Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
Rozmowa z o. Bernardem Sawickim OSB, autorem Szkiców medytacyjnych, zaprasza do głębszej refleksji nad rolą integracji i duchowości w świecie, który często stawia przed nami trudne wyzwania.
Dowiemy się, jak współczesne społeczeństwo, często skupione na zewnętrznej doskonałości, może nieświadomie marginalizować osoby z niepełnosprawnościami, a także jak możemy to zmienić, stawiając na autentyczną integrację. O. Bernard wskazuje na duchowe znaczenie codziennych zmagań, porównując je do pielgrzymowania przez pustynię – podróży, która może przynieść głębsze zrozumienie cierpienia i jednocześnie wskazać drogę ku wewnętrznej przemianie. Odkryjemy, jak duchowa wrażliwość może pomóc lepiej zrozumieć potrzeby innych i jak można przyczynić się do budowania bardziej empatycznego i zintegrowanego społeczeństwa.
Redakcja portalu CSPB: W swoich tekstach wielokrotnie powraca Ojciec do tematu integracji, szczególnie w kontekście niepełnosprawności. Jakie miejsce w dzisiejszym świecie – z perspektywy duchowej i społecznej – widzi Ojciec dla osób niepełnosprawnych, zwłaszcza w kontekście ich aktywnego udziału w życiu wspólnotowym?
Bernard Sawicki OSB: Proszę zwrócić uwagę na zestawienie kluczowych w tym pytaniu słów: integracja i niepełnosprawność. Pierwsze ma znaczenie pozytywne, drugie nie. Samo to słowo „niepełnosprawność” w języku polskim nie jest najszczęśliwsze. Skupia się na braku, niepełności. To już jest jakimś napiętnowaniem.
Dzisiejsze społeczeństwo chętnie „piętnuje”. Dla napiętnowanego nie ma w nim miejsca. To jest czysta praktyka życia osoby niepełnosprawnej w XXI w. w Polsce. Niedawno od jednej z takich osób usłyszałem, jak trudno jej znaleźć się poza domem: wszyscy się patrzą z ciekawością, z zażenowaniem, komentują, owszem, gotowi są do pomocy, ale... no właśnie, nie ma integracji. Niepełnosprawny wywołuje zdziwienie, zakłopotanie. Trzeba tu więc normalizacji. Integrowanie niepełnosprawnych ze społeczeństwem byłoby do tego drogą – cokolwiek taka integracja miałaby znaczyć. Jednocześnie jest to walka z piętnowaniem, a więc wykluczaniem, a w związku z tym – z praktycznym niszczeniem ludzi. Odważny, aktywny i świadomy niepełnosprawny może tu mieć wielką rolę do odegrania. Może i powinien stymulować osoby „pełnosprawne”. Może stać się ich wyrzutem sumienia, przed czym jednak dzisiejszy świat potrafi się bardzo skutecznie bronić. A tak praktycznie rzec ujmując, kontakt z niepełnosprawnymi to wielkie laboratorium ludzkiej wrażliwości i – co tu dużo mówić – miłości. A jak bardzo tego potrzeba w naszych czasach, szafujących bez opamiętania rozmaitymi formami napiętnowania, nie trzeba nikogo przekonywać.
W medytacji Życie na wózku pisze Ojciec o drodze przez pustynię jako metaforze życia osoby niepełnosprawnej. W jaki sposób pielgrzymowanie Izraelitów przez pustynię może być inspiracją duchową dla osób zmagających się z niepełnosprawnością?
„Łatanie” problemów ze zdrowiem fizycznym zagadnieniami duchowości jest bardzo ryzykowne i nie do końca... uczciwe. Niepełnosprawnemu zmagającemu się z trudami swej codzienności nie za bardzo wypada proponować duchowe pociechy czy wyjaśnienia jego sytuacji. Nie zmieni to jego cierpienia. Przyjęcie tajemnicy Krzyża jest darem wiary, po ludzku zaś ból pozostaje bólem. Stąd ważna jest konkretna pomoc mogąca ulżyć w cierpieniu, ułatwić codzienność. Równolegle oczywiście można i należy pracować nad darem wiary. Sprawami wiary nie należy „łatać” konkretnych problemów, które można rozwiązać metodami ludzkimi. Metafora pustyni ma wielki sens chrześcijańskiej tradycji walki duchowej. Wyjście z Egiptu do ziemi obiecanej było u Ojców metaforą nawrócenia, czyli przejścia od grzechu do zbawienia. Obowiązuje to każdego chrześcijanina, niezależnie od stopnia sprawności. Każdy winien przechodzić więc swoją pustynię. A że ta niepełnosprawnych jest bardziej nieprzyjazna? Może ułatwi im nawrócenie – albo pomoże innym w zaskarbianiu łask...?
Wspomina Ojciec swoje spotkanie z Piotrem Pawłowskim jako przełomowe w zrozumieniu świata osób niepełnosprawnych. Jakie najważniejsze lekcje duchowe wyniósł Ojciec z tej relacji i jak wpływają one na Ojca życie w zakonie benedyktynów?
Hmm... niełatwe pytanie. Szczerze mówiąc nieraz je sobie zadaję: dlaczego spotkałem Piotra, a potem przyszło mi wstąpić do klasztoru? I nie mam jasnej odpowiedzi. Może to jest najważniejszą duchową lekcją z tego spotkania: poczucie wyzwania, które nie da się łatwo zaszufladkować czy zintegrować z jakąś jednoznaczną wizją życia? Spotkanie z niepełnosprawnością przyjęte uczciwie jest zawsze jakimś wytrąceniem z dobrego, także duchowego, samopoczucia. Co więcej, bardzo dobrze kontekstualizuje także życie zakonne, mogące stać się wygodnym oderwaniem od rzeczywistości: mnich ma zapewnione w klasztorze praktycznie wszystko, może więc oddawać się rozmaitym praktykom duchowym i ascetycznym, ryzykując ugrzęźnięcie w abstrakcji, często regulowane własnym widzimisię.
Tymczasem codzienność niepełnosprawnego to asceza konkretna i rzeczywista, którą trzeba podjąć, by przeżyć, od której nie da się zwolnić pod byle pretekstem czy po prostu w chwili lenistwa czy słabości zastąpić. Św. Benedykt jest w Regule bardzo wrażliwy na uwzględnianie potrzeb mnichów, i słusznie. Spełnienie elementarnych potrzeb niepełnosprawnego jest nieraz bardzo wymagające. Chrześcijanin pełnosprawny, zwłaszcza cieszący się zakonnym bezpieczeństwem, winien być bardzo świadomy swej uprzywilejowanej pozycji, z pokorą dziękując Panu Bogu za nią i rozwijając solidarność z tymi, którzy na co dzień tak bezproblemowego życia nie znają.
W szkicu Integracja zauważa Ojciec pewną grę języka i znaczeń, wskazując na ograniczenia, jakie narzuca nam słowo. Jakie są według Ojca granice ludzkiego języka w wyrażaniu duchowych doświadczeń, zwłaszcza w kontekście cierpienia i niepełnosprawności?
Na pewno dużo większe niż możliwości. Doświadczenie cierpienia jest tajemnicą, sanktuarium. Ma w sobie coś mistycznego – choć już samo stwierdzenie tego wydawać się może jakimś... nadużyciem. Wiemy dobrze, że stając wobec cierpienia, najlepiej zamilczeć. Wyjaśnienia, pociechy zdają się śmieszne. Często przynoszą też odwrotny efekt. Nie znaczy to jednak, że o cierpieniu nie trzeba mówić. W pewnym sensie ono się tego domaga. Osoba cierpiąca szuka po omacku wsparcia. To też wyraz tajemnicy ludzkiej osoby. Cierpiący szuka obecności, bliskości osoby współczującej. Trafne słowo może w tym bardzo pomóc – słowo płynące z serca. Lepsze jest milczenie. Ale czy najlepsze słowo nie rodzi się z milczenia, zarazem do milczenia prowadząc? Cierpienie, głębia jego doświadczenia są szczególnie uprzywilejowanym i owocnym źródłem literatury i poezji. Pozwalają przekazać cierpienie bardzo skutecznie, czyniąc je przestrzenią solidarności. Cierpienie uczy też wrażliwości na słowo. Jakże bardzo jej dzisiaj potrzeba, w dzisiejszym zalewie słów i używaniu ich w celu niszczenia ludzi i... zadawania cierpienia! Złe, zatrute słowa plotek, obmów, kalumnii potrzebują przeciwwagi słów pełnych wrażliwości, troski i miłości…
Czy uważa Ojciec, że duchowość może stanowić narzędzie do przezwyciężania barier fizycznych, które napotykają osoby niepełnosprawne? Jakie praktyki duchowe są według Ojca najbardziej pomocne w tym kontekście?
Jak pisze św. Jakub Apostoł: „wiara bez uczynków jest martwa”. Spotkanie z niepełnosprawnością jest wręcz idealną okazją, by dawać uczynkami świadectwo wierze, ale i miłości czy nadziei. Dla chrześcijanina przede wszystkim chodziłoby tu o doświadczenie w cierpiących, niepełnosprawnych Pana Jezusa, który w 25. rozdziale Ewangelii św. Mateusza jednoznacznie utożsamia się z potrzebującymi. Drogą do tego może i powinno być już choćby... studiowanie. Jak napisał św. Augustyn „wiedza winna być machiną służącą do budowy gmachu miłości”. Pamiętamy, że Simone Weil pisała o studiowaniu jako „szkole uważności”. Kolejnym etapem byłaby medytacja Pisma Świętego, niezawodna szkoła uważności i wrażliwości, głównie przez podpatrywanie Pana Jezusa, ale i starotestamentalnych postaci będących Jego figurami. W ten sposób łatwiej „odczytać” potrzeby i sytuacje bliźnich, zarazem ucząc pokory wobec tego, co inne, nieznane. Wrażliwość na potrzeby innych jest więc weryfikacją naszego studium, naszej medytacji i modlitwy.
Jeszcze skuteczniejszym środkiem może i powinna być Eucharystia i adoracja Najświętszego Sakramentu, niezastąpione źródło inspiracji i siły dla św. Matki Teresy z Kalkuty. Założycielka Benedyktynek Sakramentek od Wieczystej Adoracji, Matka Mechtylda de Bar łączyła adorację z ofiarą i zadośćuczynieniem. Pozwala to i ułatwia postrzec cierpienie w szerszym kontekście zbawczym, prowadząc do większego zaangażowania w wymagające sprawy innych. Z tych dwóch źródeł może rozwinąć się praktyka nieustannego rozwoju codziennej wrażliwości i ofiarności drobnych czynów i gestów ułatwiających życie osobom niepełnosprawnym, i w jakikolwiek sposób potrzebującym.
Medytacja Strach przed Joni porusza tematykę znaną z biografii Joni Eareckson-Tady, osoby, która inspiruje miliony ludzi na świecie. W jaki sposób znani liderzy, jak Joni, mogą pomóc zmieniać percepcję niepełnosprawności w społeczeństwie?
„Siła oddziaływania” Joni tkwiła w jej niepełnosprawności, mimo której jest tak aktywna i inspirująca. Na początku jej działalności (niemal już 40 lat temu) był to ewenement. Dzisiaj znamy coraz więcej polityków czy działaczy na wózkach (prezydent USA Franklin D. Roosevelt, niemiecki polityk Wolfgang Schäuble, a ostatnio papież Franciszek). To wciąż jednak za mało. Nie da się ukryć, że – jak Joni – wiele czynią oni wizerunkowo i psychologicznie na rzecz przełamywania barier niepełnosprawności. Wiemy jednak, że dzisiaj w sferze publicznej dominuje kult zdrowia, sprawności, piękna. Coraz częściej są to atrybuty umożliwiające sukces w polityce czy show-businessie. Nie ułatwia to bynajmniej pozytywnego postrzegania niepełnosprawności w społeczeństwie. Tylko więc determinacja niepełnosprawnych aktywistów (mamy w Polsce coraz więcej tego typu polityków) może polepszyć to postrzeganie. To będzie długi proces, ale już zaczęty. Im więcej sprawnych działaczy i polityków będzie wrażliwych na niepełnosprawność, tym może więcej ich niepełnosprawnych kolegów pojawi się w instytucjach rządowych czy administracji biznesowej...
Pisząc o przyjaźni i relacjach z Piotrem Pawłowskim, podkreśla Ojciec wagę duchowego wsparcia w trudnych momentach. Jakie są najważniejsze cechy przyjaźni, które pomagają osobom w kryzysie, szczególnie niepełnosprawnym, odnaleźć nadzieję?
Kolejne trudne i ważne pytanie. Przyjaźń, podobnie jak cierpienie, też jest tajemnicą. Może po to też istnieje, aby ulżyć w cierpieniu? Dzięki niej łatwiej o obecność i bliskość, drobne, acz ważne gesty, które, jak to wspomnieliśmy wyżej, stają się czasem skuteczniejsze od słów. Jest to możliwe, ponieważ przyjaźń, zwłaszcza ta sprawdzona, dojrzała, uczy zrozumienia i wrażliwości. Dzięki temu niewiele potrzeba, aby właściwie zareagować na trudności, ból czy lęk. Dobrzy przyjaciele rozumieją się bez słów. W technicznym czy logistycznym wymiarze pomocy niepełnosprawnym może to być bardzo potrzebne, choć nie należy mylić przyjaciela z asystentem, który też pomaga, i to zazwyczaj fachowo i sprawnie.
Przyjaźń oferuje jednak coś więcej niż samą pomoc. Skoro jest szkołą zrozumienia i wrażliwości, pozwala dostrzec też inne potrzeby niepełnosprawnego niż te techniczne i logistyczne. Stąd naturalne będzie pójście razem do kina, galerii, teatru czy na koncert – co umożliwia osobie niepełnosprawnej odetchnąć normalnością – czyli uczynienie czegoś poza codzienną rutynową koniecznością. Z przyjacielem można przebywać w innych, wspanialszych światach niż obsługa niepełnosprawnego ciała, służących mu urządzeń czy rehabilitacja. Jest to szczególnie ważne, gdyż niepełnosprawni mają mocno ograniczone możliwości wyjścia z domu. Zdani są więc na życzliwość innych, a w naszym zagonieniu czas poświęcony na rozmowę czy po prostu bycie razem jest coraz bardziej brakującym, a więc luksusowym towarem. Piotr mawiał, że nieważne, jakiej się słucha muzyki, ważne z kim. Dzisiaj relacje międzyludzkie w dużej mierze niszczy świat wirtualny, do którego niepełnosprawni nie zawsze mają pełny dostęp. Tym bardziej ich rosnącą potrzebą jest bycie z drugimi. Przyjaźń jest jednak symetryczna. Od niepełnosprawnych można się wiele nauczyć: wrażliwości, determinacji, ale i widzenia świata – to szczególnie intensywne i twórcze doświadczanie inności. Wiedzą coś o tym stykający się z osobami autystycznymi czy zespołem Downa. Ale to już inny, szerszy temat...
W tekstach o Wielkanocy i Bożym Narodzeniu pojawia się motyw duchowej odnowy i sensu. Jaką rolę odgrywają te święta w życiu osób niepełnosprawnych, w kontekście ich osobistej walki o zrozumienie sensu życia i cierpienia?
Myślę, że przede wszystkim ważny jest w nich moment ludzkich spotkań, zatrzymania w codziennym pędzie, doświadczenia bliskości. Świętowanie to przecież wejście na moment w inną przestrzeń, w inny czas. Im bardziej to się udaje, im lepiej sobie w tym pomagamy, tym święta są owocniejsze. Rzecz w tym, że dzisiaj niezwykłość świąt ulega wirusowi komercjalizacji. Stąd religijne przeżywanie świąt staje się coraz rzadsze. Ważne więc jest kultywowanie i odkrywanie sensu świąt i wywodzących się z niego świątecznych zwyczajów. Dotyczy to w równej mierze pełnosprawnych, jak i niepełnosprawnych. Głębokie przeżywanie świąt może też pozwolić we właściwym ustawieniu proporcji między teologią cierpienia a praktyką pomocy. Dostrzeżenie dobroci i miłości Pana Jezusa zawsze może inspirować nasze relacje i wzmocnić nadzieję, co niewątpliwie jest najlepszą motywacją dla doskonalenia relacji z niepełnosprawnymi, na ile można, w sposób kreatywny. Święta mogą i powinny być też czasem szczególnych doznań kontemplacyjnych, dniami adoracji i, co jak wcześniej wspomnieliśmy, zawsze jest owocne dla jakości przeżywania trudów codzienności i cierpienia.
Temat „niepełnosprawności wiary” prowokuje do głębszej refleksji nad kondycją duchową człowieka. Czy można powiedzieć, że każdy człowiek w pewnym sensie zmaga się z własną „niepełnosprawnością” wiary? Jakie praktyki mogą pomóc w przezwyciężaniu duchowych słabości?
Nazwa cyklu moich medytacji „Wobec niepełnosprawności wiary” powstała, by wyrazić solidarność z niepełnosprawnymi, ukazując, że praktycznie każdy jest w jakiś sposób niepełnosprawny. Taka jest natura człowieka. Jest to szczególnie prawdziwe, gdy chodzi o sprawy najważniejsze egzystencjalne i duchowe. Tutaj wszyscy jesteśmy niepełnosprawni. Niepełnosprawności fizycznej można w taki czy inny sposób zaradzać. Tej duchowej – trudniej, a zdaje się, że dotyka ona coraz większą liczbę ludzi. W sumie te dwa rodzaje niepełnosprawności jakby się przenikały. Uczą pokory i świadomości ograniczeń ludzkiej natury, tak bardzo dzisiaj zagrożonych przez pychę płynącą z niewątpliwych osiągnięć cywilizacji. W tym sensie doświadczanie cierpienia, uczestniczenie w nim pomaga w odnajdywaniu prawdy o człowieczeństwie, które zawsze cechuje kruchość. Jak to znamiennie ujął pewien filozof, „człowiek to trzcina myśląca”. Radzenie sobie z niepełnosprawnością nieustannie konfrontuje nas z naszą słabością, choć trzeba też przyznać, że inspiruje ludzką kreatywność. Świadomość ludzkich potrzeb i wrażliwość na nie to najlepszy sposób mierzenia się z ludzką słabością. I tutaj mamy szansę odróżnić doświadczenie Krzyża od cierpiętnictwa. Każda próba pokonania słabości jest doświadczeniem Krzyża, ale czynnym, pozytywnym, czyli dającym wzrost. Winna ona coraz bardziej zastępować jedynie bierność wobec Krzyża, oznaczającą przyjmowanie i znoszenie z zaciśniętymi zębami i w zgorzknieniu. Bardzo nam potrzeba takiej twórczej, pozytywnej aktywności Krzyża. Na tym polegała działalność świętych. W ten sposób powstawała cywilizacja europejska, której zrębem był wszak nieustanny trud nawracania się, a więc praca nad sobą, pokonywanie własnych słabości. Warto więc uczyć się historii, zwłaszcza historii Kościoła. Warto też czytać literaturę, która pełna jest świadectw doświadczania ludzkiej słabości, ale i wznoszenia się ponad nią.
W wielu tekstach książki Szkice medytacyjne pojawia się motyw zaufania. Jaką rolę według Ojca zaufanie odgrywa w życiu osób niepełnosprawnych? Jak można budować zaufanie, mimo fizycznych ograniczeń, w relacji z Bogiem i innymi ludźmi?
Jeśli nie ma zaufania, trudno powierzyć się czyjejś opiece. Jeśli jednak ktoś takiej opieki potrzebuje, musi się zdobyć na zaufanie. Osoby o dużej niepełnosprawności wzruszają swoim powierzeniem się drugiej osobie. Potrzebują jej, by przeżyć, by zostały codziennie wykonane tak intymne czynności jak mycie, pielęgnacja ciała itd. Zaufanie to jednak ryzyko. Znane są przecież przypadki nadużyć zaufania i otwartości osób niepełnosprawnych. Nieraz wystarczy nieuważny gest, niedokładność. Tak powstają zranienia, urazy, traumy prowadzące do zamknięcia się i – wskutek tego – do pogorszenia zdrowia psychicznego i fizycznego. A jednak wciąż tysiące, miliony osób niepełnosprawnych obdarzają zaufaniem swych opiekunów i się im powierzają. To jest kolejna piękna lekcja w kontakcie z niepełnosprawnymi: otrzymanie daru zaufania, zatroszczenie się o niego, doświadczenie płynącej stąd radości. Szczególną jego formą jest możliwość uleczenia urazów, odzyskania zdolności ufania. Dzisiaj, niestety, mamy deficyt zaufania. Wiele jest deklaracji i obietnic, mało ich realizacji. Każdy chce się jak najlepiej przedstawić, lecz na tym się kończy. Brakuje mu wrażliwości na innych, nierzadko elementarnego wyczucia. A to jest przecież konkretny sprawdzian naszej relacji z Panem Bogiem. Gdy potrafimy Mu zaufać, stworzyć z Nim prawdziwą więź, na pewno uda się to z ludźmi. I odwrotnie. Tutaj dwa najważniejsze przykazania miłości – do Boga i człowieka – nawzajem się splatają i uzupełniają. Paradoksalnie ograniczenia i słabość mogą tu być bardzo pomocne, przesuwając uwagę z własnej osoby i własnego komfortu na faktyczne potrzeby innych ludzi. Bez takiej wrażliwości nie sposób zbudować zaufanie.
Zapraszamy do udziału w spotkaniu z o. Bernardem Sawickim OSB które obędzie się 28 listopada br. w Międzypokoleniowej Klubokawiarnii. Będzie to jednocześnie finisaż wystawy 30-lecia Integracji. Spotkanie związane jest z premierą książki Szkice medytacyjne Wydawnictwa Tynieckiego, antologii felietonów o. Bernarda, które ukazywały się na łamach „Integracji” przez blisko 30 lat. Kilka felietonów zostanie przeczytych przez aktorkę Justyna Zbiróg-Dąbrowska, a autor wystąpi z minirecitalem (jest absolwentem Akademii Muzycznej w Warszawie w klasie fortepianu i teorii muzyki).
Bernard Sawicki OSB – absolwent Akademii Muzycznej im. F. Chopina w Warszawie (teoria muzyki, fortepian). Od 1994 r. profes opactwa tynieckiego, gdzie w r. 2000 przyjął święcenia kapłańskie, a w latach 2005–2013 był opatem. Studiował teologię w Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie oraz w Ateneum św. Anzelma w Rzymie, gdzie obecnie wykłada. Autor m.in. felietonów Selfie z Regułą. Benedyktyńskie motywy codzienności oraz innych publikacji.
Artykuł pochodzi z numeru 5/2024 magazynu „Integracja”.
Sprawdź, jakie tematy poruszaliśmy w poprzednich numerach.
Zobacz, jak możesz otrzymać magazyn Integracja.
Komentarze
brak komentarzy
Dodaj komentarz