Olesia Kornienko
Podróż do źródeł salsy
"Ludzie niepełnosprawni nie muszą mieć specjalnych praw. Należy im tylko zapewnić warunki, które umożliwią normalne funkcjonowanie w społeczeństwie."
Dziesięć lat temu zaczęła pisać opowieść o swoim życiu - "Życie zamknięte w walizce". To wspomnienie lat, kiedy wraz z mamą jeździła po ówczesnym Związku Radzieckim w poszukiwaniu skutecznej metody leczenia, a potem po przyjeździe do Polski - tułały się po warszawskich kwaterach, zmieniając co parę miesięcy adres. Ledwo starczało im na jedzenie. Wielu obcych ludzi udzielało im pomocy, zawsze bezinteresownie. Chyba nie ma większego dobra, jakie człowiek może otrzymać od drugiego.
Wspomnienia
Pisała wspomnienia po polsku. W języku, którego nauczyła się, nie wiadomo jak i kiedy. "Nazywam się Olesia Kornienko - napisała w pierwszym zdaniu - jestem Rosjanką i urodziłam się w 1975 roku. Od 1992 roku mieszkam w Polsce. Jako dziecko rzadko wychodziłam na zewnątrz, natomiast bardzo lubiłam oglądać przez okno zorzę polarną".
Wspomnienia o "życiu zamkniętym w walizce" zostały napisane właśnie takim językiem: wyważonym, oszczędnym w słowa. Ale teraz, po opublikowaniu zbioru wierszy "Tańcząca z gwiazdami", wielu opowiadań i reportaży Olesia opowiada o swoim życiu inaczej. To inny język i inna Olesia.
- Pierwszy przyjazd do Polski w 1988 roku był w moim życiu punktem zwrotnym - mówi dziś. - Polska okazała się krajem wielkich możliwości. Tutaj mogłam kontynuować naukę, zaczęłam pisać wiersze i opowiadania, zainteresowałam się tańcem na wózkach, wspinaczką w skałkach. Dzięki Polakom zaczęłam wyjeżdżać za granicę, poznałam zachodnią Europę. A najważniejsze, że dzięki Polsce poznałam Boga. Gdy przez dwa lata mieszkałam u ks. Małachowskiego w Pustych Łąkach koło Urli - opowiada Olesia - codziennie miałam wrażenie, że nawet powietrze jest tam przepełnione miłością.
Właśnie w Pustych Łąkach w 1995 roku Olesia wraz z mamą przyjęła chrzest z rąk ks. Małachowskiego.
Wojna z kanapką
Mijały lata znaczone kolejnymi pobytami w sanatoriach. Rok w Konstancinie, kilka miesięcy w Busku Zdroju, pół roku w Konstancinie. Rehabilitacja, zajęcia szkolne, wycieczki do kina i lasu - każdy dzień był krokiem na drodze do samodzielności. Któregoś dnia Olesia spotkała koleżankę, niewidzianą chyba od roku. Była jak odmieniona: uśmiechnięta, pełna wiary w swoje możliwości. Tak podziałał na nią półtoramiesięczny pobyt w Warszawskim Ośrodku Rehabilitacji Społecznej. Dwa miesiące później Olesia została uczestniczką podobnego turnusu. Pamięta swoje przerażenie, gdy dowiedziała się, że w Ośrodku sama musi radzić sobie z przygotowywaniem posiłków, utrzymaniem czystości w pokoju, zakupami. Do tej pory dbała o to mama. Wspaniała rehabilitantka Danusia opracowała dla Olesi specjalne ćwiczenia, które umożliwiły jej chodzenie z balkonikiem. Po trzech godzinach rehabilitacji fizycznej nadchodziła pora na psychoterapię. Dla Olesi, z jej niewyraźną mową i skurczami spastycznymi, najtrudniejsze było wypowiadanie się przed grupą. Była zaskoczona, że ci ludzie umieli i chcieli jej słuchać. Byli nią zainteresowani. Kolejne dni znaczyła małymi osiągnięciami: pierwsze samodzielne napełnienie szklanki wodą, samodzielnie przygotowana kanapka. Najtrudniej było z podjęciem decyzji o wyjściu do sklepu. Odkładała ją z dnia na dzień. Obawiała się reakcji ludzi, spojrzeń i tego, że nie zrozumieją, gdy o coś poprosi. Wszystko okazało się o wiele łatwiejsze, niż przypuszczała. W samoobsługowym sklepie, gdy nie mogła sięgnąć na półkę po towar, zawsze ktoś spieszył z pomocą.
Dziś Olesia bije kolejne rekordy w sztuce samodzielnego poruszania się po Warszawie. Dobrze wie, że jest to miasto, w którym wciąż straszą bariery architektoniczne i co krok wyrasta niezdobyty "Everest schodów". Czuje się niepełnosprawna, gdy kierowca autobusu odmawia opuszczenia podestu umożliwiającego wjazd wózkiem do środka. Trudno jej pojąć, że w wielu lokalach gastronomicznych brakuje zwyczajnych słomek ułatwiających picie.
Taniec
Olesia kocha muzykę, ma wspaniałe wyczucie rytmu. Kiedyś zobaczyła w telewizji występ tancerzy na wózkach. Pomyślała: "Mogą inni, mogę i ja". Już po roku treningów w klubie "Swing Duet" wyjechała do Holandii na Puchar Świata w Tańcu na Wózkach. Gdy nadeszła kolej na nią i Adama, zanurzyli się w muzyce. Wpadli w trans, widzieli tylko siebie. Trzy tańce, jeden po drugim, trzy różne rytmy. Po skończonym pokazie byli mokrzy. Zdobyli złoty medal. W następnych latach na konkursach tanecznych Olesia zdobyła jeszcze pięć medali. - Najbardziej lubię tańczyć ze sprawnym partnerem - opowiada. - Wtedy przez kilka minut zaciera się granica między naszymi światami. Czuję, że tańczę jego nogami, że kołyszę jego biodrami. Uwielbiam tańce latynoamerykańskie: żywiołową sambę, namiętną, czułą rumbę, ostrą, wręcz prowokującą cza-czę. Wraz z kolejnym partnerem tanecznym Marcinem byliśmy jedyną w Europie parą mieszaną, która tańczyła salsę. José Torres, kubański muzyk mieszkający od kilkunastu lat w Polsce, doceniając ich umiejętności, zaprosił Olesię i Marcina latem 2006 roku do Wrocławia na Carnaval de Salsa.
Bratnia dusza
Olesia poznała na turnusie rehabilitacyjnym w warszawskiej filii STOCER - Centrum Rehabilitacji Społecznej przy ul. Korczyńskiej Włodka Brodzińskiego. Był starszy o 10 lat, przeszedł amputację nogi z powodu nowotworu. To było spotkanie bratnich dusz. Planowali wyjazd na obóz wspinaczkowy w skałkach. Chcieli pojechać na Słowację, aby spróbować skoków ze spadochronem. Włodek umarł tuż przed sylwestrem. Jesienią następnego roku Olesia pojechała na kurs wspinaczki skałkowej, zorganizowany przez toruńską Fundację Ducha na Rzecz Rehabilitacji Ludzi Niepełnosprawnych. Przez trzy lata oszczędzała pieniądze. Początki wspinaczki były bardzo trudne. Instruktorzy pomagali jej wiązać węzły na linach, zakładać uprząż, wkładali jej stopy w odpowiednie "stopnie". Olesia nie przypuszczała, że kamienie są takie ostre. Po dwu dniach jej łokcie, kolana i biodra były posiniaczone i zadrapane. Któregoś dnia, po pokonaniu szczególnie trudnej drogi, Olesia poczuła obecność Włodka. Przez moment byli tam we trójkę: ona, instruktor i nieżyjący przyjaciel. Po zakończeniu obozu przez kilka tygodni chodziła z wrażeniem, że Włodek dyktuje jej wiersze "wyszeptane przez skały". W jednym z nich napisała:
Patrząc w gwiazdy, po raz kolejny pytam:
Gdzie jesteś? Jak tam jest? (...)
Wciąż śmieję się z twoich dowcipów
Słyszę twoje myśli
I nadal nie wiem, czy mam cię odwiedzić
Pierwszego listopada.
Czas na naukę
Dzięki internetowi Olesia ukończyła gimnazjum i liceum ogólnokształcące. W maju 2007 roku zdała maturę. To był istny maraton, trwał kilkanaście dni. Egzaminy odbywały się w mieszkaniu, które zajmuje z matką. Trzyosobowa komisja ledwie zmieściła się w maleńkim pokoiku. Olesia ma konkretne plany. Dostała się na dziennikarstwo na UW. Zamierza znaleźć pracę, np. jako tłumacz języka rosyjskiego lub wprowadzać dane do komputera. Planuje założyć rodzinę. Chce zaoszczędzić 2 tys. zł na zakup syntezatora mowy. Gdyby udało się go połączyć z komputerem, porozumiewanie się z otoczeniem byłoby najprostsze pod słońcem. Taki syntezator obsługiwany za pomocą laptopa otworzyłby przed nią świat, bez problemu zmieściłby się na wózku inwalidzkim! Program, w który zaopatrzony jest syntezator, umożliwia porozumiewanie się w siedmiu językach. Wtedy Olesia bez żadnych obaw zdecydowałaby się wyjechać w podróż swoich marzeń: na Kubę. Do ojczyzny salsy.
Droga
Olesia Kornienko uparcie dąży do celu. Inspirują ją spotkania z ciekawymi ludźmi. Największą wartością w jej życiu jest miłość. Największe nieszczęście to poddanie się apatii.
Kiedy ogarnia ją przygnębienie, walczy, przywołując w pamięci same dobre wspomnienia. Integracja ma dla niej wiele znaczeń, ale najważniejsze jest pragnienie, aby człowiek niepełnosprawny nie był traktowany jak inny i gorszy. Olesia twierdzi, że ludziom niepełnosprawnym należy stworzyć warunki, które umożliwią normalne funkcjonowanie w społeczeństwie. Człowiek nie ma barier, gdy jest wolny od kompleksów i stereotypów, gdyż wolność zaczyna się w umyśle.
Tekst pochodzi z książki pt. "Człowiek bez barier. Sylwetki laureatów Konkursu z lat 2003-2007", wydanej w 2007 r.
Komentarze
-
cześć, może przeczytasz moją wiadomość. Jeżeli tak, to napisz do mnie. Też mam na imię Olesia i też jestem Rosjanką.Chętnie cie poznam, i kto wie, może mamy sobie wiele do powiedzenia. Trzymaj się, a ja trzymam kciuki za ciebie.odpowiedz na komentarz
Dodaj komentarz