Indie czyli spełnione marzenie „wózkowiczki”
Pomysł wyjazdu do Indii
dojrzewał we mnie od dawna. Jednak zdawałam sobie sprawę, że taką
wyprawę należy dokładnie przygotować i to nie tylko dlatego, że
poruszam się na wózku inwalidzkim. Mając już
wcześniejsze doświadczenia podróżnicze (byłam m.in. w Egipcie,
Tunezji, Meksyku, Turcji, Grecji), wiedziałam, że im bardziej
egzotyczny kraj, tym trudniejsze warunki dla wózkowiczów. Marzenia
jednak są po ty, by je spełniać, a bariery - by je pokonywać!
Na kilka miesięcy przed wyjazdem, po przeanalizowaniu wielu
możliwości, postanowiliśmy zarezerwować wycieczkę objazdową dla
czterech osób po Radżastanie i kilkudniowy pobyt na Goa. Wybór padł
na indyjskie biuro podróży Abyss Tours, które ma swoje
przedstawicielstwo w Polsce w biurze Glob Net. Oznaczało to w
praktyce podróżowanie wynajętym samochodem z kierowcą, bez polskiej
obsługi na miejscu, co jest tańsze i wygodniejsze niż typowa,
zorganizowana wycieczka.
Hinduska z dzieckiem, fot.: Marek Hamera
Poprosiłam organizatora, by przy wyborze hoteli i trasy wzięto pod
uwagę, że w grupie będzie osoba na wózku. O dostosowanych hotelach
średniej klasy nie ma co marzyć, ale pokój na parterze i
przestronna łazienka to coś, czego można oczekiwać.
Bilety na lot do New Delhi przez Moskwę zarezerwowaliśmy w marcu,
decydując się na wyjazd w dogodnym dla nas wszystkich terminie,
czyli w sierpniu. W tym czasie w Indiach trwa jeszcze pora
monsunowa przez co niektórzy odradzali nam ten termin. Nie
dokuczały nam jednak ani ulewne deszcze, ani upały, a i fakt, że
nie był to sezon turystyczny - sprzyjał zwiedzaniu. Profilaktycznie
zaszczepiliśmy się przeciw tężcowi i zabraliśmy ze sobą tabletki
zapobiegające malarii.
New Delhi, wieża Kutab Minar. Fot.: Marek Hamera
Wyprawa zaczęła się od wylotu z Warszawy do Moskwy. Potem kilka
godzin oczekiwania i lot do New Delhi. Lotniska są przygotowane do
obsługi pasażerów niepełnosprawnych - dostosowane toalety, sprawny
serwis. Wózek podróżuje w luku bagażowym, a na pokład osoba
niepełnosprawna jest przewożona na specjalnym, wąskim wózku, który
umożliwia przetransportowanie na siedzenie pasażera. W razie
konieczności skorzystania z toalety również używa się tego wózka.
Gdy podróżujemy z przesiadką należy jednak uprzedzić, że nasz
osobisty wózek będzie potrzebny na lotnisku transferowym.
Na lotnisku Indiry Gandhi od razu zetknęliśmy się z wielobarwnym
tłumem i z niepowtarzalnym zapachem Indii, na który składają się
aromatyczne kadzidła, curry, pyszna herbata darjeeling, spaliny i
brudne ulice.
Świątynia w Ranakpur, fot.: Marek Hamera
Kierowca z biura czekał na nas przed lotniskiem. Już sama jazda
samochodem jest tu przygodą! Obowiązuje ruch lewostronny, ale tak
naprawdę panuje zasada „zmieścisz się to jedziesz”. Z dróg w
Indiach, oprócz samochodów, korzysta również niezliczona liczba
rowerów, riksz, zaprzęgów konnych i obładowanych wielbłądów. Do
tego wszechobecne święte krowy mające za nic cały ten zgiełk.
Zewsząd dobiega gwar, pokrzykiwania sprzedawców i dźwięk klaksonów
samochodowych.
New Delhi, Świątynia Lotosu, fot.: Marek Hamera
Pośród tego tłumu szczególną uwagę przyciągają kobiety ubrane w
tradycyjne, przepiękne sari lub salvarkamis czyli spodnie, długą
tunikę i szal. Nie byłabym kobietą, gdybym i ja nie sprawiła sobie
takich strojów! Zakupy, cały ceremoniał targowania się - też
pozwalały poznać lepiej mentalność Hindusów, którzy mają w sobie
dużo pogody i zgody na to, co przynosi Los.
Nasz pierwszy hotel był położony w gwarnej dzielnicy. Przy wejściu
- kilka schodków, ale pokój był przestronny, łazienka też
wystarczająco duża bym mogła sama sobie poradzić. Zupełnie nieźle!
Podobnie wyglądały wszystkie hotele na trasie.
Pierwszego dnia zwiedziliśmy Grobowiec Humajuna – wspaniały
XVI-wieczny grobowiec mogolskiego cesarza, zbudowany z czerwonego
piaskowca - następnie Kutb Minar - zespół budowli z XII w., z
73-metrową wieżą. Kilkugodzinne zwiedzanie oznacza konieczność
skorzystania z toalety, co – przyznaję – napawało mnie pewną obawą.
Na szczęście toalety w Indiach to nie tylko dziury w ziemi ale i
„toalety europejskie” - jak je nazywają Hindusi - do których w
większości można było wjechać na wózku. Jednak o żadnym ich
dostosowaniu nie było mowy.
New Delhi, Brama Indii, fot.: Marek Hamera
Zwiedzanie skończyliśmy tego dnia pod Bramą Indii, zbudowaną ku
czci wszystkich Hindusów poległych na wojnach. Wszędzie trudna
nawierzchnia, progi, schodki, ale z pomocą naszego hinduskiego
przewodnika i współtowarzyszy podróży udało mi się dość dokładnie
zwiedzić te obiekty. Pomocne było również i to, że poruszam się na
małym, lekkim wózku.
W Delhi po raz pierwszy dostrzegłam, że jako osoba na wózku budzę
zaciekawienie. Nie widziałam innych turystów na wózkach. Niektórzy
mniej lub bardziej dyskretnie przyglądali mi się lub próbowali...
fotografować, co czasami kończyło się po prostu wspólną sesją
fotograficzną, rozmowami. Dzieci z właściwą sobie dociekliwością
zgłębiały tajniki budowy mojego wózka. Takiej „rikszy” jeszcze nie
widziały!
W Ajamer, fot.: Marek Hamera
Następnego dnia zwiedzaliśmy Dżami Masdżid, największy meczet
Indii. I tu okazało, że przed wejściem należy zdjąć buty. Ta zasada
obowiązywała we wszystkich odwiedzanych przez nas świątyniach
różnych wyznań. Do większości miejsc kultu wpuszczano mnie bez
problemu, do innych wjeżdżałam bez butów. Do jednej z dżynijskich
świątyń w wiosce Ranekpur w górach Arawali moi przyjaciele zaczęli
mnie wnosić, ale strażnik zdecydowanie tego zabronił.
Agra, w drodze do Taj Mahal. Fot.: Marek Hamera
Jedyną świątynią bez barier architektonicznych którą odwiedziłam
była bahaistyczna Świątynia Lotosu na przedmieściach Delhi. Jest to
obiekt wybudowany w XX wieku, we wnętrzu nie ma żadnych symboli
religijnych, może się w niej modlić każdy niezależnie od wyznawanej
wiary. I ja poddawałam się w tych niezwykłych miejscach mistycznym
nastrojom, pozwalałam malować sobie bindi na czole i nie oparłam
się pokusie poproszenia Lakszmi o pomyślność.
Po dwudniowym pobycie w stolicy ruszyliśmy w kierunku Agry. Ta
część naszej wycieczki budziła we mnie chyba największe
podekscytowanie. Marzenie by zobaczyć Taj Mahal było tak naprawdę
inspiracją dla tej wyprawy.
Mauzoleum zostało wzniesione w XVII wieku przez Szahdżahana na
pamiątkę przedwcześnie zmarłej, ukochanej żony Mumtaz Mahal. Obiekt
bywa nazywany świątynią miłości, uznawany jest przez niektórych za
najpiękniejszą budowlę świata i uchodzi za jeden ze współczesnych
siedmiu cudów świata.
Agra, Ta Mahal, fot.: Marek Hamera
Taj Mahal odsłania swój urok stopniując napięcie oczekiwania. Do
samego obiektu nie można zbyt blisko podjechać samochodem.
Dojeżdżamy tam elektrycznymi rikszami. Najpierw mijamy ogromną
bramę symbolizującą wrota do Raju, po przejściu której dopiero
wyłania się przed nami główna budowla. Nigdy nie zapomnę tego
zachwytu i wzruszenia, które poczułam patrząc na to
architektoniczne arcydzieło.
Do wnętrza i na taras prowadzą schody, po których mnie wniesiono
bym mogła zobaczyć wnętrze mauzoleum. Pomoc hinduskiego przewodnika
okazała się bezcenna. Nie tylko pomagał mnie wnosić, wybierał
najwygodniejsze przejścia, ale i ciekawie przybliżył historię tej
legendarnej budowli ciągle upewniając się, czy jesteśmy zadowoleni
z jego usług. Byliśmy!
Agra, Taj Mahal, fot.: Marek Hamera
Następnym miastem na naszej trasie było Jodhpur. Mieści się tam
potężny Fort Meherangarh, gdzie do dzisiaj można zobaczyć odciski
dłoni pozostawione przez wdowy po maharadży, które popełniły sati -
spaliły się żywcem na stosie. W pałacu Umaid Bhawan natrafiliśmy na
polski akcent – prace Stefana Norblina w stylu art deco.
Kolejne miasto to Puszkar, gdzie nocowaliśmy w hotelu
przypominającym wystrojem pałac maharadży. Na stole zastaliśmy
kartkę z informacją, by nie otwierać okien, bo dzikie małpy mogą
wchodzić do pokoju. Faktycznie – widok małp huśtających się po
balustradach towarzyszył nam każdego ranka. Niezwykła egzotyka! I
nawet takie utrudnienie jak zbyt wysokie łóżko (ale za to z
baldachimem!) nie przesłoniło mi uroku napawania się pięknem tego
miejsca.
Jaipur, Fort Amber, fot.: Marek Hamera
W Udaipur ogarnęło nas szaleństwo zakupów, bo miasto to słynie z
wyrobów z jedwabiu i kaszmiru. Ale nie obeszło się też bez pecha –
najpierw złapałam „gumę”, a następnego dnia w wózku złamała się
śruba. Na szczęście w kraju riksz i rowerów dętkę można było szybko
załatać, a śrubę dorobić.
Część objazdową skończyliśmy w stolicy Radżastanu – Jajpur, czyli w
Różowym Mieście. Tutaj oprócz zwiedzania czekała nas inna atrakcja
– przejażdżka na słoniach. Dwuosobowe kanapy umieszczone na ich
grzbietach są całkiem wygodne, a opiekunowie tych zwierząt uznali
wręcz za punkt honoru umożliwić mi taką przejażdżkę.
Goa, zakupy na plaży. Fot.: Marek Hamera
Pobyt w Indiach zakończyliśmy trzydniowym wypoczynkiem na Goa,
dokąd polecieliśmy samolotem z Delhi. Hotel Holiday Inn wybraliśmy
dlatego, że reklamował się jako dostosowany dla osób
niepełnosprawnych. I tak też było. Obsługa dwa razy dziennie
dzwoniła, dopytując się, czy wszystko OK, a ja - już w wygodnych
warunkach - mogłam kontemplować przebytą podróż. Piękną
podróż...
Hinduski poeta, laureat nagrody Nobla, Rabindranath Tagore
pisał:
„Cieszmy się, ze jesteśmy na tym świecie, że jesteśmy z nim
związani niezliczonymi nićmi, które rozciągają się od ziemi
do gwiazd”.
W Indiach tę niezwykłą więź człowieka z Naturą i Czasem czuje się w
sposób szczególny.
W Puszkar, fot.: Marek Hamera
Komentarze
-
nigdy nie pojadę do tego dzikiego kraju, nawet jakby ktoś by miał mi to zasponsorować
19.09.2012, 18:08To samo się tyczy krajów Islamskich.odpowiedz na komentarz -
Usciski dla Lilli i Marka.
08.02.2010, 17:51Poznałam Lillę i Marka na wakacjach w Kenii, z których właśnie wróciłam. Jestem pod ogromnym wrażeniem wielkiego uroku Lilli. To prawdziwa czarodziejka ! Dla mnie osobiście jest wielką inspiracją. Pokazuje, że niemożliwe jest możliwe, a bariery nie do pokonania, to zaledwie małe pagórki, które Lilla pokonuje z uśmiechem. Jest wspaniałą kobietą. Tworzą z Markiem parę, na którą miło się patrzy. Lillu, Marku, życzę Wam wszystkiego najlepszego i dziękuje za Wasze perełki poetyckie i fotograficzne.odpowiedz na komentarz -
Pozdrowienia
15.04.2009, 12:29gratuluję i cieszę sie razem z Lilla,ze spełnia swoje marzenia Basia Fal..odpowiedz na komentarz -
Marzenia
17.11.2008, 19:22Znam zarówno Lillę jak i jej życiowego partnera Marka. Tworzą wspaniałą parę i nie ma dla nich rzeczy niemożliwych, a marzenia "same" się spełniają... Lilla jednak bardzo dużo pracuje by być osobą niezależną "i spełniać" swoje marzenia podróżnicze... A tak na marginesie, troszkę zazdroszczę Wam tych Indii, serdecznie pozdrawiam:)odpowiedz na komentarz -
Tak myślę, że byłaś dla "miejscowych"
17.11.2008, 11:40tak "egzotyczna" , jak oni dla Ciebie. Potrafisz realizować marzenia - podziwiam i pozdrawiamodpowiedz na komentarz -
Tak marzenia się spełniają ale tylko tym którzy mają kasę,biedny nie dość że na wózku bez nóg może tylko po podwórku pojezdzić i tylko wtedy gdy jest pogoda i nie ma błota. Ile ludzi chciało by wyjechać niepełnosprawnych? Podejrzewam że wszyscy,ponieważ mają już dość wegetacji w domu,ale pieniądze są tylko dla urzędników a my niepełnosprawni ledwie żyjemy i co tu wiele mówić o podróżach,parę osób uda się coś załatwić i to po znajomościach i zaraz opisuje się że ktoś gdzieś był . A co z resztą??? pozdrawiamodpowiedz na komentarz
-
Indie
16.11.2008, 12:33Jestem pełna podziwu i troche zazdroszczę. Sama jestem niepełnosprawna i uwielbiam podróże. Chciałabym Cię poznać. Pozdrawiam Gosiaodpowiedz na komentarz -
A jednak można...
15.11.2008, 17:23Najważniejsze to "chcieć". Wszystko zaczyna się od "chciecia", od wizji. Reszta to sprawy techniczne, które zawsze daje się rozwiązać. Samodzielnie lub "z niewielką pomocą przyjaciół". Ale Lilla to tytan podróży. Nie wiem jak ona to robi, ale wychodzi jej to doskonale. Inni pewnie zazdroszczą bo sądzą, że ma tyyyyyyle kasy, że stać ją na wszystko ale mylą się. Ona ma po prostu tyyyyyylu przyjaciół. A oni to więcej niż kasa. Zresztą sami zobaczcie: www.lilla.latus.webpark.plodpowiedz na komentarz -
marzenia się spełniają
15.11.2008, 07:40Piękny artykuł. ,, Wiara czyni cuda". Każdy z nas ma szanse na piękne przeżycia ale należy w to wierzyć szczerze. Więcej takich pozytywnych przykładów w naszych czasopismach a życie będzie bardziej piękne i przyjemne.odpowiedz na komentarz -
Tylko pozazdrościć takiej podróży i podziwiać za wytrwałość. Sama jestem osobą niepełnosprawną poruszającą się na wózku inwalidzkim i zdaję sobie sprawę z iloma trudnościami należy sobie poradzić aby tak daleko się wybrać i tyle zwiedzić. Bez pomocy innych przyjaznych osób nie dałybyśmy rady. I ja również marzę o takich wycieczkach zagranicznych. I była taka nadzieja stworzona przez zamknięte już biuro podróży dla osób niepełnosprawnych. Ale myślę, że niedługo inne biura podróży zwrócą uwagę na to, że wśród ich klientów mogą też być osoby niepełnosprawne i warto im umożliwić zobaczyć świat. Pozdrawiamodpowiedz na komentarz
Polecamy
Co nowego
- W 2025 roku nowe kryteria dochodowe w pomocy społecznej
- Rehabilitacja lecznicza Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. O czym warto wiedzieć
- Czego szukają pod choinką paralimpijczycy?
- Gorąca zupa, odzież na zmianę – każdego dnia pomoc w „autobusie SOS”
- Bożenna Hołownia: Chcemy ograniczyć sytuacje, gdy ktoś zostaje pozbawiony prawa do samodzielnego podejmowania decyzji
Dodaj komentarz