Jan Mela
Margines kosmiczności
"Pomarańcza ma twardą skórkę, ale w środku jest miękka. Śliwka na zewnątrz jest delikatna, w środku zaś skrywa pestkę. Tacy też są niektórzy ludzie. Na zewnątrz twardzi, a w istocie słabi. Inni na odwrót. Lubię pomarańcze, ale nie chciałbym być jak one."
W 2004 roku sekundowała mu cała Polska. 15-letni Jaś Mela w ciągu roku zdobył obydwa bieguny Ziemi. Jest pierwszym na świecie niepełnosprawnym człowiekiem, któremu to się udało. I najmłodszym. Wspólna wyprawa z polarnikiem Markiem Kamińskim to sukces, który owocuje do dziś - dowód, że rzeczy niemożliwe stają się realne, jeśli sami nie skazujemy ich na przegraną. Maturzysta z 2007 roku Jan Mela lubi jeździć na przeglądy i festiwale podróżnicze, wybiera się na studia filmowe do Łodzi i jest szczęśliwie zakochany. Właśnie wyrusza w kolejną podróż - po raz drugi na archipelag Lofoty.
Zapach Golfsztromu
Jaśkowi w pamięci szczególnie zapadł Międzynarodowy Festiwal Gór i Sportów Ekstremalnych Explorers Festival w Łodzi, na którym był po raz pierwszy w listopadzie 2005 roku i opowiadał o wyprawach na bieguny. - Po prelekcji podeszła do mnie śliczna dziewczyna o imieniu Kasia i zaczęła opowiadać o swym marzeniu - wspomina Jasiek. - O wyprawie na Lofoty, jakieś 300 km za kołem podbiegunowym, w północnej Norwegii. Była to dziwna opowieść, bo obca osoba mówiła o tęsknocie za miejscem, w którym nigdy nie była. Od trzech lat uczyła się norweskiego. Widziałem, że jest to dla niej coś ważnego i że realnie podchodzi do spełnienia marzeń - dodaje.
Według Jaśka ludzie często tworzą granicę między życiem a marzeniami.- Żyjemy sobie, chodzimy do pracy, a wieczorem kładziemy się do łóżka i zaczynamy marzyć, by potem wrócić do realnego życia... A te dwie sfery trzeba łączyć, bo inaczej skazujemy marzenia na przegraną. W Kasi było coś magicznego, co sprawiło, że propozycja wspólnego wyjazdu wydała się Jaśkowi bardzo kusząca. Zaczęli planować wyprawę autostopem, ustalając szczegóły drogą mailową. - Dostawałem od Kasi wiele informacji na temat wysp, mnóstwo pięknych zdjęć - wspomina najmłodszy zdobywca biegunów. Pół roku później spotkali się po raz drugi, na lotnisku i... wyruszyli w drogę.
- Wyspy mają niezwykły zapach spokoju, wolności i Golfsztromu. Ale najbardziej niesamowita jest Kasia - opowiada Jasiek. Spędzili w podróży miesiąc. - Zakochaliśmy się w sobie i w Lofotach. W 2007 roku wrócili w to miejsce. Tym razem, by znaleźć pracę na wakacje.
Wspólna droga
Obie wyprawy na biegun z Markiem Kamińskim wymagały od Jana Meli wysiłku i pracy, ale nie był zaangażowany logistycznie i organizacyjnie. Wyprawa na Lofoty wzbogaciła go o te doświadczenia. Nie mógł, jak zaznacza, wymarzyć sobie lepszego kompana niż Kasia. Poznawali się w niełatwych sytuacjach, ale im było trudniej, tym bardziej mogli na siebie liczyć. - Trudne sytuacje obnażają nas przed nami samymi. Wtedy dostrzegamy swoje siły i słabości. Można dostrzec własne bariery i je pokonywać. Trzeba jednak wierzyć w to, że damy im radę.
Według Jana bariery w życiu są często wytworem wyobraźni i jeżeli uwierzymy, że może ich nie być - przestają być przeszkodami i najnormalniej w świecie można je obejść. - Nie można do życia i ludzi podchodzić schematycznie. Najbardziej wartościowe cechy człowieka są w duszy, a oczy to jej zwierciadło - twierdzi. - W oczach Kasi zobaczyłem coś, co mówiło, że jest kimś niezwykłym, a jej droga krzyżuje się z moją. Trzeba być uważnym, aby nie przegapić okazji do zrobienia czegoś niezwykłego, bo okazje są jak cudowny motyl, który podlatuje tylko na chwilę. Jeśli w porę go nie dostrzeżemy, odleci niezauważony. Trzeba podziwiać piękno świata, bo nie miejsce jest ważne, lecz osoby, które w nim przebywają.
Życie jak ogród
Jan Mela uważa, że jedną z najważniejszych cech jest pokora, której wielu ludziom brakuje. Interesuje go obserwowanie ludzi i ich uczuć. - Często ci, którzy mówią, że są dobrzy i szlachetni, okazują się inni. Od nas zależy, którym cechom pozwolimy się ujawnić. Życie jest jak ogród, jeśli o niego nie dbamy - zarasta.
Według Jana ważne jest, by szukać w sobie talentów i wielu rzeczy się uczyć. On np. lubi rysować i choć uważa, że wychodzi mu to marnie, nie rezygnuje.
Pielęgnuje jabłonie, które wyrosły z nasion jabłek, które mu smakowały. Wynosi do ogrodu doniczki, aby rośliny nacieszyły się słońcem. Chciałby też zbudować dom. - Czasami znajduję w sobie energię i optymizm, a czasami jestem przepotwornie marudny i wtedy liczę na pomoc bliskich. Bardzo ważne jest spojrzenie na życie - niektóre sprawy robią się proste, kiedy odpowiednio im się przyjrzymy, ponieważ często sami sobie plączemy i komplikujemy życie.
Jan stara się cieszyć z rzeczy małych, zwyczajnych, które okazują się cudami.
- Każdy człowiek ma w sobie kosmos, cały świat zawiera się w naszej głowie i od nas zależy, jak będziemy go widzieć. Jeśli chcemy, by był piękny, na pewno nie zabraknie nam okazji, by go takim zobaczyć.
Dar odczuwania
- Nabieramy zgubnego przekonania, że coraz więcej zależy od nas, i tracimy pokorę, a zyskujemy zaufanie tylko do siebie. Dzięki podróżom nabywamy szacunku do świata i stojąc np. przed gigantycznym lodowcem, widzimy, jacy jesteśmy mali, że życie człowieka jest jak płomyczek - wystarczy dmuchnąć i gaśnie - wyjaśnia Jasiek. - Każdy człowiek, którego spotykamy i z którym rozmawiamy, zostawia w nas cząstkę siebie. Z takich cząstek można uzbierać naprawdę niezwykły skarb.
Według Jaśka ważniejsze są wartości, których należy strzec, i doświadczenia, które kształtują i wzmacniają. Chociaż te drugie bywają bolesne. - Każde doświadczenie nas wzbogaca, te trudne może nawet bardziej. Doświadczenia kształtują charakter, dają siłę, odporność i wymuszają zmiany, a one mimo że bywają trudne, pozwalają nam stawać się lepszymi.
Poza schematem
Wyprawa do Norwegii jest dla Jana początkiem samodzielnego życia. Nie wie, co będzie po wakacjach. Cieszy się, że zamieszka w Łodzi. Kiedyś założył sobie, że nie da się zamknąć w schemacie, że pozostawi sobie "margines kosmiczności". Tak określił czas na sprawy niezawarte w schemacie życia, gdyż nie chciałby pracować od poniedziałku do soboty, a w niedzielę odsypiać. W wolnych chwilach Jasiek lubi robić zdjęcia, które mają w sobie emocje.
Światełko w tunelu
Jasiek ma ogromną potrzebę bycia odpowiedzialnym za siebie i innych.
- Wypadek zmienił mnie fizycznie i emocjonalnie. Zmusił do zaakceptowania pewnych rzeczy i zmierzenia się z nimi - wspomina tragiczne wydarzenia z 2002 roku, kiedy jako 13-letni chłopiec stracił rękę i nogę. - Pomysł wyprawy z Markiem Kamińskim na biegun pojawił się w doskonałym momencie: w trakcie męczącej rehabilitacji. Wyprawa była jak światełko w tunelu. - W życiu bardzo ważny jest cel, ale nie musi nim być wejście na szczyt, lecz sama droga, bo można spojrzeć na siebie z innej perspektywy - zauważa. Ważne jest też według Jaśka przekazywanie doświadczeń. - Jeżeli człowiek swoją mądrość i bogactwo zabiera ze sobą i nie dzieli się z innymi, to jego życie traci sens. Jan chciałby zostawić po sobie coś, co przyda się ludziom. Planuje z rodzicami założyć fundację, by nieść pomoc w trudnych sytuacjach.
- Pomarańcza ma twardą skórkę, ale w środku jest miękka. Śliwka na zewnątrz jest delikatna, w środku zaś skrywa pestkę. Tacy też są niektórzy ludzie. Na zewnątrz twardzi, a w istocie słabi. Inni na odwrót. Lubię pomarańcze, ale nie chciałbym być jak one.
Jan spieszy się, bo za chwilę wyrusza do swojej Kasi, do Łodzi i na Lofoty...
Tekst pochodzi z książki pt. "Człowiek bez barier. Sylwetki laureatów Konkursu z lat 2003-2007", wydanej w 2007 r.
Dodaj odpowiedź na komentarz
Polecamy
Co nowego
- W 2025 roku nowe kryteria dochodowe w pomocy społecznej
- Rehabilitacja lecznicza Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. O czym warto wiedzieć
- Czego szukają pod choinką paralimpijczycy?
- Gorąca zupa, odzież na zmianę – każdego dnia pomoc w „autobusie SOS”
- Bożenna Hołownia: Chcemy ograniczyć sytuacje, gdy ktoś zostaje pozbawiony prawa do samodzielnego podejmowania decyzji
Komentarz