtedy nowy, dużo ciekawszy i bardziej kolorowy etap w moim życiu. I niejednokrotnie udało mi się zainspirować innych. Że ograniczenia to coś, co jest tylko i wyłącznie w głowie – stwierdził Wilk.
Komentarze
brak komentarzy
Dodaj komentarz