Irena Wojtanowska: Strażniczka domowego ogniska
Irena jest przede wszystkim matką. Dzieci, dom pachnący obiadem, pełen rozmów i śmiechu, z kotem na kolanach i miłością to było jej marzenie od zawsze i szybko zaczęła je spełniać. W poszukiwaniu szkoły ponadpodstawowej, która sprostałaby wymaganiom uczennicy na wózku elektrycznym, Irena trafiła do ośrodka w Borowej Wsi. Dobrze wspomina szkolne czasy.
- Nigdy nie miałam poczucia, że jestem osobą niepełnosprawną. Wszędzie było mnie pełno. Moja mama mnie nie izolowała. Miałam zwyczajne kontakty z rówieśnikami. Zawsze miałam koło siebie kolegów, koleżanki. Moje siostry były wszędzie ze mną. Jakby nie daj Boże, ktoś by mi coś złego powiedział, to miałby z nimi do czynienia.
Do Borowej Wsi Irena przyjechała jako 15-latka. W tym miejscu wiele się w jej życiu zmieniło . Tu poznała 4-latkę Kasię, która przeniosła się do Ośrodka z Domu Małego Dziecka. Mała dziewczynka bardzo skradła serce Ireny. Spędzały razem każdą wolną chwilę. Kasia odwiedzała Irenę w rodzinnym domu podczas świąt i wakacji.
- Kasia cały czas była blisko mnie. Jakiś czas później opiekunka Kasi spodziewała się dziecka i odchodziła na urlop macierzyński. Miałam już wtedy 18 lat i postanowiłam zostać prawną opiekunką Kasi.
Sprawy przed sądem potoczyły się błyskawicznie. Niezależna, zaradna, odważna młoda kobieta z niepełnosprawnością nie budziła zastrzeżeń jako opiekunka małej, niepełnosprawnej dziewczynki. Dzisiaj Kasia nadal mieszka z Ireną. Ma 30 lat. Porozumiewa się ze światem prostymi zdaniami i pięknym uśmiechem. Samodzielnie dojeżdża do pracy komunikacją miejską. Sprząta pokoje w małym hoteliku , pomaga w przygotowaniu posiłków. Po Irenie przejęła miłość do prowadzenia domu. Rozpromienia się na widok gości. Proponuje poczęstunek, sprząta zostawione na wierzchu rzeczy. Chodzi, mówi, radzi sobie w życiu, chociaż nic tego nie zapowiadało, gdy spotkały się po raz pierwszy.
- Tak. Jestem bardzo zadowolona. Tak. Lubię dom- mówi Kasia. Jej szczęście to życiowy sukces Ireny, ale nie jedyny. W Borowej Wsi poznała również Mariusza, swojego męża.
Najpierw dziecko potem mąż
- Było z tego trochę śmiechu, że najpierw dziecko, potem długo nic i wreszcie chłop, ale mówiąc serio, Mariusz znał Kasię, wiedział, jak wygląda sytuacja i rozumiał doskonale, że Kasia jest dla mnie ważna i nie zrezygnuję z niej. Od niej zaczęła się nasza rodzina.
Rodzina szybko powiększyła się o Jakuba. Cztery lata później na świat przyszedł Igor. Biologiczni synowie Ireny i Mariusza od dziecka przyzwyczaili się do niepełnosprawności. Kasia była dla nich siostrą, a sposób funkcjonowania rodziców stał się zupełnie naturalny.
- Na jakimś etapie dzieciństwa dotarło do mnie, że mama porusza się na wózku, a tata o kulach, ale szczerze mówiąc, nie pamiętam, żebym uznał to za problem. Z dzieciństwa przypominają mi się raczej wycieczki z tatą i mamą , Mama zawsze była jak przyjaciółka, nawet jeśli nasze pomysły się jej nie podobały. Mimo różnicy zdań zawsze nas wspierała. Dołożyła mi do pierwszego tatuażu, chociaż nie była zachwycona pomysłem-wspomina Jakub.
Wycieczek w ich życiu było więcej. Jeździli do Brennej, do Ustronia i w mnóstwo innych miejsc. Spędzali czas aktywnie. Dzisiaj dorośli już mężczyźni mają własne sprawy i swoje towarzystwo. Wolą mecze piłkarskie od wypadów z rodzicami, ale wspomnienia mają bogate.
Irena przyznaje, że dla dzieci starała się być przyjaciółką. Nigdy nie szczędziła im miłości, rodzinnego ciepła i wyrozumiałości. Przez długi czas wydawało się, że ich rodzina, przygarnięte koty, dla których otworzyli swój dom, mały piesek to już pełen skład. Wszystko zmieniło się, gdy rok temu usłyszeli o porzuconym niemowlaku. Nie zawahali się ani sekundę. Decyzja zapadła jednogłośnie. I tak po trzech dniach formalności w ich domu zamieszkał Wiktor. Nie wiedzą, jak długo z nimi zostanie. Są dla niego pieczą zastępczą. Synowie Ireny nie odstępują go na krok, noszą, bawią, karmią, a on uśmiecha się do wszystkich.
- Chłopcy martwią się, że być może Wiktorowi znajdą inny dom, ale na tym polega ten typ opieki. Już podjęliśmy decyzję, że jeśli tak się stanie, zaprosimy do naszego życia kolejne dziecko, które potrzebuje miłości. U nas jej nie brakuje-zapewnia Irena.
Normalne życie
Swoje marzenie o domu z dziećmi Irena realizuje, nie rezygnując z pracy. Przed pandemią jeździła do firmy, teraz przeszła na pracę zdalną, ale nadal zajmuje się transportem krajowym i międzynarodowym. Jako spedytor łączy ze sobą ładunki i przewoźników. Czasem praca układa się gładko, czasem dopiero po południu zaczyna się dziać. Nigdy nie wiadomo, ile czasu trzeba spędzić przed komputerem, ale doświadczenie pozwala jej łączyć pracę i domowe sprawy. Jej zaradność zawodowa i życiowa została dostrzeżona przez kapitułę konkursu Lady D. Dla Ireny przyznanie jej tego tytułu było całkowitym zaskoczeniem.
- Śp. Marka Plurę [pomysłodawca i organizator konkursu Lady D.] poznałam w Borowej Wsi. Cieszę się, że ten tytuł pomaga pokazać osoby z niepełnosprawnością z perspektywy życiowej normalności. Ja nie czuję się niepełnosprawna. Robię w życiu to, co lubię, to, co mnie interesuje. Różnica między mną a innymi polega na tym, że ja jeżdżę na wózku i siedzę, a ktoś stoi. To wszystko. Mam normalne życie i normalną rodzinę. Robię pranie, gotuję, pracuję, karmię, przytulam, żyję i tyle.
Irena prowadzi otwarty dom. Lubią w nim przebywać koledzy synów, sąsiedzi, dalsza rodzina. Nie jest obojętna na krzywdę drugiego człowieka. Wzrusza ją los bezdomnych zwierząt. Kota wykarmiła butelką. Wszystkie zwierzęta pojawiły się w jej domu w odruchu serca. Miały być na chwilę. Zostały na stałe. Nie potrafiła ich oddać. Ma w sobie ogromne pokłady miłości. Chętnie się nią dzieli. Spełniła swoje marzenia o rodzinie. Dała dom dzieciom, a dzieci spowodowały, że czuje się spełnioną i szczęśliwą kobietą. Bywa, że ma ciężki dzień, ale nie nigdy nie zauważała żadnych barier i przeszkód. Gdy coś sobie postanowi, to konsekwentnie to realizuje. W życiu boi się tylko żab, a nie wyzwań.
Teraz jej celem jest bezpieczny, rodzinny dom dla Wiktora.
Zapraszamy do obejrzenia sylwetki Laureatki w materiale filmowym.
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- W 2025 roku nowe kryteria dochodowe w pomocy społecznej
- Rehabilitacja lecznicza Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. O czym warto wiedzieć
- Czego szukają pod choinką paralimpijczycy?
- Gorąca zupa, odzież na zmianę – każdego dnia pomoc w „autobusie SOS”
- Bożenna Hołownia: Chcemy ograniczyć sytuacje, gdy ktoś zostaje pozbawiony prawa do samodzielnego podejmowania decyzji
Dodaj komentarz