Szkoła na szóstkę
Czego można nauczyć się w szkole? Tabliczki mnożenia, odmiany czasowników, dwutaktu i zasad dynamiki Newtona... Są jednak szkoły, które uczą jeszcze jednej rzeczy – tego, że świat bez barier jest możliwy.
Czternastoletni Janek ma dwie pasje – łowienie ryb i sklejanie modeli; z przedmiotów szkolnych najbardziej lubi język polski i muzykę, ale jego ulubioną nauczycielką jest pani od chemii. Chętnie chodzi do szkoły, bo tu może spotkać się z kolegami. Janek ma też epilepsję i duże trudności w nauce. Mimo to uczęszcza na lekcje z pełnosprawnymi uczniami. Jest uczniem Zespołu Szkół w Łajskach – wiodącej placówki, jeśli chodzi o edukację włączającą w Polsce.
Zero segregacji
Łajski to niewielka miejscowość w powiecie legionowskim. Aby się do niej dostać z Warszawy, trzeba około godziny jechać pociągiem do Legionowa lub Michałowa-Reginowa. Sama szkoła mieści się w niepozornym pięćdziesięcioletnim budynku i na pierwszy rzut oka nie różni się niczym od podobnych szkół, tzw. tysiąclatek. Jednak ta mała placówka może służyć za wzór, jeśli chodzi o łączenie potrzeb uczniów sprawnych i z niepełnosprawnością.
– Edukacja włączająca polega na tym, że uczniowie z niepełnosprawnością siedzą obok swoich sprawnych kolegów w ławkach. Mają do dyspozycji swoich asystentów i innych specjalistów – mówi Marek Tarwacki, dyrektor Zespołu Szkół w Łajskach. – U nas nie ma żadnej segregacji. Wszystkie dzieci są razem. Chodzi nam o to, by mieszkający w naszym rejonie uczeń z niepełnosprawnością mógł uczęszczać do tej samej szkoły co jego kolega, brat czy sąsiadka – dodaje dyrektor Tarwacki.
Na blisko 400 uczniów w Łajskach aż 24 ma orzeczenia o niepełnosprawności. Są wśród nich m.in. osoby z zespołem Downa, ze spektrum autyzmu, cukrzycą i epilepsją. Ze względu na dobrą opinię wielu rodziców mieszkających poza rejonem szkoły zapisuje tu swoje dzieci. Szkoła zatrudnia świetnych pedagogów i asystentów dla dzieci z niepełnosprawnością – tych ostatnich jest aż piętnaścioro. Ich pracę koordynuje Magdalena Baranowska, która prowadzi m.in. zajęcia z terapii sensorycznej dla ośmioletniego Michała, ucznia klasy 2b.
Jej podopieczny to bardzo energiczny chłopiec, miłośnik dinozaurów, o których potrafi mówić godzinami. W każdy wtorek przed lekcjami odbywa zajęcia z panią Magdaleną. W małej, ale bardzo dobrze wyposażonej salce Michał wykonuje szereg ćwiczeń, wpływających na jego koordynację ruchową, równowagę i sprawność psychofizyczną. Chłopiec, leżąc na brzuchu, wkłada kółka na pachołki, odbija nogami zawieszoną na sznurku piłkę i jeździ na deskorolce. Terapeutka cały czas z nim rozmawia. Na koniec ćwiczeń w nagrodę chłopiec otrzymuje żółty balonik. Potem Michał idzie do klasy, gdzie opiekę nad nim przejmuje jego asystentka, pani Ania. Opieka to jednak w tym wypadku niewłaściwe słowo – asystent ma być w zamyśle jak cień ucznia i ingerować dopiero wtedy, gdy ten ma jakiś problem. Tymczasem Michał radzi sobie całkiem nieźle, o czym świadczy pudełko ze specjalnymi żetonami, które otrzymuje, gdy coś mu się uda. Do końca przerwy bawi się wraz z kolegami żółtym balonikiem, po czym chowa go, gdy tylko zaczyna się lekcja.
Każdemu według możliwości
Tymczasem ja przechodzę do sali obok, gdzie zajęcia z plastyki ma klasa 3a, w której uczy się czwórka dzieci z niepełnosprawnością: Dominik, Michał, Zofia i Adrian. Uczniowie mają za zadanie pomalować papierowe talerze według narysowanego kolorową kredą na tablicy wzoru. Ze względu na obecność dziennikarza z aparatem uczniom trochę trudno skupić się na zadaniu. Zwłaszcza Michał jest podekscytowany tym, że jego zdjęcie znajdzie się w gazecie. Siadam na końcu sali z asystentem Pawłem Kuną.
– Oprócz zajęć w klasach z innymi dziećmi uczniowie z niepełnosprawnością mają też lekcje indywidualne, na przykład z matematyki – opowiada Paweł Kuna. – Matematyka jest bardzo trudnym przedmiotem, zwłaszcza teraz, kiedy wprowadzamy tabliczkę mnożenia. Zaczynamy od prostych zadań na przykładach – dodaje.
Każdy z jego podopiecznych ma indywidualny program nauczania, dostosowany do możliwości. Szkoła przyjęła strategię, by dzieci z niepełnosprawnością miały jak najwięcej zajęć ze swymi zdrowymi rówieśnikami i tylko uzupełniały je w ramach lekcji indywidualnych. O tym, jak elastyczne podejście do potrzeb uczniów ma dyrekcja szkoły w Łajskach, może świadczyć przykład Jeremiasza Popiela, wybitnie uzdolnionego plastycznie osiemnastolatka z autyzmem, który, będąc uczniem szkoły w Łajskach realizuje program liceum w ramach lekcji indywidualnych. Przerwy spędza jednak z innymi uczniami. Jeremiasz zdobywa edukację w komfortowych dla siebie warunkach, a szkoła jako jedna z nielicznych w kraju, ma ucznia, którego prace były już wystawiane w Muzeum Narodowym.
– Kiedy przychodzi do nas dziecko z orzeczeniem o niepełnosprawności, to jest tam napisane, czego ono nie potrafi. My musimy znaleźć to, co ono potrafi – jego talent i umiejętności. Najważniejsze jest to, że poszukujemy talentów i staramy się je wspierać – mówi dyrektor Marek Tarwacki.
Szkoła od początku stara się, by uczeń z niepełnosprawnością zyskał asystenta.
– Bierzemy pod uwagę możliwości psychofizyczne dziecka. Czasem jednemu uczniowi przysługuje jeden, przyporządkowany mu asystent, a czasem jeden asystent obsługuje dwoje lub troje uczniów – mówi Magdalena Baranowska. – Uczniowie z niepełnosprawnością mogą liczyć na dopasowane do ich potrzeb zajęcia specjalne – integrację sensoryczną, zajęcia z logopedą, basen, lekcje wyrównawcze – dodaje.
Terapeutka podkreśla, że pracuje też z uczniami pełnosprawnymi, których uświadamia, na czym polega dana niepełnosprawność i dlaczego np. osoba z autyzmem czasem podskakuje lub mówi sama do siebie
Jeden lubi piłkę, a drugi pogadać
– Swego czasu gościliśmy u siebie uczniów z innej szkoły. Podczas obiadu chłopiec z autyzmem zaczął głośno mówić sam do siebie. Nasi uczniowie nie przejęli się tym. Tylko jeden uczeń powiedział mu, by skupił się na jedzeniu. Za to dzieciaki z tej drugiej szkoły były w ciężkim szoku. Wtedy jeden z naszych uczniów zareagował. Wytłumaczył, że ten gadający do siebie chłopak to jego kolega i on tak po prostu ma. Jedni lubią grać w piłkę, a on lubi sobie poopowiadać – wspomina Magdalena Baranowska.
Najlepiej to widać na przerwach – dzieci razem bawią się, ganiają i rozmawiają. Trudno nawet zorientować się, które z nich ma niepełnosprawność, a które nie. Nie ma tu tego, przed czym przestrzegają sceptycy edukacji włączającej, czyli oddzielnych grup rówieśniczych. Dzieciaki razem robią szum i po równo dają się we znaki dyżurującym na korytarzu nauczycielom.
– Stały kontakt z osobami z niepełnosprawnością bardzo wpłynął na mój światopogląd – przyznaje Wiktoria Więch, uczennica III klasy gimnazjum, która uczyła się w Łajskach, gdy w szkole zdecydowano się wprowadzić edukację włączającą. – Inaczej postrzegam osoby z różnymi rodzajami niepełnosprawności. Na przykład, gdy na ulicy widzę osobę z autyzmem, która zachowuje się w dziwny sposób, to nie jest to dla mnie szokiem. Nabrałam wrażliwości wobec potrzeb innego człowieka i nauczyłam się dostrzegać jego wartość – dodaje.
Wiktoria, co podkreślają jej nauczyciele, jest bardzo dojrzałą i mądrą dziewczyną. Poważnie myśli o przyszłości, planuje podjęcie nauki w klasie o profilu informatycznym i sumiennie podchodzi do obowiązków. Nauka w szkole w Łajskach, co sama podkreśla, nauczyła ją tego, by być otwartą na inność. To w dzisiejszym świecie bardzo potrzebna umiejętność. Być może elastyczność, której nauczyła się w Łajskach, okaże się jej potężnym atutem na rynku pracy, w którym coraz częściej pracujemy w różnorodnych – ze względu na wiek, kulturę, narodowość czy poziom sprawności – zespołach.
O pożytkach z edukacji włączającej świadczą też twarde dane – co roku, zarówno w sprawdzianie dla szóstoklasistów, jak i w teście gimnazjalnym uczniowie szkoły w Łajskach osiągają wyniki powyżej średniej powiatowej i krajowej. To ważna informacja, zwłaszcza że wokół edukacji włączającej narosło już sporo stereotypów. Wielu rodziców nie chce posyłać dzieci do szkół z tą formą nauczania, twierdząc, że mają niski poziom, obniżany właśnie przez uczniów z niepełnosprawnością, a do tego oni przeszkadzają dzieciom pełnosprawnym w nauce.
– To są mity i strachy, niemające nic wspólnego z rzeczywistością. Edukacja włączająca sprawiła, że każde dziecko jest oceniane indywidualnie. W naszej szkole zatarł się podział na pełno- i niepełnosprawnych uczniów. Każde dziecko pracuje wedle swoich możliwości. Naszą filozofią jest podążanie za uczniem – z przekonaniem podkreśla dyrektor Tarwacki.
„Win-win”
Przy wyjściu ze szkoły spotykam panią Jolantę, mamę Michała z 3a, którą pytam o to, co sądzi o szkole w Łajskach.
– Mój syn ma świetną opiekę. Odkąd przyszedł tutaj do zerówki, bardzo wiele się nauczył, na przykład czytać. Traktują go tu jak typowego, zdrowego ucznia, dzięki temu bardzo dobrze się rozwija. To świetna szkoła – podkreśla.
Nauczyciele, uczniowie i rodzice są zgodni, że na edukacji włączającej korzystają wszyscy. Amerykanie mówią o takich sytuacjach: „win-win” – wygrywają wszyscy. Powstaje więc pytanie, czy takich szkół jak ta niewielka placówka w Łajskach nie mogłoby być więcej?
Dodaj odpowiedź na komentarz
Polecamy
Co nowego
- W 2025 roku nowe kryteria dochodowe w pomocy społecznej
- Rehabilitacja lecznicza Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. O czym warto wiedzieć
- Czego szukają pod choinką paralimpijczycy?
- Gorąca zupa, odzież na zmianę – każdego dnia pomoc w „autobusie SOS”
- Bożenna Hołownia: Chcemy ograniczyć sytuacje, gdy ktoś zostaje pozbawiony prawa do samodzielnego podejmowania decyzji
Komentarz