Świat na miarę niepełnosprawności
Życie to planowanie. planowanie kariery, ślubu, edukacji dziecka… w tym doskonałym planie na życie każdy z nas szuka jednak przestrzeni na bycie spontanicznym. To właśnie spontaniczne wyjazdy, by podziwiać wschód słońca nad morzem i imprezy do białego rana, wspominamy z rozrzewnieniem, gdy rutyna codzienności zaczyna przytłaczać. osoby z niepełnosprawnościami mają jednak na spontaniczność ograniczoną przestrzeń.
To był kiedyś popularny mem. Nie pamiętam detali, ale grafik zaprojektował cały świat tak, by był dostępny dla osób z niepełnosprawnością. Nawet więcej: ta dostępność dyskryminowała potrzeby osób pełnosprawnych, odbierając pierwszeństwo i schody, zmuszając do czekania w kolejkach do toalety i chodzenia dłuższymi ścieżkami tam, gdzie zwykle poszliby na skróty. Ta wizja, choć nierealna, pozostała w mojej głowie. Wielokrotnie sfrustrowana brakiem dostępności zastanawiałam się, jak wyglądałoby życie, w którym to ja, osoba na wózku, miałabym pełen szacunek i poważanie. To dla mnie budowany byłby świat, z myślą o mnie tworzone szkoły, sklepy, kina. Nie musiałabym nigdzie zgłaszać, że chcę jechać pociągiem, to pełnosprawni zgłaszaliby, że potrzebują, aby wstawić im krzesło.
Wyobrażasz sobie salę kinową, w której wszystkie miejsca są dostępne dla osób na wózkach, a krzesła znajdują się tylko w dolnym rzędzie, pod samym ekranem? Ja sobie wyobrażam. I choć dostrzegam absurdalność tego pomysłu, to widzę w tym też ciekawy eksperyment myślowy. Byłby to bowiem świat, który pozwoliłby mi na spontaniczność. Teraz nie mam na to przestrzeni. Muszę żyć według planu. Ostatnio Małgorzata Szumowska, znana działaczka na rzecz osób z niepełnosprawnością, spytała na Instagramie swoich pełnosprawnych obserwatorów, jak często sprawdzają, czy schody na ich trasie się nie... zawaliły. Chodziło o schody na peron, ale tak naprawdę pytanie dotyczy każdych schodów: do mieszkania, sklepu, przejścia podziemnego. Miejsc, do których osoba z taką niepełnosprawnością jak moja – poruszająca się na wózku elektrycznym, w żaden sposób się nie dostanie. Pytanie padło w nawiązaniu do sytuacji, gdy influencerka Anioł na Resorach trafiła na zepsutą windę na peronie, a internauci zarzucili jej, że nie sprawdziła wcześniej w sieci informacji o dostępności.
Owszem, była taka informacja, ale mnie, osobie z wykształceniem informatycznym, znalezienie jej na stronie co chwilę się wieszającej (wersja mobilna) zajęło kilkanaście minut, nie mówiąc o tym, że winda mogła zepsuć się zaledwie kilka minut przed przybyciem użytkowniczki (co mnie przytrafiło się rok temu w Łodzi). Powieliłam pytanie o zarwane schody w swoich mediach społecznościowych i choć pojawiło się trochę wsparcia, to spotkałam się także z oburzeniem. I to głównie osób z niepełnosprawnościami. Łatwo nazwać człowieka roszczeniowym, gdy oczekuje pełnego dostępu do infrastruktury... Gdy oczekuje, że będzie miał takie same prawa jak wszyscy inni. To oczywiste, że ani ja, ani Małgorzata nie ruszymy z trotylem, by wysadzać schody na dworcach.
Ale taki eksperyment myślowy jest doskonałą ilustracją tego, jak wiele rzeczy my, osoby z niepełnosprawnościami, musimy planować. I jak wielu z nas uważa, że to jest OK, bo wychowywani na hasłach: „Teraz jest lepiej, kiedyś było gorzej; ciesz się, że masz dostępność; co z tego, że kiepską, ale jest”, zapominają widzieć w sobie pełnoprawnego obywatela, równego osobom pełnosprawnym w ich prawach, a co się z tym wiąże, mającego prawo do korzystania z publicznej infrastruktury: toalet, wind, sal kinowych. Będąc pełnoprawnym obywatelem, nie powinniśmy mieć obowiązku sprawdzania, czy miejsce jest dostępne bądź czy nie nastąpiła tam awaria, gdyż dobrze zaprojektowany peron miałby awaryjną windę, awaryjne przejście bądź inne udogodnienie, które nie odbierałoby nam praw zapisanych w konstytucji.
Niech każdy wyobrazi sobie raz jeszcze świat, o którym wspominam na początku: w pełni dostępny, ignorujący wygodę osób pełnosprawnych. Pomijając trudność projektową, jestem pewna, że nie przetrwałby nawet miesiąca. Bo ludzie pełnosprawni, będąc dyskryminowani, potrafią się wkurzyć, zjednoczyć i zawalczyć o swój komfort. Niejednokrotnie to udowodnili, organizując ogólnopolskie protesty. A my piszemy sobie wzajemnie, że jesteśmy roszczeniowi, bo czegoś nie sprawdziliśmy. Może to nie roszczeniowość, tylko to chęć normalnego życia?
Artykuł pochodzi z numeru 4/2024 magazynu „Integracja”.
Sprawdź, jakie tematy poruszaliśmy w poprzednich numerach.
Zobacz, jak możesz otrzymać magazyn Integracja.
Komentarze
brak komentarzy
Dodaj komentarz