Jak to zrobić, żeby krawata nie zasikać
Żeby się zacewnikować, trzeba być na golasa, albo ściągnąć spodnie. Potem użyć cewnika, a na koniec z powrotem ubrać się. A przy tym trzeba uważać, żeby mocz się nie wylał, plamy nie zrobił, bo – co tu kryć – człowiek będzie wtedy śmierdzieć. A od tego i jemu i ludziom dokoła nie będzie przyjemnie. Więc jak to zrobić w pracy?
Pod dobrym humorem
Kiedy ludzie słyszą, że mam złamany kręgosłup, bo skoczyłem do wody „na główkę” często pytają czy byłem pod wpływem alkoholu. Z jednej strony to mnie cieszy. To znaczy, że rośnie wiedza społeczna o konsekwencjach nieprzemyślanego skakania do wody. Ale z drugiej strony to pytanie mnie peszy, bo przypomina o tym, jaki byłem nieostrożny.
Był 1996r. Miałem wtedy prawie 18 lat. Do osiągnięcia urzędowej dorosłości brakowało mi jednego miesiąca. W wakacje wybrałem się z kolegami nad jezioro Śniadrwy. Pływaliśmy łódkami, kąpaliśmy się w wodzie, cieszyliśmy chwilą i perspektywą, że tak wiele przed nami. Teoretycznie nic nie mogło się stać. Mój ojciec był kapitanem żeglugi śródlądowej. Wychowałem się na i w wodzie. Wiedziałem wszystko o jej nieprzewidywalności i humorach pogody. Tamtego dnia nie byłem pijany. A jednak kilka łyków piwa sprawiło, że byłem bardziej wesoły, ale mniej rozważny.
Jeden skok, a potem…
Karetka pogotowia z głośnym wyciem syreny odwiozła mnie do szpitala w Piszu. Diagnoza: uraz kręgosłupa z przerwanym rdzeniem kręgowym, porażenie czterokończynowe. Wezwali helikopter ratowniczy. Poleciałem nim do Mazowieckiego Centrum Rehabilitacji STOCER w Konstancinie – Jeziornej pod Warszawą. W tym szpitalu, znanym z leczenia i rehabilitacji osób z tego rodzaju urazami, przez trzy miesiące leżałem, ćwiczyłem i zaczynałem rozumieć swoje nowe położenie.
Wróciłem do domu i jego problemów. Moje nowe życie zaczęło się na wózku inwalidzkim, na II piętrze w bloku bez windy, w rodzinnym Ciechanowie. Najpierw umarł ojciec. Potem ciężko zachorowała mama. Musiałem zająć się i nią i sobą. Po długich staraniach przeprowadziliśmy się do lokalu na parterze. Mogłem więc sam wychodzić z domu. Zdałem maturę i wróciłem „za kółko”. Lekarz, który miał wydać opinię, czy mogę prowadzić samochód kręcił głową z przekonaniem, że: nie, to niemożliwe, jakim sposobem, tetraplegik? Wyobraźcie sobie jego minę, kiedy mu powiedziałem, że auto, którym sam do niego przyjechałem stoi na parkingu pod przychodnią.
Na studia dojeżdżałem do Warszawy. Wybrałem Akademię Pedagogiki Specjalnej, kierunek – pedagogika specjalna. Następnie ukończyłem studia podyplomowe z doradztwa zawodowego. Nawet prowadziłem przez jakiś czas zajęcia na tej uczelni. Teraz pracuję w Centrum Integracja w Warszawie. Wypadek nie „zabił” moich wodnych pasji. Ukończyłem kurs nurkowy, lubię też pływać na pontonie i w jeziorach. Moim drugim hobby są samochody. Najchętniej, przez cały dzień, „majstrowałbym” coś przy swoim aucie w garażu. Jakie byłoby to dobre zajęcie dla mojego… układu moczowego.
Urologiczny fart
Paradoksalnie, gdyby nie to, że od samego początku miałem skłonności do różnych problemów urologicznych, to pewnie nie trafiłbym pod opiekę dobrych lekarzy. W konstancińskim STOCER-ze, był wtedy jedyny w Polsce oddział neurourologiczny, a w nim dwaj świetni lekarze – dr Buczkowski i dr Zajda. Dziś oddziału już nie ma. Nie ma też w całym kraju.
Moje problemy zaczęły się od kamienia w pęcherzu i zabiegu jego rozkruszenia. Potem okazało się, że moje zwieracze tak mocno się zaciskają, że w ogóle nie mogę oddać moczu. Refluks moczu spowodował martwicę jednej nerki. Udało się ją częściowo uratować. Jest mniejsza, słabsza, ale jakieś minimalne przepływy moczu są w niej zachowane. Rozważano przeprowadzenie zabiegu chirurgicznego przecięcia zwieracza i założenia specjalnej siatki, ale ostatecznie do operacji nie doszło. Zostałem za to zakwalifikowany do programu, w którym testowano nowy lek. Zadziałało.
„Instruktaż” z cewnikowania
To fakt, najpierw uczono mnie tzw. opukiwania, którego dziś się już nie praktykuje. Potem pokazano cewniki zewnętrzne, opisano ich działanie, wskazano jak je zakładać. No i z tym ostatnim były największe problemy. Bo jak „łapami” bez odruchu chwytnego wciągnąć na członka gumkę z rurką i jeszcze ją zabezpieczyć plastrem, który wiecznie się odkleja?
Jak jest teraz? Przez te 18 lat od wypadku intensywnie ćwiczyłem, więc moje mięśnie miednicy są mocniejsze i mniej spastyczne. W efekcie mocz zdecydowanie lepiej się wyzwala. Ale jednak wciąż trzeba mu „pomagać”.
Wiem, że lekarze zalecają, aby cewnikować się cztery razy dziennie. Ja robię to rzadziej. Bo pozwala mi na to organizm, a nie pozwala portfel. Cewnikuję się rano, aby pozbyć się moczu nagromadzonego w nocy. Na dzień zakładam cewnik zewnętrzny i podłączony do niego worek na mocz. Przydaje się, gdy dochodzi do tzw. mikcji wysiłkowej, czyli wyciekania moczu pod wpływem napięcia mięśni podczas wykonywania jakiejś czynności, np. przy schylaniu, wsiadaniu, zsiadaniu na wózek itp. Wieczorem usuwam mocz z całego dnia i zabezpieczam się na noc przed dodatkowym wyciekiem.
Cewniki jednorazowe, hydrofilowe są świetne, ale używam ich tylko od święta, na specjalne okazje, wyjazdy służbowe, wizyty itp. Tych refundowanych przypada na jeden miesiąc zdecydowanie za mało. Na dokupowanie za pełną opłatą nie stać mnie, więc muszę sobie radzić w inny sposób.
Kanapa do cewnikowania
Inaczej się nie da – żeby się zacewnikować, trzeba być na golasa, albo ściągnąć spodnie do kolan, a potem użyć cewnika w różny sposób w zależnie od jego rodzaju, a potem z powrotem się ubrać. I jeszcze wciąż trzeba uważać, żeby mocz się nigdzie nie wylał, plamy nie zrobił , bo – co tu kryć - będzie człowiek śmierdzieć. A od tego i jemu i ludziom dokoła nie będzie przyjemnie.
Przy tych „cewnikowych operacjach” paraplegicy (osoby z porażeniem kończy dolnych) mają lepiej. Ich dłonie są sprawne, więc i cewnikowanie przychodzi im łatwiej. Tetraplegikom, zdecydowanie poręczniej cewnikować się na… leżąco. Podobnie jak ubierać i rozbierać. A jak to zrobić w pracy?
Dla mnie – idealnie by było, gdyby w miejscu pracy w łazience, lub pokoju socjalnym była taka kanapa, na której mógłbym zdjąć ubranie, wyciągnąć, rozprostować kości i porządnie, powoli się zacewnikować. I nie bać się, że przy tym zasikam marynarkę, spodnie w kant i krawat. Bo przecież do pracy ubieram się służbowo, a nie w wyciągnięty dres.
Czego ludzie nie dostrzegą, to poczują
Mam pracę siedzącą, nie tylko dlatego, że jeżdżę na wózku. Po prostu, dużo czasu spędzam za biurkiem i mało poruszam się po biurze. To nie wpływa dobrze na układ moczowy. Mocz wypływa wolniej, albo wcale, zalega w pęcherzu, nieprzyjemnie pachnie i szybciej namnażają się w nim bakterie. Towarzyszą temu objawy, które widać – choćby to, że się pocę, jestem zdekoncentrowany itp.
Wielu moich współpracowników pewnie dopiero teraz dowie się o tym, że się cewnikuję. W pracy staram się unikać tej procedury. Nie zawsze kończy się to dobrze. Nie dalej jak kilka tygodni temu musiałem wyjść z pracy wcześniej, żeby się przebrać w nowe ubranie. Miałem wtedy kilku klientów pod rząd, nie mogłem skorzystać z toalety i sprawdzić jak mocz ścieka do worka, w razie koniczności go poprawić. I skończyło się nieprzyjemną w woni katastrofą.
Co ma rentgen płuc do moczu?
Pamiętam jak kilka lat temu trafiłem do szpitala w Ciechowie z zakażeniem bakteryjnym. Potem okazało się, że to pałeczka ropy błękitnej. Brzmi koszmarnie – pachnie cudownie, bo jaśminem. Dość powiedzieć, że z badań urologicznych diagnostycznych zrobiono mi… rentgen płuc.
Mając za sobą urologiczne doświadczenia gorsze i lepsze – zaangażowałem się w działania na rzecz utworzenia przynajmniej kilku oddziałów neurourologicznych w Polsce. Aby osoby z urazami rdzenia kręgowego mogły być pod względem urologicznym leczone profesjonalnie. Bo brutalna prawda jest taka, że zwykli urolodzy rzadko się na tym znają.
Komentarze
brak komentarzy
Dodaj komentarz