Dariusz Peśla
Najważniejsze to być wśród ludzi
"Na szczęście Polacy nie boją się już kontaktów z osobami niepełnosprawnymi, bo po prostu słusznie uważają nas za takich samych."
Wytrwałość i dążenie do celu to jego najmocniejsze strony. Właśnie dzięki nim udało mu się pokonać wiele przeszkód. Dariusz Peśla z Ostrowa Wielkopolskiego uważa, że najlepszą receptą na pokonanie niepełnosprawności jest własna aktywność. - Pierwsze oznaki choroby pojawiły się, gdy miałem 5 lat. Z czasem chodzenie sprawiało mi coraz większe problemy, dlatego podstawówkę kończyłem już w domu - wspomina. Gdy miał 14 lat, usiadł na wózku inwalidzkim. Jego mięśnie odmawiały posłuszeństwa. Nie miał siły, by samodzielnie wstać i zrobić choć jeden krok. Nie zamierzał jednak poddawać się ani rozpaczać. - Chciałem się dalej uczyć - mówi - lecz w połowie lat 70. XX w. osoby niepełnosprawne, zwłaszcza ze wsi, nie miały na to żadnych szans. Byliśmy zbyt wstydliwym tematem dla władz socjalistycznej Polski. Po prostu nie pasowaliśmy do tak "doskonałego" ustroju.
Tak blisko, a tak daleko
Dębnica, jego rodzinna wieś, leży 15 km od Ostrowa Wielkopolskiego.
Dla Darka była to odległość nie do pokonania. Na szczęście w
ostrowskim ogólniaku uczył się jego kuzyn, który pożyczał mu swoje
zeszyty i podręczniki. - Przerobiłem z nim cały materiał liceum -
wspomina - a gdy zdał maturę, jego rolę przejęła kuzynka z Katowic,
która studiowała na Uniwersytecie Śląskim. Czasami żartuję sobie,
że chociaż nie mam tego na papierku, to mam wyższe wykształcenie. Z
tego okresu została mu miłość do książek. Jak sam mówi, "wyczytał
wtedy wszystkie okoliczne biblioteki".
Na zdjęciu: Dariusz Peśla. Fot.: Ewa Strasenburg
Wówczas też odkrył, że ma talent do pisania. - Postanowiłem spisać historię Dębnicy sięgającą 1460 roku. Rozmawiałem z jej mieszkańcami, zbierałem dokumenty, stare fotografie, informacji szukałem w archiwach - opowiada. - Z tym było najwięcej problemów, bo przecież sam nie wszędzie mogłem dotrzeć. Pozostała długa korespondencja z archiwami i ściąganie kopii dokumentów do domu. Monografia wydana została w 1991 roku po pięciu latach pracy. - Ależ byłem z siebie dumny - wspomina. - To był moment przełomowy w moim życiu, wtedy naprawdę uwierzyłem w siebie, w to, że mogę być przydatny dla innych.
Chociaż nie uważa się za pisarza, to pisanie stało się jego pasją. W swoim dorobku ma już dziesięć publikacji książkowych jako autor lub współautor. Opublikował też kilka wierszy. Niedawno ukończył monografię Antonin i Radziwiłłowie, która czeka na publikację. Pisze także powieść na podstawie życia swych dziadków. Gdy zostaje mu jeszcze trochę czasu, notuje własne wspomnienia, jak przyznaje, dla następnych pokoleń. Po wydaniu książki zgłosił się do Darka Peśli szef regionalnego tygodnika "Gazeta Ostrowska" z pytaniem, czy Dariusz mógłby pisywać do gazety.
Redaktor
Propozycja była kusząca i stała się okazją, by spróbować czegoś
nowego. Na początku zajmował się historią i tematyką regionalną.
Potem zaczął pisać o wszystkim. Redaguje też stronę poświęconą
problemom osób niepełnosprawnych. - Miałem samochód, którym
koledzy, kuzyn albo bratanek dowozili mnie do redakcji w Ostrowie
lub na materiał w terenie - opowiada. - Bywało, że czekali, nieraz
kilka godzin, by mnie odwieźć do domu.
Chociaż ma rentę, od 2001 roku pracuje jako etatowy dziennikarz "Gazety Ostrowskiej". Swoje teksty publikuje też w gazetach ogólnopolskich i regionalnych. Współpracuje także z lokalnym dwutygodnikiem reklamowym i pismem wydawanym w gminie Przygodzice, z której pochodzi i z którą nadal czuje się związany. Bywają dni, że od rana do wieczora ma spotkania, zbiera materiały, pisze. Wszedł w normalną redakcyjną robotę.
Największe wyzwanie
Praca stała się dla Darka szansą na usamodzielnienie. Postanowił
przeprowadzić się do Ostrowa Wielkopolskiego. W 2004 roku dostał
mieszkanie socjalne, a rok później wziął ślub z młodszą o 19 lat
Agnieszką. Jego żona, chociaż też jest osobą niepełnosprawną, we
wszystkim pomaga Darkowi, który porusza jedynie palcami dłoni. -
Nie wyobrażam sobie życia bez Agnieszki, jest moimi rękami i
nogami. A zrobić przy mnie trzeba niemal wszystko: wysadzić z łóżka
za pomocą specjalnego dźwigu, umyć, ogolić, ubrać. Pomaga mi też w
pracy jako osobista sekretarka i fotograf - podkreśla.
W 2006 roku państwo Peślowie odebrali klucze do mieszkania w nowo wybudowanym bloku Towarzystwa Budownictwa Społecznego (TBS). Zadbali o to, by już w trakcie budowy zostały usunięte wszelkie bariery architektoniczne. Mieszkają razem z pupilkiem Feliksem, malutkim ratlerkiem. Feluś uwielbia wspinać się na wózek swojego pana, domagając się pieszczot. Chodzi z nimi na zakupy, do urzędów, a nawet do redakcji, gdzie u samego szefa upomina się o kilka "chlipów" kawy, po której ucina sobie drzemkę.
Urodzony społecznik
Dariusz wyznaje, że z żalem rozstał się z Dębnicą. Był tam
akceptowany i lubiany. Ciągle ktoś prosił go o pomoc, chociażby w
napisaniu podania czy jakiegoś urzędowego pisma. Angażował się w
życie społeczne wsi. Doprowadził do zbudowania podjazdu dla wózków
do tutejszego ośrodka zdrowia, a także pomnika upamiętniającego
misjonarza zasłużonego dla Cejlonu, pochodzącego z
Dębnicy.
Mieszkańcy proponowali Darkowi, aby został radnym albo chociaż
sołtysem. Do dziś jest członkiem Zarządu OSP i jej kronikarzem. Za
zasługi dla pożarnictwa odznaczony został strażackimi medalami.
Wybrał jednak życie w mieście dające mu więcej możliwości.
Teraz Darek w Ostrowie jest równie dobrze znany jak w Dębnicy. Swoim elektrycznym wózkiem porusza się po całym mieście. Dalej walczy o prawa osób niepełnosprawnych. Prowadził m.in. szkolenia dla kierowców autobusów MZK na temat tego, jak pomagać niepełnosprawnym pasażerom. - Ludzie nadal proszą mnie o pomoc w różnych sprawach - mówi. - Cieszy mnie, że dzięki temu, co robię, Ostrów Wielkopolski staje się miastem przyjaznym. Znikają krawężniki, powstają podjazdy i windy, a urzędy, sklepy, kawiarnie zaczynają być dostępne również dla nas. Za swoją działalność społeczną został nominowany w 2005 roku do tytułu Ostrowianina Roku.
Wiara czyni cuda
Darek uważa, że człowiek niepełnosprawny nie może być traktowany na
jakichś szczególnych zasadach. Owszem, trzeba mu pomagać w
codziennym życiu, ale o jakimś uprzywilejowaniu, jego zdaniem, nie
może być mowy. Trzeba budować przyjazne otoczenie.
- Tak naprawdę człowiekiem bez barier jestem dzięki życzliwym
ludziom spotykanym na mej drodze - mówi o sobie. - To oni dzięki
swojej akceptacji sprawili, że dziś mogę żyć normalnie. Tak jak
kiedyś trzeba było mieć wiele odwagi, aby wyjść do społeczeństwa,
tak dziś społeczeństwo otworzyło się na nas. Ludzie akceptują nas
takimi, jakimi jesteśmy. Możemy wręcz mówić o cywilizacyjnym skoku.
Powoli znikają bariery architektoniczne i te najtrudniejsze do
pokonania, czyli mentalne.
Dariusz Peśla ma 45 lat i jest przekonany, że przed nim jeszcze wiele do zrobienia. Wierzy, że uda mu się zrealizować wszystko, co sobie w życiu zaplanował. - Miałem szczęście, że mnie akceptowano i wokół było wielu ludzi, którzy mi pomagali. Tak zresztą jest do dziś - podkreśla. - Myślę, że sens integracji polega na normalnym życiu w społeczeństwie. Po prostu trzeba być wśród ludzi. Jeśli ktoś chce, to mu się uda, tak jak mnie.
Tekst pochodzi z książki pt. "Człowiek bez barier. Sylwetki laureatów Konkursu z lat 2003-2007", wydanej w 2007 r.
Komentarze
brak komentarzy
Dodaj komentarz