Anna Krupa
Rodem z Piekielnika
"Życie jest piękne, ale nabiera sensu tylko wtedy, jeśli dajemy innym coś z siebie."
W 2004 roku Stowarzyszenie Osób Niepełnosprawnych, ich Rodzin i Przyjaciół przyznało Annie Krupie półroczne stypendium, które umożliwiło jej rozpoczęcie studiów na Polish Open University w Krakowie. Takie samo stypendium otrzymała niewidoma Maria Pitoń z Cichego. W każdy piątek po południu wyjeżdżały na uczelnię, a w sobotę wieczorem wracały. Marysia kładła dłoń na ramieniu Anny i razem szły przez miasto. Anna często powtarzała: - Nie martw się, Marysiu, ty masz ręce, ja mam oczy, razem damy sobie jakoś radę. Trzy lata szybko minęły. Anna zabiera się już do pisania pracy licencjackiej i często myśli o Marysi, która zmarła w 2005 roku. W samotnej drodze do Krakowa często powtarza słowa Agnieszki Osieckiej z ulubionej piosenki: "Niech żyje bal - drugi raz nie zaproszą nas wcale...".
Góralka z charakterem
Anna Krupa ma pięcioro rodzeństwa i mamę. Ojciec nie żyje od paru lat. Są góralami z Orawy, ale z całego gospodarstwa została im już tylko jedna krowa, spłachetek ziemi i
tradycja związana z przynależnością do rodu Krupów. Maturę zdała w 2003 roku w Czarnym Dunajcu w Salezjańskim Liceum Ogólnokształcącym. W szkole nikt jej nie pomagał w robieniu notatek ani przygotowywaniu prac pisemnych. - Charakter ma się w głowie, a nie w dłoniach - mówi Anna. - A tak naprawdę, to niewiele jest rzeczy, których bym nie potrafiła wykonać stopami. Sama obsługuję pralkę, piszę na komputerze, przygotowuję posiłki dla braci, otwieram drzwi kluczem, ubieram się i rozbieram, myję zęby, haftuję obrazki haftem krzyżykowym. Kiedyś, jako dziecko, grabiłam nawet siano, przytrzymując trzonek grabi pod brodą. Lubiłam też grać z kolegami w piłkę nożną, oczywiście stojąc na obronie. Wiem również, że jest w Polsce kilka osób z takim samym jak mój rodzajem niepełnosprawności, które swobodnie prowadzą samochód. I ja postaram się zrobić prawo
jazdy. Ale na razie mam ważniejsze sprawy na głowie.
Tuż po maturze Anna odbywała praktyki w Urzędzie Gminy w Czarnym Dunajcu. Ta praca nie zaspokajała jej ambicji, szukała bardziej wymagającego zajęcia. W ramach praktyk
zawodowych przez kilka miesięcy pracowała w uczelnianym Centrum Informacji. Zajmowała się promocją szkoły, odpowiadała na telefony z całej Polski, oprowadzała kandydatów po uczelni. Spotykała się z setkami ludzi. Jak to znosiła? - Jeśli ktoś sądzi, że z powodu mojej niepełnosprawności zamierzam odcinać się od świata, to jest w błędzie. Życie jest piękne, ale nabiera sensu tylko wtedy, jeśli dajemy innym coś z siebie. Jednak ludzie potrafią czasem być okrutni. - Może przez bezmyślność? - odpowiada pytaniem Anna. - Któregoś dnia wracałam autobusem do domu i gawędziłam z nieznajomą kobietą. W pewnym momencie wyrwały jej się takie słowa: "Pani to jest biedna, bo się nawet nie może
powiesić!". Odpowiedziałam jej wtedy spokojnie, że nie po to Pan Bóg dał mi życie, żebym je sobie sama odbierała. Ja naprawdę wierzę, że życie jest piękne, że warto żyć i pracować.
Nauczycielka z Czerwiennego
Ulubioną postacią literacką Anny Krupy jest Ania Shirley, bohaterka cyklu powieściowego Lucy M. Montgomery o Ani z Zielonego Wzgórza. I chyba samo przeznaczenie chciało,
że Anna Krupa również została nauczycielką. We wrześniu 2006 roku w Czerwiennem koło Czarnego Dunajca oddano do użytku nowy budynek Integracyjnej Szkoły Podstawowej im. Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Anna Słodyczka, dyrektor Gminnego Zespołu Oświatowego w Czarnym Dunajcu, poszukiwała nauczycielki angielskiego. - Na początku miałam być w tej szkole sekretarką - wspomina Anna Krupa. - Ale gdy okazało się, że jest wolny etat dla anglistki, nie zastanawiałam się ani chwili. Pracuję tu na niepełnym etacie, w wymiarze 14 godzin tygodniowo, w klasach I-VI. Anna, wówczas po II roku studiów, początkowo obawiała się, jak uczniowie zareagują na jej odmienność. Niepotrzebnie: tylko niektóre uczennice pytały, co jej się stało. A gdy odpowiadała, że taka się urodziła, dzieci już więcej się tym nie interesowały. - Jako początkująca nauczycielka - opowiada - miałam w pierwszym roku szczególnie dużo pracy, ponieważ musiałam dla każdej klasy przygotowywać po kilka testów tygodniowo. W następnych latach tej pracy domowej będzie już mniej, ponieważ z większości materiałów będzie można ponownie skorzystać. Dyrekcja gimnazjum przymierza się też do utworzenia klasy językowej. To byłoby dla mnie trudniejsze zadanie. Ale lubię wyzwania.
Anna dodaje, że pracować mogłaby w różnych miejscach, ale pracę w szkole traktuje jako wyróżnienie i dowód zaufania. Dyrekcja szkoły zrobiła wszystko, aby ułatwić Annie start w nowym zawodzie. Po pierwsze, klasy, w których uczy, liczą po kilkanaścioro uczniów. Po drugie, w czasie gdy Anna prowadzi lekcję, ma wsparcie nauczyciela wspomagającego. Po trzecie, w prowadzeniu lekcji pomaga Annie pani Maria Stoch, mama jednej z uczennic - Dominiki. Pani Stoch zapisuje na tablicy temat lekcji, roznosi i zbiera pomoce naukowe. - Współpraca z panią Marią układa się znakomicie - mówi Anna. - Po roku pracy rozumiemy się niemal bez słów. Przy wzroście 150 cm, nawet gdybym bardzo się starała, mogę pisać na tablicy tylko do połowy jej wysokości. Oczywiście, bardzo by się nam przydała interaktywna tablica, na której ukazują się teksty i rysunki pisane na komputerze. Na razie jednak szkoły na nią nie stać.
Na ziemi i w powietrzu
Anna mieszka w Piekielniku, dużej wsi położonej na drugim końcu gminy Czarny Dunajec. Podróż do szkoły nie jest zbyt uciążliwa: kilka kilometrów busem, przesiadka w Czarnym
Dunajcu i kolejne 10 km do Czerwiennego. Latem przewozi drobne pieniądze na bilety w bucie (nosi takie lekkie wsuwki bez sznurowadeł) i podaje je kierowcy stopą. Zimą wkłada do kieszeni kurtki odliczoną kwotę i kierowca sam wyjmuje pieniądze. Podobnie jest z zakupami. Robienie ich nie jest dla niej problemem. - Nogi mam tak zahartowane - opowiada Anna - że przez całą zimę chodzę boso po domu i nawet nie łapię kataru. Dobrym rozwiązaniem na bardzo zimne dni są dla niej skarpetki z palcami, które można kupić w niektórych supermarketach. Podczas wizyty u cioci Zosi w USA Anna odkryła rajstopy z palcami, niestety, w Polsce trudno je znaleźć. - Szkoda - mówi Anna - przecież każdy przyzna, że pisanie w szkole bosą stopą jest mniej eleganckie niż stopą odzianą w rajstopy. Przez kilka lat najwspanialszym wydarzeniem w życiu Anny Krupy był skok spadochronowy, oddany w 2004 roku. Jacek Krupa (przypadkowa zbieżność nazwisk), skoczek spadochronowy, sam się do niej zgłosił z tą propozycją, gdy usłyszał w telewizji,
że Anna od wielu lat marzy o takim skoku. Skakała z kolegą Jacka Krupy w podwójnej uprzęży, tzw. tandemie, z wysokości 4000 m. Swobodny lot trwał kilkanaście sekund.
- Unosiłam się jak ptak w przestrzeni pomiędzy niebem i ziemią. To było jak sen. Lot dał mi tak wiele radości, że wspomnienie o nim do dzisiaj podtrzymuje mnie na duchu.
Nowe wyzwania
Temat pracy licencjackiej Anny to zatrudnianie osób niepełnosprawnych. Anna z własnego doświadczenia wie, że dla osób niepełnosprawnych praca zawodowa ma podwójną wartość. Nie tylko dostarcza środków do życia, ale jest również potwierdzeniem własnej wartości. Pamięta o słowach Jana Pawła II, uwiecznionych na tablicy w holu szkoły:
"Społeczeństwo, w którym byłoby miejsce tylko dla osób pełnosprawnych, całkowicie samodzielnych i niezależnych, nie byłoby społeczeństwem godnym człowieka". Anna wierzy, że to przesłanie pomoże jej w pracy. - Jeśli sprawdzę się jako nauczycielka, będę musiała wrócić na uczelnię, aby uzyskać dyplom z filologii angielskiej. Ale to dalsze plany. W najbliższym czasie będę cieszyć się macierzyństwem. Emilka Maria Krupa, najmłodsza latorośl rodu Krupów, urodziła się 26 września 2007 roku w Zakopanem. Jest dzieckiem miłości, najpiękniejszym darem, jaki Anna otrzymała od ukochanej osoby. Samodzielne wychowanie maleństwa będzie kolejnym wyzwaniem dla Anny. Ale ona, jak mówi, lubi wyzwania.
Tekst pochodzi z książki pt. "Człowiek bez barier. Sylwetki laureatów Konkursu z lat 2003-2007", wydanej w 2007 r.
Dodaj odpowiedź na komentarz
Polecamy
Co nowego
- W 2025 roku nowe kryteria dochodowe w pomocy społecznej
- Rehabilitacja lecznicza Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. O czym warto wiedzieć
- Czego szukają pod choinką paralimpijczycy?
- Gorąca zupa, odzież na zmianę – każdego dnia pomoc w „autobusie SOS”
- Bożenna Hołownia: Chcemy ograniczyć sytuacje, gdy ktoś zostaje pozbawiony prawa do samodzielnego podejmowania decyzji
Komentarz