Łukasz Baruch. Zobaczyć ciemność
Łukasz Baruch klaszcze w ręce. Na ten sygnał starszaki z przedszkola nr 3 w Sosnowcu zamykają oczy. Teraz widzą, to co on. Ciemność. Gdy pyta, kto chce założyć opaskę na oczy, w górze pojawia się las rąk. Nie brakuje chętnych, by wcielić się w rolę przewodnika. Przedszkolaki reagują żywiołowo, gdy okazuje się, że dzięki technologii można znaleźć rzecz upuszczoną na podłogę, rozpoznać kolor ubrania, zlokalizować okno w pomieszczeniu, dowiedzieć się, czy świeci się światło w pokoju. Lekcja kończy się nalewaniem wody do szklanki. Dzieci z zagryzionymi w stresie wargami, wstrzymując oddech, z zasłoniętymi oczami próbują nie przelać wody ponad szklankę. Gdy rozlega się dźwięk zawieszonego na szklance brzęczyka, grupa oddycha z ulgą. Dzieci są zachwycone lekcją o świecie osoby niewidomej. Łukasz Baruch w ramach działań swojej Fundacji Wygrajmy Razem przeprowadził takie zajęcia już dla 8000 przedszkolaków. W kolejce czekają następne placówki.
Kariera zawodowa
Sam był uczniem podstawówki, gdy zdecydował, co chce robić w życiu. Chciał, by praca zaspokajała jego artystyczne potrzeby. Poszedł więc do technikum odzieżowego i długie lata pracował w wymarzonym zawodzie.
- Pracowałem w biurze technologicznym dużej, niemieckiej firmy odzieżowej. Zajmowałem się całym procesem przygotowania produkcji odzieży. Tworzyłem nowe kolekcje, pracowałem z kartami kolorów. Dobierałem zamki błyskawiczne, guziki, nici, wszelkie inne dodatki.
Dzisiaj nie widzi kolorów. Rozpoznaje je dzięki technologii i żonie, która również jest technikiem odzieżowym. Opracowali nawet swój kod porozumiewania się, oparty na numerach kolorów.
- Teraz to się już nie sprawdza. Kiedyś żona mówiła mi, że to taki jasny szary 1140 albo policyjny granat 822. Wiedziałem dokładnie, jak to wygląda, jednak po latach niewidzenia zacząłem zapominać odcienie.
Najtrudniej jest z koszulami, dlatego ogranicza ich liczbę. W szafie ma tylko to, co nosi. To jedna z umiejętności, której nauczył się po wypadku.
- Gdy nie miałem urządzenia odczytującego kolory, a musiałem wybrać kolor koszuli, korzystałem z faktu, że mama mieszka w bloku naprzeciwko. Pokazywałem jej przez okno te koszule, a ona mówiła, w której ręce mam białą.
Nieszczęśliwy wypadek
Nie od razu przyjął do wiadomości, że będzie osobą niewidomą. Szykował się do ślubu, w pracy czekał na niego awans. Długo nie wiązał swojej sytuacji z wypadkiem, do którego doszło kilka miesięcy przed diagnozą.
- To była zwykła, niewielka stłuczka. Nic się nie stało. Szybko zapomniałem, że coś takiego miało miejsce.
Jeździł wtedy 15-letnim Polonezem z zepsutym układem chłodzenia. Normą było dolewanie wody do chłodnicy i czekanie aż przestygnie. Tamtego dnia wracał z pracy. Na skrzyżowaniu doszło do zderzenia. Gwałtownie zahamował. Woda w chłodnicy się zagotowała. W stresie zapomniał zaczekać, aż się schłodzi. Odkręcił chłodnicę. Gorąca para zmieszana z drobinkami brudu prysnęła mu prosto w twarz. Po kilku dniach niewielkie oparzenie skóry zniknęło. Problemy z widzeniem w lewym oku zaczęły się po kilku miesiącach. Był pewien, że to chwilowe i samo przejdzie.
- Samo nie przeszło. Poszedłem do lekarza i okazało się, że mam krwotok na siatkówce, który jest wynikiem mechanicznego urazu. Z przekonaniem odpowiadałem, że żadnego urazu nie miałem. W ogóle nie powiązałem tego z chłodnicą.
Wzrok się pogarszał, czas płynął. Gdy trafił do słynnej okulistki Ariadny Gierek, było już za późno. Wkrótce przestał widzieć litery, stracił orientację w terenie. Musiał się pogodzić z utratą wzroku.
- Wielokrotnie byłem pytany, czemu nie byłem dociekliwy, nie szukałem diagnozy. Wydaje mi się, że na tamtym etapie mojego życia po prostu nie przyjmowałem do wiadomości, że tracę wzrok.
Pierwsze miesiące były trudne także dla żony Łukasza. Lekarze odradzali jej wiązanie się z człowiekiem, który w ich opinii nie będzie miał żadnych dochodów i będzie skazany na jej opiekę. Nie posłuchała. Ślub nie został odwołany, na świecie pojawiła się córka, a on nauczył się żyć od nowa. Zaczął od gotowania.
- Starałem się być użyteczny. Przed tym wszystkim nie umiałem gotować. Do dzisiaj pamiętam, że moją pierwszą potrawą była zupa pomidorowa z ryżem. Byłem z siebie dumny.
Po gotowaniu przyszedł czas na naukę orientacji przestrzennej i kontakt z Polskim Związkiem Niewidomych, gdzie dołączył do chóru. To był oczywisty wybór. Gdy zabrakło w jego życiu kolorów, potrzeby artystyczne musiał zrealizować inaczej. W marcu 2006 r. przestał widzieć. Tego samego roku w październiku zadebiutował na scenie z chórem Wiara.
- Miałem tam nawet występ solo. Nie przyniosło mi to uznania, ale podobało mi się bardzo. Nie miałem już czasu na narzekanie, użalanie się nad sobą. W moim życiu pojawiło się coś, co kochałem. Mogłem śpiewać, być między ludźmi i rozwijać swoją muzyczną pasję.
Przełomem okazał się Festiwal Zaczarowanej Piosenki. To był pierwszy konkurs w jego życiu. Zgłosiło się ponad 200 osób. W finale osób dorosłych było ich sześciu.
- Pierwszy raz zetknąłem się z wielką sceną i profesjonalnym zespołem muzycznym. Brałem udział w warsztatach muzycznych. Zaśpiewałem z Eweliną Flintą. To była wielka przygoda, która otworzyła przede mną wiele możliwości. Zostałem zauważony i doceniony. W tym samym roku dostałem nagrodę Prezydenta Dąbrowy Górniczej.
Muzyczne marzenia
Łukasz spełnił swoje muzyczne marzenia i z poznanym na tamtym festiwalu kolegą założył zespół Mezalians Art. Śpiewali covery znanych przebojów w nowej aranżacji oraz własne piosenki. Festiwal zaowocował również innymi przyjaźniami. Ludźmi, z którymi chciał wspólnie działać. Zorganizował koncert, by nowi znajomi mogli wziąć w nim udział i zobaczyć jego miasto. To zapoczątkowało Ogólnopolski Przegląd Piosenki Osób Niewidomych i Słabowidzących. Przegląd przetrwał do dzisiaj i jest jedną z aktywności jego fundacji.
Fundację założył z Karoliną Żelichowską i przez długi czas obydwoje byli w niej wolontariuszami. Wkrótce stała się dla nich miejscem pracy i pracodawcą dla osób ze znacznym stopniem niepełnosprawności. Niedawno do zespołu fundacji dołączyli również pracownicy z Ukrainy. Za oferowanie miejsc pracy osobom z niepełnosprawnością Fundacja otrzymała śląskiego Lodołamacza.
W Fundacji Łukasz Baruch organizuje festiwale, warsztaty wokalne i inne działania w obszarze kultury, często angażując do projektów osoby z niepełnosprawnością. Ma na swoim koncie koncerty, odbywające się w całkowitej ciemności. Prowadzi również projekt edukacyjny w przedszkolach i szkołach: „Miej obraz osoby niewidomej”.
- To chyba nasz najbardziej flagowy projekt. Koleżanka mojej żony pracowała w przedszkolu i zaprosiła mnie, żebym opowiedział dzieciakom o swoim życiu. Przyjąłem to zaproszenie. Pamiętam, że byłem bardzo zestresowany. Dzieci są wymagającą publicznością, ale wypadło dobrze. I to był pierwszy krok w projekcie, który stał się naszym niewyobrażalnym sukcesem. Odezwały się do nas chyba wszystkie największe stacje telewizyjne, by o tym porozmawiać.
Łukasz jest stale zajęty, ale nie brakuje mu pomysłów, by rozwijać i siebie i fundację. Wyznacza cele i powoli je realizuje. Ma jeszcze dużo za oferowania. Chciałby przekonać ludzi, że utrata wzroku nie jest końcem świata. Wiele osiągnął już jako człowiek niewidomy, dlatego rozważa karierę mówcy motywacyjnego. Chce dodawać innym wiary w siebie.
- Jestem gościem ze średnim wykształceniem z niedużego miasta, ale jestem spełniony. Wykorzystałem wszystkie szanse od losu. Jestem dumny z tego, co zrobiłem artystycznie, społecznie, zawodowo i rodzinnie- mówi Baruch, który tę dumę chciałby zaszczepić u innych osób, potrzebujących dodatkowej motywacji w życiu.
- Lubię z nim pracować. To nie są takie zwykłe zadania asystenta. Dużo się przy nim dzieje, a pod koniec dnia mam przekonanie, że pomogłam mu zrobić coś dobrego dla ludzi. Dzięki temu czuję satysfakcję ze swojej pracy. To ma dla mnie sens- podsumowuje asystentka Łukasza Barucha.
Zapraszamy do obejrzenia sylwetki Laureata w materiale filmowym.
Komentarze
brak komentarzy
Dodaj komentarz