Fascynujące spotkanie z Państwem Środka
Dla każdego, kto ma w sobie chęć poznawania świata, Chiny to kraj, który niewątpliwie zajmuje wysoką pozycję na liście podróżniczych marzeń do spełnienia. Mieszka tam jedna piąta mieszkańców świata. To jedna z najstarszych cywilizacji. Tutaj wynaleziono proch, papier, kompas, herbatę, jedwab, druk, porcelanę, soczewkę i wiele innych rzeczy, które w Europie pojawiły się wiele lat później.
W lutym zdecydowaliśmy się z Markiem na 9-dniową ofertę first minute ”Chiny – dwie stolice”. Poprosiliśmy, by uprzedzono organizatorów, że w grupie będzie osoba poruszająca się na wózku i by przy wyborze hoteli na miejscu uwzględniono ten fakt. Wyruszyliśmy w naszą podróż w sierpniu, zaczynając ją od lotu z Wrocławia przez Monachium do Pekinu. Lufthansa jest dobrze przygotowana do obsługi niepełnosprawnych podróżnych. Upewniłam się, czy dostanę mój wózek na lotnisku w Monachium, gdzie mieliśmy czekać prawie sześć godzin na lot do Pekinu. Wózek opatrzono specjalną kartką z informacją „delivery at aircraft”, oznaczającą, że zostanie mi dostarczony zaraz po wyjściu z samolotu zarówno na lotnisku transferowym, jak i docelowym. Na pokład przewieziono mnie na specjalnym, wąskim wózku, z którego korzystałam również, gdy chciałam skorzystać z toalety na pokładzie (przystosowana, z uchwytami i poręczami). Lot z Monachium do Pekinu trwał ponad dziewięć godzin. Powrotny z Szanghaju do Monachium - 12 godzin.
Na zdjęciu: Marmurowa Łódź. Fot.: arch. Lilli Latus
Na lotnisku w Pekinie uwagę zwracały przede wszystkim stanowiska kontroli medycznej, obsługa w maskach na twarzy i urządzenia mające za zadanie wykrywanie podróżnych z podwyższoną temperaturą. To środki ostrożności związane z pojawieniem się na świecie wirusa A/H1N1. Na szczęście nikogo z naszej grupy nie zatrzymano ani nie poddano kwarantannie. Spotykamy się z chińską przewodniczką, którą będziemy nazywać Kasią (jej chińskie imię jest nie do powtórzenia), przestawiamy zegarki (6 godzin do przodu) i zaczynamy naszą chińską przygodę!
Przejazd do hotelu to już pierwszy kontakt ze stolicą Chin, w której zaskakują rozmach, nowoczesność i czystość. Znikają hutongi (stare dzielnice). Nie widać Chińczyków w mundurkach na rowerach, za to jest dużo kolorowo ubranych ludzi na elektrycznych skuterkach. Chinki kryją się pod parasolkami, chroniąc się przed słońcem. Hotel Yong An ma podjazd, a przestronny pokój przystosowaną łazienkę. W pokojach są również herbata i jednorazowe kapcie. Tak będą wyglądały pozostałe hotele na trasie. Po dwugodzinnym odpoczynku zaczynamy zwiedzanie.
Na zdjęciu: Poranna gimnastyka w parku. Fot.: arch. Lilli
Latus
Wysokie progi świątyni
Świątynia Nieba to kompleks z pięknym parkiem, zbudowany w XV wieku
za czasów dynastii Ming. W jego skład wchodzą trzy główne grupy
zabudowań - Cesarskie Sklepienie Nieba, Pawilon Modlitwy o
Urodzaj, i Okrągły Ołtarz. Cesarz Chin odprawiał tu co roku modły o
urodzaj w nadchodzącym roku. Mieszkańcy Pekinu nie mieli prawa
uczestniczyć w obrzędzie. Dziś przybywają tu tłumnie. Na terenie
kompleksu potrzebowałam pomocy w pokonywaniu niektórych
etapów trasy zwiedzania (schody, kilkupoziomowe tarasy). Poza tym
dla zabytków Chin charakterystyczne są wysokie progi (dochodzące do
30 cm wysokości), które świadczyły o statusie gospodarza i miały
również za zadanie odpędzać złe duchy. W wielu obiektach to będzie
najtrudniejsza i najczęstsza bariera. Pierwszy dzień pobytu w
Pekinie kończymy w restauracji. Na okrągłym stole z dużą, obrotową
tacą pojawiają się kolejne dania i zielona, jaśminowa herbata.
Próbujemy (z różnym powodzeniem) jeść pałeczkami. Mam wrażenie, że
to najsmakowitsza kuchnia świata.
Na zdjęciu: Cesarskie Sklepienie Świątyni Nieba w Pekinie.
Fot.: arch.: Lilli Latus
Więcej, lepiej, bardziej
Następnego dnia najpierw odwiedzamy wioskę olimpijską.
Przy stadionie („Ptasie Gniazdo”) i pływalni („Kostka Lodu”)
mnóstwo sprzedających olimpijskie gadżety. Chiny z wielką
dumą przygotowywały się do organizacji Igrzysk Olimpijskich w
2008 roku. Hasło „Więcej, Lepiej, Bardziej” najwyraźniej ciągle
przyświeca Chińczykom, którzy chętnie mówią o rozwoju swojego
kraju. Unikają niewygodnych tematów. Przewodniczka Kasia przy
próbie rozmowy o demokracji i polityce uśmiecha się i zmienia
temat. Wiemy tylko, że jest jedynaczką.
Kolejny punkt programu to Wielki Mur – jeden ze współczesnych cudów świata. Jedziemy na jeden z lepiej zachowanych fragmentów. Na miejscu okazuje się, że pomyślano tu o turystach niepełnosprawnych – jest podjazd i przystosowana toaleta. Z radością i satysfakcją udało mi się przejechać dość znaczny odcinek muru. Niezapomniane przeżycie! Dzień kończymy w salonie Świat Pereł.
Na zdjęciu: Lilla Latus na Murze Chińskim. Fot.: arch. Lilli
Latus
Zwiedziliśmy również fabrykę jedwabiu i instytut haftu artystycznego. Mając możliwość zaglądania robotnicom przez ramię, podziwialiśmy benedyktyńską cierpliwość i niezwykły kunszt. Portrety przodowników pracy wywieszane na ścianach ciągle stanowią w Chinach ważny czynnik motywacyjny. Chińskie przysłowie mówi: „Żyj tak, jakbyś miał umrzeć jutro, a pracuj tak, jakbyś miał przed sobą wieczność”. Zdaje się, że pojęcie czasu w tym kraju kształtowanym nieprzerwanie przez tysiąclecia, jest szersze i bardziej perspektywiczne niż nasze europejskie.
Dyskretny znak zwycięstwa
Plac Niebiańskiego Spokoju (Tiananmen) jest największym placem na
świecie i wbrew swej nazwie był świadkiem bardzo dramatycznych
wydarzeń. Tu miała miejsce masakra studentów w 1989 roku. Plac od
samego rana jest pełen turystów i Chińczyków, licznie tu
przybywających. Oni również chcą mieć zdjęcie pod portretem Mao.
Niektórzy z nich, pozując do fotografii, dyskretnie pokazują
palcami znak zwycięstwa. Brama Niebiańskiego Spokoju prowadzi
do Zakazanego Miasta. Pałac Cesarski był siedzibą cesarzy.
Wzniesiono tu kilkaset pałaców i wiele pawilonów. Nierówna,
kamienista nawierzchnia i nieszczęsne, wysokie progi utrudniają
poruszanie się. W pobliskim parku Jingshan mamy okazję obserwować
Chińczyków, którzy grają w różne gry planszowe, śpiewają, tańczą i
puszczają latawce.
Na zdjęciu: Chińczycy na placu Tiananmen. Fot.: arch. Lilli
Latus
Pałac Letni w Pekinie jest nieodłącznie związany z postacią cesarzowej Cixi, która była najpierw jedną z kilkuset cesarskich nałożnic, by wkrótce jako matka jedynego cesarskiego syna, stać się regentką. Raz zdobytej władzy nie oddała nigdy, broniąc jej intrygą, tytaniczną pracą, urodą, mocą tradycji i siłą armii. Pałac Nefrytowych Fal, Pałac Rozwianych Obłoków, Marmurowa Łódź… Niezwykłe nazwy, niezwykłe miejsce.
Ogrody i śpiew
Następnym punktem programu jest Świątynia Harmonii i
Pokoju - jedna z najpiękniejszych i najbardziej znanych świątyń
lamaistycznych. Panuje tu wręcz mistyczna atmosfera.
Wieczorem jedziemy na dworzec kolejowy, by stamtąd pojechać
nocnym pociągiem do Suzhou. Komfortowe warunki (czteroosobowe
kuszetki z pościelą, indywidualne telewizory) są dużym
zaskoczeniem. Pociąg jest niskopodłogowy, wózkiem bez problemów
mogę dojechać do przedziału, do którego wejście jest jednak bardzo
wąskie. Do Suzhou dojeżdżamy wczesnym rankiem i udajemy się
najpierw do jednego z miejskich parków, gdzie mieszkańcy ćwiczą
tai-chi. Emanuje z nich spokój i pogoda. Dla wielu z nich to nie
tylko gimnastyka, ale również sposób spędzania czasu. W Suzhou
zwiedzamy Ogród Mistrza Sieci - jeden z najpiękniejszych przykładów
chińskiej sztuki projektowania ogrodów, która zawiera w sobie
elementy poezji, malarstwa i geomancji. I znowu te niezwykłe nazwy,
które mnie - poetkę - szczególnie zachwycają: Pawilon Dalekiej Woni
Ryżu, Pawilon Księżyca Wschodzącego z Podmuchem Wiatru etc..
Na zdjęciu: Sortowanie kokonów w fabryce jedwabiu. Fot.: arch.
Lilli Latus
Z Suzhou już niedaleko do Luzhi - wioski usytuowanej nad siecią kanałów dorzecza Jangcy. Tu mamy okazję zobaczyć kawałek chińskiej prowincji. Od czasu do czasu rozlega się śpiew "wioślarek" przewożących turystów. Wszędzie mnóstwo kramików, warsztatów.
Please, drive me to…
Szanghaj
Z Suzhou jedziemy do Szanghaju. XXI wiek panuje tu już w pełnej
krasie. Stary Szanghaj to przede wszystkim kolonialne kamienice,
nowy Szanghaj - głównie dzielnica Pudong z wręcz futurystyczną
zabudową. Najbardziej charakterystyczne budowle to m.in.: Perła
Orientu – imponująca wieża telewizyjna, najwyższy budynek w Chinach
Jin Mao, wieżowiec centrum finansowego zwany "otwieraczem do
butelek". Z tarasu wieży telewizyjnej możemy spojrzeć na osnutą
mgłą panoramę magicznego miasta. Znany bulwar Bund w czasie
naszego pobytu był zamknięty z powodu remontów. Szanghaj
przygotowuje się do wystawy Expo 2010. Niebieska maskotka wystawy
Haibao jest wszędzie widoczna. Symbolizuje chiński znak ren (人), czyli
człowieka.
Na zdjęciu: Szanghaj - Stare Miasto. Fot.: arch. Lilli
Latus
Ostatniego dnia mamy kilka godzin do odlotu. Postanawiamy z Markiem wykorzystać ten czas na zwiedzanie Szanghaju na własną rękę. Prosimy w recepcji, by nazwy miejsc, do których chcemy dojechać, zapisano nam po chińsku, ponieważ taksówkarze nie znają angielskiego. Hotel ma nawet specjalne wizytówki ze zwrotem: "Please, drive me to… ("proszę, zawieź mnie do…"). Prosimy o zapisanie nazwy "Stare Miasto" i z takim niezbędnikiem ruszamy na pożegnalne spotkanie z Chinami. Zanurzamy się w labirynt wąskich uliczek z charakterystycznymi drewnianymi domkami, robimy ostatnie zakupy. Próbujemy zapamiętać jak najwięcej, bo wspomnienia są również formą spotkania.
Komentarze
-
Jestem pelna podziwu!
17.02.2019, 10:59Jestem pelna podziwu i gratuluje pogody ducha i wspanialych podrozy a takze ciekawych relacji ktore sa bardzo przydatne dla mnie. Moj maz porusza sie rowniez na wozku inwalidzkim i mimo postepujacej choroby " podbijamy " w dalszym ciagu swiat...a Chiny to jedno z miejsc ktore chcielibysmy zwiedzic i ciesze sie, ze dzieki Pani relacji z pobytu w tym miejscu, wiem teraz, ze bedziemy w stanie wjechac wozkiem inwalidzkim na wielki mur chinski..a jest to marzenie mojego meza. Zycze duzo zdrowia i mnostwo cudownych podrozy!odpowiedz na komentarz -
anty podziw
28.06.2016, 18:41cóż dodać,zapłacili ipojechaliodpowiedz na komentarz -
No najlepiej...
22.01.2010, 16:17...zbesztać, ponarzekać bo takim to dobrze... a samemu nic nie robić w tym kierunku... dopóki mentalność niepełnosprawnych się nie zmieni, dopóty ludzie nas tak będą postrzegać. Tutaj nie chodzi o to kogo na to stać, tylko ile osób na wózku, by się zdecydowało na taką podróż nawet, gdyby znalazł sponsora?odpowiedz na komentarz -
"Pałac Cesarski był siedzibą cesarzy"
26.12.2009, 00:56Bardzo odkrywcze! :-)odpowiedz na komentarz -
Jak ktoś sobie ma wyrobiony obraz niepełnosprawnego, który ciągle narzeka na życie, los itp., to po poznaniu Lilly kardynalnie to zmienia. Bo to jest nie ta osoba, która prosi o pomoc, lecz która jest zawsze gotowa pomóc. Jeszcze nie słyszałam od Lilly, że nie ma na coś/dla kogoś czasu czy sił. Bierze się każdej roboty - dużego tłumaczenia i małej korekty. I wszystko to odkłada na spełnienia marzeń, które się nałożyły w tych latach, gdy mieszkała na 4 piętrze do windy i wybranie się do sklepu było większym wyzwaniem niż teraz podróż do Chin. Znajomości języka angielskiego też nikt na tacy do Lilly nie przyniósł - nauczyła się i wciąż się uczy tego własnymi siłami. A jak ktoś zazdrości komuś czego, na co ten ktoś sobie po prostu zasłużył i zapracował ciężką pracą - a no to niech bierze się do roboty albo przestawi swoje priorytety. Moje dochody może są większe od Lilly, ale wybrałam mieszkanie w dużym domu, więc co roku wydaję na jego utrzymanie tyle, ile Lilla na podróże (bo mieszka w malusieńkim mieszkanku)...każdemu swoje:) Tak trzymaj, Lillo - inwestujesz w to, czego nikt nie jest w stanie nam odebrać - wspaniałe wspomnienia:) Pozdrawiam cieplutkoodpowiedz na komentarz
-
wspaniała podróż!
30.09.2009, 08:39Wspaniała podróż! Z niecierpliwością czekam na kolejne interesujące relacje z odległych zakątków świata... .odpowiedz na komentarz -
Wielu sprawnych finansowo też nie stać na taką podróż. Ale po co od razu tyle żółci wylewać, zazdrościć? Przecież Lila nie po to opisuje gdzie była żeby się przechwalać, że ją stać - tylko chce udowodnić, że warto mieć marzenia - nawet z pozoru nierealne - a potem trzeba przekonać przede wszystkim samego siebie, że to MOŻLIWE!odpowiedz na komentarz
-
KOGO NA TO STAĆ Z POLSKICH NIEPEŁNOSPRAWNYCH? Na pewno nie takiego przeciętnego, niepracującego, biednego rencisty, która ma na rękę, Natomiast, takich on jak Posłowie Marek Plura, Sławomir Piechota oraz między innymi szanowny pan prezes S. P.I. Piotr Pawłowski mogą skorzystać, jak i ZUS-owscy URZĘDASY.odpowiedz na komentarz
-
Super ciekawe!
29.08.2009, 16:15Super ciekawy obraz współczesnych Chin widziany oczyma poetki na wózku. Gratuluję podróży i wspaniałych przeżyć. Trochę zazdroszczę, ale może kiedyś na emeryturze ? Jędruśodpowiedz na komentarz -
Niech Pani raz opisze ile te Pani przyjemności kosztują.Po co się chwalić co widziałam,jadłam i przeżylam,tylko ja się pytam na litość boską ile mam uszykować pieniędzy żeby tam pojechać.Czy to jest tajemnicą?odpowiedz na komentarz
-
super
28.08.2009, 20:39Jestem pełna uznania dla podróżujących.Mnie nie byłoby stać ani finansowo, ani psychicznie, nie znając języka bałabym się.odpowiedz na komentarz
Polecamy
Co nowego
- W 2025 roku nowe kryteria dochodowe w pomocy społecznej
- Rehabilitacja lecznicza Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. O czym warto wiedzieć
- Czego szukają pod choinką paralimpijczycy?
- Gorąca zupa, odzież na zmianę – każdego dnia pomoc w „autobusie SOS”
- Bożenna Hołownia: Chcemy ograniczyć sytuacje, gdy ktoś zostaje pozbawiony prawa do samodzielnego podejmowania decyzji
Dodaj komentarz