Włączanie się upowszechni
Czy integracja to przeżytek? Jaki jest najnowszy trend w systemie edukacji osób z niepełnosprawnością? O tym w rozmowie z Piotrem Pawłowskim mówi profesor Akademii Pedagogiki Specjalnej Grzegorz Szumski.
Wywiad z prof. Grzegorzem Szumskim (mp3, 7,87 MB)
Piotr Pawłowski: Panie profesorze, w ostatnim czasie
używamy kilku terminów, jeśli chodzi o edukację osób z
niepełnosprawnością. Mówimy: "edukacja czy szkoły integracyjne,
edukacja włączająca". Czym to się różni?
Grzegorz Szumski: Edukacja włączająca jest nową
koncepcją integrowania osób niepełnosprawnych w szkole. Chodzi o
umieszczanie dzieci niepełnosprawnych w szkole bliskiej miejscu
zamieszkania, czyli w szkole rejonowej. Na marginesie dodam, że my
w ogóle nie doceniamy czegoś takiego jak zasada rejonizacji w
szkolnictwie, a ona jest, obowiązuje w większości krajów i jest
ważna. Druga istotna różnica polega na zmianie charakteru pomocy
specjalnej w szkole. Szkoła włączająca to najkrócej szkoła dla
wszystkich, ale szkoła organizowana nie przez pedagogów specjalnych
oddzielnie i przez nauczycieli zwykłych oddzielnie, tylko szkoła
organizowana wspólnie. To siłą rzeczy przenosi pewien ciężar
odpowiedzialności za kształcenie, także uczniów o specjalnych
potrzebach edukacyjnych, na zwykłego klasowego nauczyciela, który
jest tylko wspierany przez pedagogów specjalnych.
Czy zatem jest szansa, że każdego ucznia z
niepełnosprawnością będzie można włączyć do jego szkoły
rejonowej?
Tak, daje się włączyć każdego, bez względu na rodzaj i stopień
niepełnosprawności, jeśli system szkolny jest do tego
przystosowany, jeżeli ta szkoła rzeczywiście jest włączająca.
Oczywiście będziemy mieli różnice dotyczące zarówno zakresu
specjalnego wsparcia, specjalnej pomocy, jak i rodzaju tejże
specjalnej pomocy. Czy to znaczy, że to się przekłada na integrację
społeczną dzieci? To jest zupełnie inna historia i zupełnie
odrębnej miary. Czy dziecko z daną niepełnosprawnością także
zintegruje się z kolegami w wymiarze prywatnym, w ramach
kontaktów prywatnych, osobistych? Pewnie w jakimś stopniu tak. Tak
samo jak i dzieci sprawne.
Co mają zrobić mamy, które wychowują
dzieci z różnymi niepełnosprawnościami, żeby ich dzieci poszły do
szkoły rejonowej?
Mamusia może robić lobbing na rzecz zmiany systemu
edukacji, jeżeli jest przekonana do tej zmiany. Więcej specjalnie
może zrobić niewiele. Za to państwo może organizować szkoły w ten
bądź inny sposób, w tym w sposób włączający. To jest relacja między
jednostką a państwem. Szkoła nie należy do poszczególnych
obywateli. Szkoła należy do państwa, państwo nadaje jej
kształt.
Mamy jeszcze jeden problem. Często nauczyciele są
nieprzygotowani, aby uczestniczyć w tej edukacji włączającej. Co
należy zrobić?
Rzeczywiście szkoła włączająca jako nowy typ szkoły wymaga
nowego systemu kształcenia nauczycieli. Ten system , który nadal
jednak rozróżnia nauczyciela i pedagogów specjalnych, powinien tę
różnicę zachować, ona się na pewno nie zatrze. Za to zmiany w
systemie kształcenia powinny mieć miejsce zarówno w odniesieniu do
zwykłych nauczycieli, jak i w odniesieniu do pedagogów specjalnych.
Trzeba powiedzieć, że jeżeli chodzi o Polskę, to jest niestety
element mocno zaniedbany. Głównie ze względu na regulacje prawne
dotyczące zatrudniania na poszczególne stanowiska osób z
określonymi kwalifikacjami. Nie da się utrzymać na dłuższą metę, w
moim przekonaniu, wąsko profilowego kształcenia pedagogów
specjalnych, czyli na przykład pedagogów dla niewidomych,
niesłyszących itd., dlatego, że w przyszłości jest stosunkowo
niewiele miejsca dla nich. A jeśli będzie się utrzymywało takie
kształcenie, to tylko dla bardzo wyspecjalizowanych grup, do bardzo
wyspecjalizowanych zadań, ale nie jako nauczyciela szkolnego. Z
kolei w odniesieniu do nauczycieli zwykłych, którzy, jak już
mówiliśmy, mają nowe zadania w systemie włączającym, potrzebne jest
doświadczenie z zakresu nauczania grup różniących się czy grup
zróżnicowanych, czyli po prostu metodyki i dydaktyki włączającej.
Doświadczenia nasze w tej dziedzinie jak do tej pory są słabe i to
jest niewątpliwie jeden z czynników blokujących rozwój edukacji
włączającej w Polsce. Ale powtarzam, to jest kwestia przygotowania
kadry na uczelniach, kwestia decyzji administracyjnych czy
politycznych, dotyczących kwalifikacji dla nauczycieli.
Uważamy, że edukacja włączająca to pewnie dobry pomysł, ale
co zrobić w przypadku, gdy rodzice dzieci sprawnych nie chcą, aby
ich dzieci uczyły się z dziećmi z różnymi
niepełnosprawnościami?
Jeżeli pan jeździ na wózku inwalidzkim i pan chce wejść do urzędu
publicznego, to co mi do tego? Mam tyle do powiedzenia, co nic.
Szkoła, przypominam, jest instytucją publiczną. Szkoła
wytwarza relacje między państwem i obywatelami. Nie między
sprawnymi, niesprawnymi, wysokimi, niskimi, rudymi czy czarnymi,
tylko między państwem i obywatelami. I ta relacja powinna być
sprawiedliwa. Ja nie mam, jako obywatel, możliwości decydowania o
tym, czy ja chcę chodzić do szkoły z tym dzieckiem czy z tamtym
dzieckiem lub czy moje dziecko ma chodzić z tym czy tamtym
dzieckiem. To jest jakby poza kwestią. Istnieje oczywiście
możliwość, i w wielu krajach to się stosuje, zrobienia wyjątków dla
szkół niepublicznych, czyli na przykład szkół prywatnych. I
oczywiście one w niektórych krajach z różnych powodów
stawiają osobom niepełnosprawnym bariery w dostępie, na
przykład osobom z niepełnosprawnością intelektualną. To jest
zupełnie inna historia. To jest poza sferą publiczną. Jeżeli
państwo przyjęło rozwiązanie szkoły rejonowej, to zasadniczo
koncepcja edukacji włączającej dopowiada: każde dziecko, które
mieszka w tym rejonie.
Ale ostatnio w Wielkiej Brytanii rodzice są przeciwni temu,
żeby w programie dla dzieci występowała niepełnosprawna
prezenterka. Boimy się niepełnosprawnych?
Boimy się niepełnosprawnych, nadal. Nadal istnieją przekonania, że
obecność niepełnosprawnych obniża poziom nauczania w szkole. Nie ma
na to dowodów, żadnych. Ja takich nie znam. Wszystkie badania,
które znam, raczej nie pokazują tego. Nadal jest taka reakcja na
inność, na odmienność. Ona pewnie będzie w jakimś stopniu
występowała i za dziesięć lat i za dwadzieścia lat, tak jak reakcje
na inne mniejszości, na przykład homoseksualne. To są rzeczy, z
którymi się trzeba pogodzić. Świat nie jest idealny, koncepcja
edukacji włączającej też nie jest idealna. Koncepcja edukacji
włączającej jest lepsza dla świata współczesnego. Co nie znaczy, że
nie niesie ze sobą najprzeróżniejszych problemów.
Szkoły specjalne i indywidualny tok nauczania przejdą
za chwilę do lamusa?
Nie mówimy o rozwoju procesów naturalnych. Mówimy o
rzeczach, które podlegają decyzjom politycznym. Czy to się będzie
działo? W moim przekonaniu, będzie się działo stopniowo. To
widać na przykładzie Polski. Na początku lat 90. mieliśmy potężne
opory różnych środowisk, teoretyków, praktyków,
samych środowisk osób niepełnosprawnych przeciwko integracji.
Przez te ostatnie dwie dekady jakoś odwrotu od tego nie widać.
Trzeba pamiętać, że szkoła jest jakimś odzwierciedleniem potrzeb
społeczeństwa i potrzeb kultury, i ona ulegała ewaluacji na
przestrzeni dziejów. Kultura zmierza w kierunku różnorodności. Nie
ma innej opcji, szkoła musi odpowiadać na tę różnorodność, też się
musi zmieniać. Moim zdaniem, koncepcja edukacji włączającej będzie
się upowszechniała.
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- W 2025 roku nowe kryteria dochodowe w pomocy społecznej
- Rehabilitacja lecznicza Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. O czym warto wiedzieć
- Czego szukają pod choinką paralimpijczycy?
- Gorąca zupa, odzież na zmianę – każdego dnia pomoc w „autobusie SOS”
- Bożenna Hołownia: Chcemy ograniczyć sytuacje, gdy ktoś zostaje pozbawiony prawa do samodzielnego podejmowania decyzji
Dodaj komentarz