Nie widzę, nie słyszę, jadę!
Czy osoba głuchoniewidoma jest w stanie samodzielnie prowadzić samochód? Kiedy Towarzystwo Pomocy Głuchoniewidomym (TPG) postanowiło to sprawdzić, organizując samochodowe Wyścigi Osób Głuchoniewidomych, nie brakowało ludzi pukających się w czoło.
- Taki rajd znakomicie wpisuje się w działania TPG, czyli przekraczania granic i stereotypów – mówi Mateusz Kotnowski z Towarzystwa Pomocy Głuchoniewidomym (TPG), pomysłodawca imprezy. – Nikt na świecie nie odważył się zrobić takiego rajdu dla głuchoniewidomych, sądząc widocznie, że to niemożliwe. A przecież to tak samo jak ze wspinaczką: nigdy nie dowiemy się, czy potrafimy się wspinać, chodząc jedynie po płaskiej powierzchni. Musimy spróbować.
Ucieczka z izolacji
Towarzystwo Pomocy Głuchoniewidomym (TPG) od ćwierćwiecza podejmuje wiele niesamowitych działań, których celem jest wyjście z izolacji społecznej osób głuchoniewidomych, ich zawodowa i społeczna aktywizacja, nauka samodzielności, a także przełamywanie społecznych stereotypów na ich temat.
Największym z nich jest przekonanie, że człowiek który jednocześnie nie widzi i nie słyszy, niewiele jest w stanie zrobić, wobec tego niewiele potrafi. Stąd jest już tylko mały krok do akceptacji jego izolacji, wykluczenia oraz małej aktywności. I w końcu do zapomnienia o najistotniejszej sprawie: potrzebach osób głuchoniewidomych, które niewiele różnią się od potrzeb osób pełnosprawnych.
Praca TPG zmienia świadomość naszą i samych osób głuchoniewidomych. Zakończone w niedzielę, 9 sierpnia 2015 r., samochodowe Wyścigi Osób Głuchoniewidomych to kolejna odsłona otwierania tej świadomości. Ten szalony pomysł zrodził się w głowie Matusza Kotnowskiego, pracownika TPG, który wymyślił już inne znane akcje i działania podejmowane na rzecz osób głuchoniewidomych w Polsce: obóz przetrwania, zjazdy na linie tyrolskiej i wakeboarding, które były pierwszymi takimi przedsięwzięciami na świecie. Nie inaczej było z rajdem.
Duże wsparcie
Nie było jednak pewne, czy uda się urzeczywistnić nowy cel. Aby rajd się odbył, potrzebne było 20 tys. zł – na cztery dni zakwaterowania dla 20 uczestników z ich przewodnikami, wyżywienie, przejazdy, sprzęt, nagłośnienie i mnóstwo wody, gdyż upały były niemiłosierne. To duża suma dla wielu organizacji pozarządowych, także dla TPG. Umieszczono więc ogłoszenie zbiórki pieniędzy na realizację Wyścigów Osób Głuchoniewidomych na portalu Polak Potrafi.
Odpowiedź była niesamowita, zebrano pełną kwotę. W akcję włączył się również Port Lotniczy Łódź im. Władysława Reymonta, które udostępniło płytę lotniska, trzy łódzkie szkoły nauki jazdy, które przekazały samochody z automatycznymi skrzyniami biegów i pełnymi bakami paliwa, oraz firma Jantoń – producent, importer i eksporter win. Inicjatywę postanowili także wesprzeć miejscowi motocykliści, zrzeszeni w Łódzkim Forum Motocyklistów, którzy eskortowali duży autobus, wiozący wszystkich uczestników na lotnisko.
Komunikować się przez kolano
Najważniejsze były jednak oczywiście same wyścigi. Rywalizacja polegała na przejechaniu w jak najkrótszym czasie wyznaczonej pomiędzy słupkami trasy. Każda załoga składała się z: kierowcy, instruktora jazdy oraz siedzącego z tyłu przewodnika osoby głuchoniewidomej, który pomagał w razie potrzeby. Aby szanse były jednakowe dla wszystkich, kierowcy mieli założone na oczach opaski oraz słuchawki na uszach. Resztki słuchu bądź wzroku, jakie posiada większość osób głuchoniewidomych, mogłyby dawać niektórym kierowcom przewagę.
Kierowcy prowadzili samochód w oparciu o komunikaty, przekazywane przez instruktora nauki jazdy, który dotykał ich prawego kolana. Dotknięcie prawej strony kolana oznaczało skręt w prawo, dotknięcie lewej strony – skręt w lewo, przodu kolana – komendę „gaz”, a chwycenie ręką całego kolana – nakaz hamowania.
Kierowcy i instruktorzy trenowali i ćwiczyli komunikację między sobą przez dwa dni przed zawodami, na placach manewrowych szkół jazdy. Tam nie mogli jednak szybko jeździć. Co innego na płycie lotniska. Tam niektórzy jechali z prędkością prawie 100 km na godzinę!
„Czułem prędkość, zakręty”
Jednym z pierwszych startujących był Krzysztof Wostal.
- To było niesamowite wrażenie, towarzyszyło mi uczucie wielkiej radości, że ja prowadzę samochód, że to się dzieje naprawdę, czułem prędkość, zakręty, bujanie samochodu, hamowanie – powiedział na mecie. – Na treningach było trudno, bo o tylu rzeczach na raz trzeba pamiętać, ale na drugi dzień stwierdziłem, że da się tego nauczyć. Teraz czuję radość, że mimo tego, iż nie widzę i nie słyszę, dałem radę.
Radości nie krył także Andrzej Grzenia, który także po raz pierwszy w życiu zasiadł za kierownicą.
- Cieszę się, że się odważyłem. Kiedy dowiedziałem się o takiej możliwości, to powiedziałem sobie: „raz się żyje, trzeba spróbować” – mówił po wyścigu. – Bałem się oczywiście, że nie dam sobie rady, najtrudniejszy był dla mnie strach, że mogę w coś uderzyć, ale uczucie jest fantastyczne, kiedy przełamuje się kolejną granicę niemożliwości, że człowiek się odważył i poszedł do przodu. Mam też cichą nadzieję, że ta akcja pokaże innym ludziom, że takie osoby jak my istnieją i potrafią sobie dobrze radzić, jeśli da im się szansę i stworzy warunki.
„Myślałam, że wypadnę z samochodu!”
Wśród 20 uczestników rajdu kilku straciło wzrok, gdy byli już dorośli. W młodości prowadzili samochód, więc ponowne znalezienie się za kierownicą było przywołaniem dawnych wspomnień. Tak było w przypadku Sławomira Marciniaka.
- Przed utratą wzroku jeździłem autem, choć to było wiele lat temu, ale pewne nawyki zostały – powiedział nam. – Mimo to, gdy usiadłem w fotelu kierowcy, poczułem ogromną niepewność, jak to będzie, czy będę w stanie zareagować odpowiednio na komendy instruktora. Ale trening dużo pomógł, bo się przełamałem. Wiem, że nigdy nie będę jeździł autem sam po ulicy, ale warto było zrobić to dla tego chwilowego uczucia i radości, jakie przeżyłem na rajdzie. Jednak po swoim przejeździe aż się spociłem, tak duży był stres. Nie mam słów na opisanie wrażeń, to było niesamowicie przeżycie.
Tłumaczem-przewodnikiem Sławomira Marciniaka była jego żona, która siedziała na tylnym siedzeniu. Mąż jechał bardzo szybko, osiągnął drugi czas. Jazda z taką prędkością nie była jednak możliwa podczas treningów na placu nauki jazdy, płyta lotniska dawała nowe możliwości. Tuż po przekroczeniu linii mety i zatrzymaniu samochodu, żona pana Sławomira nie mogła ukryć swoich emocji:
- Matko jedyna, Boże, to było niewiarygodne! Że ja się zgodziłam z nim jechać! Myślałam że na zakrętach wypadnę z samochodu!
Zaufać czyimś oczom
Instruktor Tadeusz Krajewski, który jechał ze Sławomirem Marciniakiem, był pod wrażeniem jego jazdy.
- Sławek bardzo dobrze reagował na moje komunikaty i to daje efekt. Jechał świetnie i szybko, zgraliśmy się – powiedział. – Na treningach sam raz założyłem opaskę, aby się przekonać, jak to jest prowadzić samochód tak jak oni. I rzeczywiście potrzebowałem wiele czasu, żeby reagować szybko na sygnały kogoś, kto mną kierował. To jest niesamowite dla mnie doświadczenie, że w porównaniu do kursantów pełnosprawnych, osoby głuchoniewidome znacznie szybciej się uczyły jazdy, przecież treningi trwały tylko dwa dni, a Sławek jechał pewnie i niemal cały czas 90 km na godzinę. Zaufał moim oczom i reagował tak, jak powinien.
Sławomir Marciniak został jednak pokonany. Zwycięzcą pierwszego na świecie Wyścigu Osób Głuchoniewidomych została dziewczyna – Kamila Dobrzyńska. Trzecie miejsce zajął Ryszard Grzesiak. Instruktor zwyciężczyni, komentując jej jazdę, powiedział: „Szatan nie kobieta”.
- Pokazałam, że kobiety górą! – śmiała się Kamila Dobrzyńska po swoim zwycięstwie. – Przez dwa dni ćwiczeń poznaliśmy się z instruktorem i zaufaliśmy sobie. W czasie wyścigu zdałam się całkowicie na niego. To było spełnienie mojego marzenia, bo zawsze chciałam pojechać samochodem i wziąć udział w wyścigu.
Zapraszamy do obejrzenia galerii z tego niesamowitego wydarzenia.
Komentarze
-
Osobisty
12.08.2015, 15:26Wspaniały artykuł, wzruszyłam się czytając go, oddaje najlepiej ze wszystkich sens całej inicjatywy.odpowiedz na komentarz -
Nie sztampowo
11.08.2015, 15:36Bardzo ciekawy artykuł, bogaty w emocje, konkretnie przekazane, oglądałem wiele medialnych informacji na temat tych wyścigów, artykuł jednak najlepiej uchwycił sedno sprawy.odpowiedz na komentarz
Polecamy
Co nowego
- W 2025 roku nowe kryteria dochodowe w pomocy społecznej
- Rehabilitacja lecznicza Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. O czym warto wiedzieć
- Czego szukają pod choinką paralimpijczycy?
- Gorąca zupa, odzież na zmianę – każdego dnia pomoc w „autobusie SOS”
- Bożenna Hołownia: Chcemy ograniczyć sytuacje, gdy ktoś zostaje pozbawiony prawa do samodzielnego podejmowania decyzji
Dodaj komentarz