Sportowe zmagania
Na XXIX Igrzyskach Paraolimpijskich w Pekinie nasi sportowcy zdobyli 30 medali. W 2004 r. w Atenach wywalczyli 54 krążki. Statystyka jest nieubłagana, lecz za przyczyną tego spadku stoi profesjonalizacja sportu.
Paraolimpiada w Pekinie rozmachem przypominała igrzyska olimpijskie, które na tych samych obiektach odbywały się niecały miesiąc wcześniej.
- Tak naprawdę nie było wielkich różnic między imprezami - mówi Natalia Partyka, tenisistka stołowa, która mieszkała w Chinach przez 6 tygodni, startując na obu imprezach. - Na paraolimpiadzie wystąpiło trochę mniej zawodników, ale oni też chcieli zaprezentować się jak najlepiej i zdobyć medale.
Natalia Partyka, nasza najpopularniejsza zawodniczka w Pekinie.
Fot.: Robert Szaj
Ogromne wrażenie robiły pełne trybuny „Ptasiego Gniazda" - stadionu lekkoatletycznego mieszczącego 91 tys. Widzów. Transmisje telewizyjne szły na cały świat. W Wielkiej Brytanii zmagania niepełnosprawnych sportowców oglądano na telebimach, w Niemczech bezpośrednie transmisje zainteresowały 14 mln widzów. W Polsce, niestety, trzeba było stawać na głowie, by zobaczyć choć fragment paraolimpiady.
Igrzyska w Pekinie były wyjątkowe także pod innym względem - dominowali na nich gospodarze, którzy najchętniej zgarnęliby wszystkie medale. Zdobyli ich aż 211, w tym 89 złotych.
Niewątpliwie, długo przygotowywali się do występu u siebie. Mówi się, że od poprzedniej paraolimpiady byli skoszarowani w ośrodkach przygotowań. Mieli jednak z kogo wybierać kandydatów na mistrzów, skoro tylko w eliminacjach mistrzostw Chin w podnoszeniu ciężarów startuje... 3200 niepełnosprawnych sztangistów. Dla porównania, w całej Polsce, łącznie z juniorami, mistrzostwa kraju organizowane są dla 120 osób z niepełnosprawnościami. W Pekinie widać też było, że na paraolimpiadę w Londynie szykują się Brytyjczycy. Ze 102 krążkami zajęli II miejsce w klasyfikacji medalowej.
Tylko profesjonaliści
O podium jest coraz trudniej. Łączenie klas sprawnościowych
spowodowało, że do zdobycia były 472 komplety medali, czyli mniej
niż w Atenach (525). Świat poszedł mocno do przodu.
- Poziom był bardzo wysoki - przyznaje Damian Pietrasik, który na igrzyskach zdobył srebro w pływaniu na 100 m stylem grzbietowym. - W zasadzie co drugi start to był rekord świata. Widzowie i trenerzy łapali się za głowy.
Obrodziło multimedalistami. Aż 363 zawodników zdobyło w Pekinie więcej niż jeden medal. Wśród nich na czele tradycyjnie uplasowali się pływacy, z Australijczykiem Matthew Cowdreyem, zdobywcą ośmiu medali (pięciu złotych). Aż dziewięć krążków, ale „tylko" 4 złote zdobył na basenie Daniel Dias z Brazylii.
Zobaczyliśmy też, na co stać Oscara Pistoriusa z RPA. Słynny biegacz, który o mało nie wystartował na dwóch protezach podczas igrzysk olimpijskich, zdobył na paraolimpiadzie trzy złote medale. Pięć razy na najwyższym stopniu podium stawała pływaczka Natalie du Toit z RPA, która podobnie jak Natalia Partyka wystąpiła wcześniej na igrzyskach olimpijskich w Pekinie.
Kolarze, fot.: Robert Szaj
Ile medali to sukces?
Natalia Partyka zdobyła szacunek Chińczyków, ogrywając ich w
narodowym sporcie. Na paraolimpiadzie bez straty seta obroniła
złoty medal z Aten w turnieju indywidualnym i pomogła zdobyć srebro
drużynie. W czołówce naszych multimedalistów znalazły się jednak
pływaczki: Katarzyna Pawlik (cztery medale) i Joanna Mendak
(trzy).
Na paraolimpiadzie w Pekinie ponad 300 razy padały rekordy świata. Katarzyna Pawlik ustanowiła jeden z nich, wygrywając z wynikiem 4.33,15 dystans 400 m stylem dowolnym. Drugie złoto, w wyścigu na 100 m kraulem, na ostatnich metrach odebrała jej Amerykanka Ashley Owens. Rekord paraolimpijski z czasem 1.03,34 pobiła Joanna Mendak, zdobywając na dystansie 100 m delfinem pierwsze złoto w naszej ekipie. Pływacy spisali się zresztą znakomicie, zdobywając 1/3 polskich medali.
Jeden medal więcej wywalczyli lekkoatleci, na czele ze złotym medalistą na 800 m Marcinem Awiżeniem, który w pięknym stylu, wynikiem 1.52,36, ustanowił rekord świata w klasie T46. Rekordy bił także Paweł Piotrowski, srebrny medalista w rzucie oszczepem i brązowy w pchnięciu kulą. Po dwa medale zdobyły też: Alicja Fiodorów (srebro na 200 m i brąz na 100 m) oraz Renata Chilewska (brązowe medale w kuli i oszczepie).
Tomasz Blatkiewicz, fot.: Robert Szaj
Sporą niespodziankę sprawili kolarze. Najpierw tandem: Krzysztof Kosikowski - Artur Korc zdobył brąz w jeździe na czas. Byli uważani za faworytów wyścigu ze startu wspólnego, ale rywale skutecznie ich zablokowali. Nie upilnowali za to drugiego polskiego tandemu: Andrzej Zając - Dariusz Flak, który zdobył sensacyjne złoto, o jedną sekundę pokonując na mecie tandem fiński. Po dwa medale zdobyli szermierze i sztangiści. Srebro Justyny Kozdryk w kategorii do 44 kg (z wynikiem 92,5 kg) było pierwszym zdobytym przez Polkę medalem paraolimpijskim w podnoszeniu ciężarów. W tenisie stołowym do sukcesów pań srebro dołożył debiutant Piotr Grudzień.
18. miejsce w klasyfikacji medalowej i 13. pod względem liczby zdobytych medali to nie jest zły wynik - zbliżony do tego z Aten. Nie można się jednak oprzeć wrażeniu, że reprezentacja Polski zaczyna schodzić na drugi plan światowego spektaklu. A pamiętamy, że w Arnhem w 1980 roku nasi sportowcy zajęli II miejsce w klasyfikacji medalowej z dorobkiem 177 krążków.
Według niektórych opinii, 30 medali to i tak znacznie więcej niż 10 zdobytych w Pekinie przez polskich olimpijczyków. Przy tego typu porównaniach warto jednak pamiętać, że na olimpiadzie do zdobycia były 302 komplety medali, a na paraolimpiadzie - o 170 więcej. Wydaje się, że 30 medali to maksimum, jakie można było osiągnąć przy naszym systemie przygotowań paraolimpijskich i wobec rozwoju sportu osób z niepełnosprawnościami na świecie.
Polscy medaliści paraolimpiady w Pekinie:
ZŁOTO | Joanna Mendak (pływanie, 100 m st. motylkowym, kl. S12), Natalia Partyka (tenis stołowy, kl. 10), Katarzyna Pawlik (pływanie, 400 m st. dowolnym, S10), Marcin Awiżeń (lekkoatletyka, 800 m, T46), Andrzej Zając i Dariusz Flak (kolarstwo tandemowe, wyścig ze startu wspólnego, B£rV11-3) |
SREBRO | Katarzyna Pawlik (pływanie, 50 i 100 m st. dowolnym, S10), Alicja Fiodorów (lekkoatletyka, 200 m, T46), Małgorzata Grzelak, Natalia Partyka (tenis stołowy, drużyna, kl. 6-10), Justyna Kozdryk (podnoszenie ciężarów, kat. 44 kg), Joanna Mendak (pływanie, 200 m st. zmiennym, SM12), Paulina Woźniak (pływanie, 100 m, st. grzbietowym, SB8), Tomasz Blatkiewicz (lekkoatletyka, kula, F37/38), Piotr Grudzień (tenis stołowy, kl. 8), Damian Pietrasik (pływanie, 100 m st. grzbietowym, S11), Paweł Piotrowski (lekkoatletyka, oszczep, F35/36), Krzysztof Smorszczewski (lekkoatletyka, kula, F55/56) |
BRĄZ | Renata Chilewska 2 (lekkoatletyka, oszczep F35-38 i kula F35/36), Alicja Fiodorow (lekkoatletyka, 100 m, T46), Joanna Mendak (pływanie, 100 m st. dowolny S12), Katarzyna Pawlik (pływanie, 200 m st. zmienny, SM 10), Ewa Zielińska (lekkoatletyka, skok w dal, F42), Krzysztof Kosiorowski i Artur Korc (kolarstwo tandemowe, jazda na czas, B&VI 1-3), Dariusz Pender (szermierka, szpada, kat. A), Paweł Piotrowski (lekkoatletyka, kula, F35/36), Grzegorz Polkowski (pływanie, 100 m st. dowolny, S11), Mirosław Pych (lekkoatletyka, oszczep, F11/12), Ryszard Rogala (podnoszenie ciężarów, kat. 90 kg), Radosław Stańczuk (szermierka, floret, kat. A) |
Tak krawiec kraje...
- Jeżeli nie zmieni się system pracy z niepełnosprawnymi
sportowcami, to za cztery lata w Londynie zdobędziemy o połowę
mniej medali - uważa Tadeusz Nowicki, trener kadry szermierzy na
wózkach.
Jak ten system wygląda?
- Od lutego byliśmy ok. 100 dni na obozach - opowiada pływak Damian Pietrasik. - To oczywiście jest dużo, profesjonalnie, szkoda tylko, że dopiero pół roku przed olimpiadą. Wcześniej były 2-3 obozy rocznie.
Trenerzy przyznają, że dostali na przygotowania tyle pieniędzy, ile chcieli i plan treningowy zrealizowali w 100 procentach. Był on jednak dostosowany do możliwości zawodników. Te zaś są często ograniczone przez pracę. Tymczasem trening trzy razy w tygodniu po niej nie wystarczy, by zdobywać paraolimpijskie medale. Poświęcanie urlopów na zawody i zgrupowania to też nie jest najlepsze rozwiązanie, zwłaszcza że czasem trudno dostać urlop w pożądanym terminie...
Współczesny sport paraolimpijski zmusza do pełnego poświęcenia. To jednak duże ryzyko. Proponowany przez państwo system stypendiów dla sportowców z niepełnosprawnością nie daje poczucia bezpieczeństwa. Boleśnie przekonał się o tym kulomiot Janusz Rokicki.
Zrobił, co mógł. Dwa razy pobił w Pekinie rekord życiowy. Zdobył 1022 punkty w pchnięciu kulą. Do brązowego medalu zabrakło mu... punktu. Z poprzedniej paraolimpiady przywiózł srebro. W Pekinie też by miał medal, gdyby nie połączono jego klasy sprawności F58 z inną - F57, w której występują zawodnicy bardziej poszkodowani. O końcowej klasyfikacji medalowej decydowały punkty, które liczy się na podstawie wyniku oraz klasy sprawności. Efekt jest taki, że choć Janusz Rokicki pchnął kulę na odległość 15,29 m, to przed nim byli zawodnicy z wynikami... 14,28 i 13,72 m. Do tej pory są wątpliwości, czy nie zaokrąglono w złą stronę jego wyniku i czy nie należał mu się brąz?
Krzysztof Smorszczewski, fot.: Robert Szaj
Miara sukcesu
Dlaczego to takie ważne, czy zajmie się III czy IV miejsce? Chodzi
nie tylko o prestiż. Rzecz w tym, że jedynie medalistom
najważniejszych międzynarodowych zawodów przysługuje do kolejnej
głównej imprezy stypendium, które choć nie oszałamia (Janusz
Rokicki dostawał 800 zł miesięcznie), to daje stabilność
finansową.
- Człowiek, który zdobywa IV miejsce, musi zrezygnować ze sportu i iść do roboty - mówi wprost zrezygnowany Rokicki, który i tak ma szczęście, bo na razie wspierają go firmy: Mokate i Domena.
W większości przypadków tworzy się jednak błędne koło, bo sportowiec, który nie zdobył medalu, musi iść do pracy. Nie będzie więc miał czasu tak intensywnie trenować, aby zdobyć medal na kolejnych zawodach. Traci się więc zawodników, a co roku nie w każdej dyscyplinie organizowane są międzynarodowe zawody odpowiedniej rangi. Być może z tego powodu mieliśmy w Pekinie zaledwie 24 medalistów.
- Musimy bardzo szanować tych zawodników, którzy zajęli miejsca IV-VI - uważa trener kadry lekkoatletów Wojciech Kikowski. -To są często ludzie w wieku dwudziestu paru lat. Żeby dawali nam nadzieję na medale w Londynie, to powinni być objęci systemem stypendialnym.
Jeszcze bardziej niż stypendia niepewne są nagrody pieniężne za
zdobycie medali. Zawodnicy pełnosprawni wiedzieli przed olimpiadą,
że czeka na nich po 200 tys. zł za złoty medal, 150 tys. za srebrny
i 100 tys. za brązowy. Spore pieniądze obiecano także trenerom.
Natomiast sportowcy z niepełnosprawnością jechali na igrzyska w
„błogiej" nieświadomości, dopiero jakiś czas po paraolimpiadzie
zaczęły się przebąkiwania o ich wynagrodzeniu... 15 tys. zł za
złoty medal i mniejszych sumach za II i III miejsca.
Czy to mało? Nie ma co narzekać, skoro trener kadry
paraolimpijskiej każdej dyscypliny dostaje miesięcznie 800-1200
zł.
Partyzantka
Obecnie nie wystarczy jeden trener koordynator w danej dyscyplinie.
Szczególnie w sportach, w których jest wiele konkurencji, jak np. w
lekkiej atletyce.
- Przygotowania musi prowadzić sztab ludzi: pięciu - sześciu
trenerów plus masażysta, lekarz, fizykoterapeuta, obsługa
techniczna do wideo i dokumentacji treningu - uważa trener
Kikowski. - Dla dwudziestu paru paraolimpijczyków powinien pracować
10-osobowy sztab.
Trenerzy uważają, że skoro w wymiarze medalowym sport
paraolimpijski niewiele różni się od olimpijskiego, to i system
pracy z zawodnikami powinien być taki sam.
Jak to faktycznie wygląda, przekonała się Natalia Partyka:
- Na igrzyska olimpijskie pojechało 263 polskich sportowców i
mnóstwo ludzi dookoła, cała otoczka, wiadomo, głównie działaczy.
Bardzo liczna była też ekipa medyczna - wspomina. - Byli z nami
lekarze specjalizujący się chyba w każdej dziedzinie. Ponadto
mnóstwo masażystów. Na paraolimpiadzie sportowców było wprawdzie
mniej [94 - przyp. red.], ale masażystów... trzech. Oczywiście
dawali radę, ale nie mieli lekko.
Jerzy Mysłakowski, trener kadry niepełnosprawnych sztangistów,
potwierdza, że opieka lekarska szwankuje:
- W roku olimpijskim w ogóle pozbawieni byliśmy środków na badania
wydolnościowe - mówi. - Muszę jednak przyznać, że jeszcze nigdy, a
jest to moja dziewiąta paraolimpiada, nie mieliśmy tak dobrej misji
medycznej jak w Pekinie. Niestety, system jest taki, że na co dzień
nie mamy na kogo liczyć.
Katarzyna Pawlik, fot.: Robert Szaj
Na co dzień opieka lekarska nad zawodnikami zależy zazwyczaj od układów szkoleniowców. Zdaniem trenera Mysłakowskiego, jeden lekarz powinien być na stałe przypisany do jednej, góra dwóch dyscyplin. Tak, by znał zawodników, monitorował stan ich zdrowia, koordynował leczenie w razie kontuzji. Teraz, jak mówi, jest to partyzantka.
- Gdy zawodnik przyjdzie do zwykłej przychodni, to mu powiedzą:
„Panie, pan w ogóle nie powinien uprawiać żadnego sportu” - mówi
trener sztangistów. „Pan jest inwalidą, najlepiej siedź pan w domu
i trzymaj się pan ciepło." - Dla tamtejszych lekarzy jest szokiem,
że ktoś ciężko poszkodowany uprawia sport i jeszcze mówi o
wyczynie.
Zdaniem szefa misji medycznej z Pekinu, dr Wojciecha Gawrońskiego,
brak stałej opieki lekarskiej odbije się na zdrowiu nawet
najbardziej wysportowanych zawodników.
- Powinny być robione badania wstępne, by ocenić stan zdrowia, a potem okresowe tylko po to, by obserwować, czy wpływ uprawianej dyscypliny na konkretną osobę jest pozytywny czy negatywny - uważa. - Przede wszystkim musimy sprawdzić, czy niepełnosprawny kandydat na sportowca ma zdrowy układ krążeniowo-oddechowy. Trzeba też mieć pewność, że pierwotna niepełnosprawność w wyniku uprawiania wybranej dyscypliny sportu nie będzie się pogłębiać. Takie badania, niestety, nie są systematycznie prowadzone. Mamy na to przepisy i środki, ale nie umiemy ich spożytkować z biurokratycznych powodów, całkowicie niezrozumiałych. Krótko mówiąc, my troszeczkę wykorzystujemy tych sportowców, żeby nam zrobili wynik, ale o nich właściwie nie dbamy.
Tomasz Blatkiewicz, fot.: Robert Szaj
Integracja w klubie
Źle jest też z odnową biologiczną. Istnieje w zasadzie wyłącznie na
zgrupowaniach centralnych. W większości klubów dla osób z
niepełnosprawnością po treningu możliwy jest jedynie masaż. Nie
tylko na odnowę brakuje w klubach pieniędzy. Zdaniem trenera
Tadeusza Nowickiego niezłym pomysłem na bazę treningową są kluby
integracyjne.
- Nikt nie będzie robił w małej mieścinie klubu dla dwóch osób niepełnosprawnych - tłumaczy. - Kluby muszą mieć charakter integracyjny i być w pełni otwarte. Trener szkoliłby w nich zawodników pełnosprawnych i przy okazji niepełnosprawnych.
Idąc dalej tym tropem, można by też włączyć dyscypliny osób z
niepełnosprawnością w struktury pokrewnych im związków
sportowych.
Tak zrobiono w wielu krajach liczących się w sporcie
paraolimpijskim. W Polsce nie jest to jednak proste. W 2007 roku
Ministerstwo Sportu wysłało do 65 polskich związków sportowych
ankiety z pytaniami o aktualny stan i plany dotyczące sportu osób z
niepełnosprawnością. Tylko 16 z nich deklarowało realizowanie lub
planowanie zadań z zakresu sportu osób z niepełnosprawnością, a
zaledwie trzy związki sportowe złożyły wnioski do ministerialnego
konkursu na ten temat: wioślarski, bilardowy i curlingu...
Kij ma jednak dwa końce. Trener Wojciech Kikowski wątpi w to, by
przejście lekkoatletów z niepełnosprawnością w struktury Polskiego
Związku Lekkiej Atletyki (PZLA) było korzystne. PZLA nie finansuje
klubów w terenie i efekt może być taki, że paraolimpijczycy będą
jeździć za granicę na świetne obozy klimatyczne, ale padną ich
kluby. Pojawia się jeszcze inne zagrożenie:
- Czy przypadkiem nie będziemy w PZLA piątym kołem u wozu? - zastanawia się trener Kikowski.
Tomasz Blatkiewicz, fot.: Robert Szaj
Chcemy medali czy nie?
Piąte koło u wozu to dobre określenie dla sytuacji sportu osób z
niepełnosprawnością w ogóle. Ileż czasu zajęła walka, aby medaliści
igrzysk paraolimpijskich oraz igrzysk osób głuchych otrzymywali po
zakończeniu kariery świadczenia podobne do tych, które dostają
medaliści olimpiad? Uchwalona w 2006 roku ustawa dyskryminowała
tych, którzy na paraolimpijskim podium stawali przed 1992
rokiem.
W ostatnich dniach ustawę znowelizowano i dzięki temu od
stycznia 2009 roku świadczenia otrzymywać będą medaliści wszystkich
paraolimpiad.
Wyczyny sportowe paraolimpijczyków często są niedoceniane przez
opinię publiczną i media. Na igrzyska nie jedzie jednak ten, kto
chce. Istnieje rozbudowany system kwalifikacji, a mimo to zawodnicy
wciąż udowadniają, że medali nie zdobywa się przypadkiem, że to już
nie rehabilitacja. Nie są zadowoleni, gdy ich starty traktowane są
z przymrużeniem oka i mówi się, jacy to oni są dzielni.
- Władze odpowiedzialne za sport muszą sobie postawić pytanie:
czy chcemy zdobywać medale paraolimpijskie, czy nie - uważa trener
Nowicki. -Jeżeli nie chcemy, to proszę o tym powiedzieć wprost i
nie rozliczać nas, gdy tych medali nie będzie.
Wojciech Kudlik z Ministerstwa Sportu i Turystyki, dyrektor
Departamentu Sportu Powszechnego, który zajmuje się sportem osób z
niepełnosprawnością, deklaruje, że paraolimpijczycy traktowani są
jak najbardziej poważnie.
- W zasadzie nie zdarzyło się, żeby zawodnicy niepełnosprawni nie pojechali na jakieś mistrzostwa czy ważne zawody tylko dlatego, że nie było pieniędzy - mówi. - W 2008 roku na ich potrzeby z Funduszu Rozwoju Kultury Fizycznej przeznaczono ponad 2,6 mln zł, a z budżetu prawie 2,7 mln zł. Łącznie na kadrę paraolimpijską wydano ponad 5,3 mln zł. Trwają prace nad zmianą rozporządzenia, dzięki któremu bazowa kwota stypendium dla niepełnosprawnych sportowców może zwiększyć się nawet o 100 proc.
Zobaczymy, co jeszcze się zdarzy. Konieczne są zmiany. Najlepiej od zaraz, bo do igrzysk w Londynie jest bliżej, niż się wielu wydaje. Zasada, że jakoś to będzie, zwykle się nie sprawdza.
Czas na debatę:
Longin Komołowski, prezes Polskiego Komitetu Paraolimpijskiego,
poseł na Sejm RP:
Igrzyska Paraolimpijskie w Pekinie były znakomicie
przygotowane. Piękne obiekty, wspaniała atmosfera na trybunach.
Uderzająca była jednak dominacja Chińczyków pod względem sportowym.
My de facto utrzymaliśmy wysoką pozycję w świecie, bo w Atenach
zajęliśmy 18. miejsce w liczbie złotych medali i 10. jeśli chodzi o
medale w ogóle. Teraz mamy odpowiednio miejsca 18. i 13., ale to
tylko statystyka. Potrzeba debaty o polskim sporcie osób
niepełnosprawnych, w jaki sposób dalej go organizować,
finansować.
Sport paraolimpijski profesjonalizuje się, wyniki są coraz
bardziej wyśrubowane. Widać wyraźnie, że jeśli w Polsce będzie tak
jak teraz, że zawodnicy muszą pracować, a sport jest jedynie drugim
ich zajęciem w życiu, to będziemy się cofać.
Wyobrażam sobie, że taka debata powinna się odbyć zarówno w
ramach Sejmowej Komisji Sportu, gdzie jest przygotowywana ocena
igrzysk paraolimpijskich, jak i w środowisku organizatorów sportu
osób niepełnosprawnych. Na pewno sprawa jest pilna, bo choć po
paraolimpiadzie jest okres odpoczynku, to już niedługo zaczyna się
przygotowanie do kolejnych igrzysk - zimowych w 2010 roku w
Vancouver i letnich w 2012 roku w Londynie.
Komentarze
-
PZSN START = leśne dziadki
08.11.2008, 19:55W radzie głównej Startu wszystko po staremu - istnieją sami dla siebie, a sportowcy to tylko kłóopotliwy balast. Taka sama mafia jak w PZPN. Dopuki cóś się nia zmieni we władzach to tylko będziemy się staczali w dół. Szkoda że tym sportem się nie interesuje minister Drzewiecki, bo może by włożył kij w mrowisko.odpowiedz na komentarz
Dodaj komentarz