Z głową w chmurach
Większości osób (nie tylko niepełnosprawnych) postrzega skoki spadochronowe jako sport niebezpieczny i ekstremalny. Ponadto w powszechnej opinii funkcjonuje stereotyp, że wszelkie dysfunkcje natury fizycznej automatycznie dyskwalifikują daną osobę jeśli chodzi o uprawianie tej dyscypliny sportu.
Co więcej, ja również miałem podobne zdanie, dopóki sam nie znalazłem się na pokładzie samolotu lecącego 4 tys. metrów nad ziemią...
Pół roku temu mój brat bliźniak - Jurek postanowił spełnić swoje wielkie marzenie i zapisał się na kurs dla skoczków spadochronowych. W trakcie rozmowy telefonicznej z aeroklubem "niechcący" wspomniał o mnie. Ku jego zdziwieniu okazało się, iż porażenie mózgowe, na które choruję, nie stanowi żadnej przeszkody w skokach tandemowych, czyli z osobą towarzyszącą. Podano nam kontakt do osoby posiadającej uprawnienia do prowadzenia tego rodzaju lotów.
Przyznam, że początkowo byłem trochę oszołomiony możliwością obserwacji świata z lotu ptaka, która pojawiła się niespodziewanie. Postanowiłem nie zmarnować okazji i udowodnić innym, a przede wszystkim sobie, że nie ma rzeczy niemożliwych!
W ostatnią sobotę września, na ukoronowanie kończących się właśnie wakacji, ruszyłem wraz z Jurkiem do Piotrkowa Trybunalskiego. Na tamtejszym lotnisku miał czekać na nas Bartosz, znany bardziej jako "Dragon" - mój tandem-partner. Podczas jazdy słynną "gierkówką" obydwaj z niepokojem patrzyliśmy w niebo spowite gęstymi chmurami i poranną mgłą. Warunki pogodowe były dla nas istotne, ponieważ zła widoczność mogłaby uniemożliwić wylot samolotu, który wynosi skoczków na odpowiednią wysokość. Na szczęście około południa, kiedy już dojechaliśmy na miejsce, zaczęło wychodzić słońce.
Dragon okazał się bardzo sympatycznym człowiekiem, a przy tym
profesjonalistą w każdym calu. Jest jednym z pięciu ludzi w Polsce skaczących z niepełnosprawnymi.
Ma na swoim koncie ponad 2200 skoków w tym 28 z osobami niepełnosprawnymi (jego partnerami były
m.in. osoby jeżdżące na wózkach oraz niewidomi). Jak sam mówi, skoki dają mu ogromną satysfakcję.
Dzięki swoim umiejętnościom, może zapewnić innym niezapomniane wrażenia.
Zwrócił jednak uwagę na małe zainteresowanie skokami ze strony osób niepełnosprawnych. Niewiele
osób wie o takiej możliwości.
Przed skokiem musiałem przejść wstępne szkolenie, abym był w pełni świadomy tego, co się wydarzy. Dragon powiedział mi, że przez cały czas będę podpięty do niego specjalnymi karabińczykami, zdublowanymi dla potrzeb tandemu. Ponadto pilot bierze zawsze na siebie cały ciężar skoku i lądowania. Ja miałem po prostu "o nic się nie martwić, a jedynie rozkoszować lotem". W ramach zabezpieczenia obok spadochronu podstawowego mieliśmy także zapasowy (który oczywiście się nie przydał).
Po części teoretycznej przeszliśmy do ćwiczeń praktycznych. Jeszcze na ziemi opanowałem prostą sekwencję czynności (zwanych popularnie "bananem"), które trzeba wykonać w powietrzu podczas lotu. Ta część przygotowań miała pokazać Bartoszowi, jaki mam zakres ruchów i w czym ewentualnie trzeba będzie mi pomóc (np. przez podwiązanie nóg, aby pozostały ugięte). Pomyślnie przeszedłszy wszystkie naziemne testy, przebrany w specjalny kombinezon, musiałem czekać około 30 minut na wylot mojej grupy. Pozostało jeszcze tylko dopełnić wszelkich formalności - podpisałem oświadczenie, że jestem w pełni władz umysłowych, oraz że skaczę na własną odpowiedzialność.
W samolocie leciało nas dziesięciu, w tym Wąsiu - skoczek, który uwiecznił mój wyczyn na zdjęciach. Po osiągnięciu 3 500 metrów wszyscy zaczęli przygotowywania do skoku. Poprawiali umocowania, a także klepali się wzajemne po goglach - podobno na szczęście. Gdy wysokościomierz Dragona pokazał 4 000 m, mrugnęła czerwona lampka. Otworzono właz, powiało chłodem i wszyscy po kolei zaczęli znikać pod nami.
Skakaliśmy z maksymalnego dopuszczalnego pułapu, na którym nie trzeba mieć specjalistycznego sprzętu, czyli z 4 000 metrów. Pozwalało nam to na minutę "swobodnego spadania", to znaczy przez około 60 sekund po opuszczeniu samolotu mogliśmy lecieć bez otwierania spadochronów.
Skakałem jako ostatni, aby się z nikim nie zderzyć. Moment opuszczenia samolotu wspominam najgorzej. To był pierwszy, a zarazem ostatni moment strachu. Przez ułamek sekundy pomyślałem: "Co ja właściwie tutaj robię?".
Dalsze przeżycia, a zwłaszcza ilość działających na mnie bodźców, są nie do opisania. Ciśnienie zatykało uszy, a w dole rozpościerała się panorama zabudowań niczym z dziecięcych klocków. Do tego świadomość, iż w jakimś stopniu łamie się prawa natury... Wszystko to powodowało niesamowity zastrzyk adrenaliny, przez moment człowiekowi zdaje się, jakby mógł zrobić prawie wszystko! Mógłbym nawet zaryzykować stwierdzenie, że nie czułem wtedy mojej niepełnosprawności. Niestety minuta wydała się być sekundą i zanim tak na dobre zakosztowałem "swobodnego spadania", trzeba było już otwierać spadochron.
Kolejne kilka minut opadaliśmy, delikatnie unoszeni przez wiatr. W ostatniej fazie lotu mogłem samodzielnie wyznaczać kierunek poprzez pociągnięcie linek sterowniczych po bokach spadochronu. Jeszcze przed wylądowaniem wlecieliśmy w chmurę, więc mogę spokojnie powiedzieć, że bujałem w obłokach. Sam manewr "siadania" na ziemi odbył się bez komplikacji, ponieważ byliśmy dla bezpieczeństwa asekurowani przez "obsługę naziemną".
Chwilę potem, gdy stałem już na ziemi, miałem ochotę znów wsiadać do samolotu. Jak później mi powiedziano, takie podekscytowanie, a także promienny uśmiech, są typowe dla osób skaczących po raz pierwszy w życiu.
Kiedy emocje trochę opadły, Dragon odczytał ze specjalistycznego urządzenia, które miał ze sobą, podstawowe parametry naszego lotu. Średnia prędkość spadania - 185 km/h, maksymalna - 202 km/h. Wartości te mówią chyba same za siebie....
Niestety, chcąc pozostać obiektywnym, muszę przyznać, że skoki tandemowe nie należą do tanich - jeden kosztuje bowiem 500 zł. Mimo to obiecałem sobie jednak, że w przyszłym roku znów pobujam w obłokach, bo naprawdę warto!
Zobacz galerię zdjęć ze skoku Tomka
Dla zainteresowanych:
Bartosz "Dragon" Staśkiewicz
e-mail: dragonskydive@poczta.onet.pl
tel. kom.:0 608 596 099
Profesjonalna Szkoła Spadochronowa
www.aff.com.pl
Komentarze
-
witam wsystkim
02.01.2015, 01:05ja tez jestem niepiełnosprawni i szkoda ze nie mam tyle kasy ale jesli ktos bym pomóg zapłacic to bym skoczyłodpowiedz na komentarz
Polecamy
Co nowego
- W 2025 roku nowe kryteria dochodowe w pomocy społecznej
- Rehabilitacja lecznicza Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. O czym warto wiedzieć
- Czego szukają pod choinką paralimpijczycy?
- Gorąca zupa, odzież na zmianę – każdego dnia pomoc w „autobusie SOS”
- Bożenna Hołownia: Chcemy ograniczyć sytuacje, gdy ktoś zostaje pozbawiony prawa do samodzielnego podejmowania decyzji
Dodaj komentarz