Uwolnij swoją moc(z) latem: od pieluchy do cewnika
Gdyby tamtego dnia, 13 lat temu, Piotr wiedział, że tak feralnie przewróci się na własnym trawniku, pewnie by się od razu na nim położył. Dwa tygodnie po upadku opuścił szpital bez czucia w rękach i nogach, za to z... pieluchą.
Kiedy Piotr z woj. lubuskiego opowiada o wydarzeniach, które sprawiły, że porusza się na wózku, wciąż kręci głową z niedowierzeniem.
- Bo widzi pani, ja przez tyle lat jeździłem ostro na motorach, grałem w piłkę, uprawiałem inne sporty, a wylądowałem na wózku po zabawie z 10-letnim chłopcem na przydomowych trawniku, kiedy biegałem z szybkością może 1 km na godzinę – wyjaśnia. – Przewróciłem się, a kawałek kręgu, który mi się wtedy odłamał, wbił się w sam środek rdzenia w kręgosłupie.
Po wypadku Piotr trafił do jednego z powiatowych szpitali niedaleko Zielonej Góry.
- Nie, nie podam nazwy, bo wtedy przeżyłem tam koszmar, ale dziś są tam może inni ludzie i ich skrzywdzę – podkreśla.
Podwójnie „zapampersowany”
Opieki nie miał tam wtedy prawie żadnej. Zdezorientowany, otumaniony lekami wyciszającymi leżał tam przed dwa tygodnie. Pielęgniarki przychodziły rzadko.
- Kubka z wodą nie miał mi kto podać – wspomina Piotr. – Narzeczona przynosiła mi do picia soki. W małych butelkach. Ustawiała je w rządku, jeden obok drugiego, na podręcznym stoliku. Nie miałem odruchu chwytnego, nie mogłem więc żadnej normalnie przytrzymać. Jak nie złapałem butelki nadgarstkami, to się nie napiłem. Wiele butelek wylądowało na podłodze, zanim nauczyłem się, jak z nich pić.
Czy konsultował go urolog? Czy ktoś powiedział mu o cewnikowaniu? Piotr patrzy drwiąco, kiedy słyszy te pytania.
- Jakie cewnikowanie? Oni mi tam założyli pieluchę. A jak im się nie chciało tej mokrej pieluchy zmieniać, to mi na nią drugą nałożyli – śmieje się gorzko Piotr. – Niemal na odchodne, moja narzeczona dosłownie uprosiła pielęgniarki, żeby jej powiedziały, jak odprowadzać zalegający mocz. Kazały opukiwać i uciskać pęcherz, żeby pobudzić go do pracy. Ze dwa razy pozwoliły, żeby przyjrzała się, jak zakłada się cewnik wewnętrzny. I tyle...
Inna bajka
Szpital powiatowy Piotr opuszczał z ulgą i mocnym postanowieniem, że do żadnego innego więcej nie pójdzie. Ale kiedy znalazło się miejsce w szpitalu wojskowym w Bydgoszczy, dał się uprosić.
- I dobrze zrobiłem, bo to była już inna bajka – wspomina Piotr. – Duży rygor na oddziale zarządzanym twardą ręką. Pełna rehabilitacja. Opieka urologiczna? Nie pamiętam, żeby do mnie przychodził urolog albo żeby zalecali takie konsultacje. Sam uznałem, że są potrzebne, bo miałem często zapalne dróg moczowych, więc chodziłem do urologa prywatnie.
Kiedy po kilku tygodniach wracał do domu z bydgoskiego szpitala, już „wiedział mniej więcej, jak to jest z tym cewnikowaniem”. Szczegóły poznał znowu dzięki narzeczonej.
- To był zupełny przypadek – podkreśla Piotr. – W Zielonej Górze, w aptece, poznała jakiegoś faceta na wózku i on jej wytłumaczył, co to jest cewnik wewnętrzny, a co zewnętrzny.
Zanim jednak Piotr nauczył się zakładać ten zewnętrzny samodzielnie, minęło kolejne pół roku.
- Bo to nowe, spadało ciągle, trzeba było znaleźć sposób, jak to „instalować”, żeby było wygodnie i bezpiecznie – tłumaczy Piotr.
Krótkie spodnie odeszły
Od wypadku Piotra minęło 13 lat. W tym czasie narzeczona stała się żoną, do rodziny dołączył synek, Piotr znalazł pracę i nową pasję.
- Cewnik zewnętrzny na rybach się przydaje – podkreśla Piotr. – Zakłada się do niego worek półlitrowy do zbiórki moczu i spokój na łowisku przez kilka godzin. I noce są przespane. Wtedy zakładam worek dwulitrowy – śmieje się.
Podaje instrukcję zawieszania worka, bo kiedy instalował go na udzie, to mocz nie spływał jak trzeba.
- No to zakładam go na łydkę i wtedy zwisa do kostki – tłumaczy.
Krótkie spodnie latem?
- Odeszły w zapomnienie – śmieje się Piotr. – Portki latem muszą być lekkie, przewiewne i długie. Żebym i ja się czuł bardziej komfortowo i żeby się ludzie nie gapili. Bo ten worek ani wygodny, ani estetyczny nie jest.
Awarie zdarzają się bez względu na porę roku.
- Kiedy cewnik spadnie, mocz zaczyna przeciekać – mówi Piotr. – I brzydko wygląda, i zapach nieładny. Zwłaszcza, kiedy ciepło i te portki szybko wysychają.
Rozterek kilka – co dalej?
O samocenikowaniu Piotr słyszał. Cewnika wewnętrznego doświadczył raz.
- Miałem założony taki cewnik do badania urodynamicznego – opowiada. – Już po, w drodze do domu dostałem wysokiej gorączki i krwiomoczu. Może jakoś niefachowo mi to zrobili?
Decyzję o „wdrożeniu” samocewnikowania hamują rozterki.
- Bo ja mam niesprawne dłonie – wyjaśnia Piotr. – Przy samocewnikowaniu będę potrzebował pomocy. Bo ktoś musi mnie umyć, żeby to higieniczne było, a potem cewnik do cewki moczowej wprowadzić i wyjąć. To będzie trudne logistycznie. Takie intymne czynności mogę powierzyć tylko żonie, a ona pracuje, nie zawsze przy mnie jest. Ja też pracuję. Kumpli z pracy prosił nie będę.
Ważne jest też to, że Piotr nie czuje, kiedy oddaje mocz. Nie może tego przewidzieć.
- Musiałbym się samocewnikować regularnie co kilka godzin – tłumaczy. – I znowu powołuję się na logistykę. Bo co będzie, jeśli żona mi nie pomoże? A jeśli mocz będzie za długo zalegał w pęcherzu i znowu dojdzie do stanów zapalnych?
Zastanawia się więc nad kombinacją: cewnik zewnętrzny na czas pracy, wyjazdów etc., a w domu samocewnikowanie.
- Ale czy to będzie bezpieczne? I jak wzrosną koszty na wszystkie przedmioty urologiczne? – pyta Piotr. – Bo moja renta i pensja nie są wysokie.
Dziwi się też, kiedy słyszy, że inni samocewnikują się tak sprawnie i szybko. Bo kto im pokazał, jak to się robi?
Komentarze
brak komentarzy
Dodaj komentarz