Powtórka z Londynu mile widziana
Ile medali zdobędziemy w Rio? Czy afera dopingowa dotyczy tylko Rosjan? Dlaczego nie zawsze paraolimpijczycy powinni rywalizować ze sportowcami pełnosprawnymi? Mówi nam w wywiadzie Łukasz Szeliga, prezes Polskiego Komitetu Paraolimpijskiego.
Tomasz Przybyszewski: Czy powtórzymy wynik z Londynu, gdzie nasi paraolimpijczycy zdobyli 36 medali?
Łukasz Szeliga, prezes Polskiego Komitetu Paraolimpijskiego: Jeśli byłaby to powtórka z Londynu, czyli 36 medali w takiej konfiguracji kolorów – 14 złotych, 13 srebrnych i 9 brązowych – to byłbym w pełni usatysfakcjonowany. Wszystko powyżej będzie rewelacyjnym wynikiem. Już 30 medali to będzie przyzwoity rezultat. Jeśli zestawimy możliwości organizacyjne i finansowe nasze oraz krajów, które będą nas wyprzedzać w klasyfikacji medalowej, to my wykonujemy to samo super ekonomicznie, wyrabiamy 200 proc. normy.
W Londynie nasza reprezentacja zajęła dziewiąte miejsce w klasyfikacji generalnej. Na poprzednich Igrzyskach Paraolimpijskich było to miejsce 18. Jaka jest rzeczywista pozycja polskiego sportu paraolimpijskiego?
Można powiedzieć, że w Londynie zawodnicy przeszli samych siebie. W Rio medali może być więcej, a pozycja w klasyfikacji może być gorsza. Gdyby udało się utrzymać w pierwszej dziesiątce, byłoby fantastycznie. Jeśli miałbym ocenić obecny potencjał polskiego sportu paraolimpijskiego, to celowałbym w pierwszą „15” na świecie. Przed nami są potęgi sportowe i finansowe, które trudno będzie „z marszu” przeskoczyć. Jednak wraz z rozwojem sportu paraolimpijskiego w Polsce chcielibyśmy na stałe zagościć w pierwszej „10”, bo na pewno nas na to stać.
Na przygotowania olimpijczyków do Rio wydano ok. 380 mln zł. Na jednego zawodnika wychodzi 1,6 mln zł. Jak jest w przypadku paraolimpijczyków?
Są to kwoty, które trudno zestawić. Wiem, że parę lat temu na olimpijczyka wydawano od 300 tys. zł do 1,8 mln zł w przypadku, wówczas, Justyny Kowalczyk. Jeśli chodzi o paraolimpijczyków, z pieniędzy ministerialnych na jedną dyscyplinę możemy przeznaczyć 300-400 tys. zł. Jest to więc znaczna dysproporcja. Ale ja nie chcę narzekać, że jest za mało pieniędzy, bo to do niczego nie prowadzi. Oczywiście, zawodnicy mają pewne potrzeby. Na razie pracujemy nad tym, by zaspokoić pewne minimum. Dla przykładu, dla pływania wyliczyliśmy, że niezbędna liczba zgrupowań, jakich potrzebuje trener, kosztowałaby rocznie od 150 tys. zł za zawodnika. Brakuje na pewno środków, nie ma ideału, ale pracuję nad tym i jest na to szansa, jeśli na następne lata zostanie utrzymany program PFRON „Olimpijczyk”, a Ministerstwo Sportu zachowa finansowanie na obecnym poziomie.
Jak wygląda wsparcie samych zawodników ze strony resortu?
Ministerstwo Sportu i Turystyki wypłaca naszym zawodnikom 8,5 mln zł rocznie w stypendiach. To jest od 2400 do 6500 zł miesięcznie, o ile są wyniki na Igrzyskach Paraolimpijskich, mistrzostwach świata czy Europy. Te stypendia są formą nagrody, a zarazem dają możliwość prowadzenia normalnego życia, bo nie czarujmy się – ktoś, kto ma się zajmować treningiem, nie może myśleć o tym, czy będzie miał z czego zapłacić czynsz lub czy rodzina będzie miała za co zjeść obiad.
Uprawianie sportu na poziomie paraolimpijskim to już nie tylko pasja, ale pełne zawodowstwo?
W przypadku wielu osób z niepełnosprawnościami sport jest wyborem życiowym. W zasadzie nie da się pracować i trenować, doba musiałaby mieć ze 30 godzin. Postęp jest bardzo duży. Dla przykładu, wynik w pływaniu, który dawał złoto w Londynie, może starczy ledwo na finał w Rio, ale na pewno nie da medalu. Pojawiły się odpowiednie nawyki żywieniowe, suplementacja, odnowa biologiczna, specjaliści oraz biomechanicy. Kolejną sprawą jest sprzęt, który w przypadku sportu paraolimpijskiego ewoluuje kosmicznie. Protezy, których używają zawodnicy, są coraz lepsze.
Coraz częściej paraolimpijczycy startują z zawodnikami pełnosprawnymi. Pojawiają się pytania, czy protezy nie dają przewagi.
Starty z zawodnikami pełnosprawnymi Oscara Pistoriusa nie były dobrym pomysłem. Takie protezy podudzi są lepsze niż nogi, dają więcej energii, jest to tzw. doping technologiczny. Uważam, że w takich przypadkach zawodnicy z protezami nie powinni startować na Igrzyskach Olimpijskich. Inaczej jest w przypadku Natalii Partyki w tenisie stołowym, bo ona nie używa protezy, dodatkowego sprzętu. Natomiast używanie protez o lepszych właściwościach niż nogi... Przecież te protezy służą wyłącznie do biegania, nie nadają się do chodzenia. To tak, jakbyśmy zamontowali buty z dodatkowymi sprężynami. Czy to będzie fair? Nie, dopóki wszyscy takich nie założą. Chodzi o to, żeby startować w tych samych warunkach. Jeśli ja mam możliwość odbijania się z protezy, która jest lepsza niż noga, to czy to jest w porządku?
Czy ten postęp technologiczny ma wpływ na codzienne życie?
Ten technologiczny, sprzętowy wyścig zbrojeń jest o tyle fajny, że pojawiają się dzięki temu coraz lepsze protezy, nowe sprzęty, które wpływają na poprawę jakości życia osób z niepełnosprawnościami. Odkrywają się nowe możliwości. Paraolimpijczycy pokazują innym, zwłaszcza osobom niepełnosprawnym, jak dalece poprzez sport można się zrehabilitować i świetnie funkcjonować, że można poświęcić temu swoje życie i przy okazji poznawać nowych ludzi, zwiedzać cały świat i jeszcze być autorem sukcesów.
Wspomniany wyścig zbrojeń ma też swoją ciemną stronę. Z Igrzysk Paraolimpijskich w Rio w wyniku afery dopingowej wykluczono reprezentację Rosji, sportową potęgę. Czy to oznacza, że mamy więcej szans medalowych, niż wyliczone przez trenerów 57?
Te szanse jakoś specjalnie przez to nie rosną. Może w jednym czy w dwóch przypadkach może być lepszy kolor medalu. Nie przewiduję dużo większych zmian, jeśli chodzi o te prognozy medalowe. Moim zdaniem wspomniana prognoza trenerów jest zbyt optymistyczna, ale bierze się ona ze światowych rankingów.
Czy fakt wykluczenia całej reprezentacji Rosji oznacza, że sport na poziomie paraolimpijskim nie jest czysty?
Trzeba pamiętać, że to jest sport, w którym zawsze będziemy mieli do czynienia z dwoma rodzajami historii. Jedna to doping nieświadomy, który jest błędem, bo ktoś zażyje lek na przeziębienie i nie wie, że są w nim substancje zabronione. Czasem wystarczy, że ktoś zje za dużo maku, pojawiają się opiaty, które są zakazane. Mówię całkiem serio, takie historie mają miejsce. Jest też drugi rodzaj dopingu, który jest straszny. Dlaczego? Nie chodzi nawet o to, że to jest nieczysta gra, bo to oczywiste, ale to zagraża życiu ludzi, którzy to robią. Wiemy, co się działo z niektórymi kolarzami, co się działo ze sportowcami z NRD, wcześniej ze Związku Radzieckiego. To są straszne historie i dobrze, że walczy się z dopingiem, kontrole są niezbędne. W sporcie paraolimpijskim jest jednak mniej przypadków niedozwolonego wspomagania.
Może dlatego, że paraolimpijczycy są słabiej kontrolowani?
Nie, kontrola jest taka sama. W czasie każdych Igrzysk zasada jest taka, że bada się 50 proc. uczestników plus wszystkich medalistów, czyli sito jest bardzo gęste. Każdy, kto odnosi sukces, jest badany.
Są także badania między zawodami?
Oczywiście, Komisja do Zwalczania Dopingu w Sporcie współpracuje z nami. Często zresztą my sami prosimy o przebadanie kogoś, bo mając wątpliwości czy podejrzenia wolimy sprawę od razu wyjaśniać. Próbujemy też szerzej edukować zawodników, ale proszę pamiętać, że każdy uczestnik Igrzysk Paraolimpijskich ma tę świadomość. Potem, jak jest wpadka, ludzie się tłumaczą, że nie wiedzieli. Ktoś był w antydopingowym systemie ADAMS przez 12 lat, a potem mówi, że nie wie, co to jest doping. To dziecinne tłumaczenie, pozbawione logiki. Jeśli ktoś trenuje regularnie przez wiele lat, to nie może się tłumaczyć, że nie wiedział.
Łukasz Szeliga podczas pożegnania paraolimpijczyków przed odlotem do Rio, fot. T. Przybyszewski
Mówi się od dawna, że sport osób niepełnosprawnych się profesjonalizuje.
Bardzo mocno, możemy to zobaczyć po wynikach, które z roku na rok podnoszą poziom rywalizacji wśród sportu osób z niepełnosprawnościami.
Może więc doping jest kolejnym, choć przykrym, etapem tej profesjonalizacji?
Zawsze znajdą się zawodnicy, którzy dochodząc do ściany, do granic swoich możliwości, będą szukać rozwiązań, które im pomogą. A może się uda. Nie wiem, bo nigdy się nie wspomagałem w taki sposób, więc trudno jest mi powiedzieć. Uważam, że legalna suplementacja, którą można stosować, choćby na przykładzie naszych kolarzy ręcznych pokazuje, że można osiągnąć bardzo dużo bez nielegalnych środków. Coraz więcej jest nowych preparatów, które pozwalają szybciej i skuteczniej się regenerować, a o to w tym przede wszystkim chodzi. Żeby organizm po treningu jak najszybciej wrócił do pełnej sprawności, o oczko szybciej niż inni zawodnicy. Lepiej szukać rezerw organizmu tam, gdzie jest to czyste, bo doping jest drogą na skróty, która nikomu nie służy. Proszę zauważyć, że po skandalu dopingowym odwracają się sponsorzy, dyscyplina cierpi różnego rodzaju katusze, bo nie ma przychylności władz. Ale najbardziej przykre jest dla mnie to, że w pewnym momencie zawodniczka czy zawodnik płaci za to zdrowiem i życiem. To jest dramat.
Czy w polskim sporcie paraolimpijskim zdarzają się wpadki dopingowe?
Zdarzają się, są pojedyncze przypadki stosowania dopingu.
Nie są nagłaśniane?
Nie, bo nasz sport w ogóle jest mało nagłaśniany. Nawet przez chwilę myślałem, że może zacząć wykorzystywać tego typu historie, by było o nas głośniej, ale to jednak nie jest coś, czym warto się chwalić. Proszę pamiętać, że to jednak ostatecznie zawodnik jest odpowiedzialny indywidualnie, dlatego wykluczenie całej ekipy rosyjskiej w moim pojęciu jest trochę kontrowersyjne, lecz pewnie poparte mocnymi dowodami, że mieliśmy do czynienia z programową akcją. Skoro niemal połowę złotych medali w Soczi zgarnęła ekipa rosyjska, to dawało wszystkim do myślenia. Zastanawialiśmy się, jakim cudem? Co się stało, że faworyci w niektórych konkurencjach nie wygrywali, a kolejne medale zgarniają Rosjanie?
Największe podejrzenia o doping są chyba w konkurencjach wytrzymałościowych i siłowych, np. w podnoszeniu ciężarów?
Tak. My też mieliśmy przypadki, aczkolwiek połowa z nich w ogóle nie była związana z substancjami, które miały wspomagać. W dwóch przypadkach rzeczywiście można było podejrzewać o zażywanie środków sterydowych. Wiadomo, w sporcie paraolimpijskim też są coraz większe pieniądze, niektórzy ludzie z tego żyją, mają sponsorów oraz są kraje, w których są bardzo duże dotacje.
Co też jakoś zachęca do stosowania dopingu.
Tak, to prawda.
Jak się przed tym bronić?
Nie jesteśmy w stanie się przed tym w pełni zabezpieczyć. Oczywiście są kary, wykluczenia, dyskwalifikacje. Mamy już porozumienie z Komisją do Zwalczania Dopingu w Sporcie. Jeśli się znajduje u kogoś zakazane substancje, to nie ma litości. Kary zaczynają się od czterech lat, więc to się nikomu nie opłaca, bo tyle czasu wykluczenia w większości przypadków oznacza koniec kariery. To jest niemal dożywocie, bo powrócić po czterech latach, bez możliwości rywalizowania z innymi zawodnikami, to bardzo ciężka sprawa. Jeśli komuś się uda, to rzeczywiście ma hart ducha, ale już zawsze ciąży na nim piętno.
Przed Igrzyskami Paraolimpijskimi w Rio głośno było o cięciach budżetowych u organizatorów.
Mamy informacje, że będzie mniej pieniędzy na przeprowadzenie zawodów. Szczerze powiedziawszy, bardzo mnie martwi, że organizatorzy z taką nonszalancją podchodzą do Igrzysk Paraolimpijskich. Mam nadzieję, że to się nie odbije na rywalizacji sportowej, a jedzenie na stołówce i warunki bytowe będą na tyle przyzwoite, że nie wpłynie to na formę zawodników.
Mówi się, że zawodnikom w kość może dać klimat.
Zwłaszcza wilgotność niektórym zawodnikom będzie bardzo przeszkadzać. Zupełnie inaczej człowiek się męczy, inaczej oddycha, trzeba się z tym oswoić. Niektórzy mieli okazję już skosztować takich warunków, więc zakładam, że sobie z tym poradzą. Poza tym wilgotność będzie przecież wszystkim przeszkadzać tak samo. Oby naszym jak najmniej.
Rio de Janeiro nie należy do najbezpieczniejszych miast. Czy obawia się Pan, w obliczu cięć budżetowych, o bezpieczeństwo zawodników?
Przeszliśmy szkolenie. Zawodnicy i trenerzy otrzymali od nas instrukcje, takie proste wskazówki, których będziemy na miejscu przestrzegać i raz jeszcze raz „wałkować”.
Jakie to są wskazówki?
To proste uwagi i zalecenia. Nie chodzimy samotnie na miasto, nie podróżujemy w pojedynkę, nie zabieramy ze sobą oryginału paszportu, tylko kserokopię, nie nosimy ze sobą wartościowych przedmiotów, drogich telefonów, aparatów, nie prowokujemy. Musimy myśleć o tym, że może nas spotkać coś złego, dlatego nie chodzimy po zmroku w niebezpieczne miejsca. To powinno zagwarantować bezpieczeństwo. Inna sprawa to wirusy, które tam występują.
Zwłaszcza wirus Zika.
Niestety, nie ma na to szczepionki. Nasi zawodnicy zostali zaszczepieni przeciwko WZW typów A i B. Odświeżone zostały też inne szczepienia ochronne. Wszyscy są wyposażeni w preparaty przeciw komarom. Proszę jednak pamiętać, że my tam jedziemy na zawody sportowe i do momentu startu nie ma mowy o tym, że ktoś wychodzi na miasto, zwiedza. Do wioski nie mają wstępu osoby nieupoważnione i jest to ściśle przestrzegane. Na teren wioski nie można wnosić niczego podejrzanego, a także alkoholu. Obowiązuje prohibicja.
Cofnijmy się o cztery lata. Czy Igrzyska Paraolimpijskie w Londynie w 2012 r. były przełomowym momentem w sposobie prezentowania sportu osób z niepełnosprawnością?
Brytyjczycy pokazali, jak realizować transmisję sportową z Igrzysk Paraolimpijskich, że to może być ciekawe, zabawne. Bardzo dobrze się do tego przygotowali, stworzyli pewien wzorzec. Obawiam się, że w Rio to się nie powtórzy, jestem natomiast spokojny, jeśli chodzi o Tokio za cztery lata. Sprawy idą w dobrym kierunku, pojawili się sponsorzy, są media. Bardzo się cieszę, że Telewizja Polska będzie prowadzić z Rio transmisje na żywo. Nie chciałbym tylko, żeby Igrzyska Paraolimpijskie były chwilowym szaleństwem, które szybko zniknie. Pracujemy nad tym, żeby były relacje, transmisje także z innych najważniejszych imprez paraolimpijskich. Myślimy też o dyscyplinach, których w Rio nie reprezentujemy. Dużym wyzwaniem jest doprowadzić do wyjazdu na Igrzyska sport drużynowy, jak koszykówka na wózkach, siatkówka na siedząco, goalball czy piłka nożna osób niewidomych.
Wydaje się, że sponsorzy zaczęli dostrzegać sport paraolimpijski.
Marka odzieżowa 4F, Orlen czy PZU to dopiero pierwsze kroki. Nie jest łatwo przekonać sponsorów, bo mało jest nas w mediach. Cieszymy się jednak, że są tak odważne firmy, które otwierają się na współpracę, pokazują, że nie ma się nas co bać. O ile finansowo radzi sobie sport wyczynowy, na poziomie paraolimpijskim, to mamy problem z podstawą tej piramidy. To jest wyzwanie, by zachęcić większą liczbę ludzi do wyjścia z domu, przekonać rodziców, że dziecko mające ograniczenia w ruchu potrzebuje go więcej niż ten, który tych ograniczeń nie ma. Dzięki aktywności, gdy ktoś wyjdzie na narty, popływać, na rower, jest wśród ludzi. Jak to więc jest, że według statystyk tyle jest w Polsce osób niepełnosprawnych, a my mamy olbrzymi problem ze znalezieniem nowych zawodników?
Jak mogą w tym pomóc pieniądze?
Fundusze zawsze umożliwiają wykonywanie pewnych ruchów, działań, prowadzenie szkoleń. Próbujemy zbudować wspólnie z Ministerstwem Sportu i Turystyki oraz PFRON jakiś program, który przełożyłby się na rozwiązanie systemowe. Realizowaliśmy program „Olimpijczyk”, za który jestem wdzięczny Pełnomocnikowi Rządu ds. Osób Niepełnosprawnych i PFRON, bo dzięki tym środkom mogliśmy uzupełnić pieniądze ministerialne i bez zgrzytów przeprowadzić przygotowania do Rio. Pieniądze z programu „Olimpijczyk” zagwarantowały zawodnikom spokój.
Łukasz Szeliga (tyłem) w otoczeniu m.in. Elżbiety Rafalskiej, minister rodziny, pracy i polityki społecznej, Witolda Bańki, ministra sportu, Krzysztofa Michałkiewicza, Pełnomocnika Rządu ds. Osób Niepełnosprawnych i Roberta Kwiatkowskiego, prezesa PFRON, fot. T. Przybyszewski
Kolejni sponsorzy są mile widziani?
Zależy nam na nich, żeby mieć pewną swobodę działania, móc realizować program nadziei paraolimpijskich, obozy letnie, zimowe dla dzieci z niepełnosprawnościami. Oczywiście w wydaniu integracyjnym, bo takie rzeczy mają sens i one się sprawdzają. W szkołach integracyjnych też dzieci z niepełnosprawnościami nie są specjalnie aktywizowane ruchowo. Z reguły mają zwolnienia z WF-u, ale czasem nauczyciele nie wiedzą, co można z takimi dziećmi robić. Jak był program nauczania w szkołach podstawowych pływania, to nie dotyczył dzieci niepełnosprawnych. Trzeba więc przygotować ludzi, którzy będą umieli z nimi pracować, dlatego chcemy nieść ideę paraolimpijską do szkół. Obecnie też jeździmy po szkołach, organizujemy spotkania z paraolimpijczykami.
Co dają takie wizyty?
Te spotkania są bardzo ważne, można kogoś zobaczyć, usłyszeć, obejrzeć jakieś zdjęcia, filmy, w sposób namacalny przekonać się, że niepełnosprawność nie oznacza niemożności uprawiania sportu, bycia aktywnym, samodzielnym. Niestety, czasem to rodzice stoją na przeszkodzie w pozyskiwaniu przez nas młodych zawodników. Obawiają się, że dziecku może się coś stać. Owszem, może się coś stać, ale przewrócić się można także w domu. Bardzo zachęcam i zapraszam wszystkie osoby z niepełnosprawnościami do aktywności, współpracy z naszymi klubami, które są praktycznie w każdym większym mieście w całym kraju. Poprzez nasze profile na Facebooku można nawiązywać kontakty i docierać do ludzi, którzy się tym zajmują. Bo ruch to zdrowie.
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- W 2025 roku nowe kryteria dochodowe w pomocy społecznej
- Rehabilitacja lecznicza Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. O czym warto wiedzieć
- Czego szukają pod choinką paralimpijczycy?
- Gorąca zupa, odzież na zmianę – każdego dnia pomoc w „autobusie SOS”
- Bożenna Hołownia: Chcemy ograniczyć sytuacje, gdy ktoś zostaje pozbawiony prawa do samodzielnego podejmowania decyzji
Dodaj komentarz