„Motylek” w banku
Dziś ma stabilną pracę, rodzinę, działa społecznie. Jednak nie od razu było tak dobrze. Zwłaszcza, że od urodzenia Przemysław Sobieszczuk zmaga się z chorobą, w której wyniku nie ma skóry, jak każdy, lecz ukryte pod opatrunkami pęcherze i rany.
Chorym na EB (Epidermolysis Bullosa, w skrócie: EB), zwanym „motylkami”, od urodzenia towarzyszy przewlekły ból. Przez całe życie muszą zmagać się z pęcherzami, które zamieniają się w otwarte rany. Ich powstawanie powoduje nawet dotkniecie bluzki czy prześcieradła.
Jednym z takich „motylków” jest Przemysław Sobieszczuk, finalista konkursu „Człowiek bez barier” z 2009 roku. Pomimo tej ciężkiej choroby, działa społecznie i pracuje zawodowo, choć mogłoby się wydawać, że przed człowiekiem z takim schorzeniem rynek pracy zawsze pozostanie tylko marzeniem.
Grafik żadnej pracy się nie boi
Swoją przygodę z zatrudnieniem Przemysław zaczął od posady grafika w ośrodku szkoleniowo-rehabilitacyjnym. Jednak wykonywana praca nie zawsze pokrywała się z nazwą stanowiska.
- Ośrodek był prywatny i co prawda mieścił się we Wrocławiu, ale ze względu na swoją działalność organizował turnusy rehabilitacyjne w górach i nad morzem, co zmuszało do częstych wyjazdów – wspomina. – To oczywiście bardzo mi się podobało, ze względu na możliwość przebywania w pięknych miejscach, jak góry i morze.
Praca w tamtym miejscu była tak atrakcyjna, że Przemysław Sobieszczuk myślał o osiedleniu się na stałe we Wrocławiu i pójściu „na swoje”.
- Jednak chyba jeszcze wtedy nie byłem gotowy na takie wyzwanie i po półtora roku pracy powróciłem na rodzinny Górny Śląsk – opowiada.
W tym samym czasie pracował w jednym z zakładów opieki zdrowotnej jako... dziennikarz gazety o tematyce medycznej.
- Można powiedzieć, że było to zajęcie bardziej jako dorywcze, bo nie dawało ono perspektyw rozwoju zawodowego – wspomina. – Sama praca, przede wszystkim pisanie artykułów, poszukiwanie ciekawego tematu, były bardzo ciekawe i kręciło mnie to, bo uwielbiam pisać, opowiadać, tworzyć. Jednak bardziej się liczyło w tym miejscu to, że jestem osobą z niepełnosprawnością, i to na dodatek ze znacznym stopniem niepełnosprawności, co oczywiście dawało firmie przywileje z tego tytułu, że mnie zatrudniają.
Trudny powrót do domu
Powrót w rodzinne strony wiązał się z koniecznością znalezienia nowego miejsca zatrudnienia. Z tym, niestety, łatwo nie było.
- Problem, jak zauważyłem, nie leżał we mnie i w moim doświadczeniu zawodowym, lecz raczej w pracodawcach i ich podejściu do mojej osoby – stwierdza Przemysław. – Z racji widocznej choroby, nawet po przejściu pozytywnie rozmowy kwalifikacyjnej i tak byłem odrzucany jako pracownik, bo widać było moje opatrunki i rany.
Po kilku miesiącach żmudnych poszukiwań był na skraju załamania i stracił nadzieję, że kiedykolwiek uda mu się znaleźć pracę.
- Utraciłem poczucie własnej wartości i zdawało mi się, że niepotrzebnie w ogóle podejmuję próby znalezienia jakiejś pracy, że zawsze już będę uzależniony od tej jałmużny, zwanej rentą socjalną – mówi.
Prezes na własne życzenie
Zamiast jednak użalać się nad sobą, Przemysław zdecydował się podjąć studia na jednej z prywatnych wyższych uczelni.
- Na uczelnię chodziłem dość długo, bo aż sześć lat, choć były to studia licencjackie, trzyletnie – opowiada. – Jednak w trakcie studiów byłem zmuszony do wyjazdu do Zagrzebia na trzy miesiące, na zabieg oddzielenia palców u dłoni. Wtedy, w 2004 roku, przeprowadzenie takiej operacji było możliwe tylko za granicą. Pojechałem wraz z mamą do Zagrzebia, tam przeszedłem operację, a po powrocie potrzebowałem jeszcze około pół roku rekonwalescencji i rehabilitacji.
Podczas tego przymusowego urlopu Przemysław Sobieszczuk postanowił założyć Stowarzyszenie Debra Polska Kruchy Dotyk, które wspierałoby ludzi chorych na EB. W innych krajach podobne organizacje, zrzeszone w federacji Debra International, działały już od lat.
- Zorganizowałem kilkoro osób do pomocy i po pół roku walki biurokratycznej Stowarzyszenie Debra Polska Kruchy Dotyk zostało zarejestrowane – podkreśla. – Zostałem na własne życzenie prezesem Debry w Polsce i w taki sposób rozpoczęła się wielka akcja uświadamiania społeczeństwa naszego kraju o rzadkiej chorobie skóry, jaką jest Epidermolysis Bullosa. Przygoda trwała i w jakiś sposób trwa do dzisiaj, choć już nie pełnię funkcji prezesa.
Przemysław Sobieszczuk wciąż walczy o prawa osób chorych na EB. Na zdjęciu podczas tegorocznej konferencji w Sejmie, będącej protestem przeciwko obcięciu dofinansowań na specjalistyczne opatrunki, fot. M. Różański
Akcja rekrutacja
Oprócz działalności w ramach organizacji, Przemysław Sobieszczuk chciał jednak powrócić na rynek pracy.
- Debra uchroniła mnie przed całkowitym załamaniem się, a powrót na studia dodał mi odwagi, wzmógł wiarę w siebie i swoje możliwości – wspomina. – Wszystko to dało pozytywny rezultat w znalezieniu zatrudnienia w ING Banku Śląskim SA.
Najpierw musiał jednak przejść cały proces rekrutacji.
- Zacząłem od zamieszczenia CV na jednym z portali internetowych dla osób z niepełnosprawnością, którzy poszukują pracy – wspomina Przemysław. – Po kilku tygodniach moje CV zostało dostrzeżone i zostałem zaproszony na rozmowę kwalifikacyjną. Sama rozmowa dotyczyła moich dotychczasowych doświadczeń zawodowych i możliwościach, jakie wiążą się z wykonywaniem pracy w bankowości.
Jak się okazało, jego choroba nie stanowiła przeszkody w drodze do kariery bankowca.
Nie być ufoludkiem
- Sama kwestia mojego wyglądu, opatrunków i blizn po ranach nie powodowała jakichś wielkich problemów – podkreśla. – Oczywiście, pierwsze spotkania z koleżankami i kolegami, to tłumaczenie z mojej strony, że każdy z nich może normalnie do mnie podchodzić i niczym mu to nie grozi. Obawiałem, czy zostanę przez pracujących już ludzi dobrze przyjęty i czy ich nie wystraszę. Z drugiej strony, to moi nowi współpracownicy bali się bardziej tego, czy czasem nie zrobią mi krzywdy.
Dziś Przemysław wspomina tę sytuację jako... śmieszną.
- Do każdego nieznajomego trzeba się najpierw przekonać i potrzeba na to czasu – opowiada. – Od początku pracy nigdy jednak nie miałem poczucia, że jestem zbędny, że mogę mieć jakieś obawy, być w jakiś sposób niepożądany. Wtedy bardzo mnie to dziwiło, bo nie byłem na to przygotowany, zważywszy na ostatnie lata upokorzeń w poszukiwaniu pracy i traktowania mnie jak ufoludka z innej planety, któremu wydawało się, że może podbić rynek pracy.
Nie dać się
- W taki o to sposób, pomimo mojej krętej drogi zawodowej, usłanej niekiedy wielkimi kamieniami, trafiłem do wspaniałego świata, zwanego pracą w korporacji – mówi Przemysław. – W tym świecie jestem do dziś, co jest dla mnie powodem do dumy.
Dziś, z perspektywy prawie dziesięciu lat pracy w banku, gdzie zajmuje stanowisko specjalisty ds. zasobów ludzkich, Przemysław Sobieszczuk śmiało przyznaje, że to głównie osoby z niepełnosprawnością boją się reakcji innych ludzi na swoje problemy zdrowotne i ograniczenia. Jego zdaniem, trzeba mieć wiele samozaparcia, by nie pozwolić na zepchniecie się na margines.
- Jeśli okażesz tę determinację i upór oraz przekonasz do siebie innych, to musisz wiedzieć, że właśnie osiągnąłeś sukces – uważa.
Partnerzy „Akcji: Praca”
Komentarze
-
Przeczytałam Twoją historię ze ciśniętym gardłem. Gratuluję determinacji, powodzenia w życiuodpowiedz na komentarz
-
Z całym szacunkiem i podziwem dla tego pana
17.02.2017, 20:22"Zamiast jednak użalać się nad sobą, Przemysław zdecydował się podjąć studia na jednej z prywatnych wyższych uczelni." ???odpowiedz na komentarz
Dodaj komentarz