Stanisław Schubert: „Niepełnosprawność to nie przeszkoda - to wyzwanie”
Kanapka z jajkiem, herbata w butelce zamykanej na kapsel i długie godziny wędrówek z rodzicami, którzy do Jeleniej Góry przyjechali w 1946 r. Tak Stanisław zakochał się w Karkonoszach i odkrył swoją życiową ścieżkę. Góry były dla niego pierwszą lekcją wytrwałości. Kolejną była praca zawodowa. Został kierownikiem domu wycieczkowego w Jeleniej Górze, zanim jeszcze ukończył szkołę hotelarską.
- Nie było łatwo. Pierwsze remonty hotelu stały się dla mnie szkołą życia. Nawet kurs gastronomii mnie zaskoczył. Nauczyłem się rozbioru tuszy wieprzowej, a później, gdy ktoś próbował mnie oszukać, byłem w stanie rozpoznać, co jest schabem, a co polędwicą – śmieje się ze swoich początków Stanisław Schubert.
Jedna praca to dla niego zawsze było za mało. Na początku lat 70. zrobił kurs przewodnika górskiego i dodatkowo oprowadzał po górach wycieczki.
- Wtedy prowadziło się wycieczki trzydniowe. Zwiedzaliśmy Szklarską Porębę, Jezioro Pilchowickie, Karpacz, wchodziliśmy na Śnieżkę. Najlepsze były wycieczki z GS-ów. [Gminne Spółdzielnie]. Przyjeżdżały wypasionym autokarem wyposażonym w mikrofon. Najmniej lubiliśmy te szkolne, które przyjeżdżały pociągami i zupełnie nie radziły sobie w górach. Praca przewodnika nauczyła mnie funkcjonowania wśród ludzi, zdobywania ich sympatii.
Podróżował nie tylko po swoich ulubionych górach. Odwiedzał inne kraje, zrobił kurs pilotażu, wjechał na teren Korei Północnej, nauczył się języków obcych. Swobodnie mówił po niemiecku. Z podróży nigdy nie zrezygnował. Mimo swojego wieku i utraty wzroku przy wsparciu żony i przyjaciół nadal podziwia krajobrazy.
- Mam ograniczoną możliwość ruchu i nie widzę, ale mam bogatą wyobraźnię, kształtowaną przez książki mówione. Słucham nawet 80 audiobooków rocznie. Jestem więc w stanie wyobrazić sobie, jak świat wygląda i nie wszystko zapomniałem, zwłaszcza że całkowicie straciłem wzrok dopiero w ciągu ostatnich 10 lat.
Bez alkoholu i depresji
Utrata wzroku to następstwo wypadku drogowego. Najpierw jednak stracił pracę.
- Szkoda. Lubiłem ją. Byłem wtedy dyrektorem dużego przedsiębiorstwa turystycznego. Przyszła nowa władza i po 15 latach mnie wykopali. Nie wpadłem w alkoholizm ani w depresję. Poradziłem sobie z tym. Zająłem się innymi sprawami.
Jedną z tych innych spraw był pomysł stworzenia na obrzeżach nadgranicznego Zgorzelca parkingu rezerwowego dla TIR-ów, czekających na procedury celno-spedycyjne. To tę kwestię jechał omówić w Warszawie. Kierownicę oddał koledze. Doszło do zderzenia czołowego.
- Gdyby spojrzeć na wrak tego samochodu to łaska boska, że nie skończyło się dla mnie gorzej. W drugim samochodzie zginęła młoda kobieta, a ja jestem taki „wash-and-go”, dwa w jednym, ślepy i kulawy.
Wypadek wszystko zmienił. Przez pierwsze tygodnie nie potrafił wyobrazić sobie przyszłości. Nie widział perspektyw. Przerażała go wizja bezczynności. Przechodził załamanie.
- To oczywiście było dolegliwe, ale nastąpiło we mnie pewne przeobrażenie. Z człowieka nastawionego na biznes, stałem się człowiekiem, który kocha życie i docenia wartość najbliższych. Pogłębiła się również moja wiara.
Trudny okres przetrwał dzięki Elżbiecie, swojej żonie, z którą obchodzą już szmaragdowe gody, dzieciom i przyjaciołom.
W krainie wiecznych schodów
Stanisław siedzenie w domu nazywa gehenną. Potrzebę działania ma po ojcu. Kreator mody w przedwojennym Poznaniu, Krakowie i Katowicach zaszczepił w nim wartość bycia aktywnym i życiowo niezależnym. Pełen chęci do zmieniania świata zapisał się do Polskiego Związku Niewidomych, ale jego wizja nie była zbieżna ze strategią organizacji. Założył więc własną formację-Karkonoski Sejmik Osób Niepełnosprawnych. Pierwsze projekty dotyczyły dostępności Jeleniej Góry.
- Nasze miasto to kraina wiecznych schodów. Wystarczyło pomalować biało pierwszy i ostatni stopień schodów, by wypadkowość spadła o 20 procent – wspomina.
Szybko przypomniał sobie o górach i zainicjował tworzenie szlaków turystycznych dostępnych dla osób niepełnosprawnych. Droga na Równię pod Śnieżką, za którą wraz z Karkonoskim Parkiem Narodowym otrzymał Lidera Dostępności, czy nowa ścieżka do wodospadu Kamieńczyka to tylko niektóre z efektów jego działań. W planie jest dostosowanie drogi z Orlinka w Karpaczu na wysokość 1050 m do schroniska, które ma być wyposażone w myśl projektowania uniwersalnego.
Autorskim pomysłem Karkonoskiego Sejmiku Osób Niepełnosprawnych, który skupia 19 organizacji, jest wprowadzenie nowego zawodu- asystenta turystycznego osoby niepełnosprawnej. Do tej pory przeszkolono już 120 chętnych do podjęcia się tego zadania.
- Te szkolenia są bardzo ważne. Inaczej prowadzi się wycieczkę, czy też obsługuje osobę z niepełnosprawnością wzroku, a inaczej słuchu. Jeszcze innego podejścia trzeba do osoby z niepełnosprawnością intelektualną albo cukrzyka. Dużo trzeba wiedzieć. Na przykład, jak poruszać się o kulach na schodach, czy na podejściach. Chcemy dojść do momentu, kiedy asystenci będą funkcjonować, jak przewodnicy górscy i otrzymywać za swoją pracę pieniądze.
Nie tylko turystyka
Działalność Stanisława Schuberta wykracza daleko poza turystykę. W KSON-ie wprowadził programy aktywizacji zawodowej dla ludzi z niepełnosprawnością, wydaje dwumiesięcznik, prowadzi rozgłośnię radiową i studio telewizyjne. Oferuje doradztwo prawne, psychologiczne i dietetyczne. W tym obszarze przydaje mu się umiejętność pracy z ludźmi. Jako prezes
KSON-u współpracuje z liderami zrzeszonych organizacji. Nie zawsze decyzje podejmowane są bezkonfliktowo, ale zazwyczaj udaje się osiągnąć kompromis, a KSON stale się rozwija.
Stanisław Schubert stworzył również Karkonoską Akademię Aktywnych Seniorów.
– Samotność to najgorsza z barier, jakie mogą spotkać starszych ludzi – tłumaczy. Dzięki Akademii setki osób znalazły nowe hobby, nauczyły się obsługi komputera, czy po prostu nawiązały przyjaźnie.
W Akademii można liczyć na bilety do kina, wspólne wyjazdy, spotkania z ciekawymi gośćmi, a czasami członkowie grupy dzielą się własną wiedzą.
Stanisław pełni także funkcję rzecznika pacjentów i osób niepełnosprawnych. Nie unika przy tym trudnych tematów i pracuje zawsze blisko człowieka.
- Kiedyś przyszła do mnie kobieta z córką chorującą na schizofrenię. Wszystkie instytucje ją odrzuciły. Wystarczył jeden telefon do ZUS-u, by ta córka dostała specjalną rentę. To jednak nie jest moja zasługa. Ja tylko pomogłem zrozumieć jej problem i odkryć empatię u urzędników. Czasami niewiele trzeba, żeby komuś pomóc- podkreśla.
Potrzebę empatii podkreśla również w jeleniogórskich placówkach medycznych. Spotyka się z osobami decyzyjnymi i pracownikami tego sektora, by wyjaśniać szczególne potrzeby osób starszych i z niepełnosprawnością. Planuje wznowienie działalności Centrum Edukacji Zdrowotnej. Start tego projektu opóźniła powódź.
Wiosna w sercu i genach
Ma 82-lata. Codziennie przychodzi do pracy. Cieszy się miłością swoich bliskich. Patrzy w przyszłość, planuje, rozwija się. Ma doskonałą pamięć i niespożytą energię.
- W moim życiu, rodzinie i w genach trwa wiosna. Oczywiście powinienem znaleźć człowieka, który przejmie to po mnie, gdy odejdę na wieczną wartę, ale na razie się na to nie zanosi. W Sejmiku robimy ważne rzeczy, bo przecież każdy z czasem traci sprawność. Mam udane życie rodzinne. Spędzam czas u boku ukochanej kobiety. Planuję kongres poświęcony sprawom pojednania i pokoju, bo teraz właśnie zgoda jest krajowi i nam wszystkim potrzebna. Finansowo mam stabilną sytuację. Jestem człowiekiem spełnionym.
Stanisław Schubert podkreśla, że niepełnosprawność to nie koniec świata, a raczej nowe wyzwanie. To najbliższe, którego musi się podjąć to generalny remont siedziby KSONu, która została zniszczona podczas powodzi. Kolejny raz musi uruchomić swoją wolę współpracy i budzenia empatii. Ma zdolność zaczynania od nowa tyle razy, ile trzeba. Z tym wyzwaniem również sobie poradzi, a w kolejce czekają już następne.
Zapraszamy do obejrzenia sylwetki Laureata w materiale filmowym.
Komentarze
brak komentarzy
Dodaj komentarz