Domowe przedszkole... nie każdy kocha
Już dwa lata trwa spór w Wejherowie między Urzędem Miasta a Integracyjnym Punktem Przedszkolnym Tuptusie. Urząd domaga się zwrotu dotacji za dzieci, które korzystały z zajęć terapeutycznych w domu. Dyrektor przedszkola jest innego zdania.
Chodzi o kwotę blisko 99,5 tys. zł, pobraną przez przedszkole od stycznia 2013 do kwietnia 2014 na trójkę dzieci, nieuczęszczających na zajęcia do Wejherowa, lecz odbywających zajęcia terapeutyczne w domach ze względu na stan zdrowia. Miesięcznie na jedno dziecko to ok. 4 tys. zł. Sporna jest też liczba dzieci – według dokumentów pokontrolnych z Urzędu Miasta jest to trójka dzieci, według wyjaśnień przedszkola chodzi o dwie dziewczynki, wtedy jeszcze poniżej 5. roku życia.
- Są to dzieci, Laura i Wiktoria, z terenów wiejskich gminy Wejherowo. Żadna placówka oświatowa czy instytucja pomocowa nie były zainteresowane udzieleniem im pomocy. Dwa lata temu rodzice zwrócili się z zapytaniem, czy moje przedszkole nie podjęłoby się stworzenia dziewczynkom możliwości edukacji przedszkolnej w tych nietypowych warunkach. Było to dla mnie duże wyzwanie organizacyjne, ponieważ trzeba było zatrudnić nauczycieli i terapeutów, chcących dojeżdżać na wieś, zakupić samochód czy znaleźć najlepszą metodę edukacyjno-terapeutyczną dla tych konkretnych dzieci – mówi Małgorzata Hebel, właścicielka przedszkola Tuptusie. – Udało się to wszystko zorganizować i dziewczynki te zostały zapisane do mojego przedszkola przez rodziców, a ja objęłam je nauczaniem indywidualnym i terapią w domu. Sporadycznie dziewczynki pojawiają się w przedszkolu, ale jest to możliwe, gdy takie warunki jak pogoda, stan zdrowia, możliwość transportu przez opiekuna i brak infekcji w grupie są spełnione – dodaje.
Kto ma status przedszkolaka
Urzędnicy miejscy w protokole pokontrolnym zapisali, że dziecko, które pomimo, iż jest zapisane do przedszkola i korzysta z jego oferty, ale nie może regularnie do niego przychodzić, nie ma statusu przedszkolaka, a co za tym idzie – nie należy się na nie dotacja.
Według Małgorzaty Hebel, działania miasta Wejherowo od kwietnia zeszłego roku zmierzają w kierunku wykazania, że tym dziewczynkom opieka przedszkolna i terapia się nie należą, gdyż respirator uniemożliwia im systematyczne chodzenie do przedszkola.
- Miasto zakłada z automatu, że jeżeli ktoś korzysta z respiratora, to jest to osoba leżąca, więc nie uczęszczającą do przedszkola – mówi dyrektorka przedszkola. – Moje wyjaśnienia oraz zaświadczenie od anestezjolog opiekującej się dziećmi, że edukacja przedszkolna jest możliwa i wskazana, gdy tylko stan zdrowia obu dziewczynek na to pozwala i że nie są to dzieci leżące, zostały przez Urząd Miasta pominięte. Padło również stwierdzenie, że nauczanie i terapia w domu nie należą się tym dzieciom, gdyż dziewczynki nie posiadają orzeczenia o indywidualnym nauczaniu, a nie posiadały, gdyż nie miały ukończonych 5 lat. Nadmienić trzeba, że orzeczenie o indywidualnym nauczaniu nakazuje organizację takiego nauczania dziecku pięcioletniemu, a nie zakazuje prowadzenia indywidualnego nauczania dzieciom młodszym.
Urząd pilnuje pieniędzy
Małgorzata Hebel odwołała się od decyzji Urzędu Miasta w sprawie zwrotu całej dotacji do Samorządowego Kolegium Odwoławczego (SKO) w Gdańsku, które uchyliło w całości decyzję Urzędu i skierowało sprawę do ponownego rozpatrzenia. SKO stwierdziło, że zajęcia i terapia mogą odbywać się poza przedszkolem, dzieci poniżej 5. roku życia nie muszą mieć orzeczenia o indywidualnym nauczaniu oraz ważny jest fakt zapisania dziecka do przedszkola przez rodzica, a nie codzienna obecność.
Zapytaliśmy Urząd Miasta w Wejherowie o stanowisko w tej sprawie oraz komentarz do argumentów SKO.
- Sprawa dotyczy dysponowania środkami publicznymi i właśnie z tego względu miasto przykłada szczególną wagę do ich prawidłowego wydatkowania. W związku z tym przeprowadzane są audyty i kontrole w punktach, do których te środki trafiają. Po zakończeniu tego postępowania poznamy jego wyniki – powiedział nam Piotr Bochiński, zastępca prezydenta Wejherowa.
Nie udało nam się niestety dotychczas uzyskać szerszego komentarza w tej sprawie. Po jakimś czasie, 8 września br., otrzymaliśmy informację, że postępowanie jest jeszcze w toku.
Tyle chorób w jednym ciele
Miasto w lipcu i z początkiem września wzywało na przesłuchania rodziców dwóch dziewczynek i ich lekarza, co oznacza, że sprawa w dalszym ciągu jest w toku.
- Nie mogłam stawić się w Urzędzie Miasta w lipcu, gdyż nie byłam w stanie zapewnić opieki dla Laury, która wymaga nieustannej opieki specjalistycznej i pisemnie poinformowałam o tym Urząd – mówi Emilia Wilgosz, mama Laury, która w tym roku w lipcu skończyła 5 lat. – Byliśmy bardzo zadowoleni z zajęć córki w domu, a co najważniejsze – ona sama bardzo się na nie cieszyła i bardzo związała się z terapeutami, którzy do nas przychodzili. Szukaliśmy przedszkola, które chciałoby w domu prowadzić zajęcia. Laura miała 3,5 godz. tygodniowo zajęć z logopedą i 4 godz. z pedagogiem. W mojej ocenie zrobiła bardzo duże postępy w tym czasie – podkreśla mama dziewczynki.
Laura jest uzależniona od respiratora, wymaga bardzo częstych wizyt w toalecie, jej transportowanie codziennie do przedszkola jest w związku z tym niemożliwe. Tak o chorobach Laury pisała w pierwszych miesiącach jej życia Emilia Wilgosz na swoim blogu www.kochamylaure.pl:
„Nie mieściło mi się w głowie, jak to się mogło stać, że w jednym ciele mojej małej córeczki znalazło się tyle rzadkich chorób genetycznych: klątwa Ondyny (zdarza się raz na 200 tysięcy urodzeń), choroba Hirschsprunga (zdarza się tylko u 16% chorych na klątwę Ondyny), całkowita aganglionoza jelita grubego (zdarza się tylko u 3% pacjentów cierpiących na chorobę Hirschsprunga), wada serca ring naczyniowy (zdarza się tylko u 1% pacjentów z wrodzoną wadą serca)”.
Racja po stronie przedszkola?
Ministerstwo Edukacji Narodowej (MEN) informuje nas, że zgodnie z przepisami oświatowymi niepubliczny punkt przedszkolny otrzymuje dotacje na każde dziecko, niezależnie od jego miejsca zamieszkania. Warunkiem otrzymania dotacji jest natomiast przekazanie do gminy informacji o planowanej liczbie uczniów do 30 września roku poprzedzającego wypłacenie dotacji.
Ustawa tylko w przypadku szkół dla dorosłych i szkół policealnych uzależnia wypłacenie dotacji od obecności ucznia na zajęciach. Oznacza to, że zasada ta nie dotyczy placówek wychowania przedszkolnego, a gmina nie może żądać zwrotu dotacji w związku z nieobecnością dziecka na zajęciach wychowania przedszkolnego.
- Nauczanie indywidualne oraz indywidualne obowiązkowe roczne przygotowanie przedszkolne organizowane jest – na podstawie orzeczeń – dla dzieci i młodzieży, których stan zdrowia uniemożliwia lub znacznie utrudnia uczęszczanie do szkoły lub placówki wychowania przedszkolnego – mówi nam Joanna Dębek, rzeczniczka prasowa MEN. – Indywidualne obowiązkowe roczne przygotowanie przedszkolne (tzw. zerówka – przyp. red.) nie może być organizowane dla dzieci poniżej piątego roku życia.
Równocześnie rzeczniczka resortu edukacji podkreśla, że zgodnie z ustawą o systemie oświaty gmina może kontrolować prawidłowość wykorzystania dotacji.
- W każdej gminie wypłacającej ww. dotacje tryb udzielania i rozliczania dotacji oraz tryb i zakres kontroli prawidłowości ich wykorzystywania jest określony w uchwale podjętej przez radę gminy. Osoby upoważnione do przeprowadzenia kontroli mają prawo wstępu do szkół i placówek oraz wglądu do prowadzonej przez nie dokumentacji organizacyjnej, finansowej i dokumentacji przebiegu nauczania – konkluduje rzeczniczka.
Problemy tylko w Wejherowie
Dzieci, które korzystały z terapii domowej, miały orzeczenie o nauczaniu specjalnym, które należy się od 2,5 lat, nie miały zaś orzeczenia o indywidualnym nauczaniu ze względu na stan zdrowia znacznie utrudniający uczęszczanie do szkoły albo przedszkola – to należy się dziecku, które realizuje roczne przygotowanie przedszkolne, które jest obowiązkowe.
- W przypadku dziewczynek mówimy o terapii na terenie domu – przyjeżdża logopeda, pedagog, odbywają się tylko zajęcia specjalistyczne. Jeśli w orzeczeniu jest wskazanie do terapii, to ona nie musi odbywać się na terenie przedszkola – mówi dyrektorka Tuptusi.
Obecnie stan Laury jest lepszy, ale nie na tyle, by mogła swobodnie codziennie przemieszczać się do przedszkola. Od tego roku będzie korzystać z zajęć w Rumii, w innej filii wejherowskich Tuptusi, które już tam nie działają.
- Mam kilka punktów przedszkolnych w innych miastach i nigdzie nie spotkałam się z takimi problemami, jak w Wejherowie – podsumowuje Małgorzata Hebel.
Komentarze
-
zdegustowany
20.12.2015, 20:19czas najwyższy rozliczyć właścicielkę tego przedszkola!!!!!!odpowiedz na komentarz -
W końcu
02.10.2015, 18:25Bardzo dobrze, że ktoś w końcu za to się zabrałodpowiedz na komentarz
Polecamy
Co nowego
- W 2025 roku nowe kryteria dochodowe w pomocy społecznej
- Rehabilitacja lecznicza Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. O czym warto wiedzieć
- Czego szukają pod choinką paralimpijczycy?
- Gorąca zupa, odzież na zmianę – każdego dnia pomoc w „autobusie SOS”
- Bożenna Hołownia: Chcemy ograniczyć sytuacje, gdy ktoś zostaje pozbawiony prawa do samodzielnego podejmowania decyzji
Dodaj komentarz