Wziął wypadek na warsztat
Z łóżka po wypadku wyciągnęli go klienci, którzy nie chcieli rezygnować z jego usług. Dziś jest znany i nikogo już nie dziwi, że dużym warsztatem samochodowym zarządza facet na wózku.
„Panie, u ośmiu już byłem. Żaden nie pomógł – weź pan, zrób coś z tym moim autem”. To dla Kamila Więckiewicza ulubione zdanie wypowiadane przez klientów. A tych ma sporo, zaś kolejni, zwabieni pocztą pantoflową, czekają w kolejce. Ja też trafiam od niego z polecenia znajomej.
Rozgryźć, co jest nie tak
Gdy odwiedzam go w piątkowy poranek, w jego warsztacie w Sochaczewie praca wre. Dlatego, by moc porozmawiać w spokoju, przechodzimy do jego biura na tyłach warsztatu. Tu znak czasu – na biurku trzy monitory. Dziś diagnostyka elektroniki samochodowej bez komputera to przeżytek. Za jego pomocą zagląda do wnętrza auta i niczym serialowy doktor House bada przyczynę problemów, stawia diagnozę i szuka rozwiązania. Nie jest to jednak takie proste.
- Ludziom wydaje się, że wystarczy, jak podłączą komputer do samochodu, to już są „diagnostami”. A to nie jest tak – tłumaczy właściciel warsztatu.
Niejednokrotnie miał do czynienia z efektami pracy domorosłych mechaników. Podkreśla, że diagnostyka to jego pasja. Wśród klientów znany jest jako spec od samochodowej elektroniki – stąd nazwa jego firmy: Elektromagik.
- Lubię ten moment, gdy udaje mi się rozgryźć, co w samochodzie jest nie tak, i to naprawić – zaznacza Kamil.
Na wózku do kanału
Diagnostyka komputerowa i praca z samochodową elektroniką wymagają precyzji w myśleniu oraz ogromnej wiedzy i doświadczenia. W pozostałym pracach, związanych z mechaniką, wymagających większej sprawności fizycznej, wspierają go pracownicy.
- Gdybym teraz otwierał warsztat, to bym tak wszystko przygotował, by samemu móc wejść do kanału i pracować pod samochodem, ale teraz to się nie da – wyjaśnia Kamil.
Dziś jest znanym i cenionym fachowcem z długą listą zadowolonych klientów. Ale jego droga do sukcesu nie była łatwa.
- Ja wszelkimi naprawami interesowałem się od dzieciństwa – opowiada mechanik, gdy siedzimy u niego w biurze na tyłach warsztatu. – Zacząłem od rowerów na podwórku. Potem były motocykle i motorowery.
Bezczynność? Klienci czekają!
Zamiłowanie do mechaniki Kamil Więckiewicz odziedziczył po ojcu, również mechaniku samochodowym.
- Już w podstawówce jeździłem do ojca do warsztatu i mu pomagałem. Kręciłem jakieś śrubki – wspomina. – Potem poszedłem do samochodówki w Sochaczewie. Zdobywałem doświadczenie zawodowe, a później zdecydowałem się otworzyć własny biznes. W 2011 roku zdobyłem dotację unijną. A gdy praktycznie wszystko było przygotowane, wydarzył się wypadek. Skoczyłem niefortunnie na główkę do wody. Efekt – czterokończynowe porażenie i perspektywa spędzenia reszty życia na wózku.
Wydawałoby się, że to koniec marzeń o pracy we własnym warsztacie i naprawianiu samochodów. Bo w końcu kto widział mechanika na wózku? Na szczęście Kamil Więckiewicz nie spotkał nikogo, kto zasiałby w nim takie wątpliwości. Przeciwnie.
- Przez rok po wypadku warsztat był nieczynny, bo musiałem dojść do siebie, poukładać sobie wszystko, przygotować się do pracy – wspomina. – Potem powoli ruszyłem. Najpierw jeden dzień w tygodniu, potem dwa, a wkrótce i cały tydzień. Bazę klientów już miałem. Oni mnie nawet motywowali. Mówili, żebym wrócił, bo potrzebują fachowej pomocy przy autach. To właśnie klienci wyciągnęli mnie z łóżka.
Marley nie poda „trzynastki”
Rozmowy rozmowami, ale trzeba pilnować pracy. Jak zwykle jest jej dużo, a czasu mało. Wracamy do warsztatu. Dołącza do nas pies.
- Do pomocy mam psiego asystenta, Marleya – mówi Kamil. – Jest takim placowym ulubieńcem. Pomaga mi raczej w domu. Nie rozróżnia niestety rozmiarów kluczy, chociaż jestem pewien, że jest w stanie się nauczyć. Bo to bardzo inteligentny pies – śmieje się mechanik.
Gdy pytam, jak klienci odbierają jego niepełnosprawność, Kamil mówi jedno: ważniejsze są dla nich jego umiejętności, niż to, że porusza się na wózku.
- Starzy klienci znają mnie jeszcze sprzed wypadku i wiedzą, co i jak – tłumaczy. – Część zna mnie z polecenia – ktoś im powiedział, żeby szukali niepełnosprawnego mechanika. A niektórzy nowi klienci są wręcz zachwyceni, że ich autem zajmie się fachowiec na wózku. Gdy przyjeżdża do mnie klient, który ze swoim samochodem był już u kilku fachowców, którzy nie byli w stanie mi pomóc, a ja zabieram się do pracy i rozwikłuję zagadkę, to wtedy mam pełną satysfakcję.
Trudności zawsze są
Dzięki talentowi i systematycznej pracy Kamil Więckiewicz nie tylko odnalazł się po wypadku, ale też stworzył miejsca pracy dla innych, pełnosprawnych pracowników. Udało mu się stworzyć w swoim warsztacie odpowiedni do swoich możliwości model pracy i podział obowiązków. Wie, że pewnych czynności sam nie jest w stanie wykonać i potrzebuje do nich swoich pracowników. Z drugiej strony wie też, ile jego podwładni mogą sami zrobić i kiedy potrzebne jest jego fachowe oko.
- Chłopaki podłączają komputer do samochodu – opowiada Kamil. – Mówię im, co mają robić, a w tym czasie diagnozuję, patrzę w schematy i robię, co do mnie należy.
Mam okazję obserwować to na własne oczy w jego warsztacie. Jestem motoryzacyjnym analfabetą, więc nawet nie próbuję się domyślić, o czym Kamil rozmawia ze swoimi podwładnymi.
O wiele mniej chętnie niż o swojej pracy i pasji, jaką są samochody, mówi o problemach, z jakimi musi się zmagać. Widać, że nie one są dla niego najważniejsze.
- Trudności są cały czas. Ale logistycznie sobie wszystko poukładałem. Mam swój dostosowany samochód, którym dojeżdżam codziennie rano do warsztatu. Spotykam się z chłopakami i zaczynamy pracę – mówi, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie.
Bo czy właściwie nie jest?
Znasz osobę z niepełnosprawnością, która wykonuje ciekawy i niekonwencjonalny zawód? Może to Ty jesteś taką osobą? Napisz nam w komentarzu o swoich mniej lub bardziej nietypowych doświadczeniach zawodowych.
Partnerzy „Akcji: Praca”
Dodaj odpowiedź na komentarz
Polecamy
Co nowego
- W 2025 roku nowe kryteria dochodowe w pomocy społecznej
- Rehabilitacja lecznicza Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. O czym warto wiedzieć
- Czego szukają pod choinką paralimpijczycy?
- Gorąca zupa, odzież na zmianę – każdego dnia pomoc w „autobusie SOS”
- Bożenna Hołownia: Chcemy ograniczyć sytuacje, gdy ktoś zostaje pozbawiony prawa do samodzielnego podejmowania decyzji
Komentarz