Ziemia święta w siedem dni
Widziałem wiele pięknych miejsc – w kraju i daleko od Polski. Ale tylko ta jedna kraina, to jedno miejsce porusza tak głęboko, wyzwala tak mocne wzruszenia.
Wszędzie bowiem - oglądamy, dotykamy, słuchamy, czasem też wąchamy... Natomiast w Ziemi Świętej przede wszystkim przeżywamy, wracając i sięgając do źródeł naszej cywilizacji, kultury, wiary - do czasów i dziejów opowiedzianych w Biblii. I dlatego tak bardzo chce się tam wracać.
Dwa lata temu, w marcu 2006 roku, byłem tam pierwszy raz. Jechałem z wieloma obawami, a przeważyła cierpliwa i wielokrotnie ponawiana namowa mego przyjaciela - ks. Jerzego. Już od pierwszej chwili na pielgrzymim szlaku poczułem i zrozumiałem, że to najważniejsza podróż mego życia... I że koniecznie muszę tam wrócić. I udało się!
Kiedy po czterech godzinach nocnego lotu samolot o świcie zbliża się do wybrzeża Izraela i w ciemnościach nocy pojawiają się światła Tel Awiwu - odnosi się wrażenie, jakby u stóp wynurzała się baśniowa kraina z tysiąca i jednej nocy. Uczucie to wraca spotęgowane, kiedy w dalszej drodze, po godzinie od wyjazdu z lotniska, po mozolnej wspinaczce z nadmorskiej równiny w sam środek Gór Palestyny - autobus w pierwszych promieniach słońca wjeżdża do Jerozolimy.
Mimo zmęczenia podróżą nie ma czasu na dłuższy odpoczynek. Tylko szybki prysznic, krótka drzemka i w drogę! Mamy przecież jedynie siedem dni, by przemierzyć szlaki Ziemi Świętej.
A tak wiele tam zaskakuje. Tak wiele zdumiewa. Wreszcie - i co chyba najważniejsze - tak wiele mocno wzrusza.
Zaskoczenie
Zaskakuje zwłaszcza przyroda - różnorodna i wyrazista, a zarazem bujna. Na północy prawdziwie zielone wzgórza Galilei. Dalej ponad nimi na granicy z Libanem Góra Hermon, gdzie aż do kwietnia leży śnieg i skąd wypływa Jordan. W sercu Galilei jezioro, zwane niekiedy morzem - o trzech nazwach: Galilejskie, Genezaret albo Tyberiadzkie. Długie na 21, a szerokie na 11 km, głębokie nawet do 45 m. Najważniejszy, a w zasadzie jedyny zbiornik wody, tak potrzebnej tej spalonej słońcem ziemi.
Na południu zaczyna się od samych bram Jerozolimy Pustynia Judzka, skalista i pocięta wyżłobionymi przez wodę korytami. Z łańcuchem gór ciągnących się wzdłuż Doliny Jordanu. Niebezpieczna zwłaszcza dla nieroztropnych czy nieuważnych podróżnych, gdyż nawet niezbyt intensywny, a zdarzający się zwłaszcza zimą (styczeń, luty) deszcz, może obudzić rwące w poprzek dróg potoki, a nawet wywołać skalne lub błotniste lawiny. Jordan ginie w wodach Morza Martwego - podobnie ryby, gdy wpadną w wody, w których nie ma życia. Stąd nazwa tego wyjątkowego akwenu, leżącego ponad 400 m poniżej Morza Śródziemnego, a ciągnącego się ponad 100 km pośród piasków i gór.
Tuż obok budząca do dziś zachwyt i niepokój górująca nad okolicą Masada. Na jej szczycie ruiny twierdzy, w której żydowscy powstańcy po upadku Jerozolimy w 69 r. n.e. stawiali opór rzymskiemu X legionowi. Zdobycie Masady w 73 r. n.e stanowiło praktycznie kres własnego państwa narodu żydowskiego. Klęska 60 lat później kolejnego powstania oznaczała początek ponad 18-wiecznego wygnania i życia Żydów w diasporze - rozproszeniu po całym świecie. W tych tak różnych krajobrazach zadziwiają różnorodnością kwiaty, zwłaszcza sławna sabra - rosnący w kępach wielkości solidnych drzew, przepięknie kwitnący kaktus jako żywo przypominający opuncję, na którym spomiędzy gęstwiny kolców eksplodują wielobarwne pąki. O sabrze mówi się, że jest jak lud tej ziemi: z zewnątrz sucha i kolczasta, w środku miękka, soczysta i słodka... Nie tylko sabra jest tu wyjątkowa. Wzrok przyciąga i wyrywa okrzyk zachwytu hibiskus, czerwony jak esencja z płatków maku...
Zdumienie
Zdumiewa niezwykła barwność ludzi, co widać w karnacji skóry, strojach, językach i obyczajach. Barwność, którą bez końca można się delektować. Barwny i hałaśliwy tłum przez cały dzień przelewa się przez Bramę Damasceńską - jedno, z głównych wejść w obręb starych XVI-wiecznych murów miejskich. Tę barwność widać też w przesyconych zapachami Wschodu - rozgrzanym miodem i sezamowym ciastem - wąskich i krętych uliczkach i zaułkach starej Jerozolimy. Podobnie zdumiewa siła wiary, gdy staje się wśród rozmodlonych pod Ścianą Płaczu, zwaną przez Żydów raczej Murem Zachodnim (pozostawionym przez Rzymian po zburzeniu świątyni, ku przestrodze, by Żydzi więcej nie porywali się na władcę Palestyny). Tam właśnie na Wzgórzu Świątynnym przychodzi zrozumienie źródeł i siły owego bogactwa nacji, kultur i tradycji: wszak Jerozolima jest świętym miastem trzech wielkich religii - judaizmu, chrześcijaństwa i islamu. Tutaj zbiegają się i krzyżują główne szlaki świata...
Ściana Płaczu (zwana Murem Zachodnim) to obowiązkowy punkt
programu.
Wzruszenie
Najważniejsze jest to, co wzrusza - co wyjątkowe i jedyne właśnie na tej ziemi: owe miejsca tak mocno wpisane w naszą świadomość. Nic sposób oprzeć się wzruszeniu (a zresztą - po co się opierać...?!), gdy po wędrówce labiryntem wąskich korytarzy, schodków w górę i w dół - gdzieś jakby „na zapleczu” w Bazylice Grobu staje się w końcu pod kamiennym sklepieniem liczącej prawie tysiąc lat Kaplicy Krzyżowców. Podobnie z niedowierzaniem przecieraliśmy oczy, patrząc o poranku z Góry Oliwnej na Wzgórze Świątynne. Potem była msza w sercu Galilei na zboczu Góry Ośmiu Błogosławieństw, gdzie zza ołtarza przebijał błękit wód Jeziora Genezaret. A wreszcie w ostatnią niedzielę, jakby specjalny finał i podsumowanie siedmiu dni w Ziemi Świętej - msza na skalnym występie wśród wzgórz Pustyni Judzkiej.
Wielkim przeżyciem jest msza na pustyni.
Brama Damasceńska robi wrażenie o każdej porze.
Słowa są niewystarczające, aby o tym wszystkim opowiedzieć. To po prostu trzeba przeżyć...
Proza życia
W Izraelu wyraźnie ubywa barier. A wyjazd tam staje się coraz bardziej dostępny. Trudności w kupieniu biletów na przelot wyraźnie świadczą o dużym ruchu na tej trasie (mimo że codziennie odlatuje samolot z Warszawy, a od maja jest również nowe połączenie z Łodzi). My musieliśmy lecieć z Pragi, bo jedynie stamtąd udało się zdobyć miejsca.
Jadąc do Izraela, trzeba jednak mieć świadomość, że jest to trudny teren dla osoby o ograniczonej sprawności ruchowej. Sama Jerozolima jest miastem w górach: ulice więc albo pną się ostro w górę, albo równie ostro opadają. Na starym mieście wędruje się często po schodach - zarówno w ciągach wąskich uliczek, jak i wchodząc do wielu ważnych miejsc. W miarę proste, ale wysokie schody (około półtora piętra) prowadzą do Wieczernika. Przez wąskie i strome schody wchodzi się na poziom Golgoty w Bazylice Grobu (około jednego piętra). Po równie wąskich i trochę krętych schodach schodzi się do Groty Narodzenia w Betlejem. Podobnie w większości odwiedzanych miejsc, mających - co oczywiste - historyczny charakter i klimat.
Sabra jest jak lud tej ziemi: gruboskórna z wierzchu, a
soczysta w środku.
W porównaniu ze stanem sprzed dwóch lat jest wyraźnie mniej tzw. zwykłych barier. Hoteli - zarówno we wschodniej Jerozolimie (arabski Holy Land Hotel tuż przy bramie Heroda), jak i w Jerychu (w Autonomii Palestyńskiej - z pięknym zwłaszcza o poranku widokiem na Dolinę Jordanu), nie można nazwać dostosowanymi, ale są dostępne: podjazdy przy wejściach, choć ostre, są wystarczające, podobnie w miarę szerokie drzwi i wystarczająco duże łazienki; dostępne są też toalety, natomiast umywalki, niestety, poza zasięgiem osoby na wózku...).
Przybywa też podjazdów i dostępnych toalet przy sanktuariach - zwłaszcza tych, którymi opiekują się franciszkanie. Bywa jednak, że podjazd równie nagle jak się pojawia, tak się urywa (np. przy wejściu do Wieczernika jest kawałek rampy, ale dopiero na poziomie pierwszego piętra, a rampa przy Sanktuarium Ojcze Nasz kończy się niespodziewanie schodami).
Trudności, i to nie mniejsze niż ze schodami, pojawiają się na stromych podejściach i zjazdach - jak np. na uliczce, którą schodziliśmy z Góry Oliwnej do Getsemani - czy po ruchomym gruncie pustyni, gdzie drobne kamienie leżą na skalnym i piaszczystym podłożu.
Dlatego tylko w dobrej i mocnej drużynie, w towarzystwie przyjaznych i pomocnych ludzi - tak jak mnie było to dane - można nawet na wózku wędrować po tym pielgrzymim szlaku. A że absolutnie warto - z całego serca zaświadczam! I już zaczynam planować kolejny wyjazd do tej wyjątkowej krainy...
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- W 2025 roku nowe kryteria dochodowe w pomocy społecznej
- Rehabilitacja lecznicza Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. O czym warto wiedzieć
- Czego szukają pod choinką paralimpijczycy?
- Gorąca zupa, odzież na zmianę – każdego dnia pomoc w „autobusie SOS”
- Bożenna Hołownia: Chcemy ograniczyć sytuacje, gdy ktoś zostaje pozbawiony prawa do samodzielnego podejmowania decyzji
Dodaj komentarz