Zmienić swoje życie
Drodzy przyjaciele,
mam 25 lat, pochodzę z niewielkiego, 22-tysięcznego miasteczka, mam II grupę inwalidzką. Nie studiuje, ponieważ edukację zakończyłem na eksternistycznym liceum, z resztą nauka zawsze przynosiła mi problemów niemiara. Ale cieszę się, że i tak mam średnie wykształcenie. Edukację zakończyłem na 3-letniej Zasadniczej Szkole Zawodowej, średnią szkołę - 1,5 roczne liceum dla dorosłych skończyłem 2 lata temu. Mając wykształcenie zawodowe często denerwowałem się, ponieważ chciałem pójść gdzieś do pracy. Rodzice dobrze radzili, bym poszedł gdzieś do średniej, ale jak to się mówi "byłem najmądrzejszy" i nie posłuchałem się. Często chodziłem po mieście, po sklepach, tak by zająć czymś czas. Nie będę ukrywał, że nigdy nie miałem żadnych przyjaciół, zawsze to byli "sezonowi" znajomi. Tak chyba jest do dzisiaj. Nie było z kim pójść na przysłowiowe piwo ani porozmawiać o problemach, jakie mnie czasami nurtowały. Gdy zapadła ostateczna decyzja, że skończę szkołę średnią, myślałem, że będzie łatwiej zdobyć nowych znajomych czy wreszcie ruszyć się z domu, znaleźć np. gdzieś pracę. Były to jeszcze czasy, kiedy przepisy zachęcały pracodawców do zatrudniania ON. Szukałem tej pracy, ale z drugiej strony sam nie wiedziałem, co chcę robić. Nie mam takich konkretnych zainteresowań, interesuję się wszystkim po trochu (sport, komputery, telewizja, fotografia, polityka, moda, motoryzacja, militaria). Może dlatego jest mi ciężko określić, co chciałbym robić w życiu.
Ale pójdźmy dalej. Otóż gdy skończyłem tą średnią, byłem bardzo zadowolony i można powiedzieć, że szukałem prawie że na siłę pracy, nie zważając na konsekwencje co mogłoby się stać z moją rentą socjalną. Nie znalazłem do dzisiaj tej pracy, mimo iż chodzę, pytam, czytam ogłoszenia. A może coś źle robię?? Czy ja na pewno umiem szukać? Te dwa pytania stawiam sobie prawie codziennie. Kilka osób jakie znam, zachęca mnie do wyjazdu do większego miasta, np. do Warszawy, rzekomo, że tam znajdę pracę bez problemów.
Gdybym był uparty, myślę, że tego listu bym dzisiaj nie pisał, ale znam swoje realia, znam realia pracy w dużym mieście, teraz gdy kryzys jest, poza tym jak i kryzysu nie było, to stolica zawsze była oblężona przez ludzi z całej Polski. Niedawno koleżanka wyjechała do „100licy” pracować, m. in. ona mnie namawiała na taki wyjazd. Ona jest studentką dziennikarstwa, znalazła pracę w jednej z redakcji gazety codziennej. Pytam się raz jej, czy naprawdę jest tak kolorowo, jak każdy opowiada. Przyznała, że zarabia tyle, że ciężko jest jej związać koniec z końcem. Po za tym ja wiedziałem, że nie wyjadę nigdy do większego miasta, ponieważ w 100 proc. nie jestem zdolny do samodzielnego funkcjonowania. Czasami ktoś musi mi pomagać np. coś dźwignąć itp. Jeśli pracować, to chciałbym w swoim mieście, po za tym kocham to miasto i nie chcę go opuszczać, tak jak wielu moich rówieśników, którzy twierdzą, że jest to miasto bez przyszłości. Gdybym był lepiej wykształcony (przynajmniej matura, i studia), oraz byłbym zdrowy, to mógłbym pracować wszędzie gdzie się da, lecz jest tak, jak jest i tego się nie zmieni.
Z jednej strony martwi mnie, że siedzę w domu, nie mam przyjaciół, ani jakiejkolwiek pracy, a z drugiej strony (z wielkim szacunkiem) wiem, co większość moich kolegów i koleżanek w Polsce przeżywa, będąc w mojej sytuacji. Nie chcę nikogo obrażać, ale myślałem, że uda mi się trochę odbić w górę, być w czymś lepszym, ale tak naprawdę to ja nawet nie mam o czym z ludźmi rozmawiać. Mam znajomego, który prowadzi własny sklep, poznałem się kiedyś z nim, robiąc kilka razy u niego zakupy. Przez jakiś czas próbowałem jakoś dbać o tą naszą przyjaźń, chciałem by ona się trochę pogłębiła, do tego stopnia, że będziemy mogli razem gdzieś pojechać, pójść na piwo, po pracy spotkać się i porozmawiać. Nie wiem czy on poważnie traktuje mnie jako swojego dobrego znajomego czy tylko jako przelotną znajomość. Kiedyś dał mi możliwość zarobienia paru złotych na roznoszeniu ulotek. Byłem zadowolony, chętnie to zrobiłem, lecz obawiałem się, by potem nie mówił mi, że się próbuje do niego podlizać czy coś chcę. W tym momencie to ja niepotrzebnie narobiłem sobie jakichś nadziei, bo jesteśmy w takim wieku, że pewnie za rok może dwa on weźmie ślub, zajmie się rodziną i o takim znajomym jak ja zapomni. Ale z drugiej strony popełniłem spory błąd, robiąc sobie jakieś nadzieje na koleżeństwo z nim. Kiedyś, jak rozpoczął działalność, obiecywał, że kiedyś poszerzy zakres usług, że mnie trochę podszkoli i weźmie do siebie.
Kurcze! Boję się o siebie, ponieważ za bardzo chyba traktuję go jak jakiegoś dobrego kumpla (z góry informuję, że nie mam pociągu seksualnego do mężczyzn). Po prostu może za mało mam kontaktów z mężczyznami, zawsze obracałem się w towarzystwie koleżanek i może dlatego brakuje mi fajnego kumpla. No ale może czas skończyć o nim, w każdym razie trochę może mu zazdroszczę tego, że ma własną działalność. Ja ze swoimi rodzicami często zastanawialiśmy się, w co zainwestować niewielkie, gdzieś do 20 tys. zł pieniądze, na jakąś działalność, tak abym mógł czasem im pomagać. Niestety małe miasteczko, wszystkiego jest sporo i nie ma co wymyślić. Zastanawiałem się nad tym, by znaleźć jakieś stowarzyszenie bądź fundację, by podziałać charytatywnie, ale też stwierdziłem, że to chyba nie ma sensu, ponieważ chcę zajęcia, dzięki któremu coś zarobię bądź dorobię sobie na jakieś wydatki, a mam bardzo dużo marzeń, które chciałbym zrealizować.
Kończąc ten list chciałbym poinformować, że nie piszę tego (by ktoś tak nie odbierał), bo chcę sobie zrobić jakąś krzywdę. Czasem rzeczywiście mam słabą psychikę, zaczynam się załamywać, ale jestem w 100 procentach normalny psychicznie i żadne próby samobójcze mi nie grożą. Musiałbym być bardzo mocno zdesperowany. W liście tym chciałem podzielić się moim problemem samotności. Czuję się czasami naprawdę samotny i niepotrzebny. Nie umiem znaleźć sobie miejsca na ziemi. Od paru lat moje życie wygląda tak samo, wstaję, śniadanie, prysznic, komputer, jakieś zakupy, obiad, TV, czasem jakaś książka, komputer, kolacja i spać. Moim największym marzeniem jest to, by zmienić moje życie. Mam, jak na początku wspomniałem, już 25 lat i, jak pisałem, moje życie wygląda tak samo. Dlatego na koniec chciałbym usłyszeć jakieś słowo pocieszenia, czy można żyć inaczej, czy da radę coś zrobić, z czego będę zadowolony a chciałbym bardzo. Jednym słowem - chcę zmienić tą nudę na zajęcie jakieś. A może jestem skazany w swoim 22-tysięcznym mieście na kontynuowanie mojej nudy aż do starości? Zdaje sobie sprawę, że może być i tak, ale wolałbym i marzę o tym, by to wszystko zmienić.
Marcin
Dodaj odpowiedź na komentarz
Polecamy
Co nowego
- W 2025 roku nowe kryteria dochodowe w pomocy społecznej
- Rehabilitacja lecznicza Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. O czym warto wiedzieć
- Czego szukają pod choinką paralimpijczycy?
- Gorąca zupa, odzież na zmianę – każdego dnia pomoc w „autobusie SOS”
- Bożenna Hołownia: Chcemy ograniczyć sytuacje, gdy ktoś zostaje pozbawiony prawa do samodzielnego podejmowania decyzji
Komentarz