W przyjaźni ze sobą
Jestem niewidoma od urodzenia i nigdy nie odczuwałam braku wzroku, ale staram się zrozumieć tych, którzy go utracili. Długo nie zdawałam sobie sprawy z tego, że jestem niepełnosprawna, a gdy świadomość tego faktu do mnie dotarła, przez następne lata bolałam nad tym.
Przez cały okres szkoły podstawowej byłam niesamodzielna. Ciągle musiałam korzystać z pomocy przewodnika. W tamtych latach zakodowało mi się w myślach przekonanie, że całkowicie niewidomi mogą być samodzielni w życiu. Dwóch niewidomych nauczycieli było dla mnie wzorem do naśladowania, ale nadopiekuńczość moich rodziców sprawiła, że długo im nie mogłam dorównać.
Dopiero od kilku lat zaczęłam nowe samodzielne życie w "przyjaźni" z białą laską.
Przemyśl jest średniej wielkości miastem. Ludzie są tu na ogół dobrzy, skorzy do pomocy, ale nie zawsze jest ona właściwie udzielana, co sprawia, że czasem zamiast pomóc, szkodzą - i sobie, a przy okazji także mnie. Widok laski nikogo raczej nie dziwi, bo mieszka tu wielu niewidomych. Zdarzają się niestety także ludzie, którzy najchętniej pozamykaliby takich jak ja w domach.
Niedawno spotkała mnie bardzo przykra przygoda. Co jakiś czas muszę brać zabiegi, żeby pomóc swojemu kręgosłupowi. Ustaliłyśmy z moją panią doktor, że na zastrzyki będę przychodzić do gabinetu zabiegowego. Pierwszy dzień odbyło się wszystko bez problemów. W drugim dniu wyszłam z gabinetu i miałam do pokonania trzy niewielkie stopnie "zaopatrzone" podjazdem, z którego zaczęłam spadać. Przyszedł mi z pomocą pewien pan, który uratował mnie przed złamaniem ręki lub nogi. Przy tej okazji jednak musiałam wysłuchać różnych przykrych komentarzy: "Dlaczego nie dali jej zastrzyków do domu? To już nie ma jej kto przyprowadzić? Puszczać taką osobę samotnie na miasto?"
Co mogłam w tej sytuacji zrobić? Przecież to ja sama chcę być samodzielna. Sama chcę robić zakupy, płacić rachunki, wychodzić na spacer. Gdyby komuś widzącemu przydarzyła się podobna historia, to nikomu nie przyszłoby do głowy, aby tak mówić.
Co kieruje ludźmi, że się tak o nas boją? Litość czy bogata wyobraźnia? A może przekonanie, że powinniśmy siedzieć w czterech ścianach, bo nie potrafimy siebie należycie ocenić, nie znamy swoich możliwości. A może to jest lęk przed niepełnosprawnością, który sprawia, że ludzie nie chcą naszego widoku? Czy będą wyłączać telewizory, gdy ukaże się reklamówka o tym, że rok 2003 jest rokiem niepełnosprawnych?
Pomimo wszystko, dopóki będę sprawna, będę sobie radzić sama. Od pomocy życzliwych ludzi i przyjaciół nie da się uciec, ale trzeba korzystać z niej tylko wtedy, kiedy jest niezbędna.
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- W 2025 roku nowe kryteria dochodowe w pomocy społecznej
- Rehabilitacja lecznicza Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. O czym warto wiedzieć
- Czego szukają pod choinką paralimpijczycy?
- Gorąca zupa, odzież na zmianę – każdego dnia pomoc w „autobusie SOS”
- Bożenna Hołownia: Chcemy ograniczyć sytuacje, gdy ktoś zostaje pozbawiony prawa do samodzielnego podejmowania decyzji
Dodaj komentarz