Wkrótce będę najlepszy!
Na nasze pytania odpowiada wschodząca gwiazda wyścigów
na rowerach ręcznych tzw. Handbike’ach – Arkadiusz Skrzypiński.
Zawodnik ze Szczecina w tym roku doszusował do światowej czołówki.
Najpierw pobił rekord Polski, później wygrał dwa niezwykle
prestiżowe maratony: W Bostonie i Nowym Jorku.
- To pytanie muszę zadać jako pierwsze. Jakim
cudem tegoroczny rekordzista Polski, zwycięzca dwóch niezwykle
prestiżowych maratonów: w Bostonie i Nowym Jorku, jedyny Polak w
międzynarodowym Sopur Team, skupiającym najlepszych handbikerów
świata nie pojechał na tegoroczną Paraolimpiadę? Dlaczego nie
reprezentowałeś Polski w Pekinie?
-
Ja też się do dzisiaj nad tym zastanawiam (śmiech). A mówiąc
poważnie: to złożony i trudny temat i nie lubię go poruszać, bo
jest już po Pekinie i to nie wróci. Trzeba się skupiać na
przyszłości. Przez ostatnie kilka lat, dzięki stałemu wsparciu
formy Vobis – mojego sponsora – sporo osiągnąłem. Byłem w wielu
miejscach na świecie, osiągnąłem świetne wyniki i myślałem, że
dzięki temu co do tej pory zrobiłem - pojadę. Gdybym pojechał do
Pekinu nie zrobiłbym tego po to żeby obejrzeć chiński mur i plac
Tien Nan Men tylko po to żeby się pościgać. Nie jeżdżę już na
wycieczki, jeżdżę startować w zawodach.
W Polsce to jest ciągle młody sport i raczkuje w naszych
strukturach. Miałem wszystkie potrzebne wyniki, spełniłem minima
paraolimpijskie, Finansowo to również nie był problem bo Chińczycy
płacili w tym roku za pobyt wszystkich sportowców. Wystarczyłoby
wsadzić mnie do samolotu. Niestety Polsce przysługiwały jedynie dwa
miejsca dla kolarstwa, a nasza dyscyplina jest umieszczona w
kategorii kolarstwo. Na te miejsca załapały się dwa tandemy, które
zresztą osiągnęły świetne wyniki, czego można im tylko
pogratulować. Dla nas – handbikerów - zabrakło miejsca.
Szkoda że PKPar nie wystąpił o tzw. dziką kartę. Kilku zawodników z
Europy, z którymi zawsze wygrywam, dostało je i pojechali do
Pekinu. Mówi się trudno – nie miałem poparcia „na górze” i nie
udało się. Mam nadzieję że w Londynie w 2012 roku jeśli nie ja, to
na pewno będzie inny zawodnik z Polski.
Arkadiusz Skrzypiński na handbike'u. Fot.: arch.
rodzinne.
- Zostałeś zaproszony do międzynarodowego zespołu Sopur
Team. W jaki sposób pomoże ci to w dalszym rozwoju?
- Jest to dla mnie potężny awans. Będę w przyszłym roku jeździł w
jednym zespole razem z medalistami Praolimpiady w Pekinie. Choć
przez pierwszy rok będę specem od „czarnej roboty”, bo jako nowy w
zespole będę musiał jeździć pod liderów, pracować na nich w
wyścigu, w związku z czym nie będę pewnie zajmował rewelacyjnych
miejsc, to obecność w zespole na pewno zaprocentuje. Za dwa lata to
ja będę jeździł szybciej i to koledzy z zespołu będą jeździć na
mnie!
Jest też tak, że to po prostu dla mnie dobry moment na dołączenie
do zespołu, bo indywidualnie osiągnąłem już wszystko co mogłem,
dalej bez współpracy, wsparcia ze strony zespołu bym nie poszedł.
Maratony są coraz szybsze, świat idzie do przodu, bez wsparcia
kolegów nie wygrywa się już najważniejszych wyścigów.
Cały zespół wyjeżdża wkrótce na Wyspy Kanaryjskie na długi obóz
przygotowawczy przed nowym sezonem. Ja dołączę do nich w styczniu
na dwa tygodnie. Na więcej nie mogę sobie pozwolić bo mam w Polsce
normalną pracę, której nie chcę stracić. Muszę utrzymywać rodzinę a
poza tym wiem, że sport to zabawa na kilka lat, a pracować będę
przez kilkadziesiąt. Trzeba myśleć o tym co będzie gdy skończę się
ścigać.
- Sportowcom ciężko jest pogodzić pracę i sport na wysokim,
światowym poziomie. Wielu paraolimpijczyków narzeka, że nie
otrzymują stypendiów sportowych jeśli nie zdobędą medalu, a zajmą
np. czwarte miejsce. Wtedy nie mogą zrezygnować z pracy i poświęcić
się w 100% treningom. Czy bez takiego wsparcia można sobie dać
radę?
- Odpowiem pytaniem: jakiego wsparcia oczekujemy? Czy to znaczy, że
Państwo powinno nam wszystko zapewnić? Nawet jeśli najlepsi
zawodnicy spędzają 300 dni w roku na zgrupowaniach, to nie trwa to
wiecznie. Ja np. lubię swoja pracę i wydaje mi się, że wszystko
zależy przede wszystkim od chęci. Nie czarujmy się. Nie wymagajmy
zbyt dużo. Ja potrafię znaleźć czas żeby po pracy pójść na trening,
a później jeszcze pobyć z rodziną. Wszystko da się pogodzić jeżeli
się chce. Narzekanie jest polską specjalnością. Uważam, że nikogo
nie powinno się rozpieszczać. Może to niepopularny pogląd, ale
niepełnosprawni również nie powinni mieć specjalnych względów.
Rozumiem pomoc dla najbardziej poszkodowanych osób, ale nie
przesadzajmy. Jeśli mam sprawne ręce i głowę dlaczego nie miałbym
pracować?
Arkadiusz Skrzypiński, fot.: arch. rodzinne.
- W swojej karierze uprawiałeś wiele sportów zanim
zdecydowałeś się na handbike. Skąd taki właśnie
wybór?
- Dziesięć lat byłem skupiony na wózkach sportowych. Przy okazji, w
przerwach trenowałem trochę innych dyscyplin: narciarstwo,
siatkówka na siedząco. Kilka lat temu, jeszcze jeżdżąc na wózku
sportowym, zacząłem starać się o sponsora. Wtedy wynikł temat
handbików, a ja nie siedząc nawet nigdy na takim sprzęcie
przekonałem sponsora że warto mi to kupić i że będę w tym najlepszy
w Polsce! Ci ludzie mi uwierzyli i tak zaczęła się moja przygoda z
ręcznym rowerem.
- Opowiedz proszę o zwycięstwie w maratonie
nowojorskim.
- W Nowym Jorku pomogła mi znajomość trasy. Byłem tam rok temu i
wiedziałem, że po starcie jest długi podjazd – trzy kilometry
wspinania się mostem ostro pod górę. Wiedziałem, że tam nie ma się
gdzie rozgrzewać, wiedziałem że to są trzy kilometry i że na bank
będzie tam wiał prosto w twarz lodowaty wiatr. Nie popełniłem więc
błędu rywali i na starcie nie pchałem się do przodu. Na początku
jechałem z tyłu ukryty głęboko w grupie. Dzięki temu nie marzłem.
Pomógł mi też dość przypadkowo mój kolega ze Szczecina, który tuż
po starcie ostro ruszył do przodu. Wszyscy najlepsi zawodnicy
ruszyli za nim i podczas tego długiego podjazdu ostro zmarzli, co w
wyścigach jest bardzo niekorzystne bo odbiera siły. Na szczycie
podjazdu wyskoczyłem z grupy i rozgrzany łatwo minąłem czołówkę i
pomknąłem w dół – to dało mi olbrzymią przewagę, której już do
końca nie straciłem.
- Jakie plany na przyszły rok?
- W przyszłym roku bardzo ciekawie zapowiada się morderczy wyścig w
Szwajcarii w Lozannie – 175 km po górach! Wybieram się tam razem ze
swoim nowym teamem. Nie wiem jak to przeżyję ale będzie na pewno
ciekawie. Do tej pory najdłuższa trasa jaką przejechałem na raz to
100 km. To będzie morderczy wyścig, trwający do siedmiu godzin.
Będzie ciekawie!
Arkadiusz Skrzypiński, fot.: arch. rodzinne.
- Jak drogi jest handbike? Ile potrzeba pieniędzy żaby móc
zacząć uprawiać ten sport?
- Nie jest to sport tani. Zwykły handbike można zdobyć za kilka
tysięcy złotych, ale to jest sprzęt który nadaje się na wycieczkę
rowerową za miasto. Jeśli myślimy o ściganiu się na poważnie -
musimy się liczyć z wydatkiem 4000 – 5000 Euro. Do tego sportu
trzeba też mieć charakter, bo nie jest łatwo.
Natomiast najprostszy handbike świetnie nadaje się do jeżdżenia
jako rehabilitacji. Handbike’i są idealne dla osób
niepełnosprawnych bo pozwalają aktywnie spędzać czas, poznając
świat. Tak jak na zwykłym rowerze możemy pokonywać
kilkudziesięciokilometrowe trasy za każdym razem wybierając inna
drogę, skręcając w nowe ścieżki. To świetna sprawa.
- Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Filip Miłuński
Dodaj odpowiedź na komentarz
Polecamy
Co nowego
- W 2025 roku nowe kryteria dochodowe w pomocy społecznej
- Rehabilitacja lecznicza Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. O czym warto wiedzieć
- Czego szukają pod choinką paralimpijczycy?
- Gorąca zupa, odzież na zmianę – każdego dnia pomoc w „autobusie SOS”
- Bożenna Hołownia: Chcemy ograniczyć sytuacje, gdy ktoś zostaje pozbawiony prawa do samodzielnego podejmowania decyzji
Komentarz