Podróż do USA z psem przewodnikiem
Podstawowa różnica w podeiściu Amerykanów do osób proszących o pomoc polega na stwarzaniu takich sytuacii, w których osoba niepełnosprawna może sama zdefiniować zakres niezbędnei pomocy.
Mimo zmieniających się czasów tylko nieliczna grupa osób niepełnosprawnych może zdecydować się na samodzielne wyjazdy zagraniczne. A zgłaszający potrzebę pomocy muszą ją zaakceptować taką, jaką oferują firmy przewozowe. W trakcie mojej poprzedniej podróży postanowiono np. wozić mnie wózkiem. Gdy odmówiłem - uznano, że rezygnuję z pomocy.
Spędziłem trzy tygodnie urlopu w okolicach, które mieszkańcy Nowego Jorku uznaliby za
najnudniejsze pod słońcem. Wybrałem się do Urbana-Champaigne, położonych w stanie Illinois, ok. 200
km od Chicago. Stany środkowego zachodu nie należą do najbardziej atrakcyjnych turystycznie, ale
jeśli dla kogoś atrakcją może być sama Ameryka, to i środkowy zachód nabiera rumieńców. Poza tym w
Urbana-Champaigne znajduje się uniwersytet stanu Illinois z trzecią co do wielkości w Stanach
biblioteką uniwersytecką, która była celem mojej podróży.
Nie chcę jednak pisać o uniwersytecie, bibliotece i turystycznej Ameryce. Napisać chcę o podróży,
ponieważ dla osoby niewidomej podróżującej samodzielnie no, może nie do końca, bo z psem
przewodnikiem - podróż taka sama w sobie staje się wydarzeniem.
Z psem na pokładzie
Wybrałem lot z przesiadką z dwóch powodów. Loty bezpośrednie są znacznie droższe, chciałem także
odwiedzić przyjaciół w Belgii. Gdy obdzwoniłem wskazane przez studentów biura podróży,
stwierdziłem, że ceny są rzeczywiście nie najgorsze - ok. 380 dolarów w obie strony. Musiałbym
jednak lecieć liniami lotniczymi, które przestałem lubić, kiedy traktowano mojego psa jak dopust
boży, z trudem oferując mu to, co gwarantują psu przewodnikowi przepisy międzynarodowej organizacji
przewodników lotniczych.
Zasiadłem więc do Internetu i rozpocząłem wirtualne przeszukiwanie ofert. Wkrótce znalazłem coś, co
bardzo mi odpowiadało, chociaż było troszkę droższe. Zadzwoniłem do siedziby linii lotniczych
American Airlines i dokonałem rezerwacji.
Ważną rzeczą przy samodzielnej podróży jest zgłoszenie przy rezerwacji wszystkich swoich specyficznych potrzeb. Poinformowałem więc linie lotnicze, że lecę z psem, i to z psem przewodnikiem. Ta informacja jest bardzo ważna gdyż pies przewodnik musi lecieć na pokładzie samolotu wraz swoim panem. Jeśli się o tym zapomni, to poleci on w luku bagażowym w specjalnej klatce - czego żadnemu psu nie życzę.
Drugą informacją, jaką przekazałem przy dokonywaniu rezerwacji, była prośba o pomoc. Po angielsku nazywa się to: request for assistance. Przytoczenie wersji angielskiej jest o tyle istotne, iż pokazuje międzynarodową terminologię, ale też podkreśla subtelne różnice w ujęciu tej pomocy.
Na siłę i oddzielnie
Wzruszające pożegnanie z rodziną i oddalam się w kierunku tzw. Gate'a. Po drodze jeszcze
szczegółowa kontrola - łącznie z badaniem uprzęży psa. Pani z obsługi lotniska odprowadza mnie do
drzwi samolotu. Tam czekają również bardzo miłe stewardessy, które wskazują mi miejsce. Okazuje
się, że fotel obok jest wolny, więc Paige ma mnóstwo przestrzeni. Po zapięciu pasów zaczyna się
rutynowa prezentacja tego, co wolno, czego nie wolno i co wiedzieć trzeba.
Czuję lekkie napięcie. Samolot rusza. Wszystko odbywa się bez kłopotów. Gdy pogoda jest dobra, to
lot samolotem nie dostarcza żadnych wrażeń. Po dwóch godzinach jesteśmy w Brukseli.
Przy drzwiach samolotu czeka pracownik lotniska, który ma się mną zająć. Troszkę irytuje mnie fakt,
że nie pytając mnie o zdanie, prowadzi mnie do oddzielnego samochodu. Uważam to za zbędną
segregację, tym bardziej, że z psem łatwiej byłoby w autobusie, ale decyduję się nie walczyć.
Krótka potyczka dotyczy jedynie miejsca, które w samochodzie zajmie pies. Nie ustępuję i pies
siedzi ze mną z przodu.
W budynku odprawa paszportowa - też oddzielnie. Tu bunt jest wynagradzany brakiem czekania w
kolejce, bo jestem jedyną osobą niepełnosprawną. W końcu idziemy szukać bagażu. Opisuję mój plecak
i po chwili mamy wszystko, co trzeba. Pan odprowadza mnie na miejsce spotkań z oczekującymi.
Niestety, mój przyjaciel Aleksander nie pojawia się. Znajdujemy więc ławkę - zdaniem pana ulokowaną
w "bardzo widocznym miejscu". Pierwsze słowa przyjaciela brzmią: "Dlaczego usiadłeś
w takim ciemnym zakamarku?"
Sałatka po prawej
Następnego dnia wylatuję do Chicago. Sytuacja radykalnie się zmienia, gdy tylko znajduję się w
obrębie oddziaływań amerykańskich. Już na pokładzie samolotu American Airlines podstawowe pytanie
brzmi: "Jakiej pomocy potrzebujesz?"
Gdy stewardessy przynoszą posiłek, w bardzo fachowy sposób informują, gdzie znajdują się
poszczególne jego części (np. na górze po prawej stronie sałatka). Pytają też: "Czy sam
odpakujesz, pokroisz?" Gdy do picia poprosiłem o wino, zostałem spytany, czy sam sobie wleję.
Na każdym kroku powtarzane jest pytanie, czy potrzebuję pomocy.
Gdy na lotnisku chciano przeprowadzić mnie bez kolejki, zaprotestowałem.
- Jeśli pan ze mną jest, to możemy razem poczekać - powiedziałem, i to była cała nasza
dyskusja.
Tyle, ile trzeba
W drodze powrotnej do Polski, gdy na lotnisku zjawiłem się kilka godzin przed odlotem,
natychmiast na ten czas oferowano mi pomoc. Odpowiedziałem, że przez trzy godziny będę chodził po
lotnisku sam. Nie było sprawy, a lotnisko w Chicago jest ogromne. Okęcie wygląda przy nim jak
końcówka jednego z terminali.
Po dojściu do biurka AA powiedziałem pani, że jestem ich pasażerem lecącym do Brukseli i potrzebuję
pomocy w wyprowadzeniu psa, a potem w dotarciu do miejsca odlotu mojego samolotu. Po chwili zjawił
się człowiek, który zrobił dokładnie tyle, ile prosiłem.
Podróż i w jedną, i w drugą stronę była dla mnie okazją do zdobywania nowych doświadczeń oraz
refleksji nad tym, jak jeszcze wiele nam (w Europie) brakuje do światowych standardów postępowania
wobec osób niepełnosprawnych. W końcu podróże kształcą najlepiej.
Autor pracuje jako Pełnomocnik Rektora ds. Studentów Niepełnosprawnych w Uniwersytecie Warszawskim
Integracja 2/2001 (47), str. 20-21
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- W 2025 roku nowe kryteria dochodowe w pomocy społecznej
- Rehabilitacja lecznicza Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. O czym warto wiedzieć
- Czego szukają pod choinką paralimpijczycy?
- Gorąca zupa, odzież na zmianę – każdego dnia pomoc w „autobusie SOS”
- Bożenna Hołownia: Chcemy ograniczyć sytuacje, gdy ktoś zostaje pozbawiony prawa do samodzielnego podejmowania decyzji
Dodaj komentarz