Adam Czeladzki
Marzenia się nie zmieniają
W 2009 r. szybowiec Adama Czeladzkiego spadł na ziemię podczas podchodzenia do lądowania, a on złamał kręgosłup. Mimo to od razu wiedział, że wróci do latania.
Po pięciu operacjach zaczął to realizować. Zaliczył testy. Problemem i wyzwaniem pozostał zakup i dostosowanie szybowca. W Polsce – jak dotąd – szybowcem samodzielnie nie latała osoba poruszająca się na wózku. W Europie to zaledwie garstka, lecz nikt nie uprawia szybownictwa sportowo.
Adam Czeladzki nauczył się sterowania szybowcem dostosowanym do jego potrzeb i po roku wystartował w Szybowcowych Mistrzostwach Polski – na tym samym lotnisku, na którym się rozbił. Zajął 4. miejsce na szybowcu dwie klasy gorszym niż maszyny innych zawodników. Uzyskał tę samą lokatę na kolejnych Mistrzostwach Polski. W 2011 r. dokonał wyczynu na skalę światową. W Gariep Dam w RPA przeleciał po pasie trójkąta samodzielnie 1028 km. Został za to wyróżniony dyplomem Międzynarodowej Federacji Lotniczej FAI. W 2013 r. wszedł w skład reprezentacji Polski i wystartował w Szybowcowych Mistrzostwach Europy w Ostrowie Wielkopolskim, zajmując jako debiutant 8. miejsce w gronie 90 pilotów. Przed wypadkiem miał przelatane 1800 godzin, obecnie – 3200.
– Nie miałem wątpliwości, czy po wypadku jest sens prowadzić także życie jak przed nim. Nie widziałem powodu, abym miał je zmieniać, bo usiadłem na wózku. Oczywiście niepełnosprawność trochę podcina skrzydła, ale w powietrzu, gdy ścigam się ze sprawnymi osobami i rywalizujemy jak równy z równym, nie liczy się niepełnosprawność. Nie chcę dodatkowych punktów. Nie jest też moim celem udowodnienie, że niepełnosprawny może polecieć na Księżyc, jeśli wygrywa ze sprawnymi.
Artykuł pochodzi z magazynu „Integracja”, nr 6/2014
Komentarze
brak komentarzy
Dodaj komentarz