Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Woda odpłynęła, trauma została

14.03.2025
Autor: Mateusz Różański, fot. uczestnicy turnusu
Uśmiechnięta kobieta siedzi przy stole obok chłopca z zespołem Downa i go obejmuje.

Powódź w kilka godzin zmieniła ich życie, które potem trzeba było odbudowywać przez wiele miesięcy. Wśród powodzian były też osoby z niepełnosprawnością i ich rodziny. Im szczególnie potrzebne było wytchnienie.

Mąż pani Anny jest osobą z niepełnosprawnością, aktywny zawodowo, razem mają nastoletnią córkę. Gdy powódź przyszła do ich domu w Hajdukach Nyskich, była bez litości. Zalała cały dom i podwórko. Wszystko było zniszczone. Gdy tylko woda ustąpiła, pani Anna zaczęła na własną rękę szukać pomocy. Jedną z organizacji, która udzieliła wsparcia jej rodzinie, było Stowarzyszenie Mudita, które przekazało pomoc niezbędną w przetrwaniu – opał na jesień i zimę.

Prosta formuła

Napisałam do Mudity na Facebooku i odezwała się do mnie pani Beata, która przywiozła nam drewno do palenia w piecu i zapytała jakiej pomocy jeszcze potrzebujemy.

Pani Beata – jedna z asystentek, wspierała powodzian z niepełnosprawnością, przekazała też informację o tym, że rodzina pani Anny może wziąć udział w jednym z turnusów wytchnieniowych organizowanych przez Stowarzyszenie Mudita.

Turnusy Mudity odbywają się od 2021 roku. Inspiracją do ich zorganizowania było doświadczenie opiekunów osób z niepełnosprawnością z czasów pandemii i przymusowego zamknięcia. Pozbawione wsparcia mamy (bo to najczęściej kobiety) osób z niepełnosprawnością były na skraju załamania nerwowego. Dlatego założycielka Stowarzyszenia Mudita Olga Ślepowrońska, która dla uczestniczek prowadzonej przez siebie grupy wsparcia zorganizowała pierwszy turnus.

Formuła jest prosta – do miejsca, które użyczy Mudicie swoich skromnych progów, przyjeżdżają rodziny osób z niepełnosprawnością. Tam wspierają je wolontariusze, którzy odciążają rodziców i opiekunów, sprawując przez większość dnia opiekę nad osobami z niepełnosprawnością.

Grupa dzieci pod okiem dorosłych rysuje przy stole.

Dzieci uwielbiają wspólne rysowanie.

Pierwszy raz zimą

W tym roku po raz pierwszy turnusy odbyły się zimą. Zorganizowano je dla rodzin osób z niepełnosprawnością z terenów dotkniętych przez kataklizm. Jednym z wolontariuszy byłem ja.

Zimowe turnusy dla powodzian odbywały się w lutym w Szczyrku i Górkach Wielkich. Wzięło w nich udział w sumie 66 osób zarówno uczestników jak i wolontariuszy, wśród nich były osoby, w różnym wieku i z różnymi niepełnosprawnościami, które mogły liczyć na pomoc wolontariuszy. Zadaniem wolontariuszy było w ciekawy i atrakcyjny sposób zająć czas osobom z niepełnosprawnością. W wypadku mniejszych dzieci idealnie sprawdzają się zajęcia plastyczne, zabawa na placu zabaw czy gra w planszówki.

Autystyczne śmieszki

Na moim turnusie było dwóch nastoletnich autystycznych chłopców, dla których zabawy na placu zabaw czy rysowanie nie jest rozrywką pierwszego wyboru. Jednym z nich był nastoletni Bartek, który niedawno z powodu przemocy rówieśniczej musiał zmienić szkołę, a turnus miał być dla niego czasem na odpoczynek po trudnych przeżyciach ostatnich tygodni. Ja zostałem wolontariuszem Alana, drugiego z tego duetu chłopaka z autyzmem. Alan łączy cechy stoika (spokój niezależnie od okoliczności) i epikurejczyka (zwłaszcza w odniesieniu do słodyczy). W toku wymyślania i planowania rozrywek dla chłopców zgraliśmy się w duet z wolontariuszką Bartka, Karoliną, która oprócz niewyczerpanych zapasów cierpliwości, dysponowała także samochodem – oba te atuty sprawiły, że nasz wolontariat zakończył się sukcesem. Już na drugi dzień po rozpoczęciu turnusu wybraliśmy się z chłopakami do kina, do pobliskiego Bielska-Białej. Siedząc w niemal pustej sali (wiecie, niedziela niehandlowa, 10 rano) obejrzeliśmy „Jednego na milion” – film o autystycznym chłopcu z łamliwością kości i o jego tacie zmagającym się z nałogiem alkoholowym. O samym filmie nie będę się rozpisywał – napiszę tylko, że spełnia wszystkie cechy amerykańskiego feel good movie, pełnego patosu, wzruszeń, emocji, śmiechu, płaczu i wysokokalorycznych obiadów spożywanych w przepięknie urządzonych kuchniach. Chłopaki na kolejne, coraz bardziej emocjonalne sceny pokazywane w filmie reagowali ironicznym „śmieszkowaniem” i do końca wyjazdu parodiowali cytaty z niego. No cóż, gust filmowy każdy ma swój, ważne, że ewidentnie dobrze się bawili.

Cieszyn cieszy

W poniedziałek dla wszystkich chętnych uczestników turnusu zorganizowaliśmy wycieczkę do Cieszyna, w której wzięli udział oczywiście również Alan z Bartkiem. Cieszyn, choć w kwestii dostępności jest tam naprawdę wiele do zrobienia, ma sporo cech miasta idealnego na weekendowy wypad.  Zabytkowa piękna starówka, ciekawe muzea i zabytki, dobra i przystępna cenowo oferta gastronomiczna, no i w połowie składa się z Czech. Odwiedziliśmy rynek, przeszliśmy mostem Przyjaźni na czeską stronę, gdzie zobaczyliśmy najbrzydszy pomnik prezydenta Masaryka. Porównaliśmy ceny pieczywa po obu stronach Olzy i – jak to na wycieczkę przystało, nabyliśmy pamiątki, głównie w postaci czeskich słodyczy w sklepie prowadzonym przez Wietnamczyków. Oczywiście nie zabrakło wizyty na Cieszyńskiej Wenecji i w kultowej kawiarni Kornel i Przyjaciele –całe szczęście zdążyliśmy na obiad.

Następnego dnia, już w kameralnym składzie z Karoliną i chłopakami, wybraliśmy się do Istebnej, gdzie spotykają się granice Czech, Polski i Słowacji, gdzie zbadaliśmy, jak się sprawy mają u naszych południowych sąsiadów. Po stwierdzeniu, że Czesi i Słowacy mają się całkiem nieźle, pojechaliśmy do Koniakowa. Ta mała miejscowość mieści w sobie aż dwa znane na całą Polskę centra – Centrum Koronki Koniakowskiej i Centrum Pasterskie. Oba punkty zostały odhaczone, po drodze wystarczyło nam jeszcze trochę czasu na popołudniowy spacer po Ustroniu i mogliśmy we czwórkę uznać, że w wystarczający sposób skorzystaliśmy z uroków okolicy. Co ważne oba chłopaki, wcześniej bardzo wycofani i małomówni, w tak zwanym międzyczasie znaleźli wspólny język. Ich sekretne rozmowy na tylnym siedzeniu auta, przerywane salwami śmiechu, upewniły nas, że jako wolontariusze daliśmy radę.

Dwóch chłopców huśta się na huśtawkach na placu zabaw.

Nie ma jak to huśtawka!

Mama odpoczęła

A chodziło właśnie o to, by najprościej mówiąc, w atrakcyjny sposób zająć czas dzieciom, by ich rodzice mogli wreszcie odpocząć i znaleźć czas dla siebie.

- Alan odnalazł się tu bardzo fajnie. Byłam w szoku, bo funkcjonował tu dużo lepiej niż na co dzień w domu. Był odcięty od elektroniki, nie miał napadów złości i ani razu nie był przebodźcowany – podsumowuje moje starania Magda, mama Alana. Ma ona jeszcze dwójkę innych dzieci także z niepełnosprawnością. Opieka nad nimi zajmuje jej każdą wolną chwilę. Jej mąż w tym czasie ciężko pracuje, by zapewnić rodzinie byt. Dlatego tak ważne dla niej było to, że choćby na te kilka dni ktoś mógł ją zastąpić w opiece. - Mimo że byłam z trójką dzieci, to odpoczęłam. Bo tu wreszcie był ktoś, kto mnie wyręczył – dodała z satysfakcją.

Bo rzeczywiście, czy to podczas kręgów wsparcia, czy po prostu w prowadzonych przy posiłkach rozmowach, stałym tematem było ciągłe przemęczenie opiekunów, które powódź dodatkowo spotęgowała.

Znaleźć czas dla siebie

- W sobotę, gdy woda była na równo z linią wałów, brałem udział we wzmacnianiu wałów, w układaniu worków, jednak wieczorem okazało się, że nie ma to większego sensu – wspomina wrześniową powódź Tomasz Fudali, tata Mikołaja, żywiołowego nastolatka z zespołem Downa, który przyjechał na turnus z całą rodziną. - W niedzielę przyszła fala, która zalała całą miejscowość. Gdy dotarła do naszego domu, pomagałem koledze, którego dom był zalany całkowicie. W pewnym momencie jednak zdałem sobie sprawę, że moja pomoc nie zda się już na wiele i muszę wracać do domu, do żony i dzieci. W takich momentach pozostaje tylko czekanie, bo z wodą nie da się wygrać – opowiada.

Choć jemu i jego żonie Monice z pomocą sąsiadów udało się w dużej mierze odbudować to, co zniszczyła powódź, to te miesiące sprawiły, że naprawdę potrzebowali odpoczynku.

- Na co dzień jest tak, że jeśli jedno z nas odpoczywa, to drugie pilnuje dzieci – opowiada pani Monika. - W czasie tego turnusu zrozumieliśmy z mężem, że potrzebujemy więcej czasu dla siebie, że musimy zadbać o to, by częściej być tylko we dwoje. Bo na co dzień jest tak, że zdecydowanie więcej czasu poświęcamy dzieciom niż nam samym – dodaje.

Taką możliwość oboje mieli właśnie podczas turnusu – wreszcie był czas na spacer we dwójkę, rozmowę o czymś innymi niż bieżące sprawy. Zwłaszcza w ostatnich miesiącach tego czasu wolnego było bardzo mało, bo trzeba było odbudować popowodziowe zniszczenia.

- Nie było tego codziennego harmidru i zgiełku. My go lubimy, ale czasem dobrze jest pobyć w ciszy i spokoju. Na początku było to dla nas męczące, bo nie jesteśmy przyzwyczajeni do ciszy i trudno było nam zorganizować sobie czas tylko we dwójkę – wspomina pani Monika.

Grupa osób  siedzi w kółku, stykając się stopami.

Odpoczynek pod okiem wolontariuszki.

Wspieram, bo byłam wspierana

- Sama jestem mamą dziecka z niepełnosprawnością, więc bardzo dobrze znam emocje innych rodziców, przeżycia, rozterki i trudności – opowiada Barbara Drewnowska, psycholożka ze Stowarzyszenia Mudita.

Barbarę poznałem podczas turnusu wytchnieniowego w 2022, gdy po raz pierwszy byłem wolontariuszem na takim wyjeździe. Przyjechała wtedy jako jedna z mam osób z niepełnosprawnością. Przez ten czas wiele w jej życiu się zmieniło i dziś to ona wspiera swoją wiedzą i doświadczeniem inne osoby w podobnej sytuacji.

- Sama przeżyłam żałobę po stracie pełnosprawnego dziecka, utratę relacji rodzinnych i przyjacielskich. Wiem co to brak czasu dla siebie i na własny rozwój. Ale jako psycholożka mam też wiedzę, która pozwala mi wykorzystać te świadczenia, by pomóc rodzicom – podkreśla.

Barbara Drewnowska podkreśla, że te turnusy były wyjątkowe – bo oprócz tych najbardziej powszechnych problemów opiekunów osób z niepełnosprawnościami, były też te związane z przeżyciem kataklizmu.

- Temat powodzi przebijał się przez cały czas podczas każdego z turnusów. Regularnie w rozmowach powracał temat wody, która przychodzi, niszy i zabiera dorobek życia i o walce, którą trzeba stoczyć, by odbudować własne życie. Woda odpłynęła, ale trauma po jej przejściu pozostała – opowiada Barbara Drewnowska.

Całe szczęście, że dzięki wsparciu ze strony Stowarzyszenia Mudita, choć na kilka dni można było o niej zapomnieć.

Wyjazdy dla rodzin z terenów popowodziowych zostały zorganizowane dzięki środkom Polskiej Akcji Humanitarnej.

 

Dodaj komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin

Komentarze

brak komentarzy

Prawy panel

Wspierają nas