Dorota Adamecka
Praca za uśmiech dziecka
"Nie wyobrażałam sobie, żebym przez ludzi sprawnych była uważana za inną. Moja dusza, moje serce się nie zmieniły."
Mówią o niej, że gdzie diabeł nie może, tam śle Dorotę. Ona przyznaje, że kieruje się zasadą: nie należy się przejmować, tylko iść do przodu. Wie, że jej mocną stroną jest umiejętność przekonywania innych. Słabą - że za dużo mówi. - Człowiek bez barier to ten, który dąży do celu i go osiąga. Ja staram się jedynie przełamywać bariery.
Splot okoliczności
W 1992 roku w Miastku na Pomorzu Dorota Adamecka założyła Stowarzyszenie Osób i Dzieci Niepełnosprawnych "Pomocna dłoń". Kilka razy w tygodniu do małego pomieszczenia po kotłowni przychodzi kilkudziesięcioro dzieci sprawnych i niepełnosprawnych. W działania Stowarzyszenia włącza się wielu wolontariuszy w różnym wieku. Często jest to młodzież gimnazjalna, licealna i studenci. Dorota ma dar przyciągania ludzi. W 2001 roku Klub Wolontariusza działający przy Stowarzyszeniu został laureatem konkursu "Wolontariat - nowe spojrzenie na pomoc społeczną". Pod koniec lat 80. mama Doroty odwiedziła krewną w Niemczech. Ta zabrała ją na spotkanie dla emerytów, rencistów i osób niepełnosprawnych.
Po jej powrocie do Polski razem z córką uznały, że przed zbliżającymi się świętami Bożego Narodzenia dobrze by coś podobnego zorganizować w Miastku. Na ten nowy pomysł entuzjastycznie zareagował znajomy ksiądz. - W tamtym okresie - opowiada Dorota - osoby niepełnosprawne bały się wyjść z domu. Byli tacy, którzy nie wychodzili 20 lat! Wiedziałam o kilku osobach i do nich dotarłam. Później wolontariusze, którzy ją odwiedzali, sami zgłaszali się do pomocy potrzebującym. - Być może dlatego, że przeszłam przez próg wszystkiego: nie widziałam, jeździłam na wózku, to dla mnie liczyło się przede wszystkim serce człowieka. Nie wyobrażałam sobie, abym przez ludzi sprawnych była uważana za inną. Moja dusza i serce nie zmieniły się. Mój mózg też nie. Kule służą mi wyłącznie do przemieszczania się. Dorota zawsze walczyła o to, żeby nie dzielić ludzi na sprawnych i niepełnosprawnych.
Wyzwania i cele
- W okresie PRL-u w Miastku wydawało się, że osób niepełnosprawnych nie ma... Ukrywało się ich, gdyż rodziny się wstydziły. Gdy kiedyś, w stanie wojennym, wyjechałam wózkiem na ulicę, to ludzie się na mnie natrętnie patrzyli. Zastanawiałam się, co robić? W pierwszych latach działalności społecznej wyzwaniem dla Doroty było jeżdżenie na wózku do urzędów i przekonywanie urzędników o sensie założenia Stowarzyszenia. - Teraz dużo się zmieniło, chociaż ludzie wciąż się boją, że jak pojawi się osoba niepełnosprawna, to będą musieli jej pomóc finansowo. Boją się też, że mogą ją urazić. Ja nie chcę, żeby litowano się nad ludźmi niepełnosprawnymi. Stowarzyszenie rozpoczęło działalność od pomocy osobom chorym na stwardnienie rozsiane. Obecnie prowadzi świetlicę dla dzieci i skupia około 200 osób. Członkowie Stowarzyszenia zaangażowali się we wsparcie dzieci niepełnosprawnych, które np. z powodu choroby nie mogą dotrzeć na zajęcia. Od 2000 roku grupa wolontariuszy odwiedza dzieci na oddziale dziecięcym szpitala w Miastku oraz w szpitalach działających w innych miejscowościach. W 1998 roku zorganizowano I Ogólnopolski Festiwal Stowarzyszeń Osób Niepełnosprawnych, który tradycyjnie odbywa się we wrześniu. Kilka razy przyjechały nawet grupy z zagranicy. Stowarzyszenie "Pomocna dłoń" wspiera też matki dzieci niepełnosprawnych. - Cieszę się, że udało się stworzyć krąg ludzi, którzy chcą ze mną być. Nie założyłam rodziny, ale zawsze mówię, że mam sześćdziesięcioro dzieci. Jestem szczęśliwa, że mogę komuś pomóc. Największym nieszczęściem człowieka jest samotność. Gdy wchodzimy do hospicjum, to dobrze widać, że nie liczą się pieniądze, nic się nie liczy.
Spotkania
Dla Doroty Adameckiej niepełnosprawność to niemożność osiągnięcia tego, co chce albo co obiecała dzieciom. W 1999 roku podczas Festiwalu Kapituła Stowarzyszenia przyznała Ojcu Świętemu statuetkę Superczłowieka Otwartego Serca. Marzeniem wszystkich było osobiste jej wręczenie. Zbliżał się rok 2000, Rok Jubileuszowy, marzyła, aby wszyscy pojechali do Rzymu. Zaczęto zbierać fundusze. W Stowarzyszeniu umówiono się, że jeśli ktoś może, to dokłada drugiej osobie do podróży. - Wciąż jednak nie wiedziałam, jak zorganizować audiencję u Ojca Świętego. W końcu dostałam od kogoś adres bpa Stanisława Dziwisza. Byliśmy u Jana Pawła II 8 marca 2000 roku, akurat w Popielec. Z okazji Dnia Kobiet dziewczyny dostały od Ojca Świętego dodatkowy obrazek, a od naszych mężczyzn po kwiatku. To spotkanie było cudowne.
Dorota Adamecka zorganizowała dla dzieci ze Stowarzyszenia "Pomocna dłoń" i z zaprzyjaźnionej Szkoły Podstawowej w Wałdowie wyjazd do Warszawy. Udało się spotkać z panią Marią Kaczyńską, z ówczesnym Marszałkiem Sejmu Markiem Jurkiem i z prof. Andrzejem Stelmachowskim. Ważna dla dzieci była wizyta w siedzibie Kapituły Orderu Uśmiechu. Dwa lata wcześniej szkoła, z którą współpracuje Stowarzyszenie, była zagrożona likwidacją. Dzięki pomocy Doroty Adameckiej ocalała i przyjęła imię Kawalerów Orderu Uśmiechu, a do małej, wiejskiej placówki udało się zaprosić wiele znanych osób. W Wałdowie goszczono m.in. prof. Wandę Błeńską, Elżbietę Bortkiewicz, Edmunda Osesa, Włodzimierza Marciniaka, Franciszka Rajewskiego. Były też gwiazdy show-biznesu: Budka Suflera, Bogdan Trojanek, Eleni i Michał Wiśniewski.
Sposoby na ból
Dorota Adamecka jak każdy przeżywa czasem trudne chwile. Sięga wtedy po pamiętnik albo ogląda kolekcję słoników. Ma ich ponad 600. - Przypominam sobie ludzi, od których je dostałam: ten od osoby, która już nie żyje, a nauczyła mnie żyć, a ten dostałam od Krzysia, który był w hospicjum pod respiratorem... Zaczynam szukać ludzi w gorszej sytuacji ode mnie i znajduję motywację. Innym razem prasuję. Gdy się biorę do prasowania, wszyscy wiedzą, że coś ze mną nie tak.
Nauka chodzenia była jednym z największych wyzwań w życiu Doroty. Pamięta diagnozę lekarza, który powiedział, że choroba powoli będzie postępowała. - Na neurologii stały dwie kule i ja tak patrzyłam na nie i na ręce. Gdy stanęłam pierwszy raz po kilku latach, to zemdlałam, ale nie poddałam się. Musiała nauczyć się żyć na nowo, chorobę potraktować jak partnera. - Moje plany legły w gruzach, miałam taki dołek, że musiałam zasięgnąć porady psychologów. A teraz ludzie z całej Polski, gdy dowiadują się o diagnozie, zwracają się do mnie po radę.
Autorytety
Autorytet dla Doroty Adameckiej stanowi Jan Paweł II, ale i najbliżsi. - Mama wychowała mnie na człowieka. Pomogła przejść przez najgorsze chwile. Gdy jeździłam na wózku, nie litowała się nade mną. Musiałam sprzątać mieszkanie, odkurzać - nawet na leżąco. W rodzinie traktowano mnie na równi ze wszystkimi. Może dlatego taka jestem? Siostra załatwia wszystkie sprawy papierkowe Stowarzyszenia i moje i ten mój Srebrny Krzyż Zasługi to ona powinna dostać. Zawsze mogę na nią liczyć.
Nagrody i marzenia
Dorota uważa, że jest ambitna. Postanowiła ukończyć szkołę i jej się udało. Jest projektantką mody. Swoje umiejętności plastyczne wykorzystuje na zajęciach z dziećmi. Cieszy się, że realizuje cele, jakie stawia przed sobą i Stowarzyszeniem. Przygotowuje następny festiwal. Największą nagrodą pozostaje jednak dla niej uśmiech dziecka. - Ja co roku chcę rezygnować z tego, co robię, bo nieraz jestem zmęczona i zniechęcona. Wtedy wystarczy, że pojawi się dziecko. Na pytanie o marzenia Dorota uśmiecha się. - Chciałabym wyzdrowieć, pojechać do Rzymu. Drugie marzenie, to... dostać dla Stowarzyszenia większe pomieszczenie.
Tekst pochodzi z książki pt. "Człowiek bez barier. Sylwetki laureatów Konkursu z lat 2003-2007", wydanej w 2007 r.
Komentarze
brak komentarzy
Dodaj komentarz