Waldemar Cichoń
Pamięć dotyku
"Człowiek jest jednostką dynamiczną."
W twórczości odczuwa boski niedosyt. Od Picassa dowiedział się, że nie to co inni, ale to co on uważa za ważne - jest ważne. Waldemar Cichoń, rzeźbiarz, jest laureatem m.in. Grand Prix IV Biennale Sztuki Gdańskiej. Brał też udział w Międzynarodowych Konkursach Rzeźby w Śniegu i w Olimpijskim Festiwalu Sztuki w 1988 roku w Calgary w Kanadzie. Obronił doktorat na macierzystej uczelni w Gdańsku, wystawia rzeźby w Polsce i za granicą, a ostatnio zafascynował się nowym projektem - budową pomnika Fromborskiej Penelopy. - Zapaliłem się do tej propozycji. Byłaby to dla mnie i odbiorców niebanalna okazja pokazania istoty stanu oczekiwania. To wyzwanie, o którego realizacji marzę - wyznaje. Żyje tak, by w tym, co robi, obecne było zadziwienie - przede wszystkim jego, a potem innych.
Szczęśliwy wybór
Wybrał pracownię rzeźby prof. Duszeńki w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych w Gdańsku. Najbardziej go intrygowała. Posługiwanie się rękoma - w takim stopniu, jakiego wymaga ta dziedzina sztuki - miało i ma dla niego duże znaczenie. - Fajny kawał życia - wspomina okres studiów - chociaż nie odnajdowałem się do końca w dosyć konserwatywnej edukacji, jaka wtedy była praktykowana na uczelni. Stopniowo coraz bardziej samodzielnie patrzył na sztukę, ale profesorowie pozostali autorytetami, jako artyści i ludzie dużej klasy. Na studiach nie był gwiazdą, za to nauczył się warsztatu - pięć lat modelowania, rysunku, pracy z aktem, portretem. Żmudna praca owocuje do dziś.
Kiedy na początku lat 90. stracił wzrok, pozostała pamięć dotyku, co pozwoliło po krótkiej przerwie wrócić do materiału, narzędzi, do rzeźbienia. Teraz nie wyobraża sobie, by mógł robić cokolwiek innego. - To moje wielkie szczęście - podkreśla artysta. Zwykle bierze udział w czterech, pięciu wystawach rocznie. Potem czeka na powrót prac. Za nim zbiorowa wystawa we Włoszech. Przygotowuje kolejne na Biennale Sztuki w Olsztynie i na ekspozycję na zamku w Reszlu.
Mechanizm wypierania
- Nie pogodziłem się i nie potrafię pogodzić z utratą wzroku - mówi Cichoń. - Nauczyłem się z tym żyć. Może zaistniał mechanizm wypierania z mojej świadomości niewidzenia? - zastanawia się. Przez cały twórczy okres życia używa narzędzi rzeźbiarskich, nie może pracować na dystans. - Zawsze moja lewa dłoń jest na styku ostrza i materiału - opowiada. Preferuje drewno, ale twarde, szlachetne, najlepiej ze starych konstrukcji - dęby i wiązy. Ostatnio udało się Waldemarowi zdobyć fragmenty fundamentów odkrytych w trakcie wykopalisk na Starówce w Elblągu. Docenia szlachetność struktury materiału - to co kryje się po odrzuceniu wierzchniej warstwy drewna, i to, co później w gotowych pracach zachowuje czystość i klarowność formy. Skoncentrowany na pracy twórczej, przestał interesować się medycznymi nowinkami i propozycjami dającymi cień szansy na odzyskanie wzroku. - Ten świat jest moim światem. Swoją codzienność buduję w tych warunkach, które są, w pewnej normalności - stwierdza.
Świadomość
Zawsze był niezależny. Poza swoim zawodem i pasją - rzeźbieniem - nigdy i nigdzie nie pracował. Sam narzucał sobie dyscyplinę. - Dla mnie największe jest każde następne osiągnięcie, wszystko, co przede mną - wyznaje.
Gdy stracił wzrok, nie był to łatwy czas dla niego, rodziny i przyjaciół. Otrzymał wsparcie, chociaż wie, że było im trudno. Szukał recepty na życie. Nie odnalazł się w Polskim Związku Niewidomych. - Chciałem odejść od swojego świata, ale okazało się, że nie pasowałem też do świata niepełnosprawnych - wspomina artysta. - Oczywiście moje zachowania się zmieniały, ale przez długi czas nie mogłem sięgnąć po białą laskę, chodziłem i potykałem się. Dopiero później sprowadziłem ze Stanów długą laskę z włókna węglowego, która okazała się bardzo pomocna w penetracji otoczenia. Wypracowałem własne sposoby poruszania się i zachowania, które nie przystają do tych podręcznikowych - w moim przypadku te ostatnie okazały się nic niewarte. Wszystkiego nauczyłem się sam. Pozostał przy swoim stylu życia i pracy. - Może to pewna zaciekłość, siła charakteru, samodzielność i żyłka do ryzyka, bo przecież rzeźba jest luksusem - stwierdza. Pracuje codziennie i jest jednym z nielicznych, którzy po studiach pozostali w zawodzie. Z humorem zauważa, że właśnie on, jak mówi o sobie: artysta z "deficytem", rzeźbi, i to sam, każdą pracę od podstaw. - Nie korzystam już z pomocy, bo okazywało się, że musiałem poprawiać. Nie byłem i nie jestem zadowolony z tego, co zrobiłem. Mam ciągły niedosyt i potrzebę poszukiwania w zakresie i formy, i treści. Czasem spotykam się ze świetnymi rzeźbiarzami z całego świata, którzy odwiedzają mnie i moje rzeźby w pracowni, przychodzą, żeby zobaczyć, bo nie mogą zrozumieć, jak to wszystko jest możliwe - opowiada.
Rzetelność prowokacji
Waldemar uważa, że twórca powinien być kontrowersyjny i rzetelny. W kwietniu 2006 roku jego nazwisko stało się znane w Polsce za sprawą pracy Kaczka dziwaczka - szpitalnej kaczki w moherze, wysłanej na krakowską wystawę "Altana i przyjaciele". Krytyk sztuki Dorota Jarecka, na łamach "Gazety Wyborczej", określiła artystę "autorem najbardziej inteligentnej prowokacji w dziejach III i IV RP". On sam mówi, że miał potrzebę obnażenia chorych mechanizmów. Odrzucenie jego pracy, która była antyduchampowskim manifestem, było początkiem trwającej do dziś dyskusji, jak dalece artysta zaplanował prowokację, wykorzystując słynny skandal związany z Kazimierą Szczuką i jej żartami w programie Kuby Wojewódzkiego. Cichoń wysłał do KRRiT i do Rady Etyki Mediów pismo, w którym domagał się reakcji za wyśmianie jego Kaczki dziwaczki na antenie RMF FM. - Wykorzystałem mechanizmy rządzące współczesnym światem, bo nie mogłem pozostać obojętny wobec tego, co dzieje się w stosunku do sztuki i wolności wypowiedzi artystycznej. Dorobiono mi gębę polityczną, a ja po prostu pokazałem, że stojąc zupełnie z boku, można zawładnąć masową wyobraźnią - mówi. - Jestem rzeźbiarzem, nie wypełniam formularzy na temat rzeźby, pozostaję konserwatywny i czuję się czasem jak archeolog sztuki.
Muzyka słów i dźwięków
Jak ważne są język, słowo, dźwięk i jego barwa, Waldemar zauważa właśnie teraz. Ma świadomość ich skuteczności. Dlatego pomaga ludziom, występuje w najbardziej kontrowersyjnych sprawach. To jedna z przyczyn, dla których kandydował spoza partyjnej ekipy do samorządu. Chciał działać i podzielić się wiedzą. Dać innym trochę z
siebie. Nie został wybrany. Wcześniej przez cztery lata był w komisji kultury w elbląskim Urzędzie Miasta. Z jego inicjatywy wciąż istnieje m.in. znana i ceniona Galeria EL - jest członkiem jej Rady Programowej. Chętnie spotyka się z młodzieżą i rozmawia o sztuce. - Jestem człowiekiem z offu, który angażuje się społecznie. I pozostaję otwarty na propozycje. Kiedy byłem w tzw. normie - byłem ślepy na świat. Dziś widzę i wiem więcej, chociaż wydawałoby się, że uniemożliwia mi to wyłączenie percepcji wizualnej. Otóż nic bardziej mylnego - mówi. - Jeśli się nie ma w życiu krytycznego spojrzenia, wtedy jest się ślepym. Mnie wyostrzają się receptory mózgowe. Słyszę więcej, ponieważ więcej analizuję. Poza rzeźbą pasją Waldemara Cichonia jest muzyka. Słucha jej właściwie nieustannie. Przygoda z jazzem - od korzeni po wszelkie wywodzące się z niego nurty - niezmiennie trwa. Słucha też klasyki i muzyki świata. Fascynują go współczesne brzmienia rosyjskie. Penetruje ten obszar i kiedy opowiada o muzycznej przestrzeni swoich zainteresowań, słychać ton konesera.
Smaki życia
Artysta za największy swój sukces uznaje dzieci: córkę i syna, absolwentów filologii angielskiej. Radość sprawia mu także poznawanie nowych ludzi. Niektórzy przekornie mówią, że jego zawód to permanentne wakacje. A on tylko wykorzystuje każdą okazję, by podróżować. Świetnie gotuje i docenia smaki całego świata. Lubi poznawać wina w
miejscach ich powstawania. Jednak odwiedzanie krajów pochodzenia ulubionych gatunków win, np. Australii, Chile, RPA czy Argentyny, pozostaje jak na razie w sferze marzeń.
Tekst pochodzi z książki pt. "Człowiek bez barier. Sylwetki laureatów Konkursu z lat 2003-2007", wydanej w 2007 r.
Komentarze
-
Pan Waldemar
12.12.2009, 23:22Witam Panie Waldku, byłem uczniem Florka Retkowskiego, często w dawnych czasach mówił o Panu. Świeżo przeczytałem artykuł o Panu, powiem szczerze , czy mógłbym Pana odwiedzić w Elblągu. Mieszkam nie daleko w Tolkmicku, sam próbuję zmagać się z najwspanialszym materiałem, zawsze takim ciepłym-drewnem, od najmłodszych moich lat i z chęcią chciałbym się z Panem spotkać , porozmawiać.Jeśli to możliwe , proszę o kontakt- Zbyszek Kesslerodpowiedz na komentarz
Dodaj komentarz