Odwaga podróżowania
Chociaż życie na wózku bywa trudne, można je przeżyć ciekawie. Chociażby podróżując.
Tadeusz Łuczai nie zamierza płakać i narzekać na los za to, co go spotkało. Przejechał Polskę wzdłuż i wszerz. Był także w Szwecji i w Danii. Marzy o podróży do Chin. - "Życie trzeba brać takim, jakie jest" - mówi - "bo jeśli się bardzo chce, to na wózku można nawet fruwać". Uwielbia podróżować. Nie potrafi usiedzieć w domu. Wciąż ciągnie go w trasę, jakby na przekór niepełnosprawności i trudnościom z przemieszczaniem się.
Mieszka przy torach. Czternaście lat temu skracał sobie obie drogę do domu. Było już po północy. Drogę przeciął mu jadący pociąg z pustymi węglarkami. Chciał przeskoczyć przez jedną, ale nie udało się. Stracił przytomność. Kiedy rano obudził się w szpitalu, poprosił pielęgniarkę, aby rozmasowała mu nogi. I wtedy usłyszał, co się stało. Że nie ma nóg i ręki.
Życie na hulajnodze
Jeszcze przez rok nie opuszczało go uczucie, że nogi i rękę ma "na swoim miejscu". Ale
w końcu przyzwyczaił się do swojej "hulajnogi", jak nazywa wózek inwalidzki.
Nie wyobraża sobie życia bez samodzielności. Utrzymuje się z renty. Sam robi na targu zakupy,
gotuje, załatwia wszystkie codzienne sprawy. I korzysta z życiowych przyjemności. Kiedyś, na
turnusie rehabilitacyjnym, zdobył nawet pierwsze miejsce w tańcu na wózku z partnerką.
Zaraz po wypadku takie życie wydawało mu się bez sensu. - "Człowiek musi wtedy przełamać się w
sobie" - mówi. - "Przetrzymać pierwszy ból, przetrawić i pozbierać się od nowa. Tylko tak można
sobie pomóc. A że czasami jest ciężko? Komu nie jest ciężko?"
Zdrowy byczek
jedenaście lat temu poznał prezesa Stowarzyszenia Osób Niepełnosprawnych w Sopocie, który tak
jak on porusza się na wózku. Zrobił na nim bardzo duże wrażenie. Angażował się w sprawy innych
ludzi, organizował dla nich obozy, spotkania. Był bardzo aktywny i, co najważniejsze, pogodzony z
tym, że resztę życia spędzi na wózku. Od tego spotkania rozpoczęła się pasja Tadeusza podróżowania
po Polsce.
Jednak to nie takie proste wsiąść do autobusu czy pociągu, gdy jest się na wózku i ma tylko jedną
rękę. Ciągle trzeba kogoś prosić o pomoc.
- "Jeżeli widzę, że stoi taki zdrowy, umięśniony "byczek", to zwyczajnie podjeżdżam i
pytam: "Kolego, możesz mi pomóc?". Zawsze ktoś pomoże. Nie mieszkam przecież na pustyni".
Zawsze był bezpośredni i ma poczucie humoru, a dzięki uprawianym sportom nie narzeka na brak
kondycji fizycznej.
Znowu do więzienia
Poza Polską wyjeżdżał już do Szwecji i Danii. - "Nie siedzę teraz w domu i nie rdzewieję jak
kiedyś i jak wielu jeszcze niepełnosprawnych na wózkach, którzy czekają Bóg wie na co. Może myślą,
że wstaną Z tych wózków? Ja już nie chcę czekać".
Aby wyciągać ludzi z domów, kilka lat temu Tadeusz wspólnie z przyjacielem Jankiem Kosteckim
założyli Stowarzyszenie Pomocy Osobom Niepełnosprawnym "Szansa" w Bielsku Podlaskim.
Podróżuje po całej Polsce. Autobusami, pociągami. Zaczął od Wybrzeża, 11 lat temu. Przy tak
aktywnym życiu musi zmieniać wózek co pięć lat i często wymieniać opony.
Najchętniej pomagają mu policjanci. Widok gościa na wózku, którego mundurowi ładują do pociągu,
wzbudza przeważnie zdziwienie i zainteresowanie. Wtedy Tadeusz potrafi powiedzieć w kierunku
zdezorientowanych pasażerów: - "Co za życie, znowu mnie biorą do więzienia".
W podróży problemem staje się załatwianie potrzeb fizjologicznych. Gdy jedzie "w trasę",
stara się nie jeść i nie pić. Na szczęście jest facetem, to zawsze łatwiej. W razie potrzeby
wystarczy mu estetyczny pojemniczek. Raz siedział w autobusie obok zakonnicy. Przystanęli na
dłuższy postój. Myślał, siostra wyjdzie, to załatwi sprawę. Siostra jednak uparcie tkwiła obok
niego, bo tak miło im się rozmawiało. W końcu wykorzystał moment, gdy zaczęła szukać czegoś w
torbie. Potem tylko podał jej słoiczek i po prosił o wylanie. "Ktoś dał mi jakiś zepsuty kompot..."
- tłumaczył zadowolony.
Gdzie z tym wózkiem!
Najgorzej bywa zimą. Rękawiczki - tylko lewe - szybko się zdzierają, a padający śnieg i deszcz,
ślizgający się i zabłocony wózek, doskwierają najbardziej. Do tego mnóstwo stresów na dworcach.
Pomogą czy nie pomogą? Czy kierowca uprzejmy, czy nie? Czasem dosięgają go uwagi zdenerwowanych
pasażerów, którym stojący wózek utrudnia swobodne przejście.
Zawsze jednak znajduje się ktoś gotowy do pomocy. Bywa, że w pociągach konduktorzy udostępniają
przedziały służbowe, jeśli nie ma wagonu dla niepełnosprawnych. Świat przecież, pomimo wszystko,
nie jest taki zły.
- "Ostatnio jechałem pociągiem do Katowic i szukałem do pomocy silnego faceta. Wbiegł jakiś gość
chcący nadać przesyłkę kurierską, ale nie zdążył. Zgodziłem się wziąć jego rybki, on z kolei pomógł
mnie wnieść. Facet wcisnął mi jeszcze 30 zł na drogę. Na miejscu, ktoś rzucił hasło
"zoo", ja krzyknąłem odzew "rybki" i sprawa załatwiona.
"Integracja" 3/2001, str. 22-23.
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- W 2025 roku nowe kryteria dochodowe w pomocy społecznej
- Rehabilitacja lecznicza Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. O czym warto wiedzieć
- Czego szukają pod choinką paralimpijczycy?
- Gorąca zupa, odzież na zmianę – każdego dnia pomoc w „autobusie SOS”
- Bożenna Hołownia: Chcemy ograniczyć sytuacje, gdy ktoś zostaje pozbawiony prawa do samodzielnego podejmowania decyzji
Dodaj komentarz