„A większą mi rozkoszą podróż niż przybycie!”
Kilka dni temu wróciliśmy z moją żoną Olą z kolejnej naszej podróży. Tym razem jednak chciałbym podzielić się z Wami nie opisem wyjątkowego miejsca, które widzieliśmy, ale opowiedzieć o blaskach i cieniach podróżowania Pendolino. W ostatnich 5-6 miesiącach mieliśmy okazję podróżować pociągiem kilkukrotnie, także myślę, iż jakiś przegląd sytuacji mam i warto się nim z Wami podzielić. Sprawdźcie więc, czy tytuł, będący cytatem z Leopolda Staffa, wiernie oddaje rzeczywistość.
Jeśli wybieramy się w podróż tym nowoczesnym pociągiem, a mamy, tak jak ja, problemy z poruszaniem się, powinniśmy zgłosić przejazd na 48 godzin przed wyjazdem. Bardziej szczegółowe informacje, jak to zrobić, znajdziecie na stronach przewoźnika. Niestety, zdarzyło się nam raz, że choć zgłosiliśmy przejazd odpowiednio wcześniej, informacja ta nie dotarła do służb kolei, które miały nam pomóc w dojściu do odpowiedniego miejsca. Warto zatem zawsze mieć taką ewentualność na uwadze i jednak po przyjściu na stację ponownie poinformować o swoim istnieniu i destynacji odpowiednie służby czy ochronę.
Jeśli żadnych problemów z przekazem informacji nie ma, a tak było w pozostałych wyjazdach, procedura wygląda następująco. Stawiliśmy się na dworcu jakieś 45 min. przed planowanym odjazdem i po odnalezieniu punktu „miejsca oczekiwania na obsługę dworca dla osób o ograniczonej sprawności ruchowej” zaczekaliśmy na ochronę, która bezpiecznie odprowadziła nas na odpowiedni peron i tor.
Po przyjeździe składu, okazało się niestety, że podnośnik, w który wyposażony jest wagon przystosowany dla wózkersów, uległ awarii i w tej chwili nie działa. Pomyśleliśmy: trudno, zdarza się, złośliwość rzeczy martwych. Zostałem wniesiony do wagonu przez obsługę. Mało to komfortowa sytuacja dla mnie, ale zapewne również dla dźwigających konduktorów, więc nie było co narzekać na wypadek losowy, a wręcz przeciwnie, podziękować za pomoc.
Wnętrze dostępne
Na pokładzie Pendolino miejsce przystosowane znajduje się w przedziale z tzw. WARS-em, a więc wagonem restauracyjnym. Z jednej strony nie da się ukryć, że w miejscu tym ruch jest większy niż w pozostałych przedziałach, z drugiej jednak, w ten sposób osoba niepełnosprawna ma ciągły dostęp do tej części składu kolejowego i w każdej chwili może zamówić coś do jedzenia czy picia, a ceny nie są tak kosmiczne, jak mogłoby się wydawać. W trakcie swoich kilkukrotnych podróży spróbowaliśmy kilku serwowanych potraw i trzeba szczerze przyznać, że są smaczne. W tym miejscu warto także zwrócić uwagę, iż w cenę biletu II klasy wliczony jest ciepły lub zimny napój.
W przedziale, który staje się naszym miejscem podróży, jest miejsce na wózek inwalidzki, a także fotele z inwalidzkim znaczkiem, na które można się przesiąść. Miejscówki są bardzo wygodne, z delikatną regulacją przechyłu, gniazdkiem oraz lampką. Dodatkowo, do jednego ze stolików restauracyjnych można bezproblemowo podjechać wózkiem, by np. zjeść spokojnie ciepły posiłek.
Obok przedziału znajduje się przystosowana toaleta i tu również bez większych problemów każdy powinien sobie poradzić.
Prosto, szybko, bez emocji
Muszę przyznać, że podróż w tych warunkach jest bardzo komfortowa i sprawiła nam wiele przyjemności, pozwalając na nowo odkryć radość z wojażowania po Polsce pociągiem. Warto także zwrócić uwagę na personel pokładowy, który, jak słyszałem, jest specjalnie selekcjonowany, i da się to wyczuć. Wszyscy są uśmiechnięci, uprzejmi i widać, że praca jest dla nich przyjemnością, a komfort pasażera nie jest tu jedynie pustym sloganem.
Celem naszej wycieczki była Warszawa Centralna i tu zostałem ponownie pozytywnie zaskoczony. Po pierwszym, niespecjalnie udanym z powodu awarii windy, kontakcie z Pendolino okazało się, że problem ten można rozwiązać w bardzo prosty i wygodny sposób. Aby w miarę bezpiecznie wyjechać z wagonu, podstawiono rampę wyposażoną w małe kółka, ułatwiające jej mobilność. Prosto, szybko i bez większych emocji.
Na tym mógłbym zakończyć moją relację, gdyby jednak nie małe „ale”, które w naszych realiach, dość często się pojawia...
Ważne pytania
Otóż muszę podać w wątpliwość, czy awaria podnośnika w Pendolino była tylko pechowym zrządzeniem losu, które trafiło akurat na nas. Po kilku miesiącach ponownie udaliśmy się w kierunku Warszawy, a potem jeszcze raz i, niestety, za kazdym razem winda nie działała. Dodatkowo, na profilu facebookowym mojego bloga temat rozpalił czytelników i okazało się, że spotkało to także innych niepełnosprawnych podróżujących. PKP Intercity, poproszone przeze mnie o komentarz, odpowiedziało, że zmieniają oprogramowanie, jednakże na pytanie, jak długo to trwa, nie uzyskałem już odpowiedzi.
Drugim poważnym problemem w całej tej sytuacji jest fakt, iż możliwość działania w przypadku nieprzewidzianej awarii, jeśli już za taką uznamy permanentny problem z podnośnikiem automatycznym, jest bardzo prosta. Wystarczy rampa – taka, jak na Dworcu Centralnym w Warszawie. Niestety, z tego, co się dowiedziałem, z tym też jest problem – brak tego prostego urządzenia na innych dworcach.
Personel pomaga, to prawda, i chwała im za to, że ratując wizerunek firmy poświęcają swoje zdrowie. Problem leży jednak gdzie indziej. Wejście do pociągu jest dość wąskie, strome i oczywiście ze schodami, a wózki czasami bardzo drogie, ciężkie i nieporęczne. Co w sytuacji, gdy bardzo ciężki wózek elektryczny spadnie na nogę kogoś z obsługi i zgniecie mu stopę? Co, gdy osoba niepełnosprawna wypadnie z wózka przy wnoszeniu do wagonu i dozna skomplikowanych złamań? Co, jeśli wózek wyślizgnie się niosącemu i upadając zostanie uszkodzony? Kto będzie odpowiedzialny za wyrządzone na zdrowiu czy w mieniu szkody? Z zawodu jestem prawnikiem i na co dzień m.in. zajmuję się kwestiami odszkodowań, może dlatego wyobraźnia podpowiada mi tyle różnych tragicznych w skutkach sytuacji. Z drugiej jednak strony, może warto poruszyć tę kwestię zanim coś złego się wydarzy. Uniknąć problemów, a może i tragedii, w prosty sposób – poprzez zadbanie o sprawność windy lub zakup ramp, służących do wjazdu wózkiem do pociągu.
Małe, lecz duże „ale”
Tekst ten nie ma na celu narzekania, jak beznadziejne są koleje w Polsce i że nie warto nimi jeździć. Wręcz przeciwnie, przy całym ogólnopolskim zamieszaniu z zakupem tych pociągów i kwestiach poruszonych powyżej chcę podkreślić, że sama podróż jest bardzo przyjemna, niedroga i odbywa się w komfortowych warunkach. Ja osobiście bardzo ją sobie chwalę i szczerze polecam. Zawsze w swoich tekstach skupiam się na pozytywach, chcąc pokazać osobom niepełnosprawnym, że można dalej, można wyżej. Tym razem jednak nie mogę przejść obojętnie, gdyż taką przeciwność można łatwo pokonać „od góry”, systemowo i powinno na tym zależeć nie tylko niepełnosprawnym.
Reasumując, wspomniany na wstępie cytat „A większą mi rozkoszą podróż niż przybycie!” można byłoby śmiało odnieść do podróży pociągiem Pendolino, gdyby nie to małe, a może duże, „ale”...
Łukasz Hećman – prawnik, doktorant, fascynat sportu i podróżowania, twórca strony internetowej NiepelnosprawnyTurysta.pl i profilu Niepelnosprawny w serwisie społecznościowym Facebook.
Dodaj odpowiedź na komentarz
Polecamy
Co nowego
- W 2025 roku nowe kryteria dochodowe w pomocy społecznej
- Rehabilitacja lecznicza Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. O czym warto wiedzieć
- Czego szukają pod choinką paralimpijczycy?
- Gorąca zupa, odzież na zmianę – każdego dnia pomoc w „autobusie SOS”
- Bożenna Hołownia: Chcemy ograniczyć sytuacje, gdy ktoś zostaje pozbawiony prawa do samodzielnego podejmowania decyzji
Komentarz