Łukasz Bednarski: Najpierw dostępność, potem zakazy
Jakiś czas temu słyszałem o pomyśle wprowadzenia zakazu wjazdu starych aut do centrów miast. Miałoby to zmniejszyć ilość spalin w miastach. Szkoda tylko, że znów nikt nie pomyślał o osobach z niepełnosprawnością.
Ekologia to świetna sprawa. Powinniśmy dbać o to, by miejsca, w których żyjemy, i powietrze, którym oddychamy, były jak najbardziej czyste. Jednak, czy to właśnie starsze, a niekoniecznie zdezelowane auta, są główną przyczyną smogu i zanieczyszczeń?
Ten zakaz (na razie całe szczęście, będący w fazie planów) wydaje się o tyle bez sensu, że przecież wiek auta niekoniecznie przekłada się na ilość produkowanych przez niego spalin. Nowe samochody terenowe czy SUV-y, nie mówiąc już o autach zza oceanu, palą wielokrotnie więcej niż starsze, ale zadbane małe, miejskie samochody.
Jeśli ten przepis wszedłby w życie, mielibyśmy do czynienia z dyskryminacją z przyczyn ekonomicznych. To właśnie osoby o niskich dochodach jeżdżą starszymi, używanymi autami i nie stać ich na regularne wymienianie czterech kółek. Paradoksalnie, osoby z zarobkami powyżej średniej dalej mogłyby jechać swoimi palącymi jak smoki, wielkimi samochodami.
Ten zakaz uderzyłby też podwójnie w osoby z niepełnosprawnością. Ze względu na wysokie ceny dostosowania aut wózkowicze rzadziej decydują się na zakup nowego samochodu. Jeśli już to robią wybierają raczej tańsze auta. A jeżeli już uda nam się dostosować samochód do swoich potrzeb, to ciężej jest podjąć decyzję o wymianie czterech kółek.
Sprawa jest o tyle poważna, że dla osoby z niesprawnymi nogami samochód jest często nie tyle wyborem, ile koniecznością. Owszem, miasta i środki komunikacji są coraz lepiej dostosowane, ale wciąż jeszcze istnieje mnóstwo barier. Można się o tym przekonać choćby zimą.
Jeszcze bardziej skomplikowana jest sytuacja ludzi spoza dużych ośrodków miejskich. Brak dobrego połączenia kolejowego czy autobusowego z większym miastem sprawia, że samochód staje się jedynym rozwiązaniem. Dodatkowo ten zakaz poważnie ograniczyłby dostęp do wydarzeń kulturalnych. Proszę sobie wyobrazić sytuację, gdy wózkowicz spoza Warszawy chce pójść na przedstawienie do jednego ze stołecznych teatrów, które kończy się po odjeździe ostatniego pociągu do jego miejscowości.
To być może drobne sprawy, ale razem składają się na poważny problem niedostępności miast. Dlatego apeluję – najpierw należy sprawić, by wózkowicze nie musieli korzystać ze swoich wysłużonych aut w centrach miast, a dopiero potem zacząć im tego zabraniać.