Prezes START-u: Tu nie ma orzeczeń „na łupież”
Rozmowa z Łukaszem Szeligą, prezesem Polskiego Związku Sportu Niepełnosprawnych START i wiceprezesem Polskiego Komitetu Paraolimpijskiego.
Paulina Malinowska-Kowalczyk: Mówi się o tobie „Prezes Wielkich Obietnic”. Które udało ci się zrealizować?
Łukasz Szeliga: Jestem przed półmetkiem swojego prezesowania, niedługo miną dwa lata. Z połowy obietnic udało mi się już wywiązać.
Na przykład?
Uporałem się z długami w Warszawie, zostały jeszcze do spłacenia długi w ośrodku w Wiśle, ale jesteśmy na powierzchni. Musieliśmy się pozbyć bardzo niewygodnej nieruchomości – chcieliśmy opuścić czwarte piętro w budynku bez windy. Nie mieliśmy możliwości wyremontowania tego przed sprzedażą...
Ale udało się?
Żaden sponsor nie sfinansuje niczyich długów. Żeby przejść do następnego etapu, musimy być „poukładani”. Mamy funkcjonującą stronę internetową. Ktoś powie: „nic wielkiego”, ale optyka zmienia się, jeśli spojrzeć na to z perspektywy dużego związku. Działają również media społecznościowe, nasz profil na Facebooku ma 2 tysiące polubień, jest Twitter. Jest coraz większe zainteresowanie naszą działalnością. Niektóre posty docierają do blisko 10 tysięcy odbiorców. To są bardzo dobre wskaźniki.
A kiedy PZSN START stanie się związkiem sportowym?
To pytanie ciągle zadaję w Ministerstwie Sportu. Dlaczego nie rejestruje się naszego wielodyscyplinowego związku, jeśli było to możliwe w przypadku Polskiego Związku Niesłyszących?
Dlaczego nie można was zarejestrować?
Ja to widzę w ten sposób, że ministerstwo chce dokonać integracji na siłę, a nie w formie procesu, który buduje się od dołu. Normalnie dom buduje się od fundamentów, potem pną się do góry ściany i kolejne kondygnacje. Ministerstwo chce, tak jak w przypadku tenisa stołowego, oprzeć się na różnych regulacjach międzynarodowych. Akurat w przypadku tenisa stołowego jest to możliwe. Jednak powtórzenie tego wyczynu w naszym przypadku nie jest dobrym ruchem. Integracja to jest proces, który, jak każdy inny, musi być zaplanowany w czasie. Trzeba przygotować ludzi, wyszkolić trenerów, instruktorów i ekspertów, którzy będą w stanie prowadzić zajęcia z osobami niepełnosprawnymi.
W przypadku tenisa przeszli nie tylko zawodnicy, ale też szkoleniowcy.
Reprezentacja z Polskiego Związku Sportu Niepełnosprawnych została przeniesiona do Polskiego Związku Tenisa Stołowego, jednak w ślad za tym nie poszedł żaden ruch.
Jakiego ruchu byś się spodziewał?
Integracja to nie tylko kwestia braku szkoleniowców po stronie związków sportowych, teoretycznie zainteresowanych „naszym” sportem. Trzeba przygotować na ten proces kluby, które prowadzą swoją działalność. Jeśli w klubach, w których my zrzeszamy, prowadzone są zajęcia w kilku dyscyplinach, wiąże się to z przynależnością do nowego związku, ale również z akceptacją nowych zasad i nowych rozwiązań. A na nie kluby nie były przygotowane.
Mówisz o nieprzygotowaniu klubów pełnosprawnych sportowców?
Także naszych klubów. Jeśli mają one przystąpić do innych organizacji, to muszą też być gotowe na wykupienie nowych licencji oraz wzięcie udziału w nowej filozofii i strategii działania. My na przykład do tej pory finansowaliśmy różne koszty, które nie są uwzględniane w Polskim Związku Tenisa Stołowego. Tam jest sport wyczynowy, a cały sport powszechny dalej jest u nas.
Czy uważasz, że ministerstwo celowo nie nadaje wam statusu związku po to, by doprowadzić do dezintegracji tego miejsca, w którym się znajdujemy?
Ustawa, która obowiązuje od roku 2010, nakłada różne zobowiązania, które do dzisiaj nie są respektowane. Nadal istnieją w niej niepraktyczne zapisy. Skoro można było zarejestrować Polski Związek Niesłyszących, to możliwe powinno być to również dla PZSN START. Nie wiem, czemu pojawiają się opinie, że u nas „brakuje profesjonalizmu”. To ja zapytam: skąd się biorą przywożone przez nas medale? Mając 30-40 proc. pieniędzy na pokrycie planowanych kosztów, my po te medale sięgamy. Pieniądze, którymi dysponujemy, pochodzą z Ministerstwa Sportu, za co dziękujemy, bo bez nich nie mielibyśmy w ogóle wsparcia na sport wyczynowy.
Powtórzę więc pytanie: kiedy, według twojej wiedzy, PZSN START stanie się związkiem? Czy jesteś w stanie odpowiedzieć?
Nie, nie jestem. Generalnie po stronie ministerstwa jest niechęć do rejestracji naszego wielodyscyplinowego związku. Uważa ono, że powinien następować proces integracji i nasz sport powinien wychodzić do związków pełnosprawnych. Ja jestem za taką integracją, bo uważam, że to jest właściwy kierunek działań, ale powtarzam: integracja zaczyna się od klubów. Niech najpierw kluby pełnosprawnych będą przygotowane na pracę z niepełnosprawnymi, niech przyjmą chociaż kilku zawodników do siebie i pokażą, że potrafią prowadzić proces szkoleniowy od początku do końca, bo przejęcie wyszkolonych zawodników, którzy stanowią kadrę i przez lata byli przygotowywani w naszych klubach, to jest prosta sprawa. Jeśli wyłączymy szkolenie w sporcie, który przeszedł do innego związku, to nie ma bazy, która może nie jest najsilniejszym zapleczem, ale jest takim, z którego udaje się pozyskiwać paraolimpijczyków. A to oni przywożą medale.
Łukasz Szeliga (z prawej) z Sir Philippem Cravenem, Prezydentem Międzynarodowego Komitetu Paraolimpijskiego, fot. P. Malinowska-Kowalczyk
Wśród obietnic, które składałeś starając się o fotel prezesa, było pozyskanie partnera strategicznego – sponsora, który postawiłby ten sport na nogi.
Kiedy startowałem w wyborach wydawało mi się, że proces wychodzenia z długów, porządkowania spraw finansowych i organizacyjnych przebiegnie sprawniej. Wierzyłem, że sponsor dla sportowców paraolimpijskich musi się znaleźć, jeśli pojawię się ja, człowiek, któremu na tym zależy. Okazuje się, że to nie jest taka prosta sprawa, a moje chęci i przekonanie o słuszności idei – to za mało. Co z tego, że jesteśmy wielką organizacją, mającą na swoim koncie kilkaset medali z Igrzysk Paraolimpijskich. 97 proc. z nich to dorobek PZSN START, niewielki procent dołożyli Sprawni Razem, Olimp i Cross. Nokautujemy innych.
Bo mieliście wyłączność. Teraz się ta sytuacja zmienia, chociażby poprzez tenis stołowy i parakajakarstwo.
W porządku, czekamy na medale, ale zdobyte przez zawodników trenujących w tych związkach od samego początku. Niech nam Polski Związek Tenisa Stołowego pokaże zawodnika przygotowanego od zera przez nich. Wtedy będzie można mówić, że to ich „produkt”, bo w tej chwili w PZTS 92 proc. zawodników to wybitni zawodnicy z PZSN START. Dwie osoby, czyli Natalia Partyka i Patryk Chojnowski, posiadają niepełnosprawności, które są ultra kosmetyczne. Proces treningowy jest ten sam, a integracja w grupach musi być przeprowadzona w procesie treningowym, by mogło to mieć finał w postaci medalu. Niech PZTS pokaże nam zawodników na wózkach, z którymi pracuje, z głębszymi niepełnosprawnościami, którym będzie się udawało sięgać po medale. Wtedy uznam ich za skuteczną organizację.
Rozbieżność pojawia się wtedy, kiedy uprawianie danej dyscypliny wymaga specjalistycznego sprzętu.
Zobrazuję to przykładem. Natalia przy stole olśni każdego widza, bo reprezentuje najwyższy poziom wśród tenisistów pełnosprawnych. Popatrzmy na inny skrajny przypadek Doroty Bucław, która była naszą wychowanką. To dziewczyna, która ma czterokończynowe porażenie. Na zawody musi jeździć z opiekunką, ma podręczny respirator na wypadek porażenia mięśni międzyżebrowych, żeby można jej było przywrócić akcję oddechową. Jej gra nie jest aż tak efektowna i nie budzi takiego zachwytu, ale po drugiej stronie ma rywalkę, która boryka się z podobną niepełnosprawnością. Jeśli sprowadzimy to wydarzenie sportowe do wspólnego mianownika, to jest to rzeczywiście ostra walka. Jednak żeby zachwycić się grą Doroty, trzeba zrozumieć jej problem. Dla niej każde wyjście na trening to kwestia pokonania mnóstwa barier, które są nie do wyobrażenia.
Sport paraolimpijski daje nam duże spektrum, wachlarz tego, co ładniejsze, a co brzydsze dla oka. Przekaz medialny natomiast, jeśli ma gwarantować sponsora, musi być dla oka atrakcyjny.
Wracamy do kwestii sponsora. Dopóki nasz sport nie będzie się pojawiał w blokach sportowych, na antenie telewizji w przyzwoitym czasie antenowym, a w wiadomościach sportowych nie będą pokazywane krótkie relacje, przebitki z najważniejszych imprez, pozyskanie sponsora pozostanie w sferze życzeń. Cały czas pracuję nad pozyskaniem sponsora strategicznego dla związku i to jest bliskie ukończenia. Ten rok zamkniemy sukcesem – porozumieniem z niejedną firmą, które będą nas wspierać.
Przygotowania do przyszłorocznych Igrzysk Paraolimpijskich w Rio de Janeiro to moment, w którym możecie liczyć na szerszą współpracę z mediami.
Tak naprawdę sport paraolimpijski ma potencjalnego sponsora, którym są środki budżetowe, czyli środki PFRON-u, którego budżet wynosi 4,5 mld złotych. Z budżetu tego finansuje się pensje osób niepełnosprawnych. To szczytne cele, choć nie zawsze prawdziwe. Gdyby zweryfikować te osoby, które pracują i są dofinansowane ze środków PFRON, okazałoby się, że blisko połowa z nich nie powinna mieć w ogóle orzeczeń. Nam potrzeba kilkunastu milionów złotych, tak by wszystkie kwestie zostały zapięte na ostatni guzik. W skali 4,5-miliardowego budżetu czy miliardowego budżetu Ministerstwa Sportu te potrzeby nie są niemożliwe do zaspokojenia.
Ile potrzebujesz, żeby przygotować ekipę do Rio?
To kwestia 10 milionów złotych.
A ile masz?
Na ten i następny rok mamy po około 4 miliony z ministerstwa na sport wyczynowy. A potrzebujemy 10 milionów, bo takie są plany treningowe, składane do nas przez trenerów. One wcale nie są wygórowane, lecz bardzo realne. Nasi sportowcy też pracują i często są w trudnej sytuacji. Jeśli mówimy o integracji w sporcie, to powinniśmy zapytać o koszty przygotowania w danym sporcie sportowca pełnosprawnego i niepełnosprawnego.
Uważasz, że to dobry kierunek, by porównywać jeden do jednego sport olimpijski i paraolimpijski?
To najwłaściwszy kierunek. Skoro mówi się o integracji, mówi się o najlepszych jej wzorcach, czyli brytyjskich. W Wielkiej Brytanii finansowanie sportowców zostało zrównane. Jeśli trening pełnosprawnego pływaka kosztuje milion złotych, to te same pieniądze daje się na niepełnosprawnego. Trzeba jeszcze zaznaczyć, że sport niepełnosprawnych jest droższy, bo często wymaga dodatkowego, drogiego sprzętu: protezy, specjalnego wózka do uprawiania danego sportu, urządzenia typu mono-ski czy sledża do biegania lub gry w hokeja. To są drogie rzeczy, tworzone na indywidualne potrzeby. Na szczęście sponsoring indywidualny funkcjonuje, nasi zawodnicy są wspierani lokalnie. Gdyby nie takie wsparcie i pomoc klubów czy miast, nie byłoby mowy, by te medale się pojawiały. W sportach letnich jest to możliwe do wytrenowania, ale w sportach zimowych, bez treningów na lodowcu od połowy lata – nie ma szans.
Łukasz Szeliga (z prawej) oraz alpejczyk Andrzej Szczęsny podczas wręczania w Pałacu Prezydenckim nominacji paraolimpijskich do Soczi, fot. T. Przybyszewski
Wspomniałeś o zrównaniu nakładów, które powinno funkcjonować. Co w takim razie z systemem stypendialnym? Przypomnijmy szczególny casus Anny Harkowskiej, której odebrano stypendium.
Żaden przepis nie rozwiąże wszystkich problemów i tak też jest z zapisem o stypendiach, chodzi o nagradzanie zawodników biorących udział w tzw. rywalizacji szerokiej. Mowa o 12 zawodnikach z minimum ośmiu państw.
Miejsce wśród pierwszych ośmiu zawodników gwarantuje stypendium.
Tylko w najważniejszych zawodach, mistrzostwach świata, Europy czy Igrzyskach Paraolimpijskich. Stypendium wypłacane jest do czasu kolejnej dużej imprezy. System motywacyjny jest dobry, natomiast istnieje kilka wad tego posunięcia. Ministerstwo dało w ten sposób pieniądze zawodnikom, ale te same pieniądze zostały zabrane ze szkolenia. Nie pojawiły się żadne ekstra fundusze na ten cel. Problem polega na tym, że w sporcie osób z niepełnosprawnościami czasami jest problem z uzbieraniem w finale 12 zawodników z ośmiu państw.
Taki zapis jest krzywdzący dla tej grupy sportowców. Czy jako prezes zamierzasz coś z tym zrobić?
Ten temat podnoszony był kilka razy na sejmowej komisji sportu. Została przekazana do ministerstwa sugestia zmiany przepisu, który miałby nagradzać naszych medalistów z uwzględnieniem mniejszej liczby startujących. Patrząc na Kartę Praw Człowieka i zapisy mówiące o równym dostępie do sportu, to można by wiele rzeczy zarzucić rozwiązaniom systemowym, związanym ze sportem osób niepełnosprawnych. Paraolimpijczycy to ludzie, którzy nie mają fikcyjnej niepełnosprawności, orzeczenia z uwagi „na łupież” albo inne śmieszne choroby, tylko jest to niepełnosprawność, wynikająca z funkcjonalnych aspektów bądź uszkodzenia narządu wzroku. Trzeba być niepełnosprawnym, by startować w igrzyskach i szczegółowe kontrole to weryfikują, nie dopuszczając oszustów. Poza tym niepełnosprawność z perspektywy paraolimpijskiej jest bardziej akceptowana, dając ludziom, którzy ulegają wypadkom, nadzieję, że mogą uprawiać sport.
I mogą znaleźć się kiedyś na stronach gazet.
Dzięki temu, że pokonują własne słabości i rywali, mogą stać się sławni – jak Natalia Partyka. Ubolewam jedynie, że pokutuje stereotyp sportowca niepełnosprawnego według wzorca Natalii, bo ludzie sobie wyobrażają, że sportowiec niepełnosprawny to ktoś bez dłoni, a to nieprawdziwy obrazek, spektrum jest o wiele szersze...
Czego ci życzyć na półmetku władzy? Rejestracji związku?
Tak.
Co ona da?
Rejestracja w ministerstwie jako związek pozwoli nam działać w pełnym wymiarze, wydawać prawdziwe licencje związkowe, prawdziwe licencje klubowe, przygotować instruktorów. My te wszystkie rzeczy robimy, ale moglibyśmy to robić bez obawy, że za chwilę jakiś związek zwróci się do nas o sport paraolimpijski, zabierze nam kolejny produkt i stanie się to bez zapewnienia kontynuacji. Mówimy o zabiegu, który odbywa się na ludziach, nie na marionetkach. Ci ludzie uprawiają sport i chcieliby mieć jasność sytuacji. Źle się dzieje, gdy próbuje się pójść na skróty.
Coś jeszcze, poza rejestracją?
Sponsora bądź sponsorów strategicznych, którzy będą nas wspierać w tych obszarach, w których nie mamy dotacji czy pieniędzy konkursowych. Chciałbym, żeby czas antenowy programu „Pełnosprawni” był lepszy, po to, by można go było normalnie oglądać, a dostęp internetowy nie oznaczał trzech minut obowiązkowych reklam. I jeszcze tego, by nasi sportowcy i trenerzy mieli zapewnione godne warunki pracy, realizowali wszystkie zaplanowane zgrupowania i starty w zawodach. Mam też nadzieję, że rok olimpijski będzie tym rokiem, w którym zorganizujemy swój piknik paraolimpijski, na który zaprosimy znane osoby, sportowców, również pełnosprawnych, by skrócić dzielący nas dystans.
Tego ci zatem życzę. Dziękuję za rozmowę.
Dodaj odpowiedź na komentarz
Polecamy
Co nowego
- W 2025 roku nowe kryteria dochodowe w pomocy społecznej
- Rehabilitacja lecznicza Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. O czym warto wiedzieć
- Czego szukają pod choinką paralimpijczycy?
- Gorąca zupa, odzież na zmianę – każdego dnia pomoc w „autobusie SOS”
- Bożenna Hołownia: Chcemy ograniczyć sytuacje, gdy ktoś zostaje pozbawiony prawa do samodzielnego podejmowania decyzji
Komentarz