Lista dla bogatych
Wiele osób z nadzieją i niepokojem przygląda się pracy Ministerstwa Zdrowia. Jest ono w trakcie ustalania nowej listy przedmiotów ortopedycznych i środków pomocniczych. Gdy prace nad listą skończą się, zmianom ulegną limity refundacji. Czy będzie zatem lepiej niż było?
Będzie można odpowiedzieć na to pytanie wtedy, gdy ministerstwo przedstawi końcowe wersje projektów dwóch równoległych rozporządzeń. Na razie prace i konsultacje społeczne dotyczą ustalenia, jaki sprzęt powinien znaleźć się na liście refundacyjnej. Wszyscy są jednak zgodni: potrzebne są nowe rozporządzenia. W 2004 roku, kiedy uchwalono obecnie istniejące akty, ceny sprzętu były niższe. Ponieważ ceny wzrastały, wiele osób rezygnowało z dobrych urządzeń i kupowało tańsze, zwykle gorszej jakości.
– Aparat słuchowy, podobny do tego, który kupiłem pięć lat temu, w tym roku kosztował połowę drożej – mówi Mirosław Giedrzyński, niedosłyszący gdańszczanin. – Limit i wysokość refundacji zostały takie same. Jeden aparat na moją wadę, abym mógł wyraźnie słyszeć, kosztuje 4 tys. zł. A muszę mieć dwa. Limit dali na 800 zł i na jedno ucho, jakby głuchota trafiała się tylko w jednym. Gdy dodam to, co PFRON dopłaca, to wyjdzie 2 tys. zł. Skąd mam wziąć pozostałe 2 tys. zł? I co z drugim uchem? Te limity są oderwane od życia.
Rozmowy o wysokości limitów oraz wielkości refundacji ministerstwo rozpocznie po ustaleniu listy sprzętu. One będą najtrudniejsze, ponieważ wiele osób i organizacji najwięcej zastrzeżeń ma do obecnych limitów. W zasadniczy sposób określą, ile osób z niepełnosprawnością będzie miało dostęp do tego sprzętu.
– Dorosłym osobom niedosłyszącym przyznaje się refundację na jeden aparat – mówi Bogdan Szczepankowski z Polskiego Związku Głuchych. – To tak jakby słabowidzącemu przyznać okulary na jedno oko. To jest relikt z dawnych czasów, kiedy nosiło się pudełkowy aparat słuchowy ze słuchawką w uchu lub parą słuchawek. Aparatów pudełkowych już nie ma, są zauszne i wewnątrzuszne, przeznaczone do jednego ucha. Osobie dorosłej wciąż refunduje się tylko jeden aparat. Można powiedzieć, że to dyskryminacja jednego ucha. Kwota limitu 800 zł jest śmiesznie niska i odpowiada cenie estońskich aparatów, których już dawno nie ma na rynku. Były zresztą beznadziejne. To kpina. Dziś cena przeciętnego aparatu wynosi 2 tys. zł. A na daną wadę słuchu pomóc może dopiero aparat za 4 tys. zł. Dlatego, jeżeli stawia się ograniczenie kwotowe, to nie może być ono na niskim poziomie, ponieważ większości osób z niedosłuchem nie stać na kupno takiego aparatu, jakiego powinny używać.
Bardzo niski limit – 100 zł – dotyczy także poduszki odleżynowej. Za dobrą poduszkę trzeba zapłacić dziesięć razy tyle, a najlepsze kosztują nawet 1500 zł. Łączna suma refundacji z NFZ i PCPR (NFZ i PCPR dysponują na ten cel środkami PFRON) wynosi ok. 265 zł [więcej ramka: Oblicz refundację]. To wciąż mało, wielu osób na dobrą poduszkę nie stać.
Trudno zrozumieć tak niski limit, gdyż leczenie pacjenta z odleżynami w szpitalu kosztuje NFZ kilkadziesiąt tysięcy złotych.
– Nie wyobrażam sobie, aby limit na poduszki przeciw odleżynom w nowym rozporządzeniu pozostał na tak absurdalnie niskim poziomie – mówi poseł Sławomir Piechota, biorący udział w konsultacjach jako reprezentant Wrocławskiego Sejmiku Osób Niepełnosprawnych. – Dotyczy to też materaców, które są jeszcze droższe.
Co na listę?
Wiele z dotychczas zaproponowanych przez ministerstwo zmian na liście sprzętu wzbudziło zdziwienie i niezrozumienie w organizacjach pozarządowych. Komisje sejmowe uwzględniły wiele ich uwag i z niektórych pomysłów się wycofano. Nadal są jednak zgrzyty. Do nich należy wpisanie na listę refundacyjną wkładek ortopedycznych. Wydawać by się mogło, że decyzja o poszerzeniu listy o kolejne przedmioty powinna cieszyć środowisko. Nie wtedy jednak, gdy oznacza to uszczuplenie środków na zdecydowanie bardziej potrzebny sprzęt. Refundacja wkładek ortopedycznych może mieć zasięg masowy i bardzo prawdopodobne, że ogromna liczba osób będzie się po wkładki zgłaszała, tym bardziej, że dzięki refundacji staną się tanie. Szacuje się, że co najmniej połowa Polaków ma problemy ze stopami, lekarze będą więc chętnie przepisywać im wkładki ortopedyczne. Wiele organizacji stanowczo sprzeciwia się wprowadzeniu wkładek na listę, uważając, że to marnowanie środków.
Na zdjęciu: aparat słuchowy. Fot.: arch. Oticon
– Dziś lekarze nagminnie wypisują aparaty słuchowe osobom starszym – mówi Ewa Wójcik, kierownik działu adaptacji osób niepełnosprawnych w MOPS we Wrocławiu. – Oni kupują najtańsze, aby nic nie dopłacać, a potem wrzucają je do szuflady, gdyż niewiele pomagają. Podobnie będzie z wkładkami ortopedycznymi. Lekarze je wypiszą, a większość ludzi i tak nie skorzysta. Spora część pieniędzy nie pójdzie na potrzebny specjalistyczny sprzęt, ale dla osób, które mogłyby funkcjonować z wkładką za kilka złotych.
O marnowaniu pieniędzy przeznaczanych na refundację przedmiotów ortopedycznych i środków pomocowych rzadko się mówi. Zwykle pojawia się krytyka, że jest ich za mało. Tymczasem nie ma żadnej kontroli w NFZ, która potwierdziłaby, że lekarze przepisują zlecenia wyłącznie osobom potrzebującym danego sprzętu i środków.
Od dawna mówi się o współpracy części lekarzy ze sprzedawcami produktów konkretnych firm. Proceder jest podobny do tego, jaki stwierdzono w przypadku niektórych lekarzy wypisujących recepty, na których zalecają pacjentom leki konkretnych producentów.
Problem braku kontroli odnosi się także do PFRON, który ze swoich środków dopłaca do zakupu sprzętu, a zwłaszcza wózków elektrycznych. Przed oddziałami Funduszu często ustawiają się reprezentanci nieznanych firm, którzy namawiają osoby z niepełnosprawnością do zakupu wózka u nich, za pieniądze Funduszu. Po dwóch miesiącach taki wózek zaczyna się psuć, a właściciel nie ma gdzie go naprawić, ponieważ firma zniknęła lub utrudnia zrealizowanie gwarancji. Równie często okazuje się, że w ogóle nie ma serwisu. Odpowiedzialność za takie sytuacje i brak kontroli sprzedaży wadliwego sprzętu ponoszą ci, którzy dają pieniądze, czyli NFZ i PFRON.
Za darmo czy odpłatnie?
Dylematem, z którym muszą zmierzyć się przygotowujący nowe rozporządzenia o refundacji sprzętu ortopedycznego i środków pomocniczych, jest wysokość refundacji. Najlepiej oczywiście, aby była 100-procentowa. Tak chcieliby wszyscy. Niestety, łatwa dostępność sprzętu w polskich warunkach oznacza, że sięgają po niego także ci, którzy go nie potrzebują.
Nie badano jeszcze, czy pojawienie się wielu ofert odsprzedaży aparatów słuchowych nie jest prostą konsekwencją „łatwego” wypisywania ich przez lekarzy. Skoro można za darmo otrzymać aparat kosztujący 2 tys. zł, to dlaczego nie poprosić lekarza o zlecenie, a potem sprzedać aparat za połowę ceny? I znów wracamy do gabinetu lekarza.
Polski Związek Niewidomych, choć nie z tego powodu, od dawna domaga się, aby do wystawiania zleceń na pomoce optyczne byli uprawnieni także rehabilitanci usprawniania widzenia, a w przypadku białej laski także instruktorzy orientacji przestrzennej. Są oni specjalistami, którzy doskonale potrafią doradzić. Być może problem łatwego zlecania zakupu sprzętu wiąże się z brakiem dokładnego określenia w rozporządzeniach konkretnych pozycji.
Fot.: Piotr Stanisławski
– Rozporządzenie powinno być bardziej precyzyjne, np. uściślić wskazania medyczne odnoszące się do lupy, lunety, okularów lornetkowych do bliży i dali – mówi Anna Woźniak-Szymańska, prezes Polskiego Związku Niewidomych. – Wspomina się w nim tylko o chorobach siatkówki i ostrości wzroku, natomiast nic nie mówi się w nim o polu widzenia.
Za brak kontroli środków wydawanych przez NFZ nie powinny płacić osoby z niepełnosprawnością. Wydaje się, że za dziurawy system „karane” są właśnie niskimi limitami. W wielu przypadkach są one śmiesznie niskie, a przedmiotom wyznaczono bardzo długie okresy użytkowania. Biała laska na przykład, codzienna podstawowa pomoc dla osób niewidomych i niedowidzących, refundowana jest raz na dwa lata. W wielu krajach przyznaje się osobom niewidomym białą laskę każdorazowo, kiedy jej potrzebują. Stanowi dla nich tak podstawowe wsparcie, że ten okres powinien być skrócony do roku (co prawdopodobnie zostanie zrobione), refundacja 100-procentowa, a limit podniesiony do średniej rynkowej ceny, czyli 100 zł (obecny limit to 40 zł). Można zadać też pytanie, dlaczego mimo podnoszonych wątpliwości na listę wpisano wkładki ortopedyczne, a nie umieszczono bardzo ważnych dla osób niewidomych chorych na cukrzycę udźwiękowionych ciśnieniomierzy, pomp insulinowych i glukometrów? Wpisanie wkładek ortopedycznych budzi podobne podejrzenia jak „poszerzenie” kategorii obuwia ortopedycznego: z 4 aż do 60! Dotychczas uważano, że 4 kategorie w zupełności pokrywają rodzaje nieprawidłowo sprofilowanych stóp. Teraz próbuje się radykalnie zwiększyć listę kategorii.
Fot.: Piotr Stanisławski
– Rozszerzenie kategorii obuwia ortopedycznego spowoduje, że zarówno lekarze, jak i zaopatrywani będą mieć trudności przy wyborze właściwej kategorii ze wszystkimi tego konsekwencjami, jak: wielokrotne powroty osoby zaopatrywanej do lekarza zlecającego, spory, reklamacje – aż po bezużyteczność wytworzonego obuwia – dodaje poseł Piechota.
Filozofia do zmiany
Przygotowując aktualną listę, jej twórcy powinni ostatecznie rozwiązać problem związany z cewnikami zewnętrznymi i workami do moczu. Media wielokrotnie opisywały przypadki powikłań i zakażeń u ludzi (zwłaszcza starszych), którzy nie mając pieniędzy na zakup wymaganej liczby cewników (jeden na każdy dzień), kupowali kilka na cały miesiąc. Dotychczasowa refundacja nie jest 100-procentowa, z tego powodu osoby chore i z niepełnosprawnością muszą dopłacać ok. 60 zł. Potrzebują też 2-litrowych worków do zbiórki codziennego moczu, a przewidziano dla nich tylko 6 szt. na miesiąc (choć potrzebują 1 dziennie), muszą więc dopłacić 7 zł. Resztę niezbędnych worków (24 szt.) muszą kupić za własne pieniądze, za ok. 84 zł. Do cewników i worków dopłacić trzeba miesięcznie ok. 150 zł. To znaczna kwota, zwłaszcza gdy weźmie się pod uwagę, że dotyczy osób, które wydają spore środki na zakup lekarstw.
W trudnej sytuacji są także osoby mające wszczepiony implant ślimakowy. Wymiana baterii kosztuje je ok. 300 zł miesięcznie. Organizacje osób niesłyszących proponują, aby wymianę baterii refundowano w 50 proc., chociaż w przypadku dzieci i uczącej się młodzieży.
Kolejną sprawą są wózki inwalidzkie. Dobry aktywny wózek, który zawsze dobiera się indywidualnie, kosztuje ponad 7 tys. zł. Tymczasem z powodu niskiego limitu (1500 zł) osoba chcąca nabyć taki wózek może liczyć na łączną refundację z NFZ i PFRON w wysokości 3375 zł. Resztę dopłacić musi z własnych pieniędzy.
– Przychodził do nas chłopak, który przez kilka lat zbierał tę swoją część kosztów, aby po refundacji kupić wózek aktywny – mówi Ewa Wójcik. – Gdy go wreszcie odebrał, wyznał, że zaczyna odkładać na nowy wózek, jaki przysługuje mu za pięć lat.
Od kilku lat przy okazji pojawiania się nowych programów refundacji różnego rodzaju sprzętu dla osób z niepełnosprawnością toczy się dyskusja, komu je przydzielać. Jeszcze do niedawna odpowiedź zawsze była taka sama: dawać tym, którzy mają najmniejsze dochody i są najbiedniejsi. Teraz, coraz więcej ludzi zdaje sobie sprawę, że polski system wsparcia osób z niepełnosprawnością tak naprawdę karze za aktywność. Osoby z bardzo poważnymi schorzeniami, podejmujące duży wysiłek, aby polepszyć swoją sytuację życiową, jeśli przekroczą o złotówkę kryteria dochodowe, nie otrzymują nic. Choć pracują, wciąż nie stać ich na zakup wózka, komputera czy wyjazd na turnus rehabilitacyjny.
Fot.: Piotr Stanisławski
To archaiczna filozofia. W krajach europejskich porzucono ją już w ubiegłym wieku, u nas ma się wciąż dobrze. Jest to także niesprawiedliwe rozwiązanie, bo np. młody chłopak na wózku, który postanowił wyjść z izolacji i podjął pracę za 1500 zł, codziennie pokonuje wiele trudności i barier, aby ją utrzymać, a dostaje znikome wsparcie od państwa. Największe fundusze państwo kieruje do tych, którzy nie podejmują żadnych wyzwań. To nie jest ani sprawiedliwe, ani mądre, ani skuteczne.
Odrębną kwestią są koszty sprzętu dla osób z niepełnosprawnością. Ci ludzie stanowią ogromny rynek, a ceny aparatów słuchowych oraz aktywnych i elektrycznych wózków inwalidzkich za kilkadziesiąt tysięcy złotych budzą wiele wątpliwości i pytań. Jest to jednak temat na odrębny materiał.
Oblicz refundacjęNiski limit refundacji na liście zazwyczaj oznacza niskie dofinansowanie ze środków PFRON przez placówki PCPR. Jeśli limit jest wysoki – tak jak w przypadku systemu FM – wynoszący 5,5 tys. zł, wiąże się to z wysokim dofinansowaniem. Przykład: dobry system FM kosztuje ok. 15 tys. zł. Limit wynosi 5,5 tys. zł i ma 50 proc. refundacji. Tyle zrefunduje NFZ. Teoretycznie więc drugą część powinien zapłacić zainteresowany. Może on jednak ubiegać się o dodatkowe dofinansowanie z PFRON, jeśli spełni odpowiednie kryteria dochodowe, a wtedy ma szansę mieć sprzęt nawet za darmo.
Jak to się oblicza? Należy do wysokości limitu dodać wysokość udziału własnego osoby zainteresowanej i sumę tę pomnożyć przez 150 proc., czyli x 1,5. Inny przykład to poduszka przeciwodleżynowa. Dobra poduszka kosztuje 1000 zł-1500 zł. Limit na poduszkę wynosi 100 zł, z czego jedną trzecią ma zapłacić klient: 100 zł + 33 zł x 1,5 = 199,5 zł. Do tej kwoty refundacja z NFZ wynosi 66 zł, co daje 265,5 zł. Resztę trzeba dopłacić z własnej kieszeni. |
Dodaj odpowiedź na komentarz
Polecamy
Co nowego
- W 2025 roku nowe kryteria dochodowe w pomocy społecznej
- Rehabilitacja lecznicza Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. O czym warto wiedzieć
- Czego szukają pod choinką paralimpijczycy?
- Gorąca zupa, odzież na zmianę – każdego dnia pomoc w „autobusie SOS”
- Bożenna Hołownia: Chcemy ograniczyć sytuacje, gdy ktoś zostaje pozbawiony prawa do samodzielnego podejmowania decyzji
Komentarz